zdj:flickr/Daniel Kedinger/Lic CC
(Łk 9,57-62)
Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą,
dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki
powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł
oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi
najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich
umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść
za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu
odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie
nadaje się do królestwa Bożego.
Mili Moi…
Leje dziś od rana z krótszymi lub dłuższymi przerwami… Podejrzewałem więc, że
dzień będzie zupełnie bezpłodny i nic nie uda mi się stworzyć. A jedyne miejsce
odpowiednie na taką środę, to fotel i ciepły kocyk. Ale o dziwo pojawił się
jakiś przypływ sił twórczych. Wspominałem, że wkrótce rekolekcje małżeńskie,
podczas których mam jedenaście wystąpień. Nie nazwałbym tego konferencjami, bo
są to wystąpienia raczej krótkie, ale nie zmienia to faktu, że trzeba je
przygotować. Może jest to nawet trudniejsze, bo mając do dyspozycji pięć
minut, trzeba naprawdę wiedzieć co chce się powiedzieć. No i dziś udało mi się wytworzyć
sześć (co z wczorajszymi dwoma daje w sumie osiem). Jeśli więc dobrze pójdzie,
będę mógł jutro zakończyć ten wątek. Oczywiście nie oznacza to, że wspomniany
fotel będę mógł spokojnie zająć. Dzień po rekolekcjach małżeńskich kolejne
skupienie dla sióstr. A tu praca jest już znacznie bardziej wymagająca i
poważniejsza. I potrwa pewnie kilka dni… A wkrótce po tym, konferencja na
wieczór ewangelizacyjny w New Jersey… Nie ma więc mowy o nudzie i lenistwie.
A nad Słowem z
jednej strony wielka wdzięczność Jezusowi. Bo On gra w otwarte karty. Jeśli
będziesz chodził ze mną, to musisz się liczyć z tym, że łatwo nie będzie. Co
więcej, musisz zostawić dotychczasowe życie, bo od tego zależy twoja
skuteczność. Musisz pozwolić odejść ludziom, musisz zakwestionować wiele
relacji i zmienić swoje zwyczaje, bo tylko wówczas będziesz mógł stać się sługą
Królestwa.
I kiedy jesteśmy
młodzi (bardzo młodzi – myślę tu o nas, zakonnikach), jesteśmy na to wszystko
całkowicie gotowi, zdecydowani i nie możemy się doczekać, żeby tak żyć. A potem
zaczynamy troszkę się wycofywać. Taka ludzka natura – niełatwo jej trwać w tym,
co wymagające. Ale, że nie do końca wypada tak po prostu się wycofać, więc
zaczynamy trochę grać. Tak odrobine udawać, wkładając ogromnie dużo energii w
to, żeby przed Jezusem jakoś zachować twarz, a jednocześnie, żeby w kilku
mądrych słowach umieć uzasadnić swoją wcale nie najgorliwszą postawę…
Widzę to od lat… I widzę jak temu ulegam… Zwłaszcza, gdy czytam ostatnio
ciekawą książkę, która bardzo mi przypomina o ideale franciszkańskim, który
wybrałem i który ślubowałem. Ile trudu włożyliśmy, żeby go trochę rozmyć, tak
dostosować do naszych możliwości, przyciąć na naszą miarę… Ileż zgrabnych
historii się nasłuchałem, a ile sam wytworzyłem. Historii, które mają przykryć
moją niemoc, nieumiejętność, duchową biedę…
A potrzeba czegoś
zupełnie innego… Czegoś dużo prostszego… Cichego i spokojnego nawrócenia… Do
życia Chrystusowego… Do życia Franciszkowego… Do życia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz