czwartek, 27 czerwca 2019

nie czekaj...


Photo by James Lee on Unsplash
(Mt 7,21-29) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?" Wtedy im oświadczę: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości". Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry, i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”. Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.


Mili Moi…
Ja wciąż w Zduńskiej Woli… Głoszę rekolekcje księżom i braciom orionistom. Jest to wymagające dzieło. Nie tylko dlatego, że to księża, a wiecie jak to w gronie ekspertów – łatwo o postawę „ale my to już wszystko wiemy”. Oczywiście nie znam serc słuchaczy i mam wielką nadzieję, że przyjmują słowo. Nie pomaga nam w tym z pewnością pogoda. Upały, jak wszędzie, tak i tu wdzierają się każdą szczeliną, co zwłaszcza w kaplicy jest trudne do zniesienia. Ale walczymy… Chłopaki są grzeczne – nie chrapią zbyt głośno, a i ja staram się ich nie budzić… No nie, trochę żartuję – staram się ich obudzić na wszelkie duchowe sposoby i mam nadzieję, że Duch działa sobie znanymi środkami.

Powoli tez zbieram siły duchowe na cały tour rekolekcyjny, który przede mną. Już w poniedziałek ruszam do Szamotuł, głosić siostrom franciszkankom, potem rekolekcje dla dziewcząt u sióstr betanek w Gdańsku, no i siostry dominikanki w Wielowsi pod Tarnobrzegiem (to dopiero koniec świata – dziś kupowałem bilet na dwunastogodzinną podróż).

A Pan dziś mówi o stabilności życiowej, o bezpiecznym budowaniu na skale, wynikającym ze słuchania i zachowywania Słowa. Najpierw ze słuchania… Tak bardzo jestem wdzięczny Ojcu, że nawrócił mnie w tym względzie już sporo lat temu. Osobista medytacja, która była oczywista w seminarium, nie była już tak bardzo oczywista tuz po jego opuszczeniu. Masa obowiązków, przygotowywanie kazań – uwierzyłem, że można się obejść bez Słowa… I żyłem tak kilka lat. Medytując nieregularnie. Dopiero Szkoła Wychowawców Seminaryjnych, do której jeździłem do Krakowa pokazała mi żywe Słowo. Dopiero tam zrozumiałem, że bez codziennej medytacji obumieram, znikam, pustoszeję… Od tego czasu każdy dzień zaczynam ze Słowem i tylko nadzwyczajne okoliczności mogą mi w tym przeszkodzić… To cudowne chwile, kiedy siedzę z Księgą na kolanach i pozwalam Bogu mówić… A ja staram się „zamienić się w słuch”.

Spróbujcie… Bo co tam mówić o zachowywaniu, kiedy nie ma słuchania… Zacznijcie od codziennego słuchania. To kosztuje, ale jak smakuje… Spróbujcie… Słowo daje życie…

niedziela, 23 czerwca 2019

więcej...


Photo by Jake Ingle on Unsplash
(Łk 9,18-24) 

Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: ”Za kogo uważają Mnie tłumy?”. Oni odpowiedzieli: ”Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”. Zapytał ich: ”A wy, za kogo Mnie uważacie ?”. Piotr odpowiedział: ”Za Mesjasza Bożego”. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: ”Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: ”Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.


Mili Moi…
Dziś w południe zakończyłem rekolekcje powołaniowe u sióstr franciszkanek w Poznaniu. Rzadko dziś ktokolwiek ośmiela się tak nazywać rekolekcje. Podobno to dlatego, żeby ludzi młodych nie płoszyć. Kto by pomyślał, że to takie płochliwe towarzystwo… Siostry jednak zaplanowały ten czas dla dziewcząt, które już bardzo konkretnie zastanawiają się nad wyborem drogi życia. Minimalna granica wieku była więc podwyższona, a tematy były ściśle związane z rozeznawaniem. Dotarło osiemnaście dziewcząt i w moim przekonaniu był to piękny czas i dla nich i dla mnie. Dużo ważnych i naprawdę głębokich rozmów przy ich ogromnej otwartości. To mnie zawsze zdumiewa i fascynuje – im bardziej otwarta dusza, tym więcej miłości, takiej prostej i czystej wlewa Bóg wobec niej w moje serce. Otwarcie się bowiem zakłada sporą bezbronność, wystawienie się na zranienia, a zatem wielkie zaufanie. A ja zawsze modlę się tylko o to, żebym tego nie zawiódł… A Pan daje mi wówczas sporo natchnień i odkrywczych myśli… Widzę działanie Ducha na każdym kroku…

Rekolekcje zakończyliśmy wczesnym popołudniem, a już o 15 ruszałem pociągiem do Zduńskiej Woli, gdzie o 19.45 rozpocząłem rekolekcje dla księży orionistów. Kolejne pięć dni będziemy się spotykać ze Słowem, a ja mam ten przywilej, że mogę im je głosić. Mam ogromny sentyment do tego miejsca. Przez wiele lat, pielgrzymując do Częstochowy, jeden z noclegów wypadał nam w tym mieście i tej parafii. Później miałem również okazje głosić rekolekcje parafialne w tym miejscu. Zawsze wracam tu z radością… Widzę tu okruchy mojej młodości…

Dziś postanowiłem ponieść małą ofiarkę  przedrekolekcyjną i pójść z dworca do domu rekolekcyjnego pieszo. To ładny, półgodzinny marsz. Wysoka temperatura. Ciężka walizka. Ale się nie udało… Bo w połowie drogi zatrzymała się pani i zaoferowała swoją pomoc. Po prostu mnie przywiozła. Ludzie są dobrzy… Wciąż tak wielu dobrych…

A dziś myślę sobie kolejny raz o pytaniu Jezusa… Kim dla Ciebie jestem? Myślałem sobie dlaczego irytuje mnie, kiedy to pytanie jest nadużywane i banalizowane?  Zdałem sobie sprawę, jak bardzo jest ono ważne… Chyba właśnie dlatego, że to jedno z najważniejszych pytań, drażni mnie, kiedy jest stawiane w niepoważny sposób… Dlaczego jest takie ważne? Bo od odpowiedzi zależy nasza zdolność zachowania Ewangelii. Jeśli Jezus naprawdę nie stanie się naszym Mesjaszem, to nie ma szans na branie swojego krzyża, naśladowanie Go, tracenie swojego życia… Bo niby po co? Dla kogo? Z jakiej racji? Tylko prawdziwa bliskość z Mesjaszem może nas do tego uzdolnić.

Problem polega chyba na tym, że my jesteśmy trochę „zaprogramowani” na właściwa odpowiedź. Kiedy pada powyższe pytanie, my wiemy co należy odpowiedzieć. Ale czy to, co wypowiadają nasze usta, pokrywa się z prawdą naszych serc? Czy może mówimy raczej o tym, czego byśmy chcieli, o naszych pragnieniach, czy wyobrażeniach…? Jak uchwycić prawdę? Poprzez pytanie pomocnicze… Zapytaj dziś siebie do czego jesteś w tej chwili zdolny dla Jezusa? Co jesteś gotów dla Niego zrobić? Szczerze i zgodnie z prawdą… A potem możesz Go prosić o zdolność do „więcej”. Bo chyba wszyscy potrzebujemy „więcej”.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

mój Bóg...


Photo by Javardh on Unsplash
(Mt 5,38-42) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: "Oko za oko i ząb za ząb". A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”.


Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z kolejnego weekendu małżeńskiego. Tym razem z podpoznańskiego Moraska. I znów nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, jak to, że nic lepszego ponad kapłaństwo w życiu mi się nie przytrafiło. Bóg jest dla mnie niesamowicie dobry, bo pozwala mi doświadczać prawdziwych cudów. Niejednokrotnie są to cuda największe, których nie waham się nazywać wskrzeszeniami. W tych dniach byłem świadkiem i uczestnikiem kilku kolejnych. Bóg wskrzeszał swoje dzieci, sprowadzał niektóre z nich z bardzo daleka. Tak bardzo bliski im się czułem. Dał mi Pan Bóg ogromnie dużo miłości do tych, którzy tam byli. W te dni czułem, że to właśnie miłość mnie rozpiera. Nieba bym im przychylił… Ale na szczęście nie musiałem, bo Pan czynił to na moich oczach… Jak cudownie być księdzem…

Myślę sobie, że to właśnie takie chwile Bożej interwencji, które cierpliwie zbieram i których widzę dziesiątki, setki, stają się źródłem siły na chwile, o których mówi dziś Jezus w Kazaniu na górze… Nie stawiać oporu złu… Nadstawić drugi policzek… To trudne… Ale chyba możliwe właśnie dzięki temu, że widzę Boga działającego. Widzę Jego chwałę, która się objawia…

W ubiegłym tygodniu, kiedy wracałem ze spowiedzi od sióstr, była już późna godzina wieczorna, a w wagonie tramwajowym ja i młody człowiek z butelką piwa wyraźnie już wstawiony. Podszedł do mnie, kiedy tylko wsiadłem i zasypał mnie stekiem obelżywych wyzwisk… Zachowywał się przy tym niezwykle agresywnie… Zawsze podkreślałem, że nie spotkała mnie dotąd sytuacja, w której naprawdę bym się wystraszył cudzego zachowania w związku z moim habitem. Ta sytuacja była tą pierwszą… Wyraźnie wyglądało na to, że dostanę po gębie… Postanowiłem więc wysiąść na najbliższym przystanku… Poleciała za mną puszka z piwem, a chłopiec… wysiadł ze mną. Wymierzył mi tylko delikatny cios w bok i poszedł w swoją stronę… Co czułem? Byłem oszołomiony… W moim kraju, w którym dotąd czułem się bezpiecznie… Niedowierzanie… Zdumienie… Niepokój…

Modliłem się za niego całą drogę do domu… Mój Bóg jest żywy! Mój Bóg jest Bogiem miłości! Mój Bóg przebacza! Mój Bóg się o ciebie zatroszczy! A ja habitu na kołek nie odwieszę, choćby następny duchowy biedak chciał rozkwasić mi nos… Ani dla wygody… Ani dla poczucia bezpieczeństwa… Ani z żadnego innego powodu… Mój Bóg jest tego wart!!!

czwartek, 13 czerwca 2019

dar mojego Boga...


Photo by Daria Sukhorukova on Unsplash
(J17,1-2.9.14-26) 
W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: "Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie. Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, że Ty Mnie posłałeś. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich".


Mili Moi…
Dopiero co wróciłem z weekendu dla małżeństw w Szwecji, a już jutro ruszam na podobny weekend do Moraska, pod Poznaniem. Dużo radości z tej mojej posługi wobec rodzin. Ale o ile tu tematy są już przemyślane, o tyle absorbują mnie teraz rekolekcje dla księży, które prowadzę za tydzień. Im powiedzieć cos mądrego, pobudzić wiarę, zaprosić do refleksji, to będzie dopiero prawdziwe wyzwanie. Nam nie tak łatwo się nawracać, nie tak łatwo ustawić się w roli ucznia, kiedy prawie wciąż jest się nauczycielem…

Dziś w szczególny sposób Jezus pokazuje nam siebie – Najwyższego Kapłana. Jego naśladujemy, za Nim idziemy, od Niego mamy się uczyć. Cudownie byłoby o tym pamiętać, ale nie działa to automatycznie. Wysiłek w ciągłym korygowaniu się, w podejmowaniu służby ciągle na nowo, każdego dnia wobec tych, którzy potrzebują… Wymagające. Ale jakie cudowne, kiedy rzeczywiście można spojrzeć na ludzi pokrzepionych Słowem, pojednanych z Bogiem… Mogę powiedzieć po raz kolejny – kapłaństwo to najlepsza rzecz jaka mi się w życiu przydarzyła. Bóg jest dla mnie taki dobry obdarzając mnie tą łaską…

Dziś jakoś szczególnie dociera do mnie świadomość tego, że Jezus modli się właśnie za mnie, że myśli o mnie, że zależy Mu na mnie. On wie bardzo dobrze czym Jego kapłanów będzie kusił świat. On zna doskonale ich słabości. I właśnie dlatego błaga Ojca, aby ten ustrzegł nas od zła. Bo Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru – jak napisze święty Paweł w Liście do Rzymian. Skoro Jemu tak na mnie zależy, to na czym mi może zależeć bardziej niż na Nim? Czy może istnieć jakaś większa „atrakcja” niż mój Bóg? Niech Jego imię będzie błogosławione…

wtorek, 11 czerwca 2019

Szwecja...



(Mt 10,7-13) 
Jezus powiedział do swoich Apostołów: „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was”.


Mili Moi…
Dziś późną nocą wróciłem z weekendu prowadzonego dla małżeństw w Szwecji. Sporo wrażeń… Przede wszystkim arcyciekawi uczestnicy. Sześć małżeństw polskich, trzy szwedzkie i dwa mieszane. Języków w użyciu jednak nieco więcej, choć tłumaczenia tylko na szwedzki. Piękny dom rekolekcyjny nad jeziorem, cisza, spokój i ludzie, którzy są w takiej „religijnej chłodziarce”, że chętnie przyjmują takie wydarzenia. Ci, którzy wzięli udział, dzielili się swoimi przeżyciami i dowodzili, że dla nich to był piękny czas – odkrywania na nowo swoich współmałżonków, ale i Boga… Wiecie, że w Szwecji dominuje protestantyzm. Diecezja katolicka jest jedna i obejmuje cały kraj. Księży w sumie jest około 140. Wielu z nich to starsi panowie, od których trudno oczekiwać nadzwyczajnego dynamizmu. A jednak kilku Szwedów, których poznaliśmy, znalazło w Kościele Katolickim żywego Boga i wybrali katolicyzm, będąc wcześniej protestantami. A jak już wybrali, to są zdecydowanymi katolikami…

Sam kraj mnie nie urzekł nadmiernie… Mówi się, że ruch i intensywne życie to duże miasta. Myśmy takich nie zwiedzali. Tam, gdzie byliśmy wszystko działo się powoli, spokojnie – czyli nie tak jak lubię… Ulice puste, nie ma na nich zbędnych przedmiotów, wszystko jest czyste, niemal sterylne, „kwadratowe”. Popłynęliśmy promem do Danii pooglądać „zamek Hamleta” i z radością powitaliśmy nieco bałaganu na ulicach… Tak bardziej swojsko… Naturalnie…

Zgrane grono animatorów sprawiło, że to był naprawdę sympatyczny wypad, choć niestety znów jeden drobiazg nas nieco zmęczył. Żaden z czterech samolotów naszego narodowego przewoźnika, z którego usług korzystaliśmy, nie odleciał punktualnie. Nowe tłumaczenie skrótu LOT, które poznałem w drodze to Late Or Tommorow… Już w najbliższy piątek zaś dokładnie ten sam w formie weekend, ale już dla polskich uczestników w Morasku. Niech dobro się szerzy…

A dziś Słowo tak łatwo „przeskoczyć”. Bo to przecież do księży, zakonników, może jakichś innych „pracowników Kościoła”. Ale czy można stworzyć „Ewangelię branżową”? Dla księży? Górników? Gospodyń domowych? Przecież Jezus głosił ją do wszystkich i wszyscy są zaproszeni do jej zachowywania. Jaka mnogość codziennych sytuacji, w których można ją pokazać! Tak, pokazać… Bo to chyba prostsze „technicznie”, niż głoszenie. Ale żeby tak mogło się stać, trzeba najpierw w nią wierzyć… Wiecie, tak sobie myślę, że gdybyśmy wierzyli w to, co słyszymy, ale tak całym sercem, to bylibyśmy jasnymi promieniami światła w tym świecie. Ludzie pytali by nas dlaczego żyjemy inaczej, a słysząc odpowiedź i widząc poziom naszego spełnienia, byłoby znacznie więcej takich jak poznani przeze mnie w Szwecji Patrik, czy Ula, którzy odkrywaliby w Jezusie sens życia i gotowi byliby dla Ewangelii poświęcić wszystko… Gdybyśmy byli bardziej słoni, świat byłby bardziej spragniony… Gdybyśmy…


poniedziałek, 3 czerwca 2019

4782


Photo by Jon Tyson on Unsplash
(J 16,29-33) 
Uczniowie rzekli do Jezusa: „Oto teraz mówisz otwarcie i nie opowiadasz żadnej przypowieści. Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie trzeba, aby Cię kto pytał. Dlatego wierzymy, że od Boga wyszedłeś”. Odpowiedział im Jezus: „Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.


Mili Moi…
Dziś 4782 dzień mojego kapłaństwa, a jednocześnie trzynasta rocznica moich święceń kapłańskich. Wracam do nich myślą z ogromną radością i jak co roku wyrażam wielką wdzięczność Panu Bogu, że zechciał zaliczyć mnie do grona swoich przyjaciół… Tylu ochrzczonych, wyspowiadanych, odprowadzonych na cmentarz… A Słowo? Ile kazań? Ponad dwieście tur różnych rekolekcji. Morze pracy… A ja każdego dnia czuje się jakbym rozpoczynał od nowa, jakbym nic jeszcze nie zrobił, jakbym był u samego początku. I wciąż mi się chce. I ciągle ku czemuś zmierzam. I nadal głęboko wierzę, że warto. Ile jeszcze przede mną? Tego nie wiem. Jeśli Pan zechce, to zgasi światło nawet dziś. W Jego rękach jestem. Ale wciąż chyba gotów bardziej żyć, niż umierać – fiat voluntas tua…

Ten tydzień to ostatnie przygotowania do weekendu dla małżeństw w Szwecji. Lecimy w czwartek. To będzie prawdziwe wyzwanie i wielki czas Ducha Świętego. Zdecydowana większość uczestników to małżeństwa mieszane. Pojawi się kilka języków. Będą też obecni niekatolicy. Tłumaczom nie zazdroszczę. W każdym razie przed nami pracowity czas. Wielkich zwiedzań się nie przewiduje. Ale przynajmniej taka maleńka podróż. A podróżować lubię…

Dziś nad Słowem natomiast nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Pan z pewna nutą smutku i nie bez delikatnej ironii pyta swoich uczniów – teraz wierzycie? Naprawdę? A wcześniej nie wierzyliście? Co wam pomogło? Tylko to, że usłyszeliście coś nieco jaśniej? I wydaje wam się, że pojęliście?

A ja wam powiadam… Nadal niewiele rozumiecie. I choćbym nie wiem jak jasno wytłumaczył wam wolę Ojca, to uciekniecie na widok przemocy, która już się ku nam zbliża. Wasza wiara nie jest dla was wciąż punktem oparcia. Ona jest nadal krucha i wątła. Ale nie mam wam tego za złe. Co więcej – chcę was umocnić, sprawić, żebyście zwyciężyli lęk, żebyście mieli odwagę. To taki mój pożegnalny prezent. Dziś nie, ale nadejdzie dzień, kiedy zobaczycie co znaczy silna wiara… Kiedy na tej ziemi wyrosną krzyże jak las. I każdy z was znajdzie swój… Wtedy wasza wiara rozkwitnie. Wówczas zrozumiecie.