wtorek, 28 lutego 2023

Jego czy moja?


(Mt 6, 7-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Twoje imię! Niech przyjdzie Twoje królestwo; niech Twoja wola się spełnia na ziemi, tak jak w niebie. Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, Ojciec wasz nie przebaczy wam także waszych przewinień".

 

Mili Moi…
Cudowne rekolekcje u Sióstr Misjonarek zakończyłem w piątek. To był dobry czas. Nabrałem tam sił na wielkopostne zmagania. Wyciszyłem się, pomodliłem na spokojnie. W sobotę zamieniłem walizkę i wyruszyłem na pierwsze rekolekcje wielkopostne do Ostródy. Tu, w parafii świętego o. Pio, próbuję opowiadać ludziom o wymaganiach Ewangelii. Oprócz dorosłych próbuje też przemawiać do dzieci, które skądinąd bardzo mile mnie zaskakują. Jednak mniejsze ośrodki mają to do siebie, że dzieciaki są po prostu grzeczniejsze, bardziej skore do współpracy. Tak czy owak, głosi się dobrze, ale już jutro kończymy, więc wracam do domu.

W czwartek nagrywam z przemiła panią Moniką krótkie filmy dla TVP Gdańsk na temat Triduum Paschalnego. Mam nadzieje, że pójdzie nam dość szybko, bo nie chciałbym całego dnia na to przeznaczać, tym bardziej, że trzeba przysiąść nieco nad Pierwszą Sobota, której mam przewodzić w naszej parafii w Gdyni. Cieszę się, bo nieczęsto mam ku temu okazję. Za to wieczorem rozpoczynam już rekolekcje w parafii świętych Judy i Tadeusza w Chwaszczynie. To chyba jeszcze Gdynia. Niemniej mam dwadzieścia minut jazdy do tego kościoła z domu, więc rzeczywiście zamierzam dojeżdżać. Przynajmniej prześpię się w swoim domu.

A dziś po raz kolejny usłyszałem „bądź wola Twoja”. Ten temat chodzi mi po głowie od kilku lat. Ja cały czas proszę Pana, żeby mi ją objawiał. Szukam jej i chcę ją pełnić. Mam rzecz jasna wzloty i upadki. Czasem mówię Mu – tylko to, co Ty wymyślisz. A czasem – niech Twoja wola zgadza się z moją, bo sądzę, że tu mam naprawdę rację.  Czasem wydaje mi się, że coś wiem, podczas gdy tak naprawdę nie wiem właściwie nic. Wierzę, że On się moim losem interesuje, wierze w Jego plan uszczęśliwienia mnie i wierzę, że on jest lepszy od wszystkiego, co sam mógłbym wymyślić. A jednak są takie sytuacje, w których nie wyobrażam sobie, że może być inaczej, niż ja to sobie wymyśliłem. A potem nagle musze sobie to wyobrazić. I okazuje się to całkiem możliwe. Trudny dla mnie temat, w którym doznaję sporego napięcia. Został jeszcze dobry rok kadencji, w której pełnie funkcję Asystenta do spraw MI. A za rok nowa wola… Tylko czyja? Jego czy moja?

poniedziałek, 20 lutego 2023

ujeżdżanie smoka to nie zabawa...


(Mk 9, 14-29)
Gdy Jezus z Piotrem, Jakubem i Janem zstąpił z góry i przyszedł do uczniów, ujrzał wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go. On ich zapytał: "O czym rozprawiacie z nimi?" Jeden z tłumu odpowiedział Mu: "Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go pochwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli". Odpowiadając im, Jezus rzekł: "O plemię niewierne, jak długo mam być z wami? Jak długo mam was znosić? Przyprowadźcie go do Mnie!" I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł miotać chłopcem, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach. Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?" Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam". Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy". Zaraz ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!" A Jezus, widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: "Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i więcej w niego nie wchodź!" A ten krzyknął i wyszedł, silnie nim miotając. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On umarł". Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. A gdy przyszedł do domu, uczniowie pytali Go na osobności: "Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?" Powiedział im: "Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem".

 

Mili Moi…
Zakończyłem w piątek moją gnieźnieńską przygodę z Matką Boską Częstochowską. Miałem okazję przygotowywać już na Jej przybycie naszą parafię w Inowrocławiu i tam przeżywałem Jej nawiedzenie. Przygotowywałem podgnieźnieńskie parafie w Strzyżewie i Jankowie, choć tam nie mogłem zostać na czas nawiedzenia. Ale z tych trzech miejsc, gnieźnieńską wizytę Ikony Matki Bożej przeżyłem chyba najgłębiej. Miałem czas się pomodlić, sprawować Eucharystie w ważnych dla mnie intencjach. A kiedy żegnaliśmy obraz, wyprowadzając go z kościoła, czułem się jak na pogrzebie kogoś naprawdę mi bliskiego. Dużo smutku i tęsknoty za tym wzrokiem, w którym choć przez chwile mogłem zatopić samego siebie.

W sobotni poranek wsiadłem w auto i dotarłem do Poznania. Nie mogłem sobie oczywiście odmówić… spaceru na lotnisko. Wiało mocno, ale był to bardzo przyjemny spacer. Wróciwszy do miasta, przemieściłem się do Moraska, tuż pod Poznaniem, gdzie od soboty głoszę rekolekcje Siostrom Misjonarkom Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. Uczestniczek jest trzydzieści dziewięć, a dziś już lista zapisów na spowiedź jest całkiem pokaźna, więc robię to, co najbardziej kocham. Głoszę i jednam ludzi z Bogiem, a do tego jakieś małe elementy kierownictwa duchowego. Czego chcieć więcej? Dodatkowo cudowna okolica… Wielki teren wokół domu sióstr, sad, dużo zieleni. To oczywiście jeszcze nie ma aż takiego znaczenia, bo wciąż zima. Ale w tym roku mam tu zaplanowane jeszcze trzy pobyty w znacznie korzystniejszych porach roku, co już bardzo mnie cieszy.

W piątek rekolekcje kończymy, ale nie znaczy to, że od razu pojadę do domu. Przybędzie ekipa i całe popołudnie nagrań możliwie wielu odcinków naszych internetowych rekolekcji wielkopostnych. Nie wiem czy zdołamy wszystko zamknąć w tym spotkaniu. Jeśli nie, to… już nie wiem kiedy. Gęsto bowiem się robi w Wielkim Poście okrutnie. Choć przyznać trzeba, że niesie on ze sobą pewien schemat – praca intensywna od niedzieli do środy, a potem dwa dni odpoczynku. Choć to też pojęcie względne, bo często trzeba coś nadrobić, albo reagować na bieżące potrzeby. No ale jest jakoś przewidywalnie. Co do ciekawych wyzwań… Niedawno zadzwoniła Pani Monika z TVP Gdańsk z propozycją nagrania krótkich filmików na temat Triduum Paschalnego. Mają one mieć wymiar ewangelizacyjny, a nie tylko techniczno - informacyjny, więc chętnie się zgodziłem. Nie ma nudy…

A w Słowie dziś walka duchowa, modlitwa i post. Może gdybyśmy lepiej znali przeciwnika, to chętniej sięgalibyśmy po narzędzia, które są dla niego naprawdę groźne. Myślę sobie, że nie musi się on przejmować tymi, którzy po prostu w locie odmawiają pacierze, traktując to jako pewien element poranka i wieczora, oby jak najkrótszy. Nie są też chyba dla niego szczególnie groźni ci, którzy post traktują wyłącznie jako okazję do zajmowania się sobą – choćby do ćwiczenia siły własnej woli. Albo ci, którzy swój post ograniczają do rezygnacji z tego co bardzo lubią na rzecz tego, co lubią odrobinę mniej. Może nie będę słodził herbaty albo zamiast bułki zjem kawałek chleba. Nie wpływa to w istotny sposób na komfort ich życia, a już chyba w żaden sposób nie staje się pomocą w walce duchowej. Jeśli wiemy kim jest demon, to traktujemy go poważnie i sami zachowujemy się poważnie. Jeśli natomiast słabo zdajemy sobie z tego sprawę, to bawimy się w praktykowanie takich drobiazgów, których jedynym zadaniem jest uśpić naszą czujność – bo przecież jednak coś tam robię…

poniedziałek, 13 lutego 2023

Post Wielki...


(Mk 8, 11-13)
Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i rzekł: "Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu". A zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.

 

Mili Moi…
Już dawno się tak nie zaniedbałem, jeśli chodzi o mojego bloga. Wybaczcie, ale luty okazał się dla mnie niesamowicie trudnym miesiącem. Wziąłem sobie na głowę chyba nieco za dużo. Wciąż mi się wydaje, że udźwignę wszystko, a okazuje się, że siły nie są już takie jak dawniej. Wydarzeń mnóstwo i właściwie następujące po sobie bez żadnych przerw. Wpadałem do domu, wymieniałem walizkę na większą, albo mniejszą, w zależności od potrzeby i gnałem w kolejne miejsce. Po misjach Maryjnych pod Gnieznem, wygłosiłem kolejne Maryjne rekolekcje w Darłowie, po nich wyskoczyłem na kilka dni do Niemiec, głosić braciom Chrystusowcom, wróciwszy, natychmiast udałem się do Radia Niepokalanów, nagrać kolejne audycje, a od niedzieli głoszę rekolekcje maryjne w naszej, franciszkańskiej parafii w Gnieźnie, próbując i ją przygotować na przybycie kopii Jasnogórskiej ikony. Kończymy w najbliższy piątek, a już w sobotę rozpoczynam rekolekcje dla sióstr Misjonarek dla Polonii Zagranicznej w Morasku, koło Poznania. No i jeszcze internetowe rekolekcje wielkopostne, które zaczynamy nagrywać pojutrze i też pewnie ze trzy dni nam z tym zejdzie, a to dość ciężka praca. Na pierwszy rzut oka być może nie wygląda to dramatycznie, ale pomiędzy jest całe mnóstwo drobiazgów, o których nie pisze, bo przecież to nie kronika. A oprócz tego, przecież kiedyś trzeba te rekolekcje obmyślać, omadlać, spisać – po prostu przygotować. Ostatnie dni zatem to pobudka o trzeciej nad ranem i praca… A potem chwytanie godzin w ciągu dnia i pilnowanie, żeby nie zasnąć w fotelu. I nadal mam jakieś zaległości. Powtarzam więc dobie – oby dożyć do początku Wielkiego Postu. Tam pracy wcale nie będzie dużo mniej. Ale odbywać się ona będzie w przewidywalnym rytmie, treści są gotowe, więc paradoksalnie… w Wielkim Poście nieco odpocznę.

Myślicie już o tym jak przeżyć ten święty czas przygotowania do Świąt Paschalnych? Ja nieustannie… Zbieram się do jakiegoś poważniejszego postu żywieniowego. Kiedyś byłem w stanie. Dziś widzę w tym swoją wielką słabość. Ale może, z pomocą łaski Bożej, uda mi się wejść w jakieś wyrzeczenie. Tak bardzo chciałbym towarzyszyć mojemu Panu w Jego zmaganiu, w Jego dźwiganiu krzyża! Mój sposób życia mi w tym nie pomaga. Jak już wspominałem, moja obecność w różnych miejscach zwykle wiąże się z „dużym jedzeniem”. Bo albo mnie ktoś tak wiat, albo mnie żegna, albo mi dziękuje. I w ewentualnym poście nawet nie chodzi o to, że musiałbym się powstrzymać, musiałbym okazać silną wolę – choć to wcale nie mały problem. Ale to dodatkowo duże napięcie, bo rozczarowanie gospodarzy czasem jest dla mnie bardzo obciążające. Nie pomagają tłumaczenia. Polska gościnność nie przewiduje odpowiedzi – nie, dziękuję… Proszę więc Pana, żeby wskazał mi właściwe rozwiązanie i sposób, który zaboli mnie, a mniej moich wielkopostnych gospodarzy.

A dziś zatrzymuje mnie to westchnienie Jezusa… Co w nim widzę (słyszę)? Zawód, rozczarowanie, smutek? Tyle już objawił, tak bardzo dał się poznać, dopuścił wszystkich zainteresowanych do nadzwyczajnej bliskości. I wciąż są tacy, dla których to za mało. Czy jednak zmieni się coś w nich, jeśli da im więcej? Czy jest jakaś granica, ku której zmierzają i uczciwie powiedzą wreszcie – dość, to nam już wystarczy? Czy chodzi raczej o swoiste „przeciąganie liny”, które w nieskończoność będzie odwlekało decyzję. Bo decyzja rodzi zobowiązania, a tych, zdaje się, zainteresowani chcą uniknąć. Rozeznają więc i domagają się ustawicznie większej ilości danych, twierdząc, że te dostępne są zbyt skąpe i niemożliwym jest na ich podstawie opowiedzenie się za Jezusem…

Opowiadając wczoraj o scenie Zwiastowania, zwróciłem uwagę słuchaczy na to, że Maryja miała raczej dość skąpe dane o tym, co ją czeka w związku z decyzja, której od Niej oczekiwał anioł. A jednak nie domaga się „znaków”, nie wpływa na przebieg wydarzenia swoimi dociekaniami i domysłami, nie rozeznaje w nieskończoność. Podejmuje decyzję, która również rodzi westchnienie. To westchnienie ulgi całego stworzenia. Być może również westchnienie uszczęśliwionego Boga, którego stworzenie nie zawiodło; Boga, który zaufał człowiekowi. Faryzeuszy już na to zaufanie nie stać. A nas???