sobota, 28 sierpnia 2021

najmniej...


(Mt 25, 14-30)
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: "Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

 

Mili Moi…
Cudowny, maryjny tydzień za mną… We wtorek, podczas wieczornej Mszy Świętej, przyjęliśmy do Rycerstwa Niepokalanej osiemnaście osób. Większość z nich to ludzie w tak zwanym „kwiecie wieku”, co cieszy, bo być może dzięki nim uda nam się zmienić nieco oblicze wspólnot rycerskich, kojarzonych częstokroć wyłącznie z osobami starszymi. Podczas gdy oddanie się Maryi nie jest zarezerwowane dla seniorów. We wspólnotach zaś dobrze jest zachowywać równowagę, bo kiedy zaczyna dominować jedna grupa wiekowa, pozostałe dość szybko znikają…

Dziś natomiast zawierzyłem dom i rodzinę Grażyny i Tadeusza naszej Niepokalanej Matce, dokonując jednocześnie poświęcenia Jej figury w ich pięknym ogrodzie. Cudownie jest patrzeć na ludzi, którzy z zaufaniem się Jej zawierzają. Uroczystość była podniosła. Były dzieci i wnuki, byli sąsiedzi. Wspólny śpiew i różaniec… I okazuje się, że można i wcale nie jest to takie trudne. A wręcz przeciwnie – naturalne, a może wręcz oczywiste. (a poświęcona figurka na zdjęciu)

Niektórzy z moich braci mówią czasem z tęsknotą – ale bym sobie gdzieś pojechał… Ja wówczas odpowiadam – ale bym sobie pomieszkał w klasztorze… Choć przez chwilę. Nie było mi dane również w tym tygodniu. Krynica Morska, Białogóra, Rowy – nadmorskie miejscowości, w których odbywają się lub będą się odbywać nasze zakonne rekolekcje, za które również jestem odpowiedzialny. Należy zatem pojechać, przedstawić się, pogadać o przyszłych terminach… Wizyta niby kurtuazyjna i krótka, ale czas spędzony w aucie wcale nie krótki. Dwa dni wycieczkowe mi się z tego zrobiły…

A dziś rzut oka na moje własne talenty… Choć nie mają one przeliczalnej wartości, jak te ewangeliczne, to jednak powstało we mnie pytanie komu one bardziej służą – Bogu, który jest ich właścicielem, czy mnie samemu, który jestem zaledwie ich dzierżawcą? Bo przecież z talentów można całkiem nieźle żyć… I nie tylko o finansową stronę przedsięwzięcia mi idzie… Można dzięki nim uzyskiwać aprobatę, aplauz, podziw, pochwały i całe mnóstwo innych, niematerialnych dobrodziejstw. Czy mi wolno? Czy nie zamieniam się wówczas w agenta, który traktuje Boga niczym klienta wobec którego wykonuje się pewną usługę, ale na którym się po prostu zarabia? Jak łatwo wówczas zdystansować się od Bożych spraw! Jak łatwo stać się zaledwie najemnikiem! Nie utożsamiać się…

A przecież talenty to tylko narzędzia. Niezbędne do osiągnięcia wyznaczonych raczej, niż zamierzonych celów. Pan nie dał mi ich dla żartu, ani po to, żebym uwił sobie w ich cieniu wygodne gniazdko. Dał mi je po to, żebym posługując się nimi „pomnażał Jego majątek”. Innymi słowy – żebym przyprowadzał do Niego Jego dzieci… I o mnie naprawdę najmniej tu chodzi… W tym procesie zdecydowanie najmniej…

niedziela, 22 sierpnia 2021

moimi rękami...


(J 6, 55. 60-69)
W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem". A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: "Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" Jezus jednak, świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: "To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego wstępującego tam, gdzie był przedtem? To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą". Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go wydać. Rzekł więc: "Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca". Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: "Czyż i wy chcecie odejść?" Odpowiedział Mu Szymon Piotr: "Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty jesteś Świętym Bożym".

 

Mili Moi…
Właśnie wróciłem z rekolekcji dla Wspólnoty Galilea z Międzyrzecza, które odprawialiśmy w Rokitnie. Miejsce piękne, choć z przykrością musze przyznać, że mało gościnne. Wiele domów rekolekcyjnych zwiedziłem i pewne doświadczenie mam. To trochę smutna refleksja, bo w takie miejsca zdecydowanie nie chce się wracać… Na pociechę powiem, że głoszenie dla takich ludzi rekompensuje wszelkie niedogodności. Słuchacze znakomici. Wchodzili całkowicie w Słowo, uważni, skupieni, pracujący gorliwie w chwilach przeznaczonych na prace osobistą… Nic więc dziwnego, że zgodziłem się z radością na trzecie głoszenie im rekolekcji w przyszłym roku.

Skądinąd musze przyznać, że właśnie zapisałem pierwsze rekolekcje na 2023 rok. To zasługa niezawodnego Tomka, mojego parafianina z Irlandii, który od piętnastu lat wyczekiwał właściwego momentu, żeby mnie „wkręcić” do swojej parafii na rekolekcje. I zdaje się, że taki moment właśnie nadszedł. Tomek, czytelniku mój, serdeczności dla Ciebie…

Kalendarz zapełnia się błyskawicznie. Po wakacjach zaczął się ruch… Na dziś mam zapisanych siedemnaście serii różnych rekolekcji na rok przyszły. A podejrzewam, że to jeszcze nie koniec. Ale cieszę się z tego baaaaaardzo… Muszę wyznać, że daje mi Pan ostatnimi miesiącami „łaskę neoprezbitera” – tak ją sobie nazwałem. Wszystko, co z kapłaństwem związane, wyjątkowo mnie cieszy, jakbym dopiero je rozpoczynał. Z radością idę na ambonę, z radością do ołtarza, z entuzjazmem do konfesjonału. Nic nie jest ciężkie, trudne, uciążliwe… Jakaś nowa jakość, nowa świeżość. Bardzo jestem Panu za to wdzięczny.

Tym bardziej, że dziś znów wraca On w Ewangelii do spożywania tego niebiańskiego chleba, który dzięki mojej posłudze staje się pokarmem moich braci. Święty Franciszek mawiał, że z naszego Pana Jezusa Chrystusa, na tej ziemi, nie widzi nic, poza jego Ciałem, które tylko kapłani na ołtarz sprowadzają i tylko oni nam je rozdają. Dlatego staram się sprawować te święte tajemnice z jak największą czcią i szacunkiem… Trzymać Jezusa w dłoniach – to wielki dar i wielka odpowiedzialność…

A Pan pomnaża moją radość… Kiedy ojciec unosił Hostię podczas konsekracji, widziałam Dzieciątko Jezus unoszone przez Ojca… Kiedy ojciec opuszczał Pana, widziałam w ojca dłoniach dłonie Maryi, które przyjmują Jezusa zdejmowanego z krzyża i powoli opuszczają na ziemię… To tylko niektóre z obrazów, które Pan pozwolił widzieć uczestnikom tych rekolekcji, a oni się nimi ze mną podzielili… To wielkie umocnienie dla mojego ducha. Uspokaja mnie to, że nie dopuszczam się jakiejś ekstrawagancji, ale próbuje Jezusowi okazać najwyższą cześć i szacunek… Wszak On karmi mnie i Was… Czasem także moimi rękami…

środa, 18 sierpnia 2021

wszystki odpłata...


(Mt 20, 1-16)
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi".

 

Mili Moi…
No to jestem gotowy… Mogę jutro ruszać do Rokitna, do Matki Cierpliwie Słuchającej. Pięć godzin jazdy przede mną. A Duch Święty pokazał mi swoje nowe oblicze. Pokorne i ciche, a jednocześnie nieskończenie mocne. Tak chciałbym znać się z Nim lepiej. Widzieć Go częściej… Dziś namacalnie mnie dotknął. Prosiłem Go o obecność w konfesjonale. Dziewięćdziesiąt minut jednania Bożych dzieci z ich Ojcem. I musze przyznać (nie po raz pierwszy), że rodziły się dziś takie myśli w mojej głowie, że nie mogłem mieć żadnych wątpliwości, że nie są one ze mnie. Nawet sposób ich prezentacji – serdeczny, a jednocześnie stanowczy i pewny. Uśmiechałem się sam do tego, co mówiłem i jak mówiłem. Mogę, chce i muszę oddać Bogu chwałę! Duch w sakramentach działa… Przekonuję się o tym nieustannie.

U nas dom pełen gości… Jak miło jest przypomnieć sobie tę atmosferę, która nie zmienia się od lat (piętnaście lat temu było podobnie). Bracia przyjeżdżają nie tylko dla uroku Gdyni (choć ten jest niezaprzeczalny), ale również dlatego, że wiedzą, że są oczekiwani. To takie ważne. Proste i ważne. Pamiętam, że ilekroć wjeżdżałem do USA, to zawsze pogranicznicy kierowali do mnie proste słowo – witaj w domu. Ale nie tak jak pani kasjerka w dyskoncie – zapraszamy ponownie. Zawsze z uśmiechem, ze spojrzeniem w oczy. Dziś, kiedy bracia zgłaszają się do mnie na rekolekcje zakonne (bo i tym się w naszej Prowincji zajmuję), każdemu z nich piszę – jesteś zapisany, czekamy na Ciebie (w tych lub podobnych słowach). Musimy to słyszeć… Musi być ktoś, kto nam to powie. Jesteś mile widziany, ważny, potrzebny. To także twój dom.

Czytam… Niektórzy z Was pytają co. Otóż niedawno zakończyłem autobiografię abp. Fultona Sheena – klasa sama w sobie – „Skarb w glinianym naczyniu”. Gorąco polecam. Wielką porażką była „Krótka historia Ducha Świętego” ks. Vullieza. Nie mam pojęcia o czym była ta książka. Na szczęście, jak sugeruje tytuł, była to pozycja krótka. Tak już mam, że nie potrafię przerwać w trakcie. Musze doczytać do końca, nawet największego „gniota” Z szacunku do tej materialnej książki, którą trzymam w rękach. W każdym razie – zdecydowanie nie polecam. A z działu pozycji świeckich – znakomity reportaż „Cokolwiek powiesz, nic nie mów” poświęcony konfliktowi w Irlandii Północnej i historii IRA, Nie miałem o niej zielonego pojęcia, teraz już niejakie mam. Smutna i trudna książka, ale warta, żeby przez nią przebrnąć. Dziś czytam „Boga nikt nie widzi. Noc ciemna ateistów i wierzących” Michaela Novaka (zacne imię i nazwisko). Ten amerykański politolog, ekonomista i teolog ma niezwykłą umiejętność formułowania myśli, którym nie brak jasności, a równocześnie mają posmak poezji. To jego pierwsza pozycja, po którą sięgnąłem, choć w internecie już się z nim spotkałem. A z działu świeckich – „Lecę. Piloci mi to powiedzieli” Jana Pelczara. Lekkie, łatwe i przyjemne… Ja, miłośnik latania i lotnisk czerpię z tej lektury niejaką przyjemność. Drodzy Przyjaciele – czytajcie! Bo jak mawiał Umberto Eco – Kto czyta, ten żyje dwa razy…

Choć to życie jest krótkie niczym dzień. Miałem to szczęście, że Pan zaczepił mnie w jego pierwszych godzinach. Ale tak doskonale odnajduję się pośród tych robotników, których oburza hojność właściciela winnicy. Zawstydza mnie to i nie chciałbym być w tym gronie. Ale próżno zaklinać rzeczywistość. Choć znam wartość pracy w tej winnicy, choć czyni mnie ona szczęśliwym, to podobnie jak oni, odczuwam dyskomfort na myśl, że ci zaproszeni w ostatniej godzinie mają taką samą płacę. Zazdrość o Bożą dobroć. Ona czyni mnie raczej nędzarzem niż bogaczem. Zazdrość to najgłupszy grzech – mawiają – grzech, który nic nie daje.

Tyle lat żyję… Tylu mądrych kazań wysłuchałem. Ile ich sam wygłosiłem? A serce nadal zatwardziałe… Pamiętam z nowicjatu dwie lektury, które nasz wychowawca czytał nam wieczorami wprowadzając nas w praktykę „czytania duchowego”. Jedną z nich był dziennik naszego współbrata, sługi Bożego, o. Leona Veutheya. Pamiętam z niego tylko jedno zdanie – ile jeszcze ciosów będę musiał zadać mojej pysze, żeby w końcu ostatecznie umarła? Oby Pan był zawsze hojny… Oby moja głupota przemieniła się w mądrość. Oby ci ostatni mogli cieszyć się darem życia wiecznego… Krótki dzień – życie - wkrótce się skończy. Wielu wezwanych. Mało wybranych. Wszystkim odpłata. (św. Franciszek)

niedziela, 15 sierpnia 2021


(Łk 1, 39-56)
Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: "Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana". Wtedy Maryja rzekła: "Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy. Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. święte jest Jego imię, A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie nad tymi, co się Go boją. Okazał moc swego ramienia, rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich. Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił. Ujął się za swoim sługą, Izraelem, pomny na swe miłosierdzie. Jak przyobiecał naszym ojcom, Abrahamowi i jego potomstwu na wieki". Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.

 

Mili Moi…
Dni płyną… Wakacje już prawie za nami… Moje miały się rozpocząć 23 sierpnia. Planowałem wizytę w USA. Nie ma na nią szans, więc chyba podaruje sobie resztę urlopu, albo poczekam z jego realizacja, bo przyznam szczerze, po Polsce jeździć mi się już nie bardzo chce, a przynajmniej nie widzę w tym atrakcji. Mam wręcz przesyt podróżowania po naszych drogach. Owszem, mówiąc „urlop” myślimy o zmianie miejsca, o beztroskim przeżywaniu dni, o odpoczynku. Ale i to mnie jakoś w tej chwili nie kusi. A może to jednak efekt rozczarowania, że nie będzie podróży za Ocean… Sam nie wiem… Odpoczywam w Gdyni…

No, to właściwie taki żart – bo ani w Gdyni, ani nie odpoczywam. Choć spędzam ostatni czas rzeczywiście na miejscu, ale i tu zajęć nie brakuje. Choć nie pracuję w parafii „na cały etat”, to lubię być księdzem, więc chętnie włączam się w co tylko się da. Pojawiają się więc choćby pierwsze spowiedzi generalne, które są albo efektem wygłoszonego uprzednio przeze mnie kazania, albo rozmowy w konfesjonale. Przy czym inicjatywa wypływa zawsze ze strony penitenta. I to cieszy… Bo to nieomylny znak, że Słowo Boże w ludzkich sercach nadal działa, jeśli tylko znajduje gotowość do współpracy…

Wczoraj przeżywaliśmy osiemdziesiątą rocznice śmierci świętego Maksymiliana. Z tej okazji, w naszym gdyńskim sanktuarium, Prowincjał przewodniczył uroczystej mszy Świętej i przy udziale wielu braci z Prowincji i spoza jej granic dokonał zawierzenia nas, naszej posługi i wszystkich, wobec których ja pełnimy, szczególnej opiece świętego Maksymiliana. Tuż po obiedzie natomiast, wsiadłem w auto i oddałem się do Grudziądza, gdzie przewodniczyłem uroczystościom odpustowym w parafii św. Maksymiliana. Intensywny dzień, ale pełen radości, że tak wiele osób wciąż modli się za jego przyczyną i czci tego, który nie umarł, ale oddał życie.

W czwartek skok do Rokitna. Tam kilkudniowe rekolekcje dla wspólnoty Galilea z Międzyrzecza. Mają być poświęcone Duchowi Świętemu, więc intensywnie nad nimi pracuję. Przy okazji sam się nawracam. Na Ducha Świętego. Mało o Nim wiem, choć często Go wzywam. Ale ta relacja z pewnością domaga się pogłębienia. I w ten sposób właśnie dzięki głoszonym rekolekcjom ja sam korzystam. Co ciekawe, wyemigrowałem z Wielkopolski, a w minionym tygodniu dwa zgromadzenia sióstr właśnie stamtąd poprosiły mnie o wygłoszenie dla nich rekolekcji. Może musze jeszcze częściej zmieniać miejsce. Może to prowokuje ludzi do współpracy ze mną…

A dziś Wniebowzięcie Matki Bożej. Spotkanie dwóch brzemiennych kobiet. Tajemnica życia. Od kilku dni trwam w Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Podejmuje ją od lat w dniu, w którym nasza, elbląska pielgrzymka, a w niej grupa franciszkańska dociera na jasną Górę. Modle się o to, żeby diabelski „dar” aborcji skończył się kiedyś w tym świecie. Modle się za tych, którzy widza w tym barbarzyństwie osiągnięcie cywilizacyjne. Ale nade wszystko modlę się za dziecko, nie znane mi, ale zagrożone śmiercią z woli swoich najbliższych. Oby Pan je ocalił…

A Brzemienna Słowem nawiedza dziś Brzemienną Głosem i wnosi w jej dom… a jakże… Ducha Świętego. Myślę, że w relacji z Maryją tkwi tajemnica pogłębienia relacji z Duchem Świętym. To piękny obraz – ta, która niesie Słowo, jest Nim całkowicie przeniknięta, w naturalny sposób wnosi w cudze życie Obecność. A ta Obecność rozpala, udziela się, przenosi się niejako z człowieka na człowieka. Ależ zadanie! Ale misja! Ale łaska! Gdyby tak każdy chrześcijanin… Gdybym ja… Świat by zapłonął!!!

Zacznijmy więc od napełniania się Słowem… To dobry początek…

środa, 11 sierpnia 2021


Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! 10 Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. J 15, 4-10

 

Mili Moi…
No i można niemal odhaczyć kolejny tydzień… Ja nie wiem gdzie ten czas znika. Nie nadążam z niczym. To oczywiście rodzi frustracje i złość, bo zastanawiam się czy to ja nie potrafię sobie organizować czasu, czy tych zajęć jest po prostu za dużo.

W niedzielę byłem w Toruniu. Poświęciłem tam tablicę upamiętniającą obecność świętego Ojca Maksymiliana w tamtejszym kościele sto lat temu. Miejscowa wspólnota Rycerstwa obchodziła zaś trzydziestopięciolecie istnienia. Piękna uroczystość, życzliwi ludzie. Poniedziałek i wtorek to Radio Niepokalanów i kolejne nagrania naszych audycji. Mam teraz jednak nieco dalej niż z Poznania, więc to prawdziwa wyprawa. Ale czas jak zawsze dobry – pracowity, ale połączony ze spacerem ulicami Warszawy. A ja tak kocham duże miasta…

Dziś natomiast święto świętej Klary… Zawsze bardzo lubiłem ten dzień, bo był to dzień wejścia naszej pielgrzymki pieszej na Jasną Górę. Tam zaś składaliśmy przyrzeczenia Duchowej Adopcji. Od wielu lat to czynię w łączności z nimi, więc i dziś nie będzie inaczej. Moja modlitwa od dziś będzie towarzyszyła jednemu, nieznanemu mi dziecku, zagrożonemu zagładą, o zachowanie życia którego będę usilnie Boga prosił.

Święta Klara jest mi szczególnie bliska. Wierzę, że jej więź z Franciszkiem udzieliła się jakoś jego braciom. Wierzę, że dla nas, franciszkanów jest ona matką. Wspominam ją w każdej Eucharystii i proszę, żeby uczyła mnie… kobiecości. Przede wszystkim ze względu na kobiety, którym służę. Zwłaszcza kobiety konsekrowane. A tu pracy mi nie brakuje. Wczoraj znów dwie serie rekolekcji dla sióstr przyjąłem. Tym razem będą to Misjonarki dla Polonii. W przyszłym roku mam się z nimi spotkać w Morasku.

Ewangeliczne Słowo zatrzymało mnie dziś właśnie na dobrej organizacji czasu. Nie może bowiem wydać owocu gałązka, która nie trwa w krzewie. Jeśli nie zorganizuję sobie czasu na trwanie w Nim, to marny los mojej posługi. Wiem dobrze, że jej skuteczność w ludzkich sercach w pełni zależy od kondycji mojego własnego serca, od tego, czy jest ono ożywiane Bożymi sokami. A widzę w ostatnim czasie, że znów szalenie trudno mi złapać godzinę w ciągu dnia na adorację. To zawsze była walka, ale teraz chyba wchodzimy na poziom walki „na śmierć i życie”. Okazuje się bardzo wyraźnie, że już nie tylko kalendarza potrzebuję, ale planera na każdy dzień. Godzina po godzinie musi być zaplanowana, bo inaczej powstaje chaos. Wszystkie rzeczy przekonują mnie, że są arcyważne, każda domaga się uwagi… A Jezus? On nie krzyczy… On szepcze… Najważniejsza „sprawa” zaprasza delikatnie. Można to przeoczyć…

czwartek, 5 sierpnia 2021

o starości...


(Mt 16, 13-23)
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: "Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?" A oni odpowiedzieli: "Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków". Jezus zapytał ich: "A wy za kogo Mnie uważacie?" Odpowiedział Szymon Piotr: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". Na to Jezus mu rzekł: "Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie". Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem. Odtąd zaczął Jezus Chrystus wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: "Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku".

 

Mili Moi…
Dziś 5256 dzień mojego kapłaństwa… Liczę je gorliwie od samego początku, a każdy z nich sprawia mi nie mniej radości niż poprzednie. Każdego dnia dzieje się coś nowego, w jakiś inny sposób Pan do mnie przemawia…

Wczoraj na przykład, wybrałem się na naszą franciszkańską pielgrzymkę pieszą. Wystartowałem z nimi z Włocławka. Miałem za zadanie wygłosić naukę o oddaniu się Niepokalanej we wszystkich grupach, w których zechcą mnie słuchać. Udało się powiedzieć słowo w trzech (z sześciu pielgrzymujących). Grupki bardzo małe, kameralne, ale to w pewnym sensie wielki atut. Można do każdego podejść indywidualnie, poznać, pogadać…

Miałem dwa epizody, które pokazały mi, że jestem już naprawdę wiekowy… Jedna ze studentek z naszej grupy przyszła pogadać… Jako motyw podała – bo jest ksiądz starszy od wszystkich pozostałych księży, to może jedna wie ksiądz trochę więcej o życiu… No może tak… Druga scenka – mówię słowo w grupie malborskiej, katecheza jest transmitowana na żywo. Po niej podchodzą do mnie urocze dzieciaki (to znaczy całkiem poważna młodzież) i mówią, że właśnie pisali do nich ich rodzice, którzy prosili, żeby mnie pozdrowić. Za chwilę jeszcze ktoś z tym samym przesłaniem. I jeszcze… I mówię do nich – czyi wy jesteście? Okazuje się, że to dzieci moich przyjaciół, z którymi pielgrzymowaliśmy niegdyś, kiedy sami mieliśmy tyle lat, ile te dzieciaki obecnie… Matko… Wierzyć mi się nie chce…

Policzyłem wczoraj i okazało się, że ostatni raz byłem na pielgrzymce dziewięć lat temu. Wczoraj szło mi się znakomicie. Doznałem wielu wzruszeń po drodze. Kto wie, czy nie trzeba zarezerwować w przyszłym roku terminu na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Może już czas wrócić i do tego wymiaru pokuty w moim życiu…

Dziś korzystam z chwili relaksu… Delektuję się ciszą mojej zakonnej celi, lekturą. Z aktywności – zamówiłem sobie nowe okulary. Dostałem receptę jeszcze w Poznaniu. Ale przyznam szczerze – jestem zdruzgotany. Męskie kolory dominujące to czerń i szarość. Sztampowo i ponuro. Jedna z właścicielek salonu powiedziała mi – ewidentna dyskryminacja – panie mają wiele wzorów, fasonów i kolorów; panowie są ewidentnie zaniedbywani przez projektantów. A odwiedziłem siedem zakładów optycznych… Coś tam ostatecznie wybrałem, ale to dla mnie prawdziwa tortura – wybierać dla siebie oprawki…

Dziś zabrałem się za medytację Słowa nieco później niż zwykle. Moim nawykiem jest medytować o świcie. Kiedy siadłem dziś ze Słowem około 10 nie było ani ciszy, ani skupienia, a moje myśli rwały się już do wielu innych spraw. I to w zasadzie mocno stanęło mi przed oczami – kiedy Jezus mówi o arcyważnych sprawach, kiedy próbuje moją uwagę zwrócić na siebie, to ja uporczywie tkwię przy moich sprawach, które wydają mi się przecież tak arcyważne…

I to jest moja generalna obserwacja. Dlaczego nie mogę przylgnąć do Niego i całkowicie dać się pochłonąć Jego głosowi, przesłaniu, Dobrej Nowinie? Dlaczego inne rzeczy zasługują na status ważniejszych? Dlaczego nawet łapiąc się na tym, nie potrafię zastopować i odwrócić tego trendu? A On nieodmiennie próbuje mnie wciągnąć w orbitę swoich spraw, zaangażować moje myślenie, postrzeganie, wolę i pragnienia. Mój opór Go nie zniechęca (jak to dobrze), choć mnie zatrzymuje w drodze (a to już nie za dobrze). A tak bardzo chciałbym się odbić od ziemi i poszybować… Niczym Jan (jego symbol to orzeł) – ten, który patrzy na wszystko z wysoka, wzrokiem ostrym i przenikliwym. Widzieć rzeczy takimi, jakimi są. Widzieć tak mojego Pana…






poniedziałek, 2 sierpnia 2021

o radości...


26 
W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, 27 do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. 28 Anioł wszedł do Niej i rzekł: «Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, ». 29 Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. 30 Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. 31 Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. 32 Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. 33 Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca» Łk 1, 26-33

 

Mili Moi…
Znów długo mnie nie było… Nie wiem czy to ja robię się coraz starszy i słabszy przy okazji, czy rzeczywiście rekolekcje były hiperangażujące, ale rzeczywiście brakło czasu i sił na zajęcia dodatkowe. Niemal tydzień spędziłem z siostrami Dominikankami w Krakowie. Tym razem rekolekcje adresowane były do sióstr młodszych, które, jak to zwykle w życiu bywa, przeżywają swoją codzienność raczej dynamicznie, a w związku z tym, mają sporo pytań, wątpliwości i chętnie się nimi dzielą, szukając u rekolekcjonisty rady, czy po prostu zrozumienia. Uwielbiam te rozmowy, ale są one, musze przyznać, niezwykle angażujące, bo najczęściej niełatwe.

Dodatkowo w trakcie tych rekolekcji, tworzyłem kolejne, dla młodzieży, które miały rozpocząć się tuż po krakowskich. Tym razem u sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Poznaniu. Czasem jest szalenie ciężko zdążyć z realizacją kolejnych zaproszeń. I myślę tu o przygotowaniu. Zaowocowało to tym, że niemal nosa nie wyściubiłem na zewnątrz w Krakowie. Ale na szczęście ze wszystkim zdążyłem.

Zachwyciła mnie modlitwa z siostrami… Przede wszystkim ich śpiew. Młode, czyste glosy. Zaangażowanie. Pieczołowitość i dokładność w prowadzeniu melodii. Czasem wielogłosowość. Liczne antyfony w języku łacińskim. Serce rosło i to w kierunku modlitwy. Dla mnie zawsze te chwile są radosnym trwaniem przed Bogiem, któremu powtarzam – oto Twoje córeczki, dzieci ukochane, zrób z nimi co uważasz za słuszne i spraw, żebym w tym nie przeszkodził.

Weekend dla młodzieży w Poznaniu też bardzo udany. Rozmowy poważne i głębokie. Przewodził nam w konferencjach Hiob. Dziwicie się co Hiob ma wspólnego z rozeznawaniem powołania? Ja też się na początku zdziwiłem, kiedy taka myśl przyszło mi do głowy. Ale potem okazało się, że całkiem sporo. Wielu młodych przeżywa dziś bardzo duże trudności w rodzinach. Są przygnębieni i smutni, obciążeni ponad miarę problemami, których nie powinni dźwigać. To często wynik nieświadomych błędów rodziców, którzy wtajemniczają dzieciaki w swoje własne sprawy, często niezwykle skomplikowane, albo przeciwnie – nie dają dzieciakom żadnego dostępu do tego, czym sami żyją. Samotność… To moja dominująca w tych dniach obserwacja. Samotności dzieciaków, którą jest im szalenie trudno dźwigać…

Od wczoraj jestem w domu i nadrabiam zaległości… Wszyscy pytają żartobliwie jak długo zamierzam odpoczywać – dwa dni? Trzy? Okazuje się, że aż do 17 sierpnia mam zamiar być w domu. Jest oczywiście całe mnóstwo spraw do zrobienia, ale angażować mnie one będą raczej lokalnie i nie trzeba będzie spać poza domem. A to ważne. Moje marzenie na te dni – pomieszkać. W Gdyni. W domu. U siebie.

A dziś w naszym Zakonie Odpust Porcjunkuli. Święto Matki Bożej Anielskiej (pamiętajcie, że każdy może dziś zyskać odpust zupełny w każdym kościele parafialnym – po spełnieniu podstawowych, wymaganych do tego warunków, rzecz jasna). A Ewangelia wzywa do radości. Widzę, że tak łatwo ją „rozmienić na drobne”. Anioł mówi Maryi, że źródłem nieprawdopodobnej radości będzie dla Niej poczęcie Syna Bożego. To dar dla świata, ale i dla Niej – cudowny, indywidualny dar, dla kobiety, dla matki. I Ona z zaufaniem wchodzi w ten dar. Wierzy, że Bóg stanie się dla Niej źródłem radości. Dla Niego jest w stanie zakwestionować swoje plany, marzenia, oczekiwania. Dla Niego przekracza swoje lęki. Dla Niego zapiera się samej siebie. I rzeczywiście radość przeniknięta pokojem to coś, co z Maryją z pewnością wolno nam kojarzyć.

Taka radość jednak kosztuje więcej wysiłku niż próba realizacji swoich zamierzeń, swoich planów i swoich pomysłów. Bywać, przeżywać, mieć… Jakie to proste… i banalne. Pocieszanki raczej niż prawdziwe źródła radości. A jednak za nimi idę. Potrafię wybierać przyjemność zamiast szczęścia. Potrafię szukać raczej rozrywki niż głębokiej pociechy płynącej z obcowania z Bogiem. Dlaczego idę za tym, co łatwe, a co nie syci? Nie wiem… W gruncie rzeczy to nieracjonalne, szalone… A jednak. Proszę więc dziś Jezusa od samego rana, aby przeniknął mnie taką radością, której świat, choćby chciał, dać mi nie może. Bo jej po prostu nie ma…