środa, 27 kwietnia 2022

w drodze...


(J 3,16-21)
Jezus powiedział do Nikodema: Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.

 

Mili Moi…
W minioną środę rozpoczęło się moje pielgrzymowanie. Najpierw dwa dni w Radio Niepokalanów. To zawsze niezwykle przyjemne wydarzenie. Stamtąd zaś udałem się do Poznania, aby poprowadzić weekend lectio divina z Księgą Jozuego dla młodzieży. Ale tym razem okazało się, że młodzież „nas wystawiła”… Matury, choroby wiosenne… Ostatecznie weekend został odwołany w dniu jego rozpoczęcia. Cóż było robić? Przespałem dwie noce w Poznaniu i pojechałem do Inowrocławia, gdzie mogłem od niedzieli rozpocząć rekolekcje maryjne przed nawiedzeniem kopii cudownego obrazu MB Częstochowskiej. W pierwszej wersji miałem je rozpoczynać od poniedziałku, właśnie z racji na weekend w Poznaniu. Ale dla rekolekcji lepiej, jeśli zacznie się je w niedziele, bo większa szansa na to, że „złapie się ludzi”.

Tak też się stało… To znaczy – nie ja ich złapałem, bo frekwencja podczas rekolekcji była raczej maleńka. Ale dziś, kiedy przybył obraz, nasz franciszkański kościół się wypełnił. Matka Boża jak zawsze działa cuda. Mam szczerą nadzieję, że poruszy serca i jutro, na pożegnanie, kiedy będzie okazja przystąpić do Rycerstwa Niepokalanej, również zjadą się chętni do złożenia tego duchowego daru. Rekolekcje w pierwszej wersji miały być dość spokojne, ale ostatecznie wyszło bardzo intensywnie – siedem nauk dziennie: dwie dla dzieci w niedużej, wiejskiej szkole, jedna dla dzieci „miastowych” po południu, trzy dla dorosłych i Apel Jasnogórski. Było co robić i, przyznam, jestem dziś już mocno zmęczony. Podczas nawiedzenia też mam trochę duchowej pracy do zrobienia – niektóre punkty do mnie należą. Ale wszystko na chwałę Niepokalanej…

W piątek jeszcze kurs do Gniezna, gdzie muszę zajrzeć do Księgi Łask w naszym, franciszkańskim sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, gdzie mam rekolekcje za trzy tygodnie przed dwudziestą piątą rocznicą koronowania cudownego obrazu… W piątek wieczorem będę w domu, a w sobotę kurs do Szczytna na niedzielę. Tam zakładamy wspólnotę Rycerstwa Niepokalanej. A potem… Szok… Jakieś dwa tygodnie w Gdyni… I maryjne rekolekcje w naszej, gdyńskiej parafii. Ale to cos zupełnie innego – wychodzić na rekolekcje ze swojego własnego pokoju… No i milion rzeczy do zrobienia – od wymiany opon, po „posprzątanie” po rekolekcjach wielkopostnych, bo sam nie wiem co wożę w samochodzie – jeden wielki kurnik…

A niedawno znów odezwało się Wydawnictwo Esprit z prośbą, żebym popromował nieco jedną z ich książek poświęconą Niepokalanej… Wszystko dla Niej – z wielką radością. Więc na dniach czeka mnie pewnie wycieczka do Warszawy, żeby nagrać kilka filmików promocyjnych… Dziś przyjąłem kolejne rekolekcje adwentowe w Nysie. Ale za to wczoraj odmówiłem niedzielnych kazań w Warszawie na temat św. Teresy od Dzieciątka Jezus… Ktoś zareklamował mnie sympatycznemu proboszczowi jako wybitnego eksperta od tej świętej… Mój Boże… Jak widzicie – nie ma nudy…

A Pan patrzy na mnie i na ten świat z nieustającą miłością… Podtrzymuje go w istnieniu i wciąż szuka i zaprasza tych, którzy są gotowi nieść to zbawienie innym… Robota nie do przerobienia… Jeśli znacie kandydatów, którzy chcieliby zatrudnić się u Jezusa – przyjmiemy każdą ilość… Nie ma ich zbyt wielu… A podobno kapłańskie życie to wygodne i dostatnie życie… Powiedzcie to poduszce, która jeździ ze mną – ona wie o tym najwięcej. Gdyby nie Pan i Jego miłość, wysypałbym się już dawno – fizycznie, psychicznie, duchowo… Ale On ma plan, a moim planem jest Mu nie przeszkadzać i dać się użyć… Wszak oddałem się Niepokalanej za narzędzie. Niech Ona decyduje na jak długo…

A teraz pójdę i poprowadzę nabożeństwo za zmarłych przodków… Zbliża się 23.00. Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz Życia, króluje dziś żywy…

piątek, 15 kwietnia 2022

chleb z Boga...


E. Po wieczerzy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: + Kogo szukacie? E. Odpowiedzieli Mu: I. Jezusa z Nazaretu. E. Rzekł do nich Jezus: + Ja jestem. E. Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem, cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: + Kogo szukacie? E. Oni zaś powiedzieli: T. Jezusa z Nazaretu. E. Jezus odrzekł: + Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. E. Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: + Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec? J 18, 1-11

 

Mili Moi…
Okres Wielkiego Postu zakończony… Sześć serii rekolekcji wygłoszone. Fizycznie dałem radę, więc nie jest ze mną jeszcze tak całkiem źle. Wprawdzie na ostatniej spowiedzi dostałem za pokutę trzy dni odpoczynku, ale dramatycznego zmęczenia spowodowanego posługą w sobie nie widzę.

Ostatnie rekolekcje w Gnieźnie… Ciekawe doświadczenie, bo uczestniczyło w nich… cztery procent parafii. Liczebnie parafia dobiega czterech tysięcy wiernych. Przychodziło codziennie około 150 osób. Proboszcz twierdził, że to bardzo dobra frekwencja, więc cieszyłem się razem z nim. Co więcej – znam wielkopolskie, a szczególnie gnieźnieńskie uwarunkowania duszpasterskie i wiem, że są niezwykle trudne. Ale mimo wszystko był to widok skłaniający do jakiejś refleksji. Po wcześniej pełnych kościołach, nagle maleńka grupka…

Ale wśród słuchaczy na przykład goście z Inowrocławia. Dla mnie to jednak wciąż zdumiewające – słucham Ojca w internecie, a skoro jest Ojciec tak blisko (40 minut autem), to chciałam tu być. Jakoś nie potrafię się z tym oswoić, choć jest to niesłychanie miłe… Może kiedyś się przyzwyczaję…

Wczoraj Wielki Czwartek… Jak mawiają niektórzy – dzień kapłański. Mam jednak niejasne podejrzenie, że wielu ma taki obraz księdza zasiadającego w tym dniu w wygodnym fotelu i oczekującego na serdeczne rozmowy z serdecznymi ludźmi. Wnioskuję po ilości telefonów, których wczoraj nie odebrałem. Kochani, chciałbym być dobrze zrozumianym – jest mi (nam – bo rozmawialiśmy wczoraj na ten temat z braćmi) szalenie miło, że macie dla mnie dobre słowo, ale Wielki Czwartek jest najgorszym dniem na dzwonienie do księdza. Może nie wszystkich to dotyczy – może są tacy, którzy rzeczywiście są w stanie odbierać i wsłuchiwać się w życzliwe litanie. Ja tego zrobić nie jestem w stanie!!! W normalnej sytuacji Triduum to czas rozpięty dla nas pomiędzy konfesjonałem, w którym ustawicznie służymy, modlitwami, z których nikt nas przecież nie zwalnia (często są one sprawowane publicznie w kościele), a próbami do wieczornych liturgii. Do tego część z nas jest zaangażowana w przygotowanie domu do świąt. A ja – i to jest nienormalność tej sytuacji – we środę głęboką nocą wróciłem z rekolekcji i zaległości we wszystkim mam moc. Wybaczcie więc, ale w Wielki Czwartek nie ma szans na miłe rozmowy. Najbardziej sensowny wydaje się sms, na który łatwiej odpowiedzieć w gonitwie tego dnia…

Dziś natomiast zasiadłem już do rekolekcji z Księgą Jozuego, które prowadzę dla dziewcząt w Poznaniu w poświąteczny weekend. Jako że środa i czwartek to nagrywanie w Radio Niepokalanów, czasu na tworzenie rekolekcji jest arcymało. Do tego jest on jeszcze poszatkowany dyżurami w konfesjonale, próbami śpiewu Męki Pańskiej i tak dalej… Czas jest więc na wagę złota.

Chodzi za mną dziś moment pojmania Jezusa. Nie wiem czy macie w swoim życiu takie chwile, w których dotarło do was, że właśnie zaczęło się dziać cos nieodwracalnego, coś, na co nie macie bezpośredniego wpływu, coś, co rozwinie się w sposób nieprzewidywalny, ale raczej zły. Wyobrażam sobie zacisk żołądka i uczucie gorąca, które nam towarzyszą w takich chwilach. Jezus natomiast ze spokojem odpowiada – JA JESTEM. Jakby przypominał, że On sam decyduje się przeżywać te chwile. Potwierdzeniem tego jest upadnięcie na twarz tych, którzy przyszli Go pojmać. On ma władzę – oni mają zaledwie przewagę i to tylko dzięki Jego zgodzie… On ma moc oddać swoje życie i ma moc je znowu odzyskać. Ale ci, którzy są z Nim dziś, musza odejść bezpiecznie. A zatem bardziej poleca, niż prosi – pozwólcie tym odejść…

I odchodzą… Odchodzą… Czemuś mnie opuścił? Rekolekcje internetowe, które miałem szansę głosić w tym roku tez dobiegły końca. Kres to zwykle nowy początek. Oby śmierć i zmartwychwstanie Pana stały się nim dla każdego z Was…

poniedziałek, 11 kwietnia 2022

niespokojny tydzień...


(J 12,1-11)
Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie. Wielki tłum żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, Gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od żydów i uwierzyło w Jezusa.

 

Mili Moi…
Wczoraj rozpocząłem ostatnie wielkopostne rekolekcje, tym razem w Gnieźnie. Ekipa duszpasterzy świetna. Bardzo im zależy na parafii i starają się ją ożywiać na wiele różnych sposobów. Ja natomiast przypomniałem sobie po pół roku od przeniesienia mnie z Poznania do Gdyni, dlaczego nie bardzo lubię głosić w Wielkopolsce. Otóż słuchacz w tym rejonie jest zupełnie niereaktywny. Być może zaangażowany w słuchanie, ale nie okazujący tego nawet drgnieniem powieki. Próżno liczyć na jakiś uśmiech, pokiwanie z aprobatą głową, czy jakikolwiek inny gest sugerujący, że w tych ciałach jest w ogóle życie. To bardzo utrudnia głoszenie, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Jak wspominałem, trzy lata w Poznaniu pozwoliły mi się już jakoś oswoić z takim stanem. Ale nieodmiennie mnie on zadziwia…

Wczoraj poszedłem na spacer w poszukiwaniu mojej młodości… Jestem w takiej części miasta, gdzie często w dzieciństwie spędzałem wakacje. Mam w Gnieźnie rodzinę, choć dziś w zasadzie nie utrzymujemy kontaktu, bo różnią nas całe światy, w których żyjemy. Niemniej z tamtych czasów wiele pamiętam. Miejsca dziecięcych zabaw, park z karuzelą i specyficznymi huśtawkami… Chodziłem wczoraj tymi ścieżkami i zastanawiałem się – kiedy to minęło? Jak bardzo wszystko się zmieniło… I ja już nie przypominam tego małego chłopca…

Dziś rozpoczynamy „triduum z Judaszem”. On ma swoje miejsce w liturgii Kościoła. Smutne i wyjątkowo nieszlachetne, ale to konsekwencja jego wyborów. Zawsze, gdy o nim myślę, zastanawiam się co z niego odnajduję we własnym życiu. Przeraża mnie bowiem fakt, że można być tak blisko Jezusa, a jednocześnie tak bardzo od Niego daleko. Klerykalizm? Postawa nauczyciela, który wszystko wie najlepiej. Przyzwyczajonego do przewodzenia ludziom, ale niepodlegającego żadnemu kierownictwu? Pobłażliwie traktującego małe gesty innych, oczekując rzeczy wielkich i wzniosłych? Człowieka, który ma swoje sprawy, swoje życie, a w jego centrum na pewno nie stoi Jezus? Kogoś, komu się wydaje, że może poprawiać samego Pana?

Wiele pytań we mnie… Niepokojący tydzień się właśnie rozpoczyna. Modlę się dziś, żebym mógł stanąć naprawdę blisko. Żebym przeżył go w obecności Jezusa. To niby oczywiste, a jednak wcale nie. Domaga się poważnego wysiłku i zaangażowania. Bo choć nie piekę mazurków i nie trzepię dywanów, to jednak i ja muszę zawalczyć o rzeczywiste przebywanie z Nim… Godziny spowiedzi. Kolejne rekolekcje, które same się nie napiszą. Chwila odpoczynku z książka w ręku, której jestem spragniony jak kania dżdżu… To wszystko musi zostać „stłuczone”, żeby olejek miłości wylał się na stopy Tego, który rzeczywiście jest tego godzien…

środa, 6 kwietnia 2022

wy i JA


(J 8,31-42)
Jezus powiedział do żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziesz trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Odpowiedzieli Mu: Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakżeż Ty możesz mówić: Wolni będziecie? Odpowiedział im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni. Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie Mnie zabić, bo nie przyjmujecie mojej nauki. Głoszę to, co widziałem u mego Ojca, wy czynicie to, coście słyszeli od waszego ojca. W odpowiedzi rzekli do Niego: Ojcem naszym jest Abraham. Rzekł do nich Jezus: Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to byście pełnili czyny Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie czynił. Wy pełnicie czyny ojca waszego. Rzekli do Niego: Myśmy się nie urodzili z nierządu, jednego mamy Ojca - Boga. Rzekł do nich Jezus: Gdyby Bóg był waszym ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał.

 

Mili Moi…
Radziejów został za nami. Maleńkie miasteczko, w którym pewnie umarłbym w przeciągu tygodnia (no, może dwóch), ale urocze. A nade wszystko ludzie… Kiedy poszedłem na spacer, naprawdę rzadko kto nie pozdrowił słowami „Szczęść Boże”. To się dziś coraz rzadziej zdarza, więc jest tym bardziej miłe. Frekwencja dobra, ludzie zasłuchani. Mówiło się znakomicie. Poza tym, to nasza, franciszkańska parafia. A zatem podobny duch wśród braci, dobre rozmowy, kaplica w domu… Same plusy.

Wróciłem w nocy, a dziś usiłuję odpocząć. Zmęczenie pracą to jedno, ale dostałem je w pakiecie z niedawno całkiem poznaną koleżanką – cukrzycą. Ponad rok temu zamieszkała ze mną i wciąż się siebie uczymy. A że ja nie mam za wiele czasu, który mógłbym jej poświęcić, to ona różnymi sposobami próbuje zwrócić na siebie moją uwagę. Zdaje się, że nie uniknę bezpośredniej konfrontacji. Trzeba będzie usiąść i omówić pewne zasady, żeby moim jedynym hobby nie stało się leżenie na łóżku i oddawanie się drzemkom. Nie mam zwyczaju opowiadać o swoich chorobach, których lista z wiekiem oczywiście się wydłuża. Ale skoro to tacy trochę mniej lubiani, ale jednak zawsze obecni przy mnie przyjaciele, to trzeba może czasami wymienić ich z imienia. Niech czują się zauważeni…

Odpoczywam więc do soboty, a w sobotę jeszcze jeden wielkopostny kurs. Tym razem do Gniezna. W parafii bł. Jolenty mam zamiar opowiedzieć o tym, co postawiłem sobie jako zadanie na ten Wielki Post – nienajlepsze modele przeżywania naszej wiary. I kiedy tak o nich mówię, uświadamiam sobie jak znakomicie sam się  w nie wpasowuję. Dzisiejsze Słowo jeszcze dobitniej mi to uzmysławia.

Postawiłem sobie pytanie, czy moje życie jest rzeczywiście całkowicie przeniknięte Bogiem, czy jednak jest On jakoś doklejony do mojej rzeczywistości? Z niepokojem zauważam, że są takie przestrzenie dnia, kiedy o Nim nawet nie pomyślę, kiedy jestem zajęty sobą i swoimi sprawami. Czasem próbuje się uspokajać, że to właściwie Jego sprawy – ale tym bardziej wówczas On powinien być w nich obecny. A nie jest. Bo Go nie zapraszam. Prawda i wolność, które z Nim przychodzą, wciąż są w sferze moich pragnień. Od kiedy Pan wyprowadził mnie z etapu wiary „bezpośrednich doświadczeń”, słów, świateł, poruszeń, a zaprosił mnie do cichej adoracji, tylko narasta we mnie pragnienie, aby się do Niego zbliżyć. Czuje jednak wyraźnie, że to wszystko jest w Jego rękach. Że On sam decyduje o czasie, w którym się to stanie. Ja mam być po prostu gotowy. Ale, żeby nie przeoczyć tej chwili, winienem być z Nim w nieustannej relacji. A chyba wciąż nie jestem…

Wciąż słyszę jak mówi do Żydów i do mnie – wy i Ja. Ciągle nie ma MY. Mam nadzieję, że kiedy tęsknota zwycięży…