Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu
Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała
pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty
napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś
między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że
Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro głos Twego pozdrowienia
zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie.
Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od
Pana”. Wtedy Maryja rzekła: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w
Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy. Oto bowiem odtąd
błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi
Wszechmocny. święte jest Jego imię, A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie
nad tymi, co się Go boją. Okazał moc swego ramienia, rozproszył pyszniących się
zamysłami serc swoich. Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Głodnych
nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił. Ujął się za swoim sługą,
Izraelem, pomny na swe miłosierdzie. Jak przyobiecał naszym ojcom, Abrahamowi i
jego potomstwu na wieki”. Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem
wróciła do domu
Mili Moi…
Miniony weekend to dużo
radości… W sobotę święcenia prezbiteratu Wojciecha i Karola w Poznaniu. Dawno
nie uczestniczyłem w uroczystości święceń. A to dla nas, kapłanów, dzień pełen
wzruszeń. A może tylko dla mnie… W sumie nie wiem 😊 Niemniej,
kiedy słyszałem słowa arcybiskupa Gądeckiego, które wypowiadał wobec święconych
dokładnie tak samo, jak wypowiedział je kard. Nycz wobec mnie szesnaście lat
temu, to serce zadrżało. Bo z każdym rokiem rozumiem je głębiej. Z każdym
rokiem jawią się też jako trudniejsze. Właśnie dlatego, że człek zaczyna
rozumieć ogrom tego zobowiązania, ogrom odpowiedzialności. Ale w ślad za tym
idzie radość z łaski. Bo Bóg naprawdę mi ją okazał. Wziął sobie takie „nic” i
chciał z niego zrobić „coś” w sobie wiadomym wymiarze… Czy Mu się udało? Czy Mu
się jeszcze uda?
W niedzielę zaś pierwsza
Msza Święta Wojciecha w Mogilnie. Było pięknie. I naprawdę z rozrzewnieniem
pomyślałem sobie o tym, że to ostatni chłopak spośród tych, którzy przyjeżdżali
na organizowane przeze mnie rekolekcje powołaniowe wiele lat temu, który przyjął
święcenia. Sam Wojtek w ramach swoich podziękowań wspomniał, że byłem pierwszym
franciszkaninem, którego poznał. Na tej Mszy był tez Mikołaj, kolega Wojtka,
który przywiózł go na te rekolekcje. Dziś przedsiębiorca, żonaty, ojciec dwójki
dzieci. Anegdotycznie cytowaliśmy Ewangelię – jeden będzie wzięty, a drugi
zostawiony… Potem uroczystości przy stole… Też dawno nie byłem na takiej "imprezie". Wszystko się
zmienia. Nowe odsłony znanych zjawisk.
A dziś zaczynamy
intensywne działania przygotowawcze do Biegu Małych Rycerzy, który na Zamku w
Malborku już 11 czerwca. Oczywiście wiele przygotowań już za nami i wielu
dobrych ludzi się w nie zaangażowało. Tymczasem ja wkraczam do akcji z przykrym
zadaniem – wydawania pieniędzy 😊 Jadę dziś zakupić nagrody na bieg. A to duże
przedsięwzięcie. Dzieciaków szykuje się już na tę chwilę około 200. Każdy musi
jakiś drobiazg w łapkę dostać. Nie mówiąc już o poważniejszych nagrodach dla
zwycięzców. Cały dzień przed nami. Zabawę czas zacząć…
A Słowo pokazuje dziś
zdumienie Elżbiety na widok Maryi wchodzącej do jej domu. Bardzo się jakoś z
tym utożsamiłem. To w tej perspektywie wybrania, o której pisałem powyżej. Zadałem
sobie pytanie – Matko Boża, jak to jest, że wybrałaś sobie takie liche narzędzie
do szerzenia Twojej chwały? I nie chodzi o fałszywą skromność. Ja naprawdę znam
swoje serce i swoje słabości. A w ślad za tym przyszło kolejne – co ja jeszcze
mógłbym zrobić? Przede wszystkim, żeby być jeszcze bliżej Ciebie? Z nutką
pewnej zazdrości poczytałem ostatnio jak to o. Pio widywał Maryję, która zawsze
towarzyszyła sprawowanym przez niego sakramentom. I ja mam czasem takie
pragnienie, żeby moja wiara była jeszcze bardziej „realna”, dotykalna, żeby można
było ją niemal rwać jak bochen chleba. Cały czas to pragnienie… Bardziej.
Mocniej. Głębiej. Ono mnie pożera. A ograniczeń coraz więcej – tych ze mnie
płynących. Siły coraz mniejsze, choć wyobrażenia o swoich możliwościach wciąż
duże…
Skądże mi to, że Matka mojego
Pana? U mnie… W moim domu… W moim życiu… I jeszcze ze swoim pomysłem na mnie…
Posłana. Zawsze posłuszna. Bliska…