środa, 24 lutego 2021

tylko spokój nas uratuje...


(Łk 11, 29-32)
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: "To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz".

 

Mili Moi…
Tak jak kilka dni temu pisałem, że wszyscy przypomnieliśmy sobie co to znaczy zima, tak dziś chyba wszyscy zatęskniliśmy już całkiem poważnie za ciepłym powiewem wiatru. Nie sposób było dziś pozostać w domu. Pół dnia łaziłem po mieście. Miasta stęskniony, ale i tej temperatury, która na moją warstwę psychiczną działa kojąco. Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanie bardziej Afryka niż Grenlandia – takie preferencje.

Wczoraj wróciłem do domu. Po nagraniach w radio i nagraniach w warszawskim studio Salve. Całkiem przyjemne doświadczenie. Młoda ekipa. Praca wprost „paliła się w rękach” nam wszystkim. A ja poznałem nowy kawałek Warszawy.

Niestety zetknięcie z moją klasztorną rzeczywistością było mocno bolesne. Jak wspominałem remont wszedł w fazę naszych cel zakonnych. U mnie rozpoczął się tuż po moim wyjeździe i… jeszcze się nie zakończył. Trzy tygodnie. A ja wylądowałem z walizką w pokoju gościnnym, który już wprawdzie jest wyremontowany, ale jeszcze nie do końca sprzątnięty. Niestety jeśli chodzi o mój pokój, to panowie z ekipy remontowej zadziałali chyba rutynowo, ale bez nadmiernej uważności, co sprawiło, że sprzątał będę chyba do wakacji. Wygląda to wszystko strasznie i towarzyszyło mi dziś naprawdę sporo trudnych uczuć. Wiele trudu musiałem włożyć w to, żeby nie wywalić ich wszystkich komuś na głowę. W tym tygodniu więc do mojego pokoju nie wejdę. A pracować trzeba, choć warunki nie sprzyjają.

Może to też dla mnie jakiś wielkopostny znak… Może Pan sugeruje mi, że nie potrzebuję idealnych i sterylnych warunków, „książkowego” życia i otaczającego mnie świata, żeby rosło we mnie słowo. Może mniej winienem się skupiać na tym, co zewnętrzne (choć w tym remoncie nie ma cienia mojej inicjatywy – był raczej koniecznością). Tak czy owak, próbuję z tego wyciągnąć jakąś sensowną lekcję, która pomoże mi przede wszystkim ochłonąć, a poza tym wykorzystać te okoliczności do zmierzenia się z nowym wyzwaniem. Choć remontów w życiu przeżyłem już wiele. Zwykle tam, gdzie jestem posyłany jest coś do zrobienia. I muszę to robić ja, człowiek, który szczerze tego nienawidzi… Takie małe żarciki Pana Boga. Już chyba przywykłem. Więc i ten remoncik przetrwam. A sprzątaniem zajmę się… kiedyś.



sobota, 20 lutego 2021

Najpiękniejszy...


(Łk 5, 27-32)
Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Potem Lewi wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: "Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?" Lecz Jezus im odpowiedział: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników".

 

Mili Moi…
Mamy już zapowiedź tegorocznych rekolekcji, które rozpoczynamy pojutrze. Zamieszczam Wam ją powyżej. Można puścić dalej. Im nas więcej, tym lepiej. Ja zaś powoli podchodzę do lądowania z siostrami orionistkami. Kończymy jutro śniadaniem, a w poniedziałek nagrania w Niepokalanowie. Zamierzam więc jutro zażyć przyjemności… Pewnie wybiorę się na lotnisko – tam pochodzę, posiedzę, potęsknię za lataniem. A potem może na Powązki. Nigdy nie byłem, a cmentarze lubię nawet bardziej niż lotniska. Na obiad zjem pewnie jakąś wykwintną pizze w samochodzie. A po południu może uda mi się odśpiewać Gorzkie Żale z Kościołem Warszawskim. Jedyna przeszkoda to chyba to, że robi się bardzo mokro i jutro pewnie nie będzie lepiej…

Dziś jednak jeszcze się skupiamy. A ja właściwie piszę scenariusze tego, co mam powiedzieć we wtorek w Warszawie, nagrywając krótkie materiały promocyjne dla Wydawnictwa Esprit. Wchłonąłem książkę, do sięgnięcia po którą mam zachęcić. Jest niezła – prosta, franciszkańska (wszak autor franciszkaninem jest) – będę mógł więc z czystym sumieniem o niej dobrze mówić. W zasadzie to nawet chyba nie o niej bezpośrednio… Mam omówić pewne tematy, które w książce po prostu są potraktowane szerzej – i to ma zachęcić do jej przeczytania. No, zobaczymy co z tego wyniknie…

A dziś myślę o Lewim, który wyrusza za Jezusem – za Najpiękniejszym z synów ludzkich. Jak bardzo musiał go zafascynować sobą? Jak wyraźnie musiał dostrzec Jego piękno? Czy Lewi wiedział, że Jezus jest reprezentantem Boga? Kimś absolutnie wyjątkowym? Pewnie tak, bo inaczej by z miejsca nie ruszył… A skoro tak, to piękno Jezusa musiało w nim przezwyciężyć cały wstyd, który mógł odczuwać z powodu swoich grzechów. Poczuł się jednak przyjęty i nie pozwolił demonowi zahipnotyzować się swoją niegodnością. A przecież mogło się tak stać. Mógł powiedzieć – Panie, kto, ja? Takie nic, taki podły grzesznik? Nawet nie żartuj – dla mnie już nie ma nadziei. Zbyt wiele zła zdziałałem w życiu.

A Lewi wstaje i idzie. Samą swoją obecnością Jezus przywrócił mu nadzieję. Swoim zainteresowaniem wobec kogoś takiego, takiego ostatniego z ostatnich… Ilu takich umiłowanych synów i córek Boga czeka dzisiaj na tych, którzy przyjdą i bez obrzydzenia z nimi pobędą. Czasem sprawy nie idą tak szybko, czasem nawrócenie to nie kwestia jednej rozmowy, jednego spotkania. Czasem ono nie następuje nigdy (przynajmniej w sposób widzialny). Czy to jednak wystarczy, żeby powiedzieć sobie – nie zasługujesz na mój czas, bo jest tylu innych, którzy mnie naprawdę potrzebują. A tu – dno i wodorosty…

Ja sam każdego dnia ciągle na nowo przekonuję się, że takich Jezusowych metod musze się uczyć. One nie są częścią mnie. Nie mam ich „z natury”. Dlatego tym większą radość odczuwam, kiedy nie zdezerteruję, kiedy zachowam się jak On. Oby jak najczęściej…

czwartek, 18 lutego 2021

rzeczywiście chcieć...


(Łk 9, 22-25)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie". Potem mówił do wszystkich: "Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść dla człowieka, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?"

 

Mili Moi…
Trwamy w rekolekcjach z siostrami orionistkami. Ale to przecież stanowczo za mało, żeby się zmęczyć. Wobec tego wczoraj dotarła ekipa z Poznania i do dzisiejszego obiadu nagraliśmy osiemnaście odcinków wielkopostnych rekolekcji internetowych. To nasz absolutny rekord w tak krótkim czasie. W konsekwencji oczywiście dziś nie bardzo wiem jak się nazywam, ale dzieło zrealizowane. Dla nich robota właściwie się dopiero zaczyna, wszak montaż jest najgorszą częścią przedsięwzięcia.

Możliwości „wypoczynkowe” też są w zasadzie nieco ograniczone. Teren wokół mocno leśny, chodników w zasadzie nie ma, śnieg sypie prawie wciąż. Przedzieranie się uliczkami brodząc w śniegu? Hmmm… Pozostaje krótki spacer po podwórku i ewentualna wycieczka do Warszawy, ale to pewnie dopiero po zakończeniu rekolekcji. W niedzielę finał, ale od poniedziałku nagrania w Radio Niepokalanów, więc przemieszczam się całkiem niedaleko.

Dziś pomyślałem o traceniu życia, na które wielu gorliwych chrześcijan chciałoby się zdecydować według wskazań dzisiejszej Ewangelii. Ale jak to zrobić? Wszak życie cenną wartością jest. Tak cenną, że trzeba się dobrze zastanowić i wybrać dobry moment na ten dar. Najlepszy moment. Taki, w którym będziemy „u szczytu życia”. Taki, w którym Pan Jezus to naprawdę doceni. Ale jak go uchwycić?  Na tego typu rozważaniach można spędzić… całe życie, nigdy go tak naprawdę nie ofiarowując, nie czyniąc z niego daru dla Jezusa, nie tracąc go.

Gdy tymczasem… nasze życie składa się z tysiąca małych rzeczy, małych spraw naszej codzienności. Tam wykuwa się (lub nie) nasza świętość. I to tam jest miejsce na złożenie tego daru – bez aplauzu i fajerwerków, bez zadęcia i zwracania na siebie uwagi. Takie dary Pan Bóg zdaje się lubić najbardziej. Takie dary są najcenniejsze. Bo przecież nasze życie jest mu miłe jako dar, kiedy ofiarowujemy je Jemu angażując je dla dobra Jego dzieci, naszych braci. A to często wiąże się z krzyżem, niedogodnościami, obciążeniami czy wręcz cierpieniami. Codziennie… Tak wiele okazji… Trzeba tylko chcieć. Tak rzeczywiście chcieć.



sobota, 13 lutego 2021

chleba naszego...


(Mk 8, 1-10)
W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: "Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. I jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka". Odpowiedzieli uczniowie: "Jakże tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?" Zapytał ich: "Ile macie chlebów?" Odpowiedzieli: "Siedem". I polecił tłumowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je podawali. I podali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo, i polecił je rozdać. Jedli do syta, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił. Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.

 

Mili Moi…
Powoli lądujemy z rekolekcjami dla sióstr… Właściwie prawie bez strat własnych. Pogotowie wprawdzie było i jedną z sióstr zabrano do szpitala – coś z sercem. Ale wróciła jeszcze tego samego dnia. Mam nadzieje, że treści nie okazały się nazbyt poruszające…

Bardzo szybko minął mi ten czas… Mała grupa sióstr, wszak jest ich tylko dwanaście. A w tak zwanym międzyczasie sporo pracy w związku z kolejnymi działaniami – może to jest przyczyna, że niemal nie zauważyłem tego tygodnia. Jutro ruszam do Zalesia Górnego. Tam również dwanaście sióstr czeka na słowo, a dołączy do nich kilka drogą internetową. Taka to nowoczesność w domu i zagrodzie…

Nie sądziłem, że to powiem, ale chyba brakuje mi Poznania. Może nawet nie samego Poznania, bo nie polubiłem tego miasta do dziś. Ale miasta właśnie mi brak. Tu, wśród lasów i śniegów, naprawdę uświadamiam sobie jak bardzo „miastowy” jestem. Cóż poradzę na to, że lubię tłum, gwar, ruch? Tak już po prostu mam. Nie męczy mnie to i wcale nie muszę jechać w dzicz, żeby odpoczywać. Taka mała rzecz, która chyba w sobie zaakceptowałem. Żeby z innymi, większymi szło mi równie łatwo…

A dziś scena, w której spodziewałbym się po Apostołach czegoś więcej. Wszak dwa rozdziały wcześniej Jezus dokonał już rozmnożenia chleba. Czyż więc nie powinni w sytuacji bliźniaczo podobnej, kiedy On znów mówi, że ludzie głodni, że cos trzeba zrobić, stanąć przed Nim i powiedzieć – jesteśmy gotowi, dysponuj nami, oto nasze siedem chlebków? A oni jak poprzednio – oporni i tak boleśnie logiczni, zupełnie niedomyślni.

Ale to jeszcze nic… Kilka wersetów dalej, w tym samym ósmym rozdziale, siadają do lodzi i ubolewają, że nie wzięli ze sobą chleba. Wówczas nawet Jezus nie wytrzymuje i sugeruje im, że ich serca są otępiałe. Pyta ich, wspominając dopiero co dokonane cuda – jeszcze nie rozumiecie? A oni? Nie rozumieją?

Dziś pomyślałem, że może rozumieli, ale bali się sami do tego przyznać. Kurczowo trzymali się schematu, bo on dawał im swoiste poczucie bezpieczeństwa. Co bowiem wynika z uznania w Jezusie cudotwórcy, dla którego nie ma żadnych granic? Otóż wynika z tego, że dla nas, Jego uczniów, należących do Niego, granice również nie istnieją. A jeśli tak, to nie ma tłumaczeń w stylu – nie mogę, nie dam rady, nie zdołam… Wszystkie one są tylko wymówkami miłośników kanapy, do zejścia z której zachęca nas papież. Uznanie wszechmocy Boga, to uznanie swojego w niej uczestnictwa. A to zupełnie nowe zadania – całkowicie nieprzewidywalne, niewyobrażalne, nieziemskie, Boże…

środa, 10 lutego 2021

uczmy się...


(Mk 7, 14-23)
Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: «Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!» Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o tę przypowieść. Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka, i zostaje wydalone na zewnątrz». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym».

 

Mili Moi…
No i wszyscy przypomnieliśmy sobie co znaczy „zima”. Niektórych to cieszy, ja musze przyznać, że się chyba do nich nie zaliczam. Jestem zdecydowanie ciepłolubny i kiedy spoglądam na komunikat „Odczuwalna temperatura -18 stopni”, to nieszczególnie mam ochotę wyłazić na zewnątrz.

A chodzić w zasadzie jest gdzie… Jestem w Żabiczkach. Koniec świata? I tak i nie. W zasadzie jest to chyba już dzielnica Konstantynowa Łódzkiego, ale las za oknem. Przestrzeni dużo, chęci do spacerowania mniej. Przyczepność licha. A do tego praca mnie ściga wszędzie. Kilka dni temu zapadła ostateczna decyzja, że nagrywamy wielkopostne rekolekcje internetowe. Wszyscy mają jakieś koszmarne kłopoty z czasem, więc projekt wisiał na włosku. Niemniej, nie da się tego rozłożyć na kilka regularnych spotkań nagraniowych i wszystkie osiemnaście odcinków (emitowane będą w poniedziałki, środy i piątki) trzeba nagrać w przyszłym tygodniu w ramach jednego, dwudniowego spotkania, przy jednoczesnym prowadzeniu rekolekcji dla sióstr. To może nie byłoby najgorsze, gdybym te rekolekcje miał stworzone. Niestety nie jestem w stanie pracować z wyprzedzeniem, jest tych kwestii zbyt wiele, więc cóż – jak zwykle, pobudka czwarta rano i tworzymy. Do tego „wiszą” nade mną audycje radiowe, które również w ramach tego wyjazdu zamierzamy nagrywać. Ich tez oczywiście jeszcze nie ma. Muszą powstać w najbliższych dniach. Do tego zgłosił się do mnie miły pan z katolickiego wydawnictwa, który zaproponował przeczytanie właśnie wydawanej książki i nagranie dwóch filmików na jej temat, co również w ramach tego jednego, trzytygodniowego wyjazdu muszę w Warszawie zrealizować (ale najpierw rzecz jasna kiedyś przeczytać książkę). Żeby tego było mało, to wrócę do domu w czwartek 25 lutego, a w piątek rozpoczynam weekend powołaniowy dla sióstr franciszkanek, którego temat sam sobie wymyśliłem, ale rzecz jasna… żadnej konferencji gotowej nie mam. Może już czas nauczyć się mówić „nie”. Może czas po prostu wybierać aktywności. Ale nigdy tego nie robiłem w ten sposób i chyba nie wypracowałem kryteriów. Staram się służyć wszędzie i wobec każdego, ale siły jakby mniejsze…

Przed sobą mam 12 słuchaczek. Średnia wieku 108. Ale bynajmniej mi to nie przeszkadza. Seniorki są wspaniałe. To często naprawdę gorliwe siostry, należące do innej, dawnej epoki, gdzie słowa „ofiarność”, „pracowitość”, „wyrzeczenie” miały zgoła inne znaczenie niż dziś. Ich oczy głębokie od wpatrywania się w Ukrzyżowanego. Ich serca spragnione słuchania o Nim. Mam czasem wrażenie, że słuchają z większą uwagą niż młode siostry. Jakby miały świadomość, że mają mało czasu, że dopływają powoli do brzegu życia. Co więcej, są za wszystko wdzięczne. Nie są roszczeniowe. Cieszą się, że ktoś jeszcze dla nich się trudził, przygotował się, przyjechał, chce im opowiadać o ich Jezusie. To duża przyjemność przed nimi stawać i mówić.

W tym kontekście myślę sobie o dzisiejszym Słowie. Jezus uznał wszystkie potrawy za czyste, choć niewątpliwie wykaz „zwierząt zakazanych” jest wyrazem troski Boga o każdy detal ludzkiego życia. Zajrzyjcie do 11 rozdziału Księgi Kapłańskiej. Tam wśród nieczystych zwierząt, których nie wolno spożywać jest również nietoperz. Mówi wam to coś? Być może gdyby świat słuchał Boga, nie nosilibyśmy dziś bawełnianych masek na pyszczkach.

Niemniej Jezus pokazuje, że w wierze chodzi o coś znacznie głębszego. Nie o proste wyznaczanie granic i mechanizmy kontrolno-weryfikacyjne. Zjadłeś? Masz grzech. Nie zjadłeś? Tym razem ci się upiekło. Nie, On wskazuje na pewne obszary w naszym życiu, gdzie granice są nieostre i mogą być wyznaczone tylko przez miłość. Oduczenie jednak głęboko wdrukowanych zasad nie jest proste. Widzimy Piotra w 9 rozdziale Dziejów Apostolskich, kiedy ma wizję różnych zwierząt i słyszy polecenie – zabijaj Piotrze i jedz. A on na to – nie, bo nigdy nie zjadłem nic nieczystego. Tak trudno porzucić dawne zasady, nawet jeśli dla wszystkich były dość uciążliwe.

Ale ta kwestia, niczym medal, ma swoją druga stronę. Jeśli Bóg chce nas pewnych rzeczy oduczyć, to z pewnością innych chce nas nauczyć. Na co jesteśmy gotowi i czy rzeczywiście pozwalamy się poprowadzić? Czy życiowe koleiny, w których poruszamy się z taką swobodą, nie są zbyt wielką pokusą? Niezależnie od wieku, wciąż jest więcej rzeczy, których nie wiemy, niż tych, które są nam znane. Może więc warto zachować gotowość do nauki. Czy to nie jest główna cecha kogoś, kto nosi miano „ucznia”?

czwartek, 4 lutego 2021

każdemu polecam...


(Mk 6, 7-13)
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. "Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien". I mówił do nich: "Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich". Oni więc wyszli i wzywali do nawracania się. Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

 

Mili Moi…

Plan dnia… A jak wygląda ojca plan dnia? Częste pytanie, więc może takie "dziś"…

5.00 – pobudka, prysznic, kawka… Najmilsza chwila poranka – chwila medytacji Słowa… Czytanie fragmentu na dziś, czytanie kilku komentarzy, rozmyślanie… Oddech.

6.30 – ostatnie kilka zdań dopisanych do ostatniej konferencji rekolekcyjnej rekolekcji dla sióstr, na które wyruszam jutro… „A pod krzyżem Jezusa” – taki jest ich temat.

7.00 – Eucharystia

7.40 – śniadanie (zwykle o tej porze są modlitwy poranne, które trwają około 35 minut, ale w tym tygodniu trwa siedmiodniowe Jerycho Różańcowe, czyli całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu – my mamy modlitwy indywidualnie)

9.00 – II Eucharystia

10.00 – I Człowiek do spowiedzi (na każdego rezerwuję godzinę, i zwykle około godziny to nasze spotkanie trwa)

11.00 – II Człowiek do spowiedzi

12.00 – III Człowiek do spowiedzi

13.00 – zakupy spożywcze na jutrzejszy wyjazd (wożę ze sobą własne jedzenie, które pozwala mi utrzymywać wagę)

Po powrocie szybki obiad…

13.45 – IV Człowiek do spowiedzi

15.00 – wyruszam do sióstr dominikanek – tam spowiedź i III Eucharystia

19.00 – powrót do domu – właśnie piszę bloga

20.00 – V Człowiek do spowiedzi

21.00 – VI Człowiek do spowiedzi

Później, o ile jeszcze nie padnę pyszczkiem w poduszkę, musze przygotować pokój na remont (wymiana okien i malowanie), który będzie się dokonywał pod moją nieobecność. No i muszę się spakować na dwutygodniowy wyjazd… Czy tak jest codziennie? Nie… Ale prawie codziennie… Nuda? Nie znam tego słowa… A w międzyczasie trzeba zmieścić modlitwę, obmyślanie i pisanie rekolekcji, chwilkę spędzoną z braćmi, spacer lub odrobinę sportu… Ekwilibrystyka z zegarkiem w ręku…

Daleki jestem jednak od narzekania… Dziś naprawdę daleki… Dlatego, że widzę w dzisiejszym Słowie zaproszenie Jezusa wobec Apostołów, aby stali się sługami jednej sprawy – sprawy Jezusa. Jezus nie ma być najważniejszą sprawą ich życia… Oni po prostu nie mają mieć innych spraw poza Nim.

Zawsze nieco mnie bawi, kiedy lud wierny składa życzenia swojemu księdzu mówiąc „i błogosławieństwa w życiu kapłańskim i w życiu osobistym”. Nie… Ksiądz nie ma życie osobistego. Nikt z nas nie wiedzie „dwóch żyć” – mamy tylko jedno. Życie sługi i apostoła. Im bardziej więc jestem zaangażowany w „sprawę Jezusa” tym spokojniejszy jestem. Z pewnością nie bardziej wypoczęty i zrelaksowany, ale spokojny. Bo wszystko jest na swoim miejscu. Mam cudowne życie – oparte na Jezusie. Każdemu polecam…