poniedziałek, 19 października 2015

krusząc egozim...

zdj:flickr/Art4TheGlryOfGod by Sharon/Lic CC

(Mk 10,35-45)
Jakub i Jan synowie Zebedeusza zbliżyli się do Jezusa i rzekli: Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy. On ich zapytał: Co chcecie, żebym wam uczynił? Rzekli Mu: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie. Jezus im odparł: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony? Odpowiedzieli Mu: Możemy. Lecz Jezus rzekł do nich: Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.

Mili Moi…
Trudna niedziela dobiega właśnie końca. Trudna fizycznie, bo poprzedzona zarwaną nocą. Wczoraj bowiem w Lyndhurst, NJ, uczestniczyliśmy w wieczorze uwielbienia, na którym miałem tę radość wygłosić konferencję. Oczywiście doświadczenie cudne, jak zawsze, kiedy człek ma okazję pobyć wśród rozmodlonych ludzi. Wspaniały zespół muzyczny ze wspólnoty Lew Judy z Nowego Jorku, wspólnie prowadzona modlitwa… i trzy godziny, które minęły niespodziewanie szybko. Wróciliśmy do domu około 2 nad ranem.

A dziś obowiązki. Przed południem Msze i chrzest małej Amelii. Po południu wake przed pogrzebem pani Jadwigi. Życie i śmierć, które w naszej parafii tak często się spotykają. Ale poza służbą, która zawsze daje dużo radości, nawet wśród zmęczenia, udało mi się również nieco zdrzemnąć, a potem zapakować ojca proboszcza w samochód i wywieźć go na godzinny, nadmorski spacer. I to był bardzo miły akcent prawie na zakończenie dnia.

A w Słowie zatrzymuje mnie dziś stężenie egoizmu w apostolskiej wspólnocie. To trochę pocieszające, że nawet tam, gdzie Jezus był obecny nieustannie, gdzie był tak dostępny, nawet w tej wspólnocie egoizm czasami zwyciężał. Apostołowie, którzy idą coś z Jezusem „załatwić”, przypominają jako żywo tych wszystkich chrześcijan, którzy wybierają triumfalistycznego Boga. On ma taką potęgę, że trzeba się koło Niego zakręcić, dobrze się ustawić, a przecież mógłby tu być dla nas raj…

Słowa o ukrzyżowaniu - jakby przytłumione, o śmierci, o odrzuceniu… Nie, tego nie słyszeliśmy? Mówiłeś Panie Jezu? Nie, no bez żartów… Przecież my nie idziemy za Tobą, żeby stracić, tylko żeby zyskać… Najlepiej prawa i lewa strona… Rządy powinny należeć do nas… Wygadali się… Prawda ich serc wypłynęła przez usta. A jedyne, co „załatwili”, to obietnica, że będą mieli udział w Jego męce… Nie… No coś ewidentnie poszło nie tak…

Ale nie minęło wiele czasu, a bez najmniejszych wątpliwości oddali życie za Tego, o którym błędnie sądzili, że pozwoli im triumfować nad innymi. Zrozumieli, że rezygnując z przewagi, na pewno na tym nie stracą. Ponieważ Bóg, któremu służą jest Bogiem paradoksów. Do swoich ostatnich ziemskich dni trzymali się krzyża. Znaleźli motyw i nie wypuścili go już ze swoich rąk…

A Ty Szanowny Czytelniku? Masz jeszcze krzyżyk na szyi? To zaciskaj na nim swoją dłoń zawsze, ilekroć do Twojego serca zapuka pokusa egoizmu. Można ją bowiem pokonać tylko trzymając się krzyża…

PS. A pod spodem zamieszczam wczorajszą katechezę. Gdybyście chcieli posłuchać…



1 komentarz: