zdj:flickr/Art4TheGlryOfGod
by Sharon/Lic CC
(Mk 10,35-45)
Jakub i Jan synowie Zebedeusza zbliżyli się do Jezusa i rzekli: Nauczycielu,
chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy. On ich zapytał: Co chcecie,
żebym wam uczynił? Rzekli Mu: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden
po prawej, drugi po lewej Twej stronie. Jezus im odparł: Nie wiecie, o co
prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest,
którym Ja mam być ochrzczony? Odpowiedzieli Mu: Możemy. Lecz Jezus rzekł do
nich: Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam
przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej
stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało
przygotowane. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na
Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: Wiecie, że ci,
którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą
władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać
wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami,
niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu
służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.
Mili Moi…
Trudna niedziela dobiega właśnie końca. Trudna fizycznie, bo poprzedzona
zarwaną nocą. Wczoraj bowiem w Lyndhurst, NJ, uczestniczyliśmy w wieczorze
uwielbienia, na którym miałem tę radość wygłosić konferencję. Oczywiście
doświadczenie cudne, jak zawsze, kiedy człek ma okazję pobyć wśród rozmodlonych
ludzi. Wspaniały zespół muzyczny ze wspólnoty Lew Judy z Nowego Jorku, wspólnie
prowadzona modlitwa… i trzy godziny, które minęły niespodziewanie szybko.
Wróciliśmy do domu około 2 nad ranem.
A dziś obowiązki. Przed południem Msze i chrzest małej Amelii. Po południu wake
przed pogrzebem pani Jadwigi. Życie i śmierć, które w naszej parafii tak często
się spotykają. Ale poza służbą, która zawsze daje dużo radości, nawet wśród
zmęczenia, udało mi się również nieco zdrzemnąć, a potem zapakować ojca
proboszcza w samochód i wywieźć go na godzinny, nadmorski spacer. I to był
bardzo miły akcent prawie na zakończenie dnia.
A w Słowie zatrzymuje mnie dziś stężenie egoizmu w apostolskiej wspólnocie. To trochę
pocieszające, że nawet tam, gdzie Jezus był obecny nieustannie, gdzie był tak
dostępny, nawet w tej wspólnocie egoizm czasami zwyciężał. Apostołowie, którzy
idą coś z Jezusem „załatwić”, przypominają jako żywo tych wszystkich
chrześcijan, którzy wybierają triumfalistycznego Boga. On ma taką potęgę, że
trzeba się koło Niego zakręcić, dobrze się ustawić, a przecież mógłby tu być
dla nas raj…
Słowa o ukrzyżowaniu - jakby przytłumione, o śmierci, o odrzuceniu… Nie, tego
nie słyszeliśmy? Mówiłeś Panie Jezu? Nie, no bez żartów… Przecież my nie
idziemy za Tobą, żeby stracić, tylko żeby zyskać… Najlepiej prawa i lewa strona…
Rządy powinny należeć do nas… Wygadali się… Prawda ich serc wypłynęła przez
usta. A jedyne, co „załatwili”, to obietnica, że będą mieli udział w Jego męce…
Nie… No coś ewidentnie poszło nie tak…
Ale nie minęło wiele czasu, a bez najmniejszych wątpliwości oddali życie za
Tego, o którym błędnie sądzili, że pozwoli im triumfować nad innymi.
Zrozumieli, że rezygnując z przewagi, na pewno na tym nie stracą. Ponieważ Bóg,
któremu służą jest Bogiem paradoksów. Do swoich ostatnich ziemskich dni
trzymali się krzyża. Znaleźli motyw i nie wypuścili go już ze swoich rąk…
A Ty Szanowny Czytelniku? Masz jeszcze krzyżyk na szyi? To zaciskaj na nim
swoją dłoń zawsze, ilekroć do Twojego serca zapuka pokusa egoizmu. Można ją
bowiem pokonać tylko trzymając się krzyża…
PS. A pod spodem zamieszczam wczorajszą katechezę. Gdybyście chcieli posłuchać…
Chcemy i wysłuchamy.
OdpowiedzUsuńPokój i dobro.
Tomek