sobota, 28 lutego 2015

ci z widowni...


zdj:flickr/Brett Sayer/Lic CC
(Mt 5,20-26)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.

Mili Moi...
No jest mała radość. Moja wytrwałość została nagrodzona :) Otóż pisałem swego czasu, że próbuję ustalić nową datę egzaminu na prawo jazdy. Wszelkie próby oscylowały wokół września. To znaczy dziś do południa wciąż pierwszym wolnym terminem był 22 września. Ale po południu, przy kolejnym zalogowaniu się do systemu, pojawiła się jakaś realniejsza data, a mianowicie 26 marca. Więc się zapisałem. Przy okazji zauważyłem, że jakieś ciekawe zjawisko, ponieważ w dniu 26 marca nie pojawiła się tylko jedna wolna godzina, co sugerowałoby, że ktoś zrezygnował i data wróciła do systemu. Nie, wyświetliły się możliwości od rana do wieczora. Po co więc wrzesień, skoro w marcu są całe dnie wolne? Kto to odgadnie? Bo na pewno nie ja...

A przed południem odprowadziłem na cmentarz śp. T., lat 93. Uczestników pogrzebu niewielu, zakład pogrzebowy, z którym współpracowałem po raz pierwszy. Cmentarz, na którym nie ma żadnego, ani jednego pomnika - wszystko przykryte grubą warstwą śniegu. Kolejna zagadka - jak odnaleźć miejsce właściwe do kopania? Ale my nie nad mogiłą stanęliśmy, tylko w tak zwanym mauzoleum, na którego zwolnienie przez poprzedni pogrzeb czekaliśmy pół godziny. Ale piszę o tym właściwie dlatego, że z jeszcze większym smutkiem, niż w Polsce stwierdzam, że większość uczestników uroczystości pogrzebowych to widzowie, biorący udział w jakiejś interaktywnej sztuce, której zasady są im całkowicie obce. Na początku starałem się dyrygować - wstańcie, usiądźcie... Ale po jakimś czasie stwierdziłem, że może lepiej niech już siedzą... i patrzą. I patrzyli, bo nie wiedzieli co trzeba mówić... Ale kiedy swoim zwyczajem obwieściłem przed komunią, że to wydarzenie jest tylko dla katolików, którzy praktykują swoją wiarę i chodzą do spowiedzi (przekonałem się, że tu jest to konieczne, bo przybywają również do komunii ciekawscy innowiercy), to zdecydowana większość tej nielicznej grupy Amerykanów się poderwała z ławek... I bądź tu mądry... Miłosierdzia przyzywam...

A co do miłosierdzia... To ono zdaje się odróżnia Bożą sprawiedliwość od ludzkiej, tej, przed którą przestrzega dziś Jezus. Ale czemuż faryzejska sprawiedliwość nie jest właściwa? Przecież o zachowanie Prawa dbali oni jak nikt, przecież w gorliwości swojej prześcigali wszystkich, wszak obca im była wszelka przeciętność. A jednak wydawali zgniłe owoce, niesmaczne, cuchnące... Ponieważ mieli kamienne serca i pełne pogardy usta, niewrażliwe twarze i zawistne spojrzenia, pyszałkowatą samoocenę i wygórowane oczekiwania. Nie widzieli człowieka...

Tymczasem miłosierdzie, którego im brakowało, a o które zdaje się chodzić Jezusowi, jest domeną Ojca Niebieskiego. On nie widzi fragmentu tortu, tego małego, wykrojonego z całości. Ale ogarnia wszystko i potrafi złożyć w całość. Jest skłonny raczej tłumaczyć, niż oskarżać, raczej uwalniać, niż więzić, raczej usprawiedliwiać, niż sądzić... Dlatego zamiast faryzejskiego umiłowania Prawa, które służyło do "pałowania" bliźniego swego, Jezus przypomniał, że lepiej by było MIŁOWAĆ bliźniego swego...

Może więc zanim sprawiedliwość wypowiedzą twoje usta, namaść je miłosierdziem płynącym z Krzyża Chrystusa... I otwórz oczy... Żeby zobaczyć cały tort, a nie tylko ten kawałek na twoim talerzu :)

piątek, 27 lutego 2015

a gdyby tak nie "gdybać"...


zdj:flickr/eltpics/Lic CC
(Mt 7,7-12)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.

Mili Moi...
No i kolejny dzień wspomnieniem się stał (tak mnie wzięło dziś na wspomnienia - pamiętacie tę piosenkę - jaki był ten dzień, co darował, co wziął?). Ale coś tam udało się zrobić. Przede wszystkim zacząłem kolejną książkę o Maksymilianie, choć dość nużące jest czytanie życiorysów (a ta do nich należy), ponieważ zwykle nie dowiaduję się niczego nowego. Są tak schematyczne, że aż boli. Ale może tak być musi. Niemniej brniemy do przodu. Powoli, ale konsekwentnie.

Dziś też podjąłem drugą próbę zakupienia fotela do pracy (bo do drzemania już mam). Drewniane krzesło nie wróży bowiem sukcesu doktorskiego. Praca na nim pisana byłaby pewnie raczej krótka. Choć inni twierdzą, że nie siedziałbym nad nią dłużej, niż to konieczne. Jednakowoż fotel by się przydał. Pojechałem więc w jedno miejsce z pewną zacną duszą. I znalazłem fotel wprost wymarzony, tyle że... ostatni i mocno poobijany. To może w innym sklepie tej sieci??? Nie ma... To może zamówić się da??? Nie da się, bo już nie produkują i tyle... No ironia losu... A ja nadal na twardym krześle...

A mnie dziś urzeka modlitwa królowej Estery z pierwszego czytania, a szczególnie jej słowa - Panie mój, Królu nasz, Ty jesteś jedyny, wspomóż mnie samotną, nie mającą oprócz Ciebie żadnego wspomożyciela. Oj gdyby taką postawę udało się w sobie trwale wzbudzić i zachować ją na zawsze. Pokorną świadomość, że Pan jest jedynym, który może w moim życiu coś zmienić. Jak znacząco wpłynęłoby to na moją modlitwę. Wówczas zupełnie oczywista byłaby ta dzisiejsza Ewangelia...

Pokora bowiem nie wyklucza aktywności. Uznanie w Bogu jedynego Pana nie zakłada bierności. Tyle, że ta aktywność Jego dotyczy. Jest aktywnością przed Nim... Proś, szukaj, kołacz... Bo ostatecznym źródłem wszystkiego jest On. Im więcej działam sam. Im bardziej "wymyślam", tym mniej mi "wychodzi". A gdyby tak uwierzyć, że On może absolutnie wszystko. I może działać bezpośrednio. Gdyby poważnie potraktować słowa - o ileż bardziej Ojciec da tym, którzy Go proszą... Jakaż to byłaby zmiana... Gdyby tak na poważnie żyć Ewangelią...  Gdyby tak nie "gdybać".

A On cierpliwie czeka na moją i Twoją decyzję... Codziennie.



czwartek, 26 lutego 2015

wejdź... usłysz... zobacz...


zdj:flickr/Mário Tomé/Lic CC
(Łk 11,29-32)
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: To plemię jest plemieniem przewrotnym. żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz.

Mili Moi...
Dzisiejszy dzień upłynął pod hasłem "migawka". Proboszcz stwierdził, że już czas, żebyśmy wyrobili mi fachową plakietkę upoważniającą mnie do przekraczania progu katolickiego (!!!) szpitala św. Wincentego. Bez niej podobno mógłbym jako ksiądz katolicki, do tego katolickiego (!!!) szpitala z posługą zostać nie wpuszczony. Poza tym owa plakietka pozwala nie płacić za parking, zajmować miejsca zarezerwowane dla duchownych i dostać się do szpitala wieczorową porą, kiedy jest zamknięty i strzeżony niczym twierdza. Udaliśmy się więc, dwaj księża katoliccy, do pani, którą się tą pastoralną opieką nad pacjentami zajmuje w tym katolickim (!!!) szpitalu. Niegdyś podobno załatwiało się tę sprawę od ręki. Dziś dostałem pięć formularzy do wypełnienia, w tym jeden, w którym lekarz musi potwierdzić podpisem "500 szczepień ochronnych"  którym rzekomo zostałem poddany. Jak już to uczynię, to muszę jeszcze wypisać czek na 45 dolarów, który należy załączyć, a i to nie wiadomo czy zagwarantuje mi otrzymanie tego magicznego kawałka plastiku ze zdjęciem, ponieważ wciąż nie mam miejscowego prawa jazdy, a jego kopia jest wymagana. Pani nie wie czy coś da się zrobić. Ale się dowie... Takie wymogi stawia katolicki (!!!) szpital katolickiemu duchownemu, żeby w ogóle możliwa była jego posługa wobec chorych. Podkreślam tę katolickość szpitala, ponieważ mamy jeszcze jeden, równie wielki szpital w Bridgeport, który katolickością w nazwie nie świeci i do niego mogę wchodzić bez żadnych ograniczeń i nikt nie oczekuje ode mnie zaświadczeń z diecezji, że rzeczywiście księdzem jestem... Taka to ciekawostka. To są te oblicza Ameryki, których zdecydowanie nie lubię...

A poza tym dobre, wieczorne spotkanie ze wspólnotą. Przygotowujemy się do rekolekcji REO, które rozpoczynamy już 12 marca. Czeka nas więc pracowity Wielki Post, niezależnie od tego, jak wiele osób przyjdzie, choć osobiście mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej.

Tymczasem Jezus dziś wspomina o mieszkańcach Niniwy i o królowej Sabie... Słuchacze, którzy mieli w sobie dość pokory, żeby usłyszeć Słowo i dość wrażliwości, żeby odczytać zaproszenie wyrażone w znaku - Jonasza i Salomona... Jaką wrażliwość mieli Niniwici, skoro nawrócili się już po pierwszym dniu wzywania do nawrócenia. Ile trzeba mieć w sobie wewnętrznej pokory, zdolności przyjmowania cudzego słowa, żeby uwierzyć, że miasto zostanie zburzone za czterdzieści dni... (Tak pomyślałem sobie - gdyby Bóg dziś posłał mnie z taką wieścią do Bridgeport, to ilu z tych pobożniejszych dałoby wiarę moim słowom). Ile pokory ma królowa, która decyduje się słuchać innego króla i uznaje jego nieprzeciętną mądrość... Ile w niej wrażliwości na Prawdę.

A ja codziennie wobec Słowa i Znaku staję. Za każdym razem, gdy sprawuję Eucharystię mam okazję z pokorą wsłuchać się w Głos i spotkać Tego, który stał się największym Znakiem dla świata. I błogosławię Go w tej łasce. A jednocześnie jest mi smutno, że wraz ze mną staje 6, 7, 8 osób... Wciąż tak mało...

Jeśli nie nauczymy się widzieć Boga w eucharystycznym znaku, nie zdołamy też odczytywać Jego obecności w naszej codzienności. A nic smutniejszego nie umiem sobie wyobrazić, niż taki pusty świat. Pusty pustką niewidzenia i niesłyszenia...

środa, 25 lutego 2015

plan...


zdj:flickr/quantumlars/Lic CC
(Iz 55,10-11)
To mówi Pan Bóg: Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.

(Mt 6,7-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień.

Mili Moi...
Pracujemy, pracujemy... Czytam ile się da, choć dziś był jakiś trudny dzień. Senność próbowała mnie odwieść od pracy i nie ukrywam, że dwukrotnie jej się to udało. Ale to były raczej krótkie chwile :) Może to wpływ niskich temperatur (dziś znowu od rana -17). Nie zmienia to jednak faktu, że dowiaduję się ciekawych rzeczy. Czasem informacje o św. Maksymilianie i jego rodzinie są interesująco drobiazgowe (jak na przykład ta, że jego rodzicie zajmowali się rozprowadzaniem dewocjonaliów), a czasem rzucają światło na dążenie do świętości przez Mundka (późniejszego o. Maksymiliana). Bo kiedy czyta się, że rodzice codziennie przed pracą chadzali na Mszę i często zabierali synów ze sobą to może jeszcze nic wielkiego. Ale Msza była o... 5 rano. Wówczas łatwiej zrozumieć - fundament, podwalina... Można? Jak się okazuje - można :)

A dziś przywołuję oba fragmenty biblijne odczytane podczas Eucharystii, ponieważ zauważam jakieś logiczne wynikanie, o którym chciałem wspomnieć.
Pierwsze jest słuchanie Słowa. Tam znajdujemy Prawdę. Ono nie wraca bezowocne do Pana, przynajmniej nie taki jest Jego zamysł. Nasza otwartość na słuchanie pozwala też zamilknąć. Nie da się bowiem tych dwóch czynności wykonywać równocześnie. Mówić i słuchać - zdecydowanie nie w tym samym czasie. A kiedy już człek nieco się wyciszy, to zdaje sobie sprawę, że nie musi Pana Boga zagadywać, nie musi Go po wielokroć przekonywać, nie musi Mu tłumaczyć, nie musi wywierać na Nim presji i nacisku, nie musi mówić wiele... To zdecydowanie upraszcza jego modlitwę...

Mało słów, wiele treści... Modlitwa "Ojcze nasz" to siedem obszarów naszego życia, siedem próśb, które są niezwykle skondensowane. Ale gdyby je rozwinąć, rozpakować, to obejmują przeróżne tematy, nawet te nieobecne na pierwszy rzut oka. I pewnie jedno "Ojcze nasz" odmówione z wiarą znaczy więcej, niż wiele modlitw wypowiedzianych bardziej ustami, niż sercem. A tej wiary potrzeba... Bo zakończeniem dzisiejszego Słowa jest wymóg przebaczenia. I znów Pan Jezus się z nami nie pieści. Nie rozważa psychologicznych trudności, nie każe ustalać kto jest, a kto nie jest winny, nie skłania do poszukiwania ukrytych motywów. Mówi prosto: albo - albo... Są tylko dwie drogi...

Możesz nie mieć sił. Możesz nie umieć. Możesz być przerażony. Ale musisz pragnąć. Pragnąć przebaczyć. To jest absolutny początek, coś niezbędnego. Bo bez ciebie nic się nie dokona... Zacznij od początku. Słuchaj Słowa, wyciszaj się w Nim, upraszczaj swoją modlitwę, zacznij się modlić na poważnie - tak jak uczy cię Jezus, przebaczaj... Potrzebujesz jeszcze jakiegoś innego planu na Wielki Post? Ponawiam prośbę z niedzieli - raczej zjedz czekoladę, a koniecznie weź się na poważnie za walkę z demonem w twoim życiu... Bóg nie poskąpi ci narzędzi...



wtorek, 24 lutego 2015

oblicza...


zdj:flickr/Nina J. G./Lic CC
(Mt 25,31-46)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.

Mili Moi...
No jak ja kocham poniedziałki... Poweekendowy dzień odpoczynku. Choć może nie tak do końca. Wszak wczoraj już odpoczywałem. Więc dziś od rana zakupy, bo lodówka pusta. A potem lektura, lektura, lektura... Wysiadłem przy artykule zatytułowanym "Monoidea świętego Maksymiliana" i stwierdziłem, że na dziś chyba wystarczy, bo naukowego porównania o. Maksymiliana z prawosławnym teologiem Bułgakovem mógłbym nie udźwignąć. Poszedłem więc na spacer, ale nie za długi, bo u nas ciągle -7 stopni i nie widać na razie nadziei na zmiany. Poza tym większość chodników nie odśnieżona, a dreptanie po ulicach nie jest najbezpieczniejsze :)

Dziś takie ciekawe zjawisko... Zadzwonił dom pogrzebowy zaanonsować pogrzeb... Tak to u nas wygląda... W zasadzie nie mamy żadnego kontaktu z rodziną, chyba, że byśmy bardzo chcieli. Wszystko załatwiają domy pogrzebowe. Ale ten sam dom pogrzebowy zadzwonił za dwie godziny, że rodzina jednak wycofała się z pomysłu pochówku. Może znaleźli jakąś tańszą formę... A może... :)  Kto to wie... Ameryka...

Dzisiejsze Słowo jest znakomitą propozycją dla tych, którzy jeszcze nie wybrali postanowień wielkopostnych. Jezus pokazuje, że nasze życie duchowe musi się opierać na konkrecie. Nasza posługa wobec tego świata ma się przyczynić do ulżenia doli tych ostatnich. Ale to kosztuje znacznie więcej, niż proste zrezygnowanie z tego, czy owego... Bo, po pierwsze, trzeba dostrzec Jezusa w potrzebujących. On się w nich skwapliwie ukrywa. Czasem nie pachną, często nie wyglądają, niejednokrotnie są pod wpływem... A bywa i tak, że pogubieni, podrażnieni, zranieni, odrzuceni... Czasem już nie wyciągają ręki, ale fukają na wszystkich wokół... Zobaczyć w nich Jezusa? O, to wielka rzecz...

Ale żeby było to możliwe, trzeba prowadzić życie odrobinę głębsze od tego powierzchownego wariantu, który nam oferuje świat. Spać, jeść, wydawać, gonić... Z małymi wariantami indywidualnymi. W takim kluczu nie dostrzega się w zasadzie nikogo poza sobą samym. No może jeszcze swoich najbliższych. Cała reszta nawet odrobinę przeszkadza. To świetnie widać kiedy słucha się chwalonych przez Jezusa - oni stawiają pytania powoli, artykułują swoje wątpliwości precyzyjnie i dokładnie. Może to znak wskazujący jak przeżywali swoje życie... Ponieważ ci zganieni przez Jezusa stawiają Mu pytania w pośpiechu, łącząc różne przypadki, jakby nawet tu, teraz, w godzinie sądu, nie mieli czasu dokładniej przyjrzeć się swemu życiu. Przeoczyli to, co najważniejsze. Bo nie mieli czasu na głębię...

Zatęskniłem dziś za służbą. Taką najprostszą, nie związaną z moim kapłaństwem. Kiedyś już pisałem, że zafascynowali mnie Bracia z Bronxu, franciszkanie, którzy poszli do ostatnich, najuboższych i służą im w różny sposób. Czasem nawet tak, że po prostu w nocy roznoszą kanapki i herbatę bezdomnym... Gdyby tak choć jeden wieczór oddać na służbę... Gdyby tak oddać swój czas i swoje siły... Gdyby tak spojrzeć w twarze Chrystusa... W tak wiele twarzy... Oby ta myśl nie zginęła... Pozwolę jej dojrzewać...

poniedziałek, 23 lutego 2015

relax...


zdj:flickr/fcaballero/Lic CC
(Mk 1,12-15)
Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

Mili Moi...
Jakże piękny to dzień. Rozpoczął się wizytą dobrych ludzi, którzy przynieśli nam obiad (oczywiście w ilościach, którymi nakarmilibyśmy pół Bronxu). Tyle dobroci nas otacza... Dziś pierwsza niedziela od wielu tygodni, której nie spędzam poza domem. Nawet Boża dusza z Manhattanu odwołała swoją wizytę z powodu kiepskiej pogody, co ostatecznie sprawiło, że miałem wolne popołudnie. I nie wiedziałem jak odpoczywać najpierw :) Ale zwyciężyła drzemka (ona zawsze zwycięża), potem trochę lektury, a nawet jakiś film. Dobry dzień, który, mam nadzieję, rozpocznie również dobry tydzień...

Ale za to noc była dość bogata w wydarzenia. To znaczy ja niekoniecznie brałem w nich udział, ale działy się tuż za oknem. Właściwie nie do końca udało mi się ustalić dlaczego o 4 rano tuż pod drzwiami naszego kościoła stały wozy policyjne i strażackie, a rano ulica była zamknięta i blokowana przez policyjny radiowóz, ale podejrzewamy z proboszczem, że jak zwykle w takich sytuacjach, chodziło o strzelaninę. Nie dalej jak dwa dni temu całkiem niedaleko nas został zastrzelony człowiek i to w godzinach popołudniowych. To takie smutniejsze oblicza Ameryki. Ale wyraźnie przypominają mi, że rozpoczęty Wielki Post jest czasem walki z demonem, który znów pręży muskuły i jest zawsze obecny przy nas. Nigdy się nie męczy...

Całe szczęście, że jest również Jezus. Jedyny Pan i Zbawiciel, który pokonał demona swoją męką krzyżową... A jak to ma się do nas? Może zechcecie posłuchać...



niedziela, 22 lutego 2015

wszystko, albo nic...


zdj:flickr/ReneYoshi/Lic CC
(Mt 5,43-48)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.

Mili Moi...
No właśnie wróciłem z Clifton. Odwiozłem ekwadorskiego misjonarza do następnej parafii, gdzie wygłosi rekolekcje. I długo wracałem. A wszystko za sprawą białego szaleństwa... Znów sypnęło. Oczywiście żadnego pługa, czy piaskarki na drodze. Wszak sypie nadal. Jutro zanosi się na niezły "szufling". A że po północy ma padać marznący deszcz, to o frekwencję na Mszy porannej raczej można się niepokoić. Swoją drogą można utyskiwać na prędkość na drodze, bo ta w istocie nie była imponująca, ale na całym odcinku, przy trudnych warunkach, nie spotkałem ani jednego auta w rowie, nie było też ani jednej kolizji. I to w sumie cieszy...

A poza tym? No niewiele poza tym... Polska szkoła o poranku, wcześniej jeszcze Eucharystia. Dobrze, że kazanie na jutro powstało wczoraj, bo dziś wieczór nie mam sił na zbyt wiele, a już na pewno nie na pracę intelektualną...

Słowo mnie dziś konfrontuje z decyzją. Lewi ją podejmuje. Natychmiast i w sposób niezwykle zdecydowany. Warto zauważyć, że to nie jest "przyjaciel" Jezusa, nie znają się od lat, nie ma jakiejś relacji, do której Jezus mógłby się odwołać i powiedzieć - przyjacielu, już czas... Nawet jeśli Lewi o Nim słyszał, to jeszcze chyba za mało, żeby spontanicznie podporządkować Mu swoje życie. Wszystko. A on to właśnie czyni. Zmiana jest bardzo radykalna. Dokonuj się coś, czego Jezus oczekuje od swoich uczniów...

Co to takiego? Ano wybór między "wszystko" i "nic". To jest alternatywa Jezusa. Nie ma półśrodków. Nie ma miejsca na "ale". Mówi o tym sam wyraźnie w innym miejscu wobec kandydatów, którzy się do Niego zgłaszają. Pozwól mi pójść za tobą, ale musze się pożegnać z moimi w domu... musze pochować ojca... A Jezus się na to nie zgadza... Jakiż nieczuły, niewrażliwy...

I nadal taki jest. Dziś przychodzą do Niego chrześcijanie i mówią - będziemy w Ciebie wierzyć, ale... musisz zrozumieć... czasy się zmieniły... jesteśmy słabsi... to trochę niemodne... przecież my wiemy lepiej... a może trochę przesadzasz... ... ... ... ... A On? Nic... Nie prosi, nie zatrzymuje, nie tłumaczy... Ty wybierasz. Ty decydujesz. Zawsze tak było. Kiedy opowiadał ludziom o swoim ciele jako pokarmie, a krwi jako napoju, pola przed Nim pustoszały... Nie zatrzymywał.

Ale do tych, którzy zostawali mówił - moje Królestwo jest podobne do skarbu w roli. Kto go znalazł, ukrywa go ponownie, sprzedaje wszystko i nabywa tę rolę. Ona jest tego warta. Skarb jest tego wart. Znasz wartość Boga? Na co się decydujesz? Bo najgorzej utknąć w połowie drogi. To jakby nie zdecydować nic... Jeśli czujesz, że nie stać cię na wszystko, to nie jest problem. Nie chodzi o twoje siły. Siłę ma On. Chodzi o twoje pragnienie...

Znasz wartość Boga? Znalazłeś skarb? Decydujesz się na wszystko? I naprawdę chcesz stanąć przed Nim i machać Mu przed nosem cukierkiem, którego sobie odmówisz w Wielkim Poście? Naprawdę? Kiedy naszym braciom w Libii odcinają głowy? Kiedy ich krew zlewają do wiader? Naprawdę chcesz sobie w Wielkim Poście odmówić cukierków? I mówisz, że to dla ciebie mega wyrzeczenie? O Boże...

sobota, 21 lutego 2015

zabrano Pana...


zdj:flikr/Charles Haynes/Lic CC
(Mt 9,14-15)
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? Jezus im rzekł: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.

Mili Moi...
No i rekolekcje zakończone. Jutro czeka mnie wyprawa z misjonarzem, którego muszę przetransportować do Clifton, gdzie zaczyna głosić w niedzielę. U nas frekwencyjnie było nieźle. A czy się podobało, tego nawet nie wiem, bo jeszcze nie zdążyłem nikogo zapytać. Mam nadzieję, że tak. Dziś misjonarz wyznał, że to jego pierwsze rekolekcje w życiu. Jak to Pan Bóg różnymi drogami prowadzi i każdemu inne talenty daje. Ja mam tych rekolekcji prawie dwieście wygłoszonych. I w tej naszej różnorodności piękno...

U nas zima nie odpuszcza. Dziś było -17 stopni... Z domu się nie chce wyłazić. Oczy się zamykają, a myśli biegną do ciepłego koca. Ale dziś powalczyłem z sennością i znów popracowałem uczciwie nad czytelnictwem doktoranckim. Ale kiedy pomyślę ile jeszcze przede mną...

No i Słowo, które przypomniało mi znów o pokutnym charakterze piątku... Zabrano mi Pana mojego. Tego właśnie dnia. Ale zdałem sobie też sprawę jak bardzo dziś trzeba się napracować, żeby nie pozwolić sobie odebrać... piątku. Mentalność tego świata jest wielce zainteresowana, żeby zatrzeć jego pokutny charakter. Moda na piątkowe imprezy, brak jakiejkolwiek ascezy i wstrzemięźliwości tego dnia... To są zmory współczesności. A jak łatwo temu ulegamy jako chrześcijanie...

Dziś mój nowy przyjaciel, Francis Chan, o którym już tu wspominałem, zadał pytanie w swojej książce, które pozwolę sobie wam powtórzyć. Gdybyście dziś uznali się za niewierzących, to na ile zmieniłoby się wasze życie? Czy doświadczylibyście jakiejś istotnej zmiany? Innymi słowy - czy wasza wiara wpływa na wasze życie tak znacząco, że jej brak również byście odczuli?

Może właśnie w kontekście piątku i jego szczególnego charakteru warto sobie takie pytanie postawić. Co takiego robię w ten dzień, żeby podkreślić, że to dzień męki i śmierci mojego Pana. Tego, który przecież jest sensem mojego życia... Jest???

piątek, 20 lutego 2015

co stracić? co zyskać?


zdj:flickr/jimcintosh/Lic CC
(Łk 9,22-25)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?

Mili Moi...
3192 dzień mojego kapłaństwa i 166 w Ameryce. Nieuchronnie zbliżamy sie do pół roku mojego pobytu na tej ziemi. Pewnie niedługo trzeba będzie zmierzać do jakichś delikatnych podsumowań tego czasu... Ale na razie nie o tym...

Działamy rekolekcyjnie. Niby właściwie nie są te rekolekcje nadmiernie absorbujące, ale dzień rozmontowują skutecznie. Bo choć tłumy się na razie nie spowiadają, to staramy się być na nie przygotowani. Zasiadamy więc odpowiednio wcześniej w konfesjonale oddając się zwykle nabożnej lekturze. A misjonarz opowiada jak to z Indianami rurociąg budował (to zawsze było takie anegdotyczne stwierdzenie funkcjonujące w naszym kleryckim Kole Misyjnym, że każdy misjonarz zawsze, w razie czego ma o czym opowiadać).

Jutro pierwsza Droga Krzyżowa... Bardzo lubię ten okres liturgiczny, właśnie poprzez zwrócenie się ku krzyżowi. Nasz zakon od samego początku wyrastał w cieniu krzyża, a sam Ojciec Franciszek tym krzyżem naznaczony został. Ta część misteriów Chrystusa jest więc chyba nam, franciszkanom, szczególnie droga i na Chrystusa Ukrzyżowanego patrzymy ze szczególną miłością. A w ostatnich dniach może szczególniej...

Dziś Słowo mówi o wzięciu krzyża, o traceniu życia... Kiedy wróciłem z Toronto, jedna z pierwszych rzeczy, o którą zapytał mnie nasz amerykański współbrat George, była nasza reakcja na wiadomość o brutalnym zabójstwie chrześcijan. Jedno, co mogłem mu opowiedzieć, to nasze wielkie poruszenie tą wiadomością. Nie rozmawialiśmy na ten temat z siostrami. Bo o czym tu rozmawiać? Słowa milkną, kiedy patrzy się na niewinnych ludzi, którym są obcinane głowy. A oni nie wyrzekają się Jezusa dla ocalenia swojego młodego życia...

Dziś znalazłem przypadkowo w internecie zdjęcia z tych islamskich mordów, zdjęcia obrazujące bezduszność katów i bestialstwo ich działań. Zdjęcia nieprawdopodobne, wstrząsające. Tak trudno uwierzyć, że to się dzieje współcześnie. A świat niespecjalnie głośno się wypowiada. Nikt w tym nie ma interesu. A ludzie są zabijani...

Piszę o tym, bo nad dzisiejszym Słowem doznałem takiego wstrząsu duchowego. Pojawiło się we mnie pytanie - czy ja jestem gotów? Dziś to Irak, Syria, czy Egipt, ale przecież jutro może to być tu, za rogiem... Czy jestem rzeczywiście gotów trwać niewzruszenie przy Chrystusie, kiedy nawet samo oglądanie zdjęć napełnia mnie jakąś grozą i przerażeniem? Widzę w sobie taki ogrom słabości... Może to i dobrze... Może to bardziej prawdziwe, niż przekonywanie siebie, że jestem zdolny do wszystkiego. Wręcz przeciwnie - czuje się całkowicie niezdolny do męczeństwa. I gdyby Pan go kiedykolwiek ode mnie zażądał, niewątpliwie potrzebowałbym bardzo dużo szczególnej łaski, żeby udźwignąć to wyzwanie...

A w tym wszystkim najciekawsze jest to, że wszystkie te rozważania stają się coraz mniej teoretyczne. Jeszcze kilka lat temu nikt sobie takiego okrucieństwa nie wyobrażał. Dziś ono staje sie faktem. I chyba naiwnością byłoby sądzić, że dzielące nas od tych wydarzeń kilometry czynią nas bezpiecznymi. Czasy Nerona wracają... Tylko czy wystarczy chrześcijan dla lwów? Wśród koptów się znaleźli...

czwartek, 19 lutego 2015

dać o sobie zapomnieć...


zdj:flickr/pasotraspaso/Lic CC
(Mt 6,1-6.16-18)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

Mili Moi...
Jak zawsze po powrocie, całe mnóstwo spraw do nadrobienia. I kto by pomyślał, że tylko dwa dni mnie nie było. Ale udało się dziś pchnąć kilka spraw. Przede wszystkim zaczęliśmy w naszej parafii rekolekcje, które prowadzi nasz współbrat z Ekwadoru, Michał. Frekwencja dziś bardzo dobra. Ale to Środa Popielcowa, więc wiele twarzy widziałem po raz pierwszy w kościele, a pół roku już w nim bywam. No ale może jakiś wzmożony turystycznie okres i tylu gości najechało :)

Poza tym pchnąłem do Polski pieniądze z rozprowadzonych płyt, które swego czasu nadesłali mi bracia z seminarium. Rozeszły się wszystkie, z czego się bardzo cieszę, a każdy uzyskany grosz przeznaczony jest na utrzymanie naszego seminarium (tak było zresztą zawsze, odkąd je zaczęliśmy rozprowadzać).

A wieczorem spotkanie z Odnowa i krótka katecheza na temat teologicznego znaczenia Wielkiego Postu, a potem indywidualne błogosławieństwo na jego przeżywanie. Jak dobrze być księdzem. Jak dobrze błogosławić. Dziś też kolejna osoba zgłosiła się na spowiedź furtek. Tym razem z Manhattanu. New York przybędzie w nasze wiejskie progi :) Najważniejsze, że znów jest szansa posłużyć...

A w dzisiejszym Słowie słyszę nade wszystko - "w ukryciu". Ojciec widzi w ukryciu, stąd wiele rzeczy może w ukryciu pozostać. Nie jest to łatwe, kiedy jest się księdzem, bo tak całkiem ukryć się nie można. Ale tak troszkę... Najpierw myślałem, żeby przestać pisać bloga na okres Wielkiego Postu. Ale potem pomyślałem, że być może są tacy, dla których byłoby to jakoś przykre, a skoro od początku traktuję to miejsce jako moją "internetową parafię", to parafii nie można tak po prostu zamknąć...

Zastanawiałem się więc jak przeżyć to ukrycie. I dziś Pan pokazał mi, że najlepiej podejmować te wyrzeczenia, które niesie samo życie. Jednym z trudniejszych doświadczeń emigracyjnych dla mnie, które się w moim życiu powtarza (bo tego samego doświadczyłem w Irlandii), jest powolne, ale konsekwentne pogrążanie się w ludzkim zapomnieniu. To właściwie naturalne, że kiedy człowiek znika z horyzontu, to po prostu powoli się o nim zapomina. Telefon milczy, inne formy kontaktu też jakoś słabną. Niby jeszcze coś, gdzieś... ale... Moja towarzyska natura, która nie lubi rozstań raczej źle to znosi...

Ale dziś Jezus powiedział mi - wejdź w to zapomnienie, zaakceptuj je, odnajdź słodycz w tym, czego się boisz, co tak trudno przyjąć. Daj o sobie zapomnieć. Wyjdź na pustynię i trwaj we mnie, bo choćby najważniejsi dla ciebie o tobie zapomnieli, to ja nie zapomnę... Ojciec widzi w ukryciu. Ojciec nie zapomina. Ojciec jest zawsze...

środa, 18 lutego 2015

Ash Wendesday...


zdj:flickr/Jeff Pioquinto, SJ/Lic CC
(Mk 8,14-21)
Uczniowie Jezusa zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda. Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba. Jezus zauważył to i rzekł im: Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy? Odpowiedzieli Mu: Dwanaście. A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków? Odpowiedzieli: Siedem. I rzekł im: Jeszcze nie rozumiecie?

Mili Moi...
No to Kanadę mamy zaliczoną... Co zobaczyłem? Wszystko, co za szybą samochodu w drodze z lotniska i na lotnisko. Intensywne prace rekolekcyjne sprawiły, że nawet na wyjście na zewnątrz czasu nie było. Ale za to było naprawdę sympatycznie. Nie mówiąc już o jedzeniu, które było w oblackim domu rekolekcyjnym znakomite. Podróż? No do Toronto opóźnienie dwie godziny, po wylądowaniu 40 minut na płycie lotniska, bo na zewnątrz temperatura -26 stopni (ale odczuwalna prawie - 40), więc naziemna obsługa robiła co chwilę przerwy w pracy, nie było też wolnego rękawa, żeby nas wysadzić. Więc na miejsce dotarliśmy o 1 w nocy. Z powrotem na szczęście już było znacznie lepiej...

Rekolekcje bardzo udane. Siostry słuchające. Atmosfera znakomita. Dużo dobrych rozmów. Po raz kolejny przekonuję się, że gdyby ktoś, kiedyś zlecił mi taki obowiązek jako główne zajęcie, to z pewnością mógłbym to robić... Czuję się w takich okolicznościach jak ryba w wodzie. Głoszenie Słowa to moje życie...

A jutro już Środa Popielcowa. Misjonarz z Ekwadoru, o. Michał, już w naszym domu, a to oznacza, że jutro zaczynamy rekolekcje parafialne. Mam szczerą nadzieję, że będzie to dobry czas dla nas wszystkich.

Trochę to żenujące, nie sądzicie? No te obawy Apostołów, którzy zabrali ze sobą zaledwie jeden bochen chleba. Ten Jezus, o którym czytamy kilka wersetów wcześniej, że nakarmił tysiące, nie mając wiele więcej, jest z nimi w łodzi, a oni sie martwią. Co to oznacza? Ano, że Go wciąż nie znają, że wciąż nie wiedzą, że, jak On sam powie, mają ociężałe umysły. A przecież On chce na nich liczyć, przecież mają być Jego przedstawicielami, świadkami, głosicielami. Ich wiara ma być wzorcowa. A oni nic nie rozumieją...

Czytam sobie książkę Francisa Chana, którą zamówiłem niedawno. To ten protestancki pastor, którego filmik zamieszczałem tu ostatnio. On, jak każdy protestant, mówi obrazami. I dziś wyczytałem taki oto... Wyobraź sobie, że grasz w filmie - epizod o długości dwóch sekund. Właściwie widać na ekranie tylko tył twojej głowy. Ty się może tym ekscytujesz. Może jeszcze twoja mama, tata, żona... Ale nikt inny. Dla nikogo innego nie ma to żadnego znaczenia. A zatem wynajmowanie sali kinowej i spraszanie gości, żeby zobaczyli film, w którym grasz byłoby czymś zupełnie absurdalnym. Bo to nie jest film o tobie...

Francis dowodzi, że wielu ludzi żyje tak, jakby ten absolutnie krótki epizod filmowy, którym jest nasze życie (zarówno w porównaniu do wieczności, jak i do czasu istnienia ziemi) był tak zajmujący, że wszyscy winni się nim fascynować. Tymczasem film pod tytułem "Moje życie" wcale nie jest o mnie. Ten film jest o moim Bogu. Ja gram tam naprawdę tylko epizodyczną rolę. Widać mnie przez chwilę i nikt na mnie nie zwraca uwagi. Poza Nim rzecz jasna...

Gdybyśmy więc tylko potrafili uczynić z Boga centrum swojego życia, gdybyśmy uwierzyli, że ten film jest o Nim, to wiele trosk i problemów z pewnością by zniknęło. Ponieważ nasze życie zaczęłoby się kręcić wokół Niego, a nie wokół nas samych. A juz z cała pewnością do rangi problemu nie urastałby fakt, że mamy tylko jeden bochenek chleba ze sobą w łodzi. Bo poza tym chlebem, mamy przecież Jezusa... A to o Nim jest ten film... Nie zapomnijcie o tym w rozpoczynającym się właśnie Wielkim Poście...

niedziela, 15 lutego 2015

kły i pazury...


zdj:flickr/Buridans Esel/Lic CC
(Dz 13,46-49)
Wtedy Paweł i Barnaba powiedzieli odważnie: Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan. Tak bowiem nakazał nam Pan: Ustanowiłem Cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi. Poganie słysząc to radowali się i wielbili słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli. Słowo Pańskie rozszerzało się po całym kraju.

Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Łk 10, 3.

Mili Moi...
Lądujemy powoli z tym tygodniem. Pełnym wrażeń i doświadczeń. Dziś oczywiście polska szkoła i nasze dzieciaki. Powoli przywykam i oswajam się, że jak to u dzieciaków - ich zdolność słuchania jest mocno ograniczona w czasie. Trzeba się streszczać i pewnie więcej śpiewać i grać, niż mówić, bo wiemy wszyscy jak to jest - w pamięci pozostaje wrażenie. Większość z nas nie pamięta co ten, czy ów ksiądz mówił, kiedy mieliśmy 10 lat, ale bywa, że pamiętamy tego, który grał z nami na gitarze, albo miał czas pokopać piłkę. I tyle w człowieku zostaje z tego czasu...

Zakupy... Nauczony doświadczeniami, nabyłem dziś mikroszampon, mikropastędozębów i mikrożelpodprzysznic :) żeby mi już nic nikt nie zabrał na lotnisku. Bo przecież jutro czeka mnie znów wyprawa. Trzecia tura mikrorekolekcji dla sióstr - tym razem dla tych pracujących w Kanadzie. Na szczęście lecimy w trójkę, więc będzie raźniej i czas szybciej popłynie.

A od środy zaczynamy pościć. Macie już postanowienia? Ja muszę przyznać, że co roku miałem z nimi duży problem. Nie umiałem złapać właściwych proporcji. Wszystkie, które stawały mi przed oczami były albo zbyt banalne, albo prawie niemożliwe do zrealizowania. No i zadowalałem się czymś, co, jak sam odczuwałem, nie specjalnie zbliżało mnie do Boga, albo pogłębiało moje życie duchowe. W tym roku jest inaczej. Z wyborem postanowień nie miałem większych trudności i są one na wskroś przemyślane, zaplanowane i przygotowane do realizacji. Ufam, że zostaną ze mną również po okresie Wielkiego Postu... Jeszcze cztery dni - pomyślcie o tym...

A Słowo dziś? Poganie się z Niego potrafią ucieszyć. Potrafią dostrzec całą biedę swojego żywota i skonfrontować ją z nadzieją przyniesioną przez Jezusa. Pokora, której jeszcze nie zdążyli stracić... Żydzi zaś, przekonani o własnej wyjątkowości rezygnują z tego, co mogłoby w jakikolwiek sposób ją podważyć.

Niegdyś czytałem pewnego żydowskiego filozofa, który odnosił się do słów Jezusa - nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie. Autor komentarza twierdził, że te słowa mogą się odnosić do wszystkich, ale nie do Żydów, ponieważ oni już są u Ojca. Nie potrzebują więc Jezusa.

Czy wśród chrześcijan może być podobnie? Czy i wśród nich bywają tacy, którzy nie potrzebują Jezusa? Jasne, że tak... Niektórym Jezusa zastąpiła wróżka, niektórym telewizja satelitarna. Ale są i tacy, u których Jezus nie może przedrzeć się przez Prawo, zwyczaj, rytuał. Bo w zasadzie On im jest niepotrzebny. On tylko komplikuj ich świat. Mądrutcy... Nawet nie zauważają kiedy ich owcza wełna zmienia się w wilczą sierść. I pomyśleć, że Pan Jezus to wszystko przewidział...

Pozwolę sobie zacytować na koniec dwa wersety z 13 rozdziału Dziejów Apostolskich. To dalsza część powyższego fragmentu, której dziś w kościele nie usłyszeliśmy, ale która pokazuje jak czasami kończy się dla głosicieli obcowanie z wilkami - 50 Ale Żydzi podburzyli pobożne a wpływowe niewiasty i znaczniejszych obywateli, wzniecili prześladowanie Pawła i Barnaby i wyrzucili ich ze swoich granic. 51 A oni otrząsnąwszy na nich pył z nóg, przyszli do Ikonium, 52 a uczniów napełniało wesele i Duch Święty.

Głosiciel to człowiek drogi... Głosiciel to ktoś, kto zawsze ma gdzie iść...

sobota, 14 lutego 2015

granica...


zdj:flickr/Roman Harak/Lic CC
(Mk 7,31-37) 
Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. /Jezus/ przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę.

Mili Moi...
Co za końcówka tygodnia... Piękna, ale jednocześnie niesłychanie zagoniona,  przez to również dość wyczerpująca. Domyślam się, że wielu z Was jest ciekawych owoców modlitwy nad S. Byliśmy u niej dziś i wierzymy, że to, co Pan Bóg tam uczynił będzie się w niej rozwijało. Przede wszystkim dziś sakramenty - namaszczenie chorych i Eucharystia. W nich Jezus leczy z pewnością. Poza tym nasza modlitwa wstawiennicza - moja i wszystkich obecnych. Ufam... Bóg jest dobry. A czas uzdrowienia wybiera On sam. Sposób również. Po naszej stronie jest tylko wiara. Dlatego proszę Was jeszcze o odrobinę wiary. Niech ona będzie echem tej pierwszej fali, której jestem pewien, bo wielu z Was deklarowało swoją łączność. Trwajmy nadal w modlitwie, a Pan niech obdarza łaską.

A dziś się mój fryzjer rozgadał. Musiałem go nawiedzić, wszak w niedzielę lecę do Toronto, więc muszę wyglądać jak człowiek, a że jeszcze wczoraj nowy okular mi na nos założono, to tym bardziej... Na imię ma Aleks i po angielsku mówi rzadko. Śpiewa za to w rytm odtwarzanej w zakładzie muzyki. Śpiewa bardzo głośno i wprost do ucha. Ale lubię chłopa. Dziś wyznał, że czasem widuje mnie na parkingu (jego zakład dokładnie na przeciwko naszego klasztoru), no to ja go pytam, czy on chrześcijanin (wszak Biblia leży na widoku). A on, że coś kiedyś, gdzieś chodził - nazwy kościoła nie pamięta, ale w zasadzie było dość fajnie. No tak się chłop rozpędził, że kiedy zabrał się za moje brwi, musiałem go siłą powstrzymywać :) Bo to może już jednak za dużo...

Zwróciło dziś moją uwagę jedno maleńkie słowo w Ewangelii - nawet. Dlaczego właśnie ono? Ponieważ to słowo związane z granicami... Nawet głuchym wzrok przywraca. Czyli czyni coś, czego inni uczynić nie mogą. A zatem przekracza granice... Nie jedną, ale wszystkie. Moglibyśmy powiedzieć o Jezusie, że "nawet chleby rozmnażał", "nawet umarłych wskrzeszał", "nawet sam zmartwychwstał". Nie ma takiej granicy, której On nie mógłby przekroczyć. Nawet nasze najprawdziwsze "nawet", wynikające z naszej ludzkiej kondycji, nie są w stanie Go zatrzymać, nie są dla Niego zbyt trudne...

Jest chyba tylko jedno "nawet", którego Bóg nie decyduje się przekroczyć. Nie dlatego, że nie może, ale z wierności i konsekwencji. To "nawet" związane z kłamstwem demona, w które człowiek wierzy, ba, nawet stając się jego współtwórcą. Ewangeliczne "nawet" tak bardzo różni się od "nawet" z Księgi Rodzaju - nie tylko zabronił nam jeść, ale i nawet dotykać. Gdzie Ewo droga? Gdzież ten zakaz? Czyżbyś wiedziała o czymś, czego autor natchniony nigdy się nie dowiedział i pominął tak istotny szczegół w swoim opisie... Skłamałaś Pramatko. Wypowiedziane przez ciebie "nawet" zbudowało tę granicę, której Bóg na siłę nie zburzy... Granicę wyboru... Tę granicę możesz przesunąć, albo zburzyć. Ale tylko ty...

piątek, 13 lutego 2015

okruchy...


zdj:flickr/charliebarker/Lic CC
(Mk 7,24-30)
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. Odrzekł jej: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. Ona Mu odparła: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci. On jej rzekł: Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

Mili Moi...
Szalony ten tydzień... Przede wszystkim chcę podziękować wszystkim, którzy włączyli się wczoraj w post. Zawsze twierdziłem, że do postów mnie Pan Bóg nie stworzył, choć niejeden raz marzyło mi się, żeby je podejmować. Wczoraj, może też dzięki Wam, którzy deklarowaliście, że się włączycie i ja uwierzyłem, że to jest możliwe i choć nie było łatwo, to jednak się udało. Może siła nie we mnie, tylko w intencji, motywacji, Bogu samym?

Po wtóre wczoraj nawiedziłem lekarza. Piszę o tym tylko dlatego, że najzabawniejsze było to, że zlecił mi jedno badanie, ponieważ... jestem już w takim wieku, że należy... Starość, nie radość... Ale ponadto - nasza polska służba zdrowia mogłaby się tylko uczyć. Profesjonalizm pełną gębą. Telefonik przypominający o wizycie dzień przed nią. Miła pani w rejestracji, miła pani asystentka, która przygotowuj do spotkania z doktorem (mierzy, waży, ciśnienie sprawdza), miły i uśmiechnięty doktor, a potem jeszcze milsza pani od umawiania na badania - wszystko wytłumaczone po trzy razy, serdeczność, żarcik (jak choćby ten - ktokolwiek wchodził do pomieszczenia pani "od badań" ten dowiadywał się - "to jest Majkel, ale dla ciebie kochanie to jest ojciec Majkel i nie zapominaj o tym"). Wyszedłem stamtąd z pewnością zdrowszy zwłaszcza po tym, jak pewnej czarnoskórej piękności, która spotkała mnie kilkakrotnie na korytarzu i nie omieszkała tego skomentować, próbowałem wytłumaczyć, że kiedy spotkamy się jeszcze raz, to ona kupuje mi czekoladę... "Za Chiny" nie mogła zrozumieć dlaczego... Ale uśmialiśmy się zdrowo...

A dziś chyba zakończyłem wizytę duszpasterską w tym sezonie :) Dwie ostatnie "kolędy", które spędziłem w miłym gronie naszych parafian. Przy tej okazji wszystkim, którzy zechcieli nas przyjąć w swoich domach serdecznie dziękuję. To była wielka przyjemność spotkać się z Wami na Waszym gruncie i pogadać również o Waszych sprawach... Jedną zmianę zapowiadam już dziś na przyszły rok (o ile rzecz jasna Pan nas zachowa) - kończymy z jedzeniem :) Bo aktualnie nadaję się tylko do jakiegoś kurortu z dietą odchudzającą... Może poszukam czegoś na Florydzie :)

Dziś natomiast w Słowie urzeka mnie pokora Syrofenicjanki. Kiedyś już o tym pisałem, ale dziś w innym zupełnie aspekcie. Mianowicie dziś zdałem sobie sprawę, że ta kobieta nie ma problemu z byciem... drugą. Jeśli Izraelici mają jako pierwsi zaczerpnąć ze zdrojów zbawienia, to ona się w pełni na to zgadza i prosi tylko o to, co ewentualnie z tego rozdawnictwa darów pozostanie. To jej w zupełności wystarczy.

Jak sie okazało, owe "okruchy spod stołu" są nie mniej cenne, niż to, co na stole spoczywa i przynoszą wyzwolenie córce tej kobiety, która zdecydowała się po prostu uwierzyć Jezusowi. Stać Was na wiarę w okruchy? Czy raczej stawiacie sprawę na zasadzie "wszystko, albo nic" i "pozornie spławieni" przez Jezusa odchodzicie naburmuszeni w kierunku innych mistrzów?

Ja mam tylko wielką nadzieję, że jutro zdołamy uwierzyć w moc okruchów... I wierzę, że ich dla nas nie zabraknie, a przede wszystkim nie zabraknie ich dla S... Proszę, pamiętajcie o niej jutro o godzinie 11.00 (w Polsce o 17.00). I niech Pan raczy uczynić cud.

środa, 11 lutego 2015

pomóż mi...


zdj:flickr/g_walter/Lic CC
(Mk 7,1-13)
U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami. Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I /gdy wrócą/ z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych /zwyczajów/, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? Odpowiedział im: Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, /dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie/. I mówił do nich: Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. A wy mówicie: Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem /złożonym w ofierze/ jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie - to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie.

Mili Moi...
Kolejna książka o św. Maksymilianie "dziabnięta". Niestety miała tylko 78 stron, więc poszło szybko. Ale generalnie raczej bym wolał, żeby to szło szybciej. Wciąż za mało materiału, żeby pisać. No ale nie tracę nadziei. Choć reszta tygodnia raczej nie nastraja czytelniczo... Jutro pogrzeb, więc dziś trzeba było pomyśleć nad kazaniem in English. Z każdym kazaniem męczę się okrutnie, ale z pogrzebowymi - okrutnie do potęgi "entej". Choć biorąc pod uwagę składy pogrzebowych słuchaczy, trzeba mocno ewangelizacyjnie głosić. Z naciskiem na to, że Pan Bóg jest...

Ale poza tym wydarzeniem są i inne w planach, a najważniejsze z nich to piątkowa modlitwa o uzdrowienie. Otóż w piątek wybieram się do S, kobiety, która jest bardzo, bardzo chora. Cierpi na nowotwór mózgu. Wybieram się z planem, który po ludzku wydaje się szalony i zupełnie niemożliwy. Chcę modlić się o jej uzdrowienie, a stan jest bardzo poważny. Zabieram Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zabieram święte oleje, zabieram modlitwę i całą wiarę na jaką mnie stać. Ale bardzo potrzebuję Waszej pomocy Drodzy Czytelnicy. Jeśli możecie potraktować poważnie moją prośbę, to proszę Was o łączność modlitewną o godzinie 11.00 (w Polsce o 17.00). Co więcej, jutro dzień postu w tej intencji. Kto może, bardzo zapraszam do przyłączenia się. Ufam Jezusowi... Wiem, że On może wszystko i wiem, że uzdrawia, jak dawniej, tak i teraz... Widziałem to tak wiele razy. Dlatego mam tę śmiałość stawać przed Nim i prosić... Stańcie ze mną, bardzo Was proszę...

A dziś zdogmatyzowane zwyczaje przed oczy Pan mi stawia. Główne niebezpieczeństwo to zatwardziałość, która przychodzi w ślad za nimi. Sam zwyczaj zły nie jest. Pomaga pewne mniej istotne rzeczy czynić nawykowo, niemal automatycznie, bez szczególnego zastanowienia. Może jednak stać się tak pomocny, że życia sobie bez niego nie wyobrażamy i stajemy się niejako jego zakładnikiem. Co więcej - może okazać się tak ważny, że będziemy go wymuszać u innych i gromić tych, którzy go nie zechcą zachowywać... A kiedy dochodzimy do tego etapu, czyli do dogmatyzacji zwyczaju (może być tylko tak, w żadnym wypadku inaczej), to już łatwo stracić z oczu rzeczy, które są znacznie ważniejsze. Zwyczaj hipnotyzuje....

To właśnie zarzuca dziś faryzeuszom Jezus. Daliście się zniewolić zwyczajom, które stały się dla was ważniejsze, niż przykazania Boże, niż miłość do drugiego człowieka, niż cudze zbawienie. Badam więc od rana, czy i ja nie dałem się zniewolić, bo przecież Chrystus wyzwolił nas ku wolności. I choć rzecz jasna nie bierzemy tej wolności jako zachęty do robienia wszystkiego, na co mamy ochotę. I zdajmy sobie sprawę, że pewien porządek jest konieczny, to jednak...

Tak wiele konwencji, tak wiele ograniczeń, tak wiele "wypada" i "nie wypada" wokół nas... Nawet proste zachowanie w kościele. Konwencja - trzeba tak, a tak nie należy. Klaskać? Nie należy. Wznosić ręce? Nie należy. Śmiać się? Pod żadnym pozorem. Gestów jakichkolwiek unikać. Zwiesić głowę jak sitowie i z nabożnym wyrazem twarzy trwać... Oczywiście przejaskrawiam. Zupełnie świadomie. Ale zwyczaj może zamknąć serce. A dogmatyzacja może je zamienić w kamień. I to generalnie raczej dosyć smutny obraz...

Na szczęście w naszym kościele się klaszcze. I ręce wznosić można. I uśmiechać się całą gębą. I klękać można. I stać można. A nawet... być ponurym, naburmuszonym i wiecznie niezadowolonym... Wolność dzieci Bożych... Każdy ją przeżywa jak umie...