Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć
posiłek, oni Go śledzili. Opowiedział wówczas zaproszonym przypowieść, gdy
zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: "Jeśli
cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś
znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten,
kto was obu zaprosił, i powie ci: "Ustąp temu miejsca". I musiałbyś
ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź
na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: "Przyjacielu,
przesiądź się wyżej". I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich
współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się
poniża, będzie wywyższony”.
Mili Moi…
Zamknięte cmentarze… Muszę
przyznać, że byłem pewien, że tak się stanie. Ale sądziłem, że najpóźniej w
czwartek. Zdziwiło mnie, kiedy to nie nastąpiło. Szkoda, że w ostatniej chwili,
kiedy część ludzi już pewnie wyruszyła w podróż. Ale nie po to, by krytykować,
o tym piszę. Po pierwsze, widzę, że to, co zakazane, zawsze kusi najbardziej.
Jakąż ja miałem dziś ochotę wybrać się… na cmentarz. Często na nich bywam, bo
bardzo je lubię. Tam nikt nie gada głupot, wszyscy już wiedzą, co wiedzieć należy.
Ale dziś szczególnie i wyjątkowo mnie kusiło… Oczywiście nie wybrałem się. Ale próbując
szukać jakichś jasnych stron, myślę sobie, że mamy szansę skupić się na najgłębszej
istocie Uroczystości Wszystkich Świętych, którą jest świętość właśnie, nie
mająca zbyt wiele wspólnego z doniczką chryzantem i zapalonym zniczem.
Oczywiście te gesty pamięci są jak najbardziej właściwe, ale zacierają nam
chyba nieco od lat, to o czym mozolnie próbujemy na ambonach w te dni przypominać.
Że mniej o zmarłych myślimy, a bardziej o świętych. Dzień wspominania zmarłych nastąpi
w poniedziałek – choć w tym roku również w tym dniu cmentarze pozostaną zamknięte.
Może więc łatwiej będzie uchwycić najgłębszy sens tego pierwszego listopadowego
dnia.
Ja zabrałem się za pracę…
W przyszłym tygodniu mamy zamiar nagrać internetowe rekolekcje adwentowe. To
dwadzieścia pięć nauk. Krótkich wprawdzie, ale tym większa trudność. Łatwiej mówić
długo i rozwlekle niż w kilku słowach zawrzeć istotne treści. Siedzę więc i
umysł pracuje na najwyższych obrotach. Martwię się tylko, że będą to w tym
nadchodzącym Adwencie jedyne rekolekcje, które wygłoszę. Mam wprawdzie dwie
serie przyjęte, we Wrocławiu i w Legnicy, ale któż jest w stanie przewidzieć co
będzie za miesiąc. Za dobrze to wszystko nie wygląda.
Dzisiejsza przestroga
Jezusa, myślę sobie, nie dotyczy tylko i wyłącznie tego, co widzialne.
Zachowanie opisane przez Ewangelistę, a polegające na zajmowaniu
najprzedniejszych miejsc, traktujemy chyba dziś jako przejaw pewnego prymitywizmu
i traktujemy z pobłażliwym sceptycyzmem. Czasem nas to złości, czasem śmieszy.
Dużo gorzej chyba, kiedy człowiek zachowuje się podobnie, ale w sposób nie
dostrzegalny, albo nie łatwy do zidentyfikowania. Czujemy, że coś jest nie w porządku,
ale nie do końca wiemy co. Szczególnie niebezpieczne jest to zaś dla niego
samego, ponieważ pycha rozdyma go do tego stopnia, że czasem nie jest już w
stanie myśleć racjonalnie. Staje się niewolnikiem „szacunku do siebie”, „swoich
kompetencji”, „własnego profesjonalizmu”, „nieprzeciętnych umiejętności”, „niezwykłego
talentu” lub wielu innych, tym podobnych przekonań.
Kiedy taki rozdęty balon
pychy pęka, a przecież tak bywa, zostaje z niego niewiele. „Kawałek mokrej gumy”,
który wygląda raczej żałośnie i z całą pewnością nikogo już nie jest w stanie
zachwycić. Czasem sobie myślę czy jestem czymś więcej? Kawałek gumy, który napina
się na różne sposoby, próbuje się nadymać, żeby wyglądać lepiej, żeby być
zauważonym, zapamiętanym, perfekcyjnie przygotowanym. A potrzeba mało, albo
tylko jednego… Potrzeba mi tylko przypominać sobie o tym, kim jestem ja, a kim
jest ON, ten, który trzyma ten balon mojego życia w swoich rękach. Dla Niego on
jest ważny. I to wystarczy.