sobota, 31 października 2020

balony...


(Łk 14,1.7-11)
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Opowiedział wówczas zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: "Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: "Ustąp temu miejsca". I musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: "Przyjacielu, przesiądź się wyżej". I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

 

Mili Moi…
Zamknięte cmentarze… Muszę przyznać, że byłem pewien, że tak się stanie. Ale sądziłem, że najpóźniej w czwartek. Zdziwiło mnie, kiedy to nie nastąpiło. Szkoda, że w ostatniej chwili, kiedy część ludzi już pewnie wyruszyła w podróż. Ale nie po to, by krytykować, o tym piszę. Po pierwsze, widzę, że to, co zakazane, zawsze kusi najbardziej. Jakąż ja miałem dziś ochotę wybrać się… na cmentarz. Często na nich bywam, bo bardzo je lubię. Tam nikt nie gada głupot, wszyscy już wiedzą, co wiedzieć należy. Ale dziś szczególnie i wyjątkowo mnie kusiło… Oczywiście nie wybrałem się. Ale próbując szukać jakichś jasnych stron, myślę sobie, że mamy szansę skupić się na najgłębszej istocie Uroczystości Wszystkich Świętych, którą jest świętość właśnie, nie mająca zbyt wiele wspólnego z doniczką chryzantem i zapalonym zniczem. Oczywiście te gesty pamięci są jak najbardziej właściwe, ale zacierają nam chyba nieco od lat, to o czym mozolnie próbujemy na ambonach w te dni przypominać. Że mniej o zmarłych myślimy, a bardziej o świętych. Dzień wspominania zmarłych nastąpi w poniedziałek – choć w tym roku również w tym dniu cmentarze pozostaną zamknięte. Może więc łatwiej będzie uchwycić najgłębszy sens tego pierwszego listopadowego dnia.

Ja zabrałem się za pracę… W przyszłym tygodniu mamy zamiar nagrać internetowe rekolekcje adwentowe. To dwadzieścia pięć nauk. Krótkich wprawdzie, ale tym większa trudność. Łatwiej mówić długo i rozwlekle niż w kilku słowach zawrzeć istotne treści. Siedzę więc i umysł pracuje na najwyższych obrotach. Martwię się tylko, że będą to w tym nadchodzącym Adwencie jedyne rekolekcje, które wygłoszę. Mam wprawdzie dwie serie przyjęte, we Wrocławiu i w Legnicy, ale któż jest w stanie przewidzieć co będzie za miesiąc. Za dobrze to wszystko nie wygląda.

Dzisiejsza przestroga Jezusa, myślę sobie, nie dotyczy tylko i wyłącznie tego, co widzialne. Zachowanie opisane przez Ewangelistę, a polegające na zajmowaniu najprzedniejszych miejsc, traktujemy chyba dziś jako przejaw pewnego prymitywizmu i traktujemy z pobłażliwym sceptycyzmem. Czasem nas to złości, czasem śmieszy. Dużo gorzej chyba, kiedy człowiek zachowuje się podobnie, ale w sposób nie dostrzegalny, albo nie łatwy do zidentyfikowania. Czujemy, że coś jest nie w porządku, ale nie do końca wiemy co. Szczególnie niebezpieczne jest to zaś dla niego samego, ponieważ pycha rozdyma go do tego stopnia, że czasem nie jest już w stanie myśleć racjonalnie. Staje się niewolnikiem „szacunku do siebie”, „swoich kompetencji”, „własnego profesjonalizmu”, „nieprzeciętnych umiejętności”, „niezwykłego talentu” lub wielu innych, tym podobnych przekonań.

Kiedy taki rozdęty balon pychy pęka, a przecież tak bywa, zostaje z niego niewiele. „Kawałek mokrej gumy”, który wygląda raczej żałośnie i z całą pewnością nikogo już nie jest w stanie zachwycić. Czasem sobie myślę czy jestem czymś więcej? Kawałek gumy, który napina się na różne sposoby, próbuje się nadymać, żeby wyglądać lepiej, żeby być zauważonym, zapamiętanym, perfekcyjnie przygotowanym. A potrzeba mało, albo tylko jednego… Potrzeba mi tylko przypominać sobie o tym, kim jestem ja, a kim jest ON, ten, który trzyma ten balon mojego życia w swoich rękach. Dla Niego on jest ważny. I to wystarczy.

środa, 28 października 2020

człowiek ma twarz...


(Łk 6, 12-19)
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

 

Mili Moi…
Witajcie… Mój urlop jeszcze trwa, ale postanowiłem wrócić do Poznania. Z różnych względów, ale chyba głównie, żeby w tym dziwnym czasie być razem z braćmi. Ale o tym może za chwilę.

Wybaczcie, że nie pisałem… Ale reset był całkowity. Nie powiem, że urlop to jest to, „co tygryski lubią najbardziej”. Myślę, że jeśli chodzi o mój czyściec, to słowo „urlop” będzie konkurowało ze słowem „szpital”. Obie rzeczywistości są dla mnie dość przerażającą wizją. Ale czego można się było spodziewać po klasycznym pracoholiku? No w każdym razie przeżyłem. Być może nawet odpocząłem, ale nie znam tego stanu, więc trudno mi stwierdzić…

Głównie łaziłem po lesie. Nie ma więc czego opisywać. Grzybów w naszych stronach było jak na lekarstwo. Każdego dnia coś przynosiłem, ale raczej nie było to satysfakcjonujące. Spacery jednak tak… Codziennie przynajmniej dwanaście – czternaście tysięcy kroków. Niejednokrotnie w ramach nordic walkingu. Z radością wiec mogę wyznać, że po kilku miesiącach jest obywatela dwanaście kilogramów mniej.

Jako że jednak jestem człek „wielkomiejski”, to znaczy – dużo lepiej czuję się w dużym mieście niż w małym. Co więcej, epidemia nie oddaje pola – a zawsze to lepiej chorować w swoim pokoju (gdyby co, rzecz jasna) niż w „swoim – nieswoim”; lepiej w otoczeniu dobrych książek niż „rozbebeszonej” walizki. No i wydarzenia bieżące… Wszystko to sprawiło, że dziś wsiadłem w auto i jestem w domu…

Czytam tę dzisiejszą Ewangelię i myślę o Apostołach, którzy zdobyli dla Chrystusa cały ówcześnie znany świat. Byli w stanie przekonać do swoich poglądów nie krzycząc i nie podnosząc głosu, nie łamiąc trzciny nadłamanej i nie gasząc knota o nikłym płomyku. Zupełnie jak ich Pan. A nade wszystko nie domagali się szacunku dla swoich poglądów, gardząc innymi, cudzymi poglądami; gardząc drugim człowiekiem…

Dziś po południu szedłem po zakupy… Mijałem dziesiątki bardzo młodych ludzi, którzy znów zgodnym chórem zakrzykną dziś „Wypie…lać!!!”, którzy zatrzymają się pod niejednym kościołem i zawołają „Je…ać kler”, którzy będą przekonani, że „mają prawo”, bo niosą w sobie „słuszny gniew”. I myślałem o tym, kto zawiódł. Kto ich tak wychował? Kto wpoił w nich przekonanie, że tak wolno? Że nie ma żadnych świętości? Że granice nie istnieją? Że jeśli chcesz, to możesz i nic nikomu do tego…

Nie chcę żyć w takim świecie. W świecie barbarzyńców i przerażająco dzikich ludzi. Wołam do Jezusa MARANA THA! Przyjdź i ratuj człowieczeństwo. Bo ono niebezpiecznie pląsa u progu nicości. Ratuj człowieczeństwo w człowieku! Przypomnij każdemu, że ma twarz... Marana tha!

sobota, 3 października 2020

jak błyskawica...


(Łk 10, 17-24)
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: "Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają". Wtedy rzekł do nich: "Widziałem Szatana, który spadł z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie". W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić". Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: "Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli".

 

Mili Moi…
Za chwilę ruszam do Akademii Królowej Jadwigi, która wznawia swoje zajęcia po wakacjach. Zawożę im dar Eucharystii, która stoi w centrum ich pierwszosobotnich spotkań. Wspominałem Wam już kiedyś o tym środowisku, które dąży do wychowania dziewcząt w duchu personalizmu chrześcijańskiego, dbając o ich kulturę, rozwój duchowy, pomagając im zaspokoić potrzeby wyższe. Szalenie podoba mi się ta idea, więc współpracuję z nimi z przyjemnością.

Dziś wieczorem zaczynam również świętować uroczystość naszego Założyciela, św. Franciszka, wraz ze wspólnota parafialną w Komornikach. Tamtejszy proboszcz zaprosił mnie, żebym jego parafianom przybliżył nieco jego postać. Jestem już wprawdzie na urlopie, ale nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności wygłoszenia słowa o świętym, który mnie dawno temu zafascynował. Jutro wieczorem zamierzam jednak zmierzać do domu i urlopować „do upadłego”.

Wczoraj wieczorem odszedł do Domu Ojca nasz współbrat, o. Janusz. Niestety przyczyną jego śmierci jest COVID. Miał 64 lata. Polecam go Waszej modlitwie. A i za siebie nawzajem się módlmy. Uważam, że żyć trzeba w miarę normalnie, ale z pewnością konieczne jest zachowywanie ostrożności i przysłowiowe „dmuchanie na zimne”. Dbajcie o siebie nieco…

Dziś zaś Słowo motywuje mnie do reorientacji przyczyn mojej radości. Żyjemy w świecie, który od samego początku naszego życia uczy nas, co powinno sprawiać nam radość – sukces, zaspokojone ambicje, przyjemności, dobra materialne. A Pan przychodzi ze słowem – cieszcie się z tego, że wasze imiona zapisane są w niebie. To jeden z tych powodów do radości, wobec których stajemy zdumieni i aż chce się powiedzieć – no chyba to jednak trochę za słabe. Owszem, ale tylko wówczas, jeśli nie zna się, nie rozumie wartości Królestwa. Jeżeli nasze oczy pozostaną „związane” tylko ziemskimi sprawami, jeśli nasze serce będzie nastawione tylko na ziemskie radości, to z całą pewnością nie doznamy nigdy spełnienia – to po pierwsze – będziemy wciąż za czymś gonić, tęsknić, czegoś żałować, zazdrościć, pożądać. Po drugie zaś nie doświadczymy tego, o czym Pan dziś mówi w odniesieniu do maluczkich i prostaczków – objawienia chwały Bożej, Prawdy, Mocy Miłości. Serce zajęte tym światem nie ma czasu ani miejsca w sobie na rzeczy Boże.

Największy problem chyba w tym, że my to wiemy, nawet się z tym zgadzamy, a jednocześnie próbujemy to jakoś zbalansować. Wydaje nam się, że uda się te dwie rzeczywistości połączyć, wymieszać, obie zrealizować. Tymczasem to kolejna płaszczyzna życia, w której Bóg mówi „albo – albo”. I może właśnie dlatego nasze chrześcijaństwo „nie działa”. To znaczy nie doświadczamy tego, co Pan obiecuje, ponieważ nie decydujemy się wejść w to wszystko „na całego”. Nie traktujemy Go wystarczająco poważnie.