czwartek, 30 kwietnia 2015

przebaczenie i pokój...


zdj:flickr/Hernán Piñera/Lic CC
Mt 11, 25-30 
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie".

Mili Moi...
No i wczoraj kolejny amerykański "pierwszy raz". Tym razem pierwszy raz pojechałem na lotnisko, żeby odebrać Beatę, która przybyła do mnie w odwiedziny z Warszawy. Obawiałem się nieco jak poradzę sobie przy lotnisku, ale wszystko dobrze oznaczone, a i ja jakiś spokojny zupełnie i bez żadnych komplikacji wszystko się udało.

A zatem gość w dom, Bóg w dom... Z Beatą zwiedzaliśmy już urokliwą Maltę, bo poznaliśmy się na kursie językowym na tej wyspie właśnie, a że Polaków w naszej szkole było niewielu, to wzięliśmy do naszej kompani jeszcze Zoltana (Węgry) i Zdenka (Czechy), którzy jako Słowianie mogli nas lepiej zrozumieć :) I to był piękny czas... Teraz będziemy zwiedzać Amerykę, choć już bez naszych uroczych towarzyszy... Dziś pierwsza wizyta w Nowym Jorku, odciski na stopach, ale również cudowna pogoda, wiele miłych wrażeń i spotkań z rodakami, którzy nas chętnie zaczepiali...

Ukojenie dla dusz waszych... Widzę to na co dzień. Czas spowiedzi generalnych, które dokonują się podczas naszych rekolekcji uzmysławia mi na nowo, że Pan, który dokonuje uwolnienia od grzechu, częstokroć potwierdza to uzdrowieniem fizycznym takiej, czy innej dolegliwości, ale nade wszystko przywraca pokój. Jak dobrze patrzeć na ludzi, którzy znów osiągają równowagę, a jednocześnie mówią - ojcze, ja już nie chcę nigdy wrócić tam, gdzie byłem... I wierzę im...

Grzech jest tym, co odbiera pokój naszym sercom. Przede wszystkim grzech. Pewnie dlatego święty nasz ojciec Franciszek mawiał - bracie, jeśli jesteś smutny, idź do spowiedzi... Kiedyś święci wierzyli w proste rozwiązania. Bo rozumieli, że i przyczyny są proste. Odkąd człek zaczął komplikować wszystko swoimi naukowymi wynurzeniami, okazuje się, że to, co proste nie sprawdza się, bo człek jest bytem niesłychanie skomplikowanym... Człek może i tak... Ale grzech, który go zniewala już nie... To niesłychanie prosty, zabójczy plan demona... A spowiedź, zwłaszcza taka wytęskniona, wyczekana, dobrze przygotowana i głęboko przeżyta, ze świadomością tego, z Kim się spotykam, jest prostym rozwiązaniem tej prostej pułapki...

Ukojenie duszy... Też go potrzebujesz? Wyrzuć stamtąd grzech... Znajdź księdza i powiedz mu o wszystkim. On będzie wiedział co z tym zrobić... A ty usłyszysz piękne słowa jego modlitwy - niech Pan udzieli ci przebaczenia i pokoju... A potem - i ja odpuszczam tobie grzechy... Usłysz. Uwierz. Żyj.

wtorek, 28 kwietnia 2015

razem...


zdj:flickr/James Barwell/Lic CC

1 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. 2 Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. 3 Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. 4 A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. 5 Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych". 6 Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. 7 Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. 8 Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. 9 Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. 10 Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości. J 10, 1-10

Mili Moi...
Właśnie wszedłem do pokoju, żeby trochę pomieszkać... Jest 23.10, a ja od rana w biegu... Najpierw spotkanie z piękną protestancką duszą. Rozmowa o sprawach ważnych, Bożych, głębokich... Poszukiwania... Wzajemne zobowiązanie do troski o prawdę. I plan na kolejne spotkania, aby wspólnie jej szukać... To coś nowego w moim życiu... Dotąd z braćmi protestantami spotykałem się na gruncie towarzyskim i to niezwykle rzadko. Dziś pierwszy raz w dialogu poruszającym duszę... Piękny czas...

A potem... Wreszcie uzyskałem ten kawałek plastiku szpitalnego, który mogę sobie przypiąć do habitu przemierzając szpitalne korytarze. Ani grama triumfalnej radości nie odczuwam... Raczej przykre zażenowanie, że tak długo to trwało... Fryzjer, zakupy - całe godziny mijają bezpowrotnie... I wreszcie wypad do Newarku z katechezą dla sióstr, bo miały dziś swój dzień skupienia. A przy okazji poświęcenie ich nowego lokalu mieszkalnego... Padam na pyszczek, a jutrzejszy poranek coraz bliżej...

Dziś pomyślałem o słowach Jezusa, że owce nie pójdą za głosem innym, niż pasterza, bo go nie znają... A jednak idą - mówiłem Mu dziś... Panie, idą za głosem obcych i wstecz się nie oglądają... Dlaczego? Czy z przekory? Z zachłyśnięcia się wolnością? A może nie znają pasterza, bo nikt im go nigdy nie przedstawił... A może tak trudno im było odnaleźć się w nieprzyjaznej owczarni, że wybrali los włóczęgów... Niezależnie od przyczyny, smutno, że ich nie ma... A jeszcze smutniej, że są w wielkim niebezpieczeństwie, z którego pewnie nie bardzo zdają sobie sprawę.

Wróg nie śpi, ba, niczym lew ryczący krąży szukając kogo pożreć - jak powie św. Piotr. A każdy lew poluje w ten sam sposób - oddzielając swoją ofiarę od stada... Wówczas może zagonić ją na śmierć... Nie ma nikogo, kto mógłby pomóc, zdemaskować jego zasadzkę, przewidzieć atak... Jest tylko lew i ofiara... Siła i słabość...

Porządek jednak można odwrócić. W Jezusowej owczarni takie rzeczy się dzieją. Siła jest tam, gdzie nikt się jej nie spodziewa. Ale tylko wówczas, gdy owce są razem. I wsłuchują się w głos Pasterza... Nie myląc go z żadnym innym głosem... Nawet swoim własnym...



poniedziałek, 27 kwietnia 2015

pasterz też człowiek...



(J 10,11-18)
Jezus powiedział: Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; /najemnik ucieka/ dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je /potem/ znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca.

Mili Moi...
Mijają dni obfite w wydarzenia... Nasz amerykański współbrat George od kilku dni skarżył się na bóle głowy. Wczoraj obudził się z bólem pleców, tak silnym, że musiałem mu pomóc zejść na dół, bo mieszka na ostatnim piętrze naszego klasztoru. Słaby, blady... Umówił się z jakimś lekarzem... Proboszcz go odwiózł, ja przywoziłem do domu... W samochodzie zaczął mi gadać zupełnie bez sensu, ale kiedy pod domem zaczął mi odjeżdżać, a po przekroczeniu progu usiadł na podłodze i nie mógł mówić, to pomyślałem - oj, nietęgo z tobą... Zadzwoniłem po pogotowie i jak się okazało, lekki udar mózgu... Dziś jest już lepiej, ale kto wie jakie konsekwencje to wszystko będzie miało... Dlatego polecam go również Waszej modlitwię i pokornie o nią proszę...
W tym wszystkim nasz wczorajszy, parafialny dzień skupienia... Cieszę się, że są tacy, którym się chce przychodzić. Rozważamy Słowo, ale i modlimy się dużo modlitwą uwielbienia, a Pan Bóg chyba tę naszą modlitwę przyjmuje, bo mamy kolejne sygnały o cudownych uzdrowieniach.

Dziś natomiast znów ważne wydarzenie - akcja odsłonięcia muralu papieskiego. W obecności Pani Konsul z Nowego Jorku i naszego Burmistrza z Bridgeport, dokonaliśmy poświęcenia i odsłonięcia pięknego malowidła przedstawiającego papieża Jana Pawła II. To taki polonijny dar na pierwszą rocznicę kanonizacji... Serce rośnie, kiedy się nań patrzy i wzruszeń pewnie na długo nie zabraknie...

A po południu moi przedobrzy parafianie zabrali mnie na koncert chórów polonijnych do katedry św. Patryka w Nowym Jorku. Ten koncert również z okazji papieskiej rocznicy. To dość niezwykłe odczucie słuchać polskich pieśni w amerykańskiej katedrze... Ale było arcymiło... Wspaniałe towarzystwo... Pogawędziliśmy, pospacerowali... A zatem piękna niedziela...

A co mi Pan szepnął do ucha w kontekście dzisiejszego Słowa... Posłuchajcie sobie na załączonym filmie...



sobota, 25 kwietnia 2015

nawróceni...


zdj:flickr/Nestor Lacle/Lic CC
(Dz 9,1-20)
Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. Udał się do arcykapłana i poprosił go o listy do synagog w Damaszku, aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jerozolimy mężczyzn i kobiety, zwolenników tej drogi, jeśliby jakichś znalazł. Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? Kto jesteś, Panie? - powiedział. A On: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić. Ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo. Szaweł podniósł się z ziemi, a kiedy otworzył oczy, nic nie widział. Wprowadzili go więc do Damaszku, trzymając za ręce. Przez trzy dni nic nie widział i ani nie jadł, ani nie pił. W Damaszku znajdował się pewien uczeń, imieniem Ananiasz. Ananiaszu! - przemówił do niego Pan w widzeniu. A on odrzekł: Jestem, Panie! A Pan do niego: Idź na ulicę Prostą i zapytaj w domu Judy o Szawła z Tarsu, bo właśnie się modli. /I ujrzał w widzeniu, jak człowiek imieniem Ananiasz wszedł i położył na nim ręce, aby przejrzał/. Panie - odpowiedział Ananiasz - słyszałem z wielu stron, jak dużo złego wyrządził ten człowiek świętym Twoim w Jerozolimie. I ma on także władzę od arcykapłanów więzić tutaj wszystkich, którzy wzywają Twego imienia. Idź - odpowiedział mu Pan - bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia. Wtedy Ananiasz poszedł. Wszedł do domu, położył na nim ręce i powiedział: Szawle, bracie, Pan Jezus, który ukazał ci się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym. Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i został ochrzczony. A gdy go nakarmiono, odzyskał siły. Jakiś czas spędził z uczniami w Damaszku i zaraz zaczął głosić w synagogach, że Jezus jest Synem Bożym.

Mili Moi...
No kiepski dzień... Nie mogłem otworzyć oczu od rana. Głowa leciała mi w różne strony. Żadnego skupienia na pracy. Żadnej. Ani czytać. Ani telewizji oglądać. Ani się modlić... No taki jakiś dzień... Zmuszałem się, ale skutki nie są imponujące...

Wczoraj już nie napisałem, ale wieczorową porą przeżyliśmy piękne nabożeństwo wyboru Jezusa Panem swojego życia. Zdecydowałem się to zrobić metodą, której zwykle nie używam. To znaczy pozwalając na swobodne wyznanie własnymi słowami. Rzadko się na ten sposób decyduję, bo częstokroć jest on dla ludzi krępujący - tak przez mikrofon, przed grupą... Ale wczoraj zaryzykowałem i okazało się, że to jednak możliwe. Te wyznania przed Panem były bardzo piękne. Takie rzeczywiście z serca płynące. Dużo radości... Bo jak zawsze, mam najgłębsze przekonanie, że Pan Jezus bierze nasze słowa na poważnie i życie świadomych, przebudzonych chrześcijan zaczyna się zmieniać w Nim, z Nim i dla Niego...

Dziś też doszły do nas nowiutkie księgi liturgiczne. To dar od rodziców dzieci pierwszokomunijnych. Nasze księgi domagały sie już zmiany. A to ten element stałego wyposażenia parafii, który naprawdę nieczęsto jest zmieniany. Ale zakupów ciąg dalszy nastąpi już niedługo. Jednakowoż w Polsce. Bo tam sporo ładniejszych rzeczy. A nade wszystko... wiadomo :) Taniej...

Nie wiem czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego Jezus powołuje łobuzów na swoich świadków? Dziś mamy obraz nawrócenia Szawła. My często myślimy o nim jako o gorliwym misjonarzu, autorze pięknych listów, świadku Jezusa... Ale przed nawróceniem to była wyjątkowa szuja i raczej nikt nie chciał mieć go wśród swoich znajomych. A Jezus właśnie jego wybrał, dając mu tak niezwykłe doświadczenie swojej obecności, które okazało się wystarczającym wstrząsem do całkowitej przemiany życia...

Dziś też obserwujemy całe zastępy nawróconych łobuzów, którzy nie tylko przyznają się do Jezusa, ale wprost Go głoszą. Jeżdżą po rekolekcjach dla młodych i starszych i opowiadają swoje historie, które są niejednokrotnie pełne cudownych interwencji Boga... Dlaczego ich Pan wybiera? Dlaczego im to zleca?

A może dlatego, że na uczciwych i świątobliwych chrześcijan zasiadających w kościelnych ławach dawno nie może już liczyć. Wszak oni są wierzący, wszak spotykają się ze swoim Jezuskiem w kościółku i jest im dobrze... Po co się wychylać? Po co czynić cokolwiek więcej? A zresztą o czym moglibyśmy opowiedzieć? Przecież nasze życie nie zostało wyrwane z niewoli, nie ma w  nim cudownych interwencji... Nie ma? O Panie... to co to za chrześcijańskie życie, w którym Bóg się nie objawia? Co to za wiara, która nie widzi cudów? Co to za miłość, która nie chce o Jezusie opowiedzieć całemu światu?

Jeśli nie my, to kto? Prostytutki, złodzieje, a nawet i... kamienie, jeśli będzie trzeba... Wzbudzi Pan świadków, bo Jego Słowo musi być głoszone... Wciąż połowa świata go jeszcze nie usłyszała...

Otwórz serce... Otwórz ucho... Otwórz usta... Przyłącz się...

piątek, 24 kwietnia 2015

pęknięcie...

zdj:flickr/Jim/Lic CC
(J 12,24-26)
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

Mili Moi...
No dziś kolejny zastrzyk radosnych emocji z mojego umiłowanego katolickiego szpitala... Pani dzwoni dwa dni temu celem uzupełnienia moich danych. Pytam ją, co ze zdjęciem... Nie ma sprawy, mamy kopię twojego prawa jazdy... No, pomyślałem, jak wezmą zdjęcie z kopii... Ale niech im będzie. Dziś pani dzwoni z informacją, że plakietka gotowa. Jadę zziajany po zakupach, a pani mówi - tak bez habitu, a przecież trzeba zrobić zdjęcie? No to następnym razem... Jadę do domu, wyładowuję zakupy, wdziewam habit, wracam do szpitala, parkuję, szukam siedziby Security, która się tym zajmuję, gdzieś dwa piętra pod ziemią, nie mogę trafić, błądzę, obijam sie o wózki, łóżka, stojaki na kroplówki... Docieram wreszcie i... Uśmiechnięty czarnoskóry przyjaciel powiada, że właśnie im się maszyna popsuła do wypluwania tych plakietek... Kiedy będzie gotowa? Może jutro... Kawałek plastiku otwierający szlaban na parkingu, a ja się czuję jakbym co najmniej aplikował o stanowisko dyrektora w tym szpitalu...

Oczywiście wszystkie inne plany wzięły dziś w łeb i tych kilka zdań mojej pracy, które dziś dopisałem wcale nie poprawiły mi nastroju... Za to Słowo mnie dziś mocno pokrzepiło, uspokoiło i dodało otuchy... Ziarno wpadające w ziemię... Na początku, wyobrażam sobie, musi doświadczać dużej radości (tak obrazowo i metaforycznie), bo przecież zasuszone zaczyna absorbować wodę i pęcznieć, rosnąć, zwiększać swoją objętość... Ale kiedy to się nie kończy, kiedy pęcznieć nie przestaje, to nagle pęka... Jaki to ból! Jakie cierpienie! I nie można mu zaradzić. Nie ma wpływu na to, co się dzieje... Coś nowego się tworzy, rośnie z niego. W górę... Karmi się jego sokami, jego życiem. A ono, to pierwsze ziarno przemienia się ostatecznie w brunatną łupinę, w której już nic z poprzedniego stanu nie zostaje... Umarło... Wydało życie...

Obraz bolesny... Ale prawdziwy. Nie ma świętości bez jakiejś formy cierpienia. Świętość właśnie w niej się wykuwa, bo świętość jest życiodajna. Trzeba umrzeć samemu sobie, żeby doświadczyć życia. To jest konkret codzienności. Bo jeśli mam iść za Chrystusem wszędzie, gdzie On jest, to muszę się z Nim również wspiąć na Golgotę... Co więcej, obumierając z Nim, niekoniecznie mam dostęp do tego życia, które się z tego rodzi... Innymi słowy, nie zawsze widzę owoce tego obumierania. Czasem przede mną zakryte. Czasem rodzą się, gdy mnie juz nie ma...

Pokój... On musi towarzyszyć temu pękaniu ziarna... Jezus wie. On panuje nad wszystkim. On kocha i nie zapomina... Nawet najmniejszego ziarna... Jednego... Ostatniego... Obumarłego...

czwartek, 23 kwietnia 2015

gdzie indziej...



zdj:flickr/magw21/Lic CC

(Dz 8,1b-8)
Po śmierci Szczepana wybuchło wielkie prześladowanie w Kościele jerozolimskim. Wszyscy, z wyjątkiem Apostołów, rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii. Szczepana zaś pochowali ludzie pobożni z wielkim żalem. A Szaweł niszczył Kościół, wchodząc do domów porywał mężczyzn i kobiety, i wtrącał do więzienia. Ci, którzy się rozproszyli, głosili w drodze słowo. Filip przybył do miasta Samarii i głosił im Chrystusa. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem słów Filipa, ponieważ widziały znaki, które czynił. Z wielu bowiem opętanych wychodziły z donośnym krzykiem duchy nieczyste, wielu też sparaliżowanych i chromych zostało uzdrowionych. Wielka radość zapanowała w tym mieście.

Mili Moi...
No właściwie całkiem miły dzień za mną... Wciąż coś się pisze... Powoli i mozolnie, ale konsekwentnie. Dziś niestety te moje wysiłki zostały brutalnie przerwane przez zebranie naszego wikariatu, czyli księży z wszystkich parafii miasta Bridgeport... Niewiele z tego spotkania wynikło. Kiedy zaś omawialiśmy plany i ważne sprawy, wśród wszystkich głosów dotyczących różnych megaważnych kwestii, ośmieliłem się cichutko ni to stwierdzić, ni zapytać - new evangelization? Wszyscy popatrzyli na mnie, pokiwali nawet głowami, co sugerowałoby, że rozumieją termin, no i na "thank you father Michael" się skończyło...

A po południu kijaszki... Zawsze mam dużo radości, kiedy zatrzymuje się obok mnie jakaś wypaśna bryka, wychyla się z niej jakaś zaaferowana twarz i nieśmiało zagaduje: taki jestem ciekaw i chciałem się tylko zapytać po co ci te kijki do chodzenia... Mam juz przygotowany mały wykładzik na temat nordicu i im dłużej mówię, tym oczka we wspomnianej twarzy robią się coraz większe i większe... Potem zwykle następują pytania pomocnicze w stylu - a to jest dobre na serce? Oczywiście... Znakomite... No i kończy się to wszystko listą serdeczności, a wytrzeszczone oczy kiwają z niedowierzaniem głową.... No nie spodziewałem się, że zaszpanuję w Stanach dwoma prostymi kijkami :)

Gdyby was nie przyjęli, pójdźcie gdzie indziej... Wyjdźcie z tego miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich i idźcie... Te zalecenia Jezusa wobec Apostołów stanęły mi dziś przed oczami, kiedy wszyscy rozpierzchli się w wyniku prześladowań. A Filip poszedł do Samarii. Czyli tam, gdzie mieszkają pogardzani półpoganie, niewiele różniący się według Żydów od psów. Tam poszedł głosić, a oni ucieszyli się i z wielkim entuzjazmem przyjęli Dobrą Nowinę o Jezusie...

Idźcie gdzie indziej... Myślę sobie, że dokonuje sie to właśnie na naszych oczach... Napasiony i syty Kościół europejski, czy amerykański... Chrześcijanie, którym już od dawna nie po drodze z tym Kościołem. Tysiące świątyń zamykanych, bo nie ma kto do nich chodzić... A dla odmiany w Afryce, w Azji - wielki entuzjazm wiary i fascynacja Jezusem... Ci, którymi zachodnia cywilizacja wciąż delikatnie pogardza, współcześni Samarytanie, uczą nas wiary żywej. I jestem przekonany, że za jakiś czas będą nas ewangelizować. Bo my mieliśmy wciąż tak wiele do roboty, a Jezus jest przecież zawsze z nami, zawsze po naszej stronie...

A może jednak Go trochę zgubiliśmy... Przywykliśmy, że zawsze jest... Niczym gobelin na ścianie... I tyle nas mniej więcej zajmował... Trwały element wystroju naszych kościołów. Zamykanych kościołów... Sprzedawanych kościołów... Gdzie dziś bije serce chrześcijaństwa??? Nie wiem... Wiem jedno... Nie bije w Europie... I nie bije w Ameryce Północnej...

Idźcie gdzie indziej - mówi Pan... Idźcie...

środa, 22 kwietnia 2015

budzimy się...


zdj:flickr/Cristian Malevic/Lic CC
(J 6,30-35)
W Kafarnaum lud powiedział do Jezusa: Jakiego dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba. Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Rzekli więc do Niego: Panie, dawaj nam zawsze tego chleba! Odpowiedział im Jezus: Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.

Mili Moi...
No i dziś nabrałem jakiegoś wiatru w żagle. I jestem już na 11 stronie :) Nie jest to wynik imponujący, ale zdałem sobie sprawę, że gdyby tak pisać po trzy strony dziennie, to w trzy miesiące byłoby już całkiem dużo napisane :) Gdyby to się jednak tak wszystko precyzyjnie dało zaplanować. Wciąż to klejenie myśli sprawia mi trudność, ale ufam, że jak juz się dobrze rozpędzę, to będzie szło lepiej. Na razie cieszę się z tego, że w ogóle drgnęło... Ale jedna rzecz sprzyja pisaniu z całą pewnością... Wyłączenie wszystkich komunikatorów internetowych i odsunięcie telefonu jak najdalej... Przekonałem sie o tym dziś i tak to chyba trzeba robić...

Pogoda nam się znów zrobiła wiosenna, więc spiłem dziś kawkę w znakomitym towarzystwie... pod murem. A właściwie pod muralem, który jest coraz piękniejszy i który mamy w najbliższą niedzielę poświęcić. Urzekają historie ludzi, którzy już przychodzą się w to miejsce modlić. Papież na mojej ulicy? - powtarza z niedowierzaniem nasz sąsiad, Ekwadorczyk i wspomina jak to kiedyś raz mógł go zobaczyć na żywo... Tyle prostej radości... Nie ma właściwie samochodu, który by się choć na chwilę nie zatrzymał. Wiele dobrych słów... Odtrutka na malkontentów...

Przychodzić i wierzyć... Dwa warunki... Czego? Właściwego interpretowania rzeczywistości. Tylko Pan jest w stanie nam ją właściwie tłumaczyć. Ukazać nam prawdę, która nie zawsze jest wygodna, ale która zawsze wyzwala. I tak sobie myślę, że może to jest powód, dla którego w naszych kościołach mamy tak lichy procent praktykujących. Wszak miejsce to niebezpieczne. Bo nie daj Boże prawda przedostałaby się przez opary absurdu do serca... A wówczas trzeba byłoby zmienić wiele... Może wszystko... Więc lepiej nie słyszeć, nie bywać, nie narażać się...

Nie przychodząc, znacznie trudniej uwierzyć. Nie jest to całkiem niemożliwe, ale traci się tyle czasu... Ileż razy słyszałem te słowa - tyle lat ojcze... Dlaczego mi nikt nie powiedział o tym wcześniej? Mówili... Ale nie chciałeś, albo nie mogłeś usłyszeć... Ogłuszony hukiem światowych atrakcji, które uderzają w ciebie z całą gwałtownością... Jezus ich nie przekrzyczy... Bo to, co ma do powiedzenia domaga się wyciszenia i skupienia. A co to takiego? To taki stan, który rzadko udaje sie osiągnąć nawet w kościele... Jeśli wchodzisz do niego w ostatniej chwili, ba, powiedzmy sobie szczerze - najczęściej spóźniony, zanim znajdziesz miejsce, zanim się zorientujesz jaki to moment Mszy, zanim poskromisz galopujące myśli, to zwykle następuje już błogosławieństwo końcowe... I znów nie usłyszałeś... I kolejna szansa przeszła obok... Tydzień za tygodniem; miesiąc za miesiącem; rok za rokiem...

Pobudkaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...

wtorek, 21 kwietnia 2015

gdzie mądrość?


zdj:flickr/jinterwas/Lic CC
(Dz 6,8-15)
Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu. Niektórzy zaś z synagogi, zwanej /synagogą/ Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego /natchnienia/ przemawiał. Podstawili więc ludzi, którzy zeznali: Słyszeliśmy, jak on mówił bluźnierstwa przeciwko Mojżeszowi i Bogu. W ten sposób podburzyli lud, starszych i uczonych w Piśmie. Przybiegli, porwali go i zaprowadzili przed Sanhedryn. Tam postawili fałszywych świadków, którzy zeznali: Ten człowiek nie przestaje mówić przeciwko temu świętemu miejscu i przeciwko Prawu. Bo słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał. A wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu uważnie i zobaczyli twarz jego podobną do oblicza anioła.

(J 6,22-29)
Nazajutrz po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: Rabbi, kiedy tu przybyłeś? W odpowiedzi rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec. Oni zaś rzekli do Niego: Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże? Jezus odpowiadając rzekł do nich: Na tym polega dzieło /zamierzone przez/ Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał.

Mili Moi...
No bardzo zły dzień... Bardzo... Jedyne co mi dziś dobrze wyszło, to drzemka :) Warunki pogodowe fatalne... U nas ostatnio wszystko jak w Polsce, tylko z dwudniowym opóźnieniem. Dziś wicher, zimno i ulewa... Ale jak co poniedziałek zakupy trzeba przywieźć, bo wciąż same nie chcą się zrobić. Potem, kiedy już, już miałem siadać do pisania, rozdzwoniły się telefony... I tak zastał mnie lunch... Po południu dobre spotkanie ze spowiednikiem, czyli osobiste wskrzeszenie, żeby móc z Jezusem wskrzeszać innych... A On nieodmiennie i regularnie kogoś mi podsyła... Wczorajszego wieczoru również udało się wprowadzić całe lawiny łaski do pewnej duszy, która zdecydowała sie na spowiedź generalną. Powiem to po raz milion pierwszy - dla takich chwil warto żyć i być kapłanem. Ileż mam radości, kiedy mogę widzieć jak łaska Jezusa wskrzesza, ożywia, daje radość i uwolnienie... Żadne inne widoki nie mogą się z tym równać :)

No i tak ten dzisiejszy dzień powoli dobiega końca. A fiszki leżą tuż obok mnie i mrugają porozumiewawczo sugerując, że same się nie opiszą i jeśli się nie wezmę w garść to jedyną nagrodą za ukończone studia będzie medal z ziemniaka i dyplom uprawniający mnie do wzięcia udziału w corocznym zjeździe TTNND (Towarzystwa Twórców Nigdy Nieukończonych Doktoratów)...

Choć jedyne znaczenie, które z tą pracą się wiąże, to uczciwe zakończenie czegoś, co się rozpoczęło. Żadne inne argumenty właściwie mnie nie przekonują. Co więcej, kiedy dziś słyszę Jezusa zachęcającego, abym poszukiwał pokarmu, który nie przemija, mniej zajmując się tym ziemskim, to nabieram przekonania, że w tym kontekście jakikolwiek doktorat całkowicie traci na znaczeniu.

Co więc się liczy? Ta mądrość, której Jezus nie skąpi swoim uczniom, a która nie ma wiele wspólnego z tytułami naukowymi. Dziś Szczepan, który przemawia z mocą, a przed nim zastępy najlepszych z pewnością mówców, reprezentantów różnych synagog... I nie są w stanie sprostać jego mądrości. Są tak słabi, że ostatecznie decydują się go zabić, nie zdając sobie sprawy, jaką przysługę wyświadczają jemu samemu i młodemu Kościołowi...

Mądrość prawdziwa jest pokarmem nieprzemijającym, który trwa na wieki. To mądrość, która niczego nie stawia ponad chwałę Bożą, nawet własnego życia... I tylko taka mądrość warta jest wysiłku poszukiwań... Żadna inna... I chyba jednak nie w książkach...



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

rusz palcem...


zdj:flickr/alles-schlumpf/Lic CC
(Łk 24,35-48)
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego.

Mili Moi...
No wczoraj jakoś przeżyłem mój pierwszy raz... Tym razem to był ślub. Stres jak zawsze, kiedy trzeba przemawiać po angielsku. A wczoraj podwójny, bo i ludzi dużo i większość młodych. Mam jednakowoż nadzieję, że wszystko jakoś wyszło, a co najważniejsze, małżeństwo zawarte ważnie i godziwie. Ale przygotowań kosztowało mnie to bardzo wiele... Wierzę, że następnym razem będzie już łatwiej. Ślubów w naszej parafii zbyt wielu nie mamy...

Pod wieczór wyskoczyliśmy nawet na weselicho... Trochę ono sie jednak różni od tego, co znamy z Polski. Ale modlitwa na rozpoczęcie była i nikt się tu temu nie dziwi. Taki naturalny gest, przy którym nikt nie czuje się skrępowany... Ciekawe.

A dziś, jak to w niedzielę... Pracy dużo. Ale za to popołudnie całkowicie wypoczynkowe. Zbieram siły przed nowym tygodniem, bo mam ambitne plany. Co z nich wyjdzie? Okaże się wkrótce. Ale z pewnością nie mogę sobie pozwolić na tracenie czasu. W tym kontekście jednak nie nadążam i dużo wiadomości na poczcie czy na FB czeka na odpowiedź... Staram się, ale... Nie mówiąc już o pisaniu listów... Niech mi łaskawie wybaczą oczekujący...

A dziś to stwierdzenie Jezusa - wy jesteście świadkami... Jak bardzo zależało Mu na tym, żeby Jego uczniowie mieli mocne podwaliny dla swojej wiary. Wszak za chwilę mieli zderzyć się ze światem, który nie tylko niechętnie będzie ich przyjmował, ale zgotuje im prawdziwe prześladowania. Jak w takiej sytuacji zachować wiarę silną i nienaruszoną? Tylko odwołując się do tego spotkania i wyboru, który na nowo sie w nim dokonał...

Jezus poprzez te swoje gesty, obecność, a nawet spożywanie z nimi posiłku, zdaje się mówić - wybierzcie mnie jeszcze raz. Ja was nie zawiodłem i nie zawiodę. To, co wydawało wam się przegraną, ostatecznie jest zwycięstwem. I zawsze tak będzie... Choćby światu wydawało się, że was pokonał, zniszczył, unicestwił, to nic z tych rzeczy, bo to ja wam gwarantuję zwycięstwo. A jeśli widzicie mnie dziś żyjącego, jeśli możecie się przekonać, że moje rany są prawdziwe, a więc i śmierć moja była prawdziwa, to bądźcie też w pełni przekonani, że na mnie możecie liczyć i zwyciężycie. Zawsze...

I wybrali... I uwierzyli... I poszli... I prawie wszyscy oddali swoje życie za to, co rozpoznali jako prawdę. Bo Bóg był naprawdę jedynym źródłem szczęścia dla nich. Wiecznym i nieprzemijającym... Żaden z nich nie stał się apostatą, odstępcą... Po tych spotkaniach ze Zmartwychwstałym już nie... To musiał być wstrząs, który wyrył się w nich jak nic innego... On żyje... Cóż więcej może się liczyć...? Cóż więcej?

Dotknij więc... Przekonaj się... Jak? Spójrz na zdjęcie... Być może jak Adam, musisz tylko wyprostować palec... Bo Bóg jest blisko...

piątek, 17 kwietnia 2015

trzymając Go za rękę...


zdj:flickr/connerdowney/Lic CC
(J 3,31-36)
Jezus powiedział do Nikodema: Kto przychodzi z wysoka, panuje nad wszystkimi, a kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia. Kto z nieba pochodzi, Ten jest ponad wszystkim. Świadczy On o tym, co widział i słyszał, a świadectwa Jego nikt nie przyjmuje. Kto przyjął Jego świadectwo, wyraźnie potwierdził, że Bóg jest prawdomówny. Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej obfitości udziela /mu/ Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży.

Mili Moi...
Dzisiejszy dzień upłynął na przygotowaniach do kolejnego "pierwszego razu" w Ameryce. Tym razem będzie to mój pierwszy ślub po angielsku. Co prawda panna młoda jest Polką, ale więcej gości będzie anglojęzycznych, więc dziś wytwarzałem me kazanie. Tu w Ameryce każde z nich, zwłaszcza na ślubach i pogrzebach, może mieć aż do przesady rozwiniętą warstwę kerygmatyczną, czyli może mówić o najprostszych i zarazem najważniejszych prawdach naszej wiary, bo z cała pewnością zdecydowana większość uczestników nigdy o nich nie słyszała. A to pozwala poruszyć moje ulubione tematy, które rzecz jasna oparte są na proponowanym w tych liturgiach Słowie...

Po południu odbyła się próba generalna w kościele... Ach te wszystkie pary druhen i drużbów, cały ceremoniał, kto kogo prowadzi, kto za kim idzie, kto co niesie... No ale próbę przeżyliśmy, więc może i sobotnią ceremonię przeżyjemy.

A wieczorem kolejne z naszych rekolekcyjnych spotkań... Dziś już temat Jezusa jedynego Pana i Zbawiciela... I dużo radości z tych, którzy na tych naszych rekolekcjach zostali i którzy chcą je skończyć. To wymagający czas. A decyzja przed która stoją, o wpuszczeniu Pana Jezusa tak na poważnie do swojego życia też nie należy do łatwych, dlatego w tym tygodniu potrzeba im wiele modlitwy...

Mnie dziś z całego tego ewangelicznego fragmentu najbardziej porusza zdanie - Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej obfitości udziela /mu/ Ducha. Zastanawiam się nad tym od dawna... Czy zawsze tak było, czy teraz jest inaczej? Myślę o wypowiedziach kapłanów, o ich głoszeniu, o tematach podejmowanych i częstokroć niemal skrajnie inaczej interpretowanych zagadnieniach. Może tak było zawsze, a teraz tylko o tym wiemy dzięki różnym mediom. Myślę o tym, no bo jeśli przemawiamy z tego samego Ducha, to trudno się różnić w kwestiach zasadniczych. A nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jednak się różnimy. No i kogo słuchać? Który ksiądz lepszy? Który prawdziwszy? Myślę, że to jest realny temat stojący przed bardzo uczciwymi chrześcijanami, którzy chcieliby trwać w Kościele i wzrastać w Nim. Sam się czasem z tym borykam, bo też szukam autorytetów i dzięki Bogu znajduję je również wśród kapłanów. Ale za niektórymi nigdy, ale to przenigdy bym nie poszedł...

Jak niesamowicie ważne jest wołanie o Ducha... Przez nas samych jako kapłanów, ale i dla nas, przez wszystkich nam życzliwych. Oby On osadzał nas w prawdzie i prowadził po bezpiecznych ścieżkach. Bo kiedy my będziemy Go mocno trzymać za rękę, wówczas bezpieczni będą również ci, którym służymy...

czwartek, 16 kwietnia 2015

oni muszą to usłyszeć...


zdj:flickr/angelocesare/Lic CC
(J 3,16-21)
Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.

Mili Moi...
No i zaczęło się... Zasiadłem do pisania... Dziwne uczucie... Tak bardzo zbliżone do czasów, kiedy tworzyłem pracę magisterską, a jednocześnie tak inne... Wówczas trzeba było pisać ręcznie, a potem biegusiem zapisać się na listę w jakieś wolne miejsce i wklepywać na jeden z dziesięciu wspólnych komputerów. A chętnych było co nie miara... Ponad osiemdziesięciu kleryków w seminarium... A poza magisterkami mnóstwo innych prac... A komputera nie miał nikt... Teraz komputer w pokoju, a praca wcale nie idzie lepiej... Ale mówią, że najtrudniej zacząć... Ja dziś napisałem... No liczby stron nie podam, ale może liczbę wyrazów... Ta wygląda nieco lepiej... Więc wyrazów było 640 :) Mam nadzieję, że wejdę w ten rytm i będzie już tylko lepiej...

Co poza tym? No może już czas, żeby się pochwalić dietetycznymi osiągnięciami... Otóż jest mnie 10 kilo mniej... I czuję się z tym znacznie lepiej... A kolejne straty w tym względzie są przewidywane. Sekretów nie będziemy zdradzać. Jedno, co jest pewne, to poza chwałą dla Pana Boga, który dał mi nieco sił, żeby się z tym tematem zmierzyć, należy się wdzięczność wielka dla M., której chciało się zadbać o zmianę pewnych moich nawyków żywieniowych i włożyć sporo wysiłków w nauczenie mnie pewnych zdrowszych zasad. Ona we mnie uwierzyła i była to wiara na tyle silna, że dokonała wielkich rzeczy... Chylę czoła i całuję w stopę :)

A my właśnie zakończyliśmy nasze spotkanie charyzmatyczne... Dziś mieliśmy gości aż z Pennsylvanii. Jechali trzy godziny, żeby poprosić nas o modlitwę wstawienniczą. To jest dla mnie nieprawdopodobna lekcja tęsknoty za Jezusem i wiary, że my, przez naszą posługę możemy ich do Niego zbliżyć... Z wielką pokorą staliśmy nad E. i prosiliśmy Jezusa o jej uzdrowienie. Niech On położy na nią swoją rękę... A nami niech się dowolnie posługuje. Wszak należymy do Niego...

I On rzeczywiście czyni wszystko... My nie możemy nic... To dzisiejsze Słowo tak doskonale obnaża ludzką bezradność... Świat, który musi być zbawiony. Kiedy uświadamiam sobie, że nie ma we mnie nic, co pozwoliłoby samemu uwolnić się od grzechu i jego konsekwencji, to z jednej strony przeraża mnie ta totalna niemoc, ale z drugiej nieprawdopodobnie cieszy przynależność do Jezusa, który może wszystko. Co więcej, nie przyszedł na ten świat po to, aby go zniszczyć, a mnie razem z nim, ale po to, aby go ocalić... Wierząc w Niego, będąc z Nim jestem ocalony...

Z tą świadomością nie można usiąść w bujanym fotelu... Tę Dobrą Nowinę muszą usłyszeć wszyscy... Bez Jezusa nas nie ma. Z Jezusem jesteśmy ocaleni. I choćby przypominało to budowanie Arki przez Noego - wbrew wszystkim, wśród śmiechów i szyderstw, tę prawdę muszę i chcę głosić... Nie ma życia poza Jezusem... Nie ma...

środa, 15 kwietnia 2015

tajemnica...


zdj:flickr/Kumaravel/Lic CC
(J 3,7-15)
Jezus powiedział do Nikodema: Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. W odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: Jakżeż to się może stać? Odpowiadając na to rzekł mu Jezus: Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.

Mili Moi...
No dzień upłynął mi na realnych przygotowaniach do pisania... Czego? Wszyscy wiedzą, a ja boję się już wymawiać to słowo :) W każdym razie nie ma od tego ucieczki i jutro przewiduję jakiś początek. Dziś materiał został rozłożony, przemyślany, plany dotyczące pierwszych zdań zostały poczynione. A jutro muszą się zrodzić pierwsze słowa... Zobaczymy z jakim skutkiem...

Nawiedziłem też dziś mojego doktora w związku z badaniem krwi wykonanym już jakiś czas temu. I taka miła niespodzianka... Pani w rejestracji, śliczna skądinąd Latynoska, patrząc na mój adres zapytała czy to na rogu tej ulicy powstaje to piękne malowidło papieża (a właśnie na naszej ulicy tworzony jest mural z wizerunkiem Jana Pawła II). Kiedy potwierdziłem, ona wyznała, że ma dzieci w szkole po drugiej stronie ulicy i często tam bywa... A malowidłem jest zachwycona... Jak to miło usłyszeć w ustach kogoś, kto nie należy do naszej parafii i nie jest członkiem Polonii. Tak po prostu doceniła pomysł... Brawo dla jego inicjatorów...

A dziś spacerując z kijaszkami, odnalazłem prawdziwe znamiona wiosny, zielone listki na krzewach... To najlepszy dowód na to, że i do nas przyszła... Temperatura urocza... Aż chce się żyć...

Taki mały listek... Jak pojąć i zrozumieć jego istnienie? Owszem, wiemy jakie procesy dokonują się w roślinie, jesteśmy w stanie je śledzić. Ale na pytanie dlaczego się dokonują?, kto nimi steruje?, kto je zainicjował?, nauka nie udzieli nam odpowiedzi. Tej trzeba szukać gdzie indziej... A przecież to tylko listek... Jak wiele innych, ważniejszych i bardziej skomplikowanych tajemnic kryje nasz świat, ziemskich tajemnic... Tak trudno je czasem nazwać, a co dopiero zrozumieć...

Dlatego jakoś szczególnie poruszają mnie dziś słowa Jezusa - jeśli mówię wam o ziemskich sprawach, a nie wierzycie, to jak uwierzycie słysząc o niebieskich? Ile trzeba otwartości umysłu, żeby otworzyć się na Tajemnicę! Tak wielu osobom wydaje się, że wiara w Boga zawęża ludzkie myślenie, gdy tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Jako ludzie wierzący mamy dostęp do takich tajemnic, o jakich niewierzącym się nawet nie śniło... Choćby Eucharystia... Cóż z tego, że nie wierząc w Nią i nie znając Jej wartości, ludzie z Niej szydzą... Ci, którzy wierzą, wiedzą przecież, że to jest Pan. Widzą Jego działanie w tym sakramencie i niewiara innych nie jest w stanie nimi zachwiać...

Tyle tajemnic... A Bóg chce nam o nich wszystkich opowiedzieć... I wciąż szuka słuchaczy...

wtorek, 14 kwietnia 2015

Ga 5, 16-25


zdj:flickr/Realistic Imaginations/Lic CC
(J 3,1-8)
Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim. W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwo Bożego. Nikodem powiedział do Niego: Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się? Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha.

Mili Moi...
Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem badań. Planowane były już dwa miesiące temu, wymagały jednakowoż pewnych przygotowań. Wczoraj całodzienny post i właściwie dziś również do południa, potem wizyta w klinice, pełna narkoza i okazało się, że można mnie trochę obejrzeć od środka :) Ale widok podobno nieciekawy... W każdym razie doktor nie znalazł żadnych uwagi godnych obiektów.

Wczoraj zaś nabożnie przeżyliśmy Święto Miłosierdzia w naszej parafii. Ja co prawda sprawowałem Msze po angielsku, usiłując nieco przybliżyć wartość spowiedzi naszym amerykańskim parafianom i przypominając im na podstawie "Dzienniczka" świętej siostry Faustyny, że piekło jednak istnieje. Dwie, przeprowadzone ostatnio zupełnie przypadkowo rozmowy, przekonały mnie, że trzeba mówić o rzeczach najprostszych, bo okazuje się, że niektórzy z naszych braci i sióstr, podobnie jak mieszkańcy Niniwy - nie odróżniają swojej prawej ręki od lewej. Innymi słowy, co tydzień przyjmują komunię świętą, nie zdając sobie sprawy, że w ich przypadku stanowczo powinni się od tego powstrzymać. Nasze zaś, kapłańskie zadanie, to nie tylko szafarstwo sakramentów, ale również strzeżenie ich świętości, co musi polegać głównie na formacji sumienia, bo rzadkie to sytuacje, kiedy wolno nam sakramentu odmówić. Dużo częściej musimy go udzielić z głębokim smutkiem, wiedząc że w tym sercu Jezus nie ma przygotowanego miejsca...

I dlatego to narodzenie z Ducha dziś tak szczególnie do mnie przemawia. Zawsze miałem takie głębokie przekonanie, że kiedy ludzie naprawdę odkrywają Jezusa, kiedy wchodzą w prawdziwą relację z Nim, kiedy się nawracają, to już nie trzeba im mówić co wolno, czego nie wolno, co należy czynić, a co jest zakazane. Wówczas sam Jezus im to w sercu wyjaśnia, sam ich do tego przekonuje. Wówczas trzeba tylko przypominać nauczanie Jezusa. Ale to wówczas, kiedy relacja jest mocna, trwała, prawdziwa. Kiedy Duch działa swobodnie w ludzkim sercu. Jeśli tak nie jest wówczas człek szum owszem słyszy, ale nie wie z czym go skojarzyć. Wiatr wprawdzie czuje, ale nie kojarzy mu się on z ożywczym tchnieniem. Oczekuje najprostszych recept na najbardziej skomplikowane problemy. A kiedy wśród pasterzy Kościoła ich nie znajduje, wówczas wycofuje się na pozycje obronne i przestaje "te sprawy" traktować poważnie... Przestaje słuchać...

Ten zaś, który chadza w Duchu słucha uważnie i stawia pytania. Pasterzom, ale nade wszystko Pasterzowi, a Ten mu z cierpliwością odpowiada, wszystko wyjaśnia, bywa że również przez pasterzy... Ale te odpowiedzi zwykle nie zawierają w sobie słów - musisz, trzeba, nie wolno ci... To już nie ten etap. To już chodzący w Duchu wie... To, czego szuka, to większe dobro, to tajemnica Królestwa, to zjednoczenie z Umiłowanym... Inne cele, inne środki, inne odpowiedzi... Bo inne chrześcijaństwo... Tęsknię za takim i do budowania takiego posłał mnie Jezus... Żadne inne mnie nie zadowala... Bo wierze, że nie zadowala i Jego...

niedziela, 12 kwietnia 2015

walka o wiarę...


zdj:flickr/DVIDSHUB/Lic CC
Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli do wsi. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. I rzekł do nich: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!" Mk 16, 9-15

Mili Moi...
Dobry dzień za mną. Pracowity. Ale i na relaks się chwila znalazła. Polska szkoła o poranku. Dzieciaków mało. Ale u nas rozpoczął się sezon wycieczek na Florydę. Kto żyw więc jedzie szukać słońca. Choć i u nas dziś nie było najgorzej. W porywach do 14 stopni. Co prawda kiedy pod wieczór wybrałem się na kijaszki, to cieszyłem się, że zabrałem ze sobą dwie kurtki. Eksploruję bowiem nasze wybrzeże, dziś było to w West Haven, a nad wodą jeszcze ciepło nie jest... Choć może to jednak tylko moje odczucie... Nie zabrakło tam bowiem młodzieży w krótkich gatkach i z obnażonymi torsami. Więc może było cieplej, niż mi się wydawało. W każdym razie spacer sympatyczny i wielce przyjemny.

Swoją drogą poza odkryciem nowego miejsca, odkryłem kolejna wygodną twarz Ameryki... Odebrałem dziś telefon... Z apteki, w której zaopatruję się w leki z informacją, że według ich wyliczeń właśnie kończą mi się leki na ciśnienie i z pytaniem czy mają mi załatwić ponowną receptę? I to mi się podoba :)

Co do załatwiania, to dziś również "zostałem załatwiony" na jesienne rekolekcje dla małżeństw, które chcemy zrobić gdzieś w Connecticut. Będziemy je organizować pewnie w ramach "Spotkań Małżeńskich" z moimi działaczami małżeńskimi Marzeną i Sławkiem. Ach, jak mi tego brakuje... Gdyby mi ktoś pozwolił zajmować się tylko głoszeniem rekolekcji.... Ale na to się nie zanosi...

Dlaczego widzę to jako ważne działanie? Może również z powodów wyczytanych dziś w Ewangelii. Zastanawiam się po raz któryś dlaczego Apostołom, tym, którzy byli najbliżej Jezusa, tym, którzy wiedzieli więcej, niż inni, jest tak trudno uwierzyć? Co więcej, oni jakby bronili się przed tą wiarą. Czy wizja zmartwychwstania wydaje im się tak niedorzeczna? Czy czują się jakoś pominięci, że to nie im najpierw Pan się objawił? Czy mają jakąś szczególną trudność z powiązaniem faktów?

Jeśli jednak wśród nich dokonuje się tak wielka walka o wiarę, to czy nie większa jeszcze dokonuj się w sercach tych, którzy nie mieli nigdy szans na taką bliskość z Jezusem? Dlatego tak ważne wydaje mi się, żeby tę wiarę wciąż budzić. Dlatego całe moje kapłańskie działanie winno być ukierunkowane na głoszenie, bo tam jest źródło, które wiarę rodzi. Dlatego te wszystkie rekolekcje, dni skupienia, okazje stwarzane dla słuchania. Bo jeśli nie ma słuchania, to łatwo przegrać tę walkę o wiarę... A wraz z nią przegrać wszystko... Drżę z niepokoju na samą myśl...

Jezus wyznał swego czasu na modlitwie - nie utraciłem żadnego z tych, których mi dałeś... To jest właśnie obraz kapłańskiej odpowiedzialności...

sobota, 11 kwietnia 2015

pamiętaj...


zdj:flickr/Lucas Jans/Lic CC
(J 21,1-14)
Jezus znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób: Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: Idę łowić ryby. Odpowiedzieli mu: Idziemy i my z tobą. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: Dzieci, czy macie co na posiłek? Odpowiedzieli Mu: Nie. On rzekł do nich: Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: To jest Pan! Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę - był bowiem prawie nagi - i rzucił się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko - tylko około dwustu łokci. A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: Chodźcie, posilcie się! Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: Kto Ty jesteś? bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im - podobnie i rybę. To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał.

Mili Moi...
No i zakończyliśmy dziś kolejną w naszym życiu wizytację. Księgi, pieczątki, podpisy... Wszystko to zawsze wygląda poważnie, bo zwykle wiąże się z jakimiś zaleceniami - co zmienić, co poprawić, jak żyć bardziej po zakonnemu. I zawsze to rodzi we mnie pytanie - na ile te wskazania są realizowane? Rzecz jasna zależy to tylko od nas i nie chodzi o to, że je lekceważymy. Idzie raczej o ten pęd życia, w którym liczy się coraz mniej rzeczy, w którym coraz więcej rzeczy uznajemy za mało ważne... A skupiając się na sprawach wielkich, bywa że żyjemy złudzeniami, bo życie składa się z tych małych... Więc może od nich zacząć trzeba...

Proszę też Szlachetnych Czytelników o modlitwę, ponieważ 11 maja rozpoczyna się Kapituła w Kustodii Kanadyjskiej, do której również przynależy nasz klasztor. Jak każda kapituła, również i ta może dokonać zmian wszelakich, także personalnych. Niech więc wszystko dokona się zgodnie z wolą Bożą, a nie tylko z naszymi, ludzkimi kalkulacjami...

A Jezus dziś przypomina Piotrowi początki... To polecenie zarzucenia sieci po prawej stronie, jako żywo przypomina sytuacje opisaną w 5 rozdziale Ewangelii Łukasza. Tam Jezus powołał Piotra, a dziś... Właściwie powołał go na nowo, ponieważ Piotr wrócił do starego życia. Jakby zapomniał o tym, do czego wezwał go Jezus. A może uznał, że skoro Jezusa nie ma, to i Jego słowo przestało się liczyć...

Tymczasem Jezus przypomina mu ważne wydarzenie z Jego życia wskazując na wartość tego wspominania i celebrowania ważnych wydarzeń związanych z interwencją Boga w ludzkie życie. Ci ludzie, Apostołowie, mają za chwilę wypełnić cały ówcześnie znany świat Ewangelią. Oni muszą mieć motyw, oni muszą wciąż wracać do ważnych chwil z Jezusem, muszą sobie przypominać... On jest i działa  - w nich, z nimi i przez nich.

W nas, z nami i przez nas...

W ten sam sposób i na tych samych zasadach....

Przypomnijcie sobie... I idźcie napełnić świat Ewangelią...