Jezus powiedział do ludu:
„Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie
wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a
przecież nie wierzycie. Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego,
który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem nie po
to, aby czynić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. Jest wolą Tego, który
Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to
wskrzesił w dniu ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto
widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu
ostatecznym”.
Mili Moi…
No to ruszyłem… W miniony
weekend poprowadziłem rekolekcje dla czterech młodych kobiet u sióstr Franciszkanek
w Poznaniu. Patrzyliśmy na proces formacji Gedeona. Sporo odkryć dokonałem dla
samego siebie. Prosto stamtąd eskapada do Niepokalanowa i tam nagrania
kolejnych audycji. Po drodze chwile grozy – przy zjeździe z autostrady
wyskoczył mi pan policjant z lizakiem i zamachał energicznie. Krew się w moich żyłach
ścięła, ale cóż robić – nabroiłem, więc zwalniam i zjeżdżam „do bandy”. A on z uśmiechem
macha mi „jechać dalej” i pokazuje na samochód za mną… No ludzie, prawie zawał.
Ale ucieszyłem się, że jednak nie nabroiłem… A dziś z Niepokalanowa
przyjechałem do podpoznańskiego Moraska, gdzie czterdzieści jeden sióstr
przyjechało na rekolekcje, które mam dla nich poprowadzić. No więc prowadzę. Zaczęliśmy
po południu, a skończymy we wtorek. Zanosi się na intensywny tydzień, bo pewnie
rozmów będzie sporo, a jeśli nie, to czas brać się za kolejne terminy, bo sporo
rzeczy mam do „zrodzenia”. Ale, choć zimno, mam nadzieję, że pohasam po
pobliskich lasach z kijaszkami. Mam tu już swoją ulubioną trasę…
Dziś natomiast,
szczególnie zatrzymały mnie słowa – kto do mnie przychodzi, nie będzie łaknął,
a kto wierzy we mnie nigdy pragnąć nie będzie. Pomyślałem sobie – czy ja w to
wierzę? Że Jezus zaspokoi wszelkie moje pragnienia? Że On jest lekarstwem na
wszystko? Że w zasadzie, w moim życiu, nie powinno chodzić o nic innego, poza
Nim? No i kolejny raz zobaczyłem, że jednak sporo we mnie ludzkich pragnień,
które na ludzkich drogach próbuję zaspokajać. I może w tym jeszcze nie musiało
by być nic złego, gdyby te ludzkie nie konkurowały z tymi Bożymi i gdyby często
nie okazywały się zwycięskie.
Czy macie w sobie takie
marzenia, które dotyczą tylko Boga? Na przykład taką tęsknotę za Nim, która rodzi
pragnienie, aby wam się objawił? Albo pragnienie uczynienia Go centrum waszego
życia? Ja zauważyłem, że potrafię jeszcze kilka marzeń ze względu na Niego
samego w sobie odnaleźć. Obawiam się, żebym nie potraktował Boga nigdy „użytkowo”
– jako narzędzie do osiągnięcia czegoś innego. Drżę na myśl, że mógłbym nie
znaleźć w sobie łaknienia skierowanego ku Niemu samemu. Modle się, żeby słowa –
Bóg sam wystarczy – przekonały mnie ostatecznie, że nie znajdę w świecie, tego
za czym naprawdę tęsknię. To rodzi napięcie. To musi je rodzić. Obym nigdy nie
przestać tęsknić za Nim. Tylko za Nim. Wyłącznie za Nim. Jak bardzo chciałbym
wciągać ludzi w tę tęsknotę…