sobota, 30 listopada 2019

wyrusz...



(Mt 4,18-22)
Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.


Mili Moi…
Za trzy godzinki ruszam do Szczecinka. Pierwsza tura rekolekcji adwentowych u oo. Redemptorystów – czas start… Waliza spakowana, gitara przygotowana, niech Duch i aniołowie Boży mnie prowadzą…

Całkiem owocne dni za mną… Myśląc już o styczniowych rekolekcjach dla sióstr, udało mi się stworzyć jedną konferencję na temat ubóstwa i poważnie przygotować do skonstruowania drugiej. Kilka artykułów jedzie ze mną. Nudy pomiędzy naukami nie przewiduję…

A dziś trochę melancholijno-refleksyjnie… Dwudziesta trzecia rocznica śmierci mojej mamy… Z każdym rokiem uświadamiam sobie, że dłużej już żyję bez niej na tym świecie, niż dane mi było żyć z nią. Co więcej, nieuchronnie zbliżam się do wieku, w którym ona swój ziemski żywot kończyła… Pamiętam ten dzień… Wieczorem, po powrocie z Apelu Jasnogórskiego (wówczas też była sobota), dostrzegliśmy, że kres nadchodzi. Zapalona świeca, różaniec, nasza obecność… Wspominam to jako piękny moment pożegnania. W domu, w ciszy, bez rozpaczy, w głębokim pokoju… Dziś podczas Eucharystii sprawowanej w jej intencji myślałem sobie – czy jeszcze potrzebujesz modlitwy? Czy Pan pozwala ci cieszyć się już swoim rajem? A swoją drogą jakim błogosławieństwem dla mamy jest syn kapłan, który każdego roku staje przy ołtarzu i woła do Ojca Niebieskiego – zbaw!!! Boże tajemnice są głębokie i piękne…

A rozpoczynają się od zdecydowanego – pójdź za mną! I to nie tylko przecież w kapłaństwo czy życie zakonne. Pójść za Nim mamy wszyscy – bo każdy w swoim kontekście zaproszony jest do relacji. Niezwykłej. Głębokiej. Wymagającej. Uszczęśliwiającej… Kto usłyszy wyraźnie ten głos, ten nie może już tkwić w miejscu, choćby było ono najpiękniejsze, najbezpieczniejsze, wymarzone. Musi wyruszyć… I to jest przygoda życia. Każdemu polecam…

wtorek, 26 listopada 2019

skup się...

person showing both palms while sitting on chair
Photo by Jeremy Yap on Unsplash


Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony».
Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać zacznie?»
Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „To ja jestem” oraz „Nadszedł czas”. Nie podążajcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec».
Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie». Łk 21, 5-11

Mili Moi…
No pogoda u nas taka, że tylko spać, albo… nie, najlepiej spać. Walczę jednak dzielnie, bo już w sobotę ruszam do Szczecinka. Tam pierwsze adwentowe rekolekcje w parafii oo. Redemptorystów. Wierzyć mi się nie chce, że to już Adwent… Ale zanim wyjazdy, to jeszcze trochę działalności lokalnej…

Kiedy nie wyjeżdżam to spowiadam „lokalsów”. Dzięki Bogu są takie chwile przerwy, kiedy mogę jakoś „poupychać” tych wszystkich cierpliwie czekających ludzi. Bardzo chciałbym być dostępny na „już”, ale nie zawsze tak się udaje. A oni mimo to nie zniechęcają się i czekają na pierwszy wolny termin. Bardzo ich za to podziwiam.

Wczoraj kolejny Wieczór dla Zakochanych, który miałem okazję współprowadzić. W tym roku nie mogę być obecny każdego tygodnia, więc i więź z uczestnikami mniejsza. Ale nieodmiennie podziw dla ich wytrwałości i chęci, żeby to przygotowanie do małżeństwa było jednak naprawdę pogłębione. Nade wszystko jednak urzekają mnie małżeństwa, z którymi wieczory prowadzimy. Oni mi głoszą takie katechezy swoim życiem i doświadczeniem, a nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Czerpię ogromnie dużo. Uczę się – przede wszystkim tego, że miłość to nie tylko fajerwerki, a relacje trzeba świadomie budować, dbać o nie i je pogłębiać. Niby oczywiste, ale przykłady z ich życia, którymi się dzielą, są tak wymowne i poruszające, że myślę o nich jeszcze długo po rozstaniu z nimi… Czuję się pobłogosławiony przez Boga tymi pięknymi ludźmi wokół mnie… Oni są dla mnie ogromnym źródłem nadziei…


Ostatecznym jednak oparciem jest Pan – i dla nich i dla mnie. Musi nim być Pan. Dziś w Słowie Jezus mówi wyraźnie – ani to, co materialne, ani ludzie, nie mogą stać się źródłem poczucia bezpieczeństwa. Zburzona świątynia jest dowodem na to, że ułożony, zewnętrzny świat może zniknąć w mgnieniu oka. To, co stworzone, to również przemijające. Znika. Podobnie ludzie – zarówno ci, którzy usiłują zwodzić innych, jak i prawi przewodnicy posyłani przez Pana, żadną miarą nie powinni nikogo koncentrować na sobie. Zwodziciele niszczą, zachłanni na poklask pasterze zatrzymują w drodze… Jeden jest, na którym wszyscy możemy się oprzeć – Jezus Chrystus Król Wszechświata, który panuje nad wszystkim i który gwarantuje, że żaden kataklizm, czy trwoga narodów nie będą mogły zachwiać naszą pewnością o zbawieniu w Nim…

Dziś jest czas na ponowny zwrot ku Niemu… A więc gonię na adorację, a zaraz po niej spowiadać siostry dominikanki… Niech Pan Was dziś skupi na sobie +

czwartek, 21 listopada 2019

a my wciąż tutaj...

crucifix on tombstone
Photo by Michael Bourgault on Unsplash

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, obiegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”. (Łk 19,41-44)


Mili Moi…
Spędzam czas pośród braci w Niepokalanowie. Jest ich rzeczywiście znacznie więcej niż podczas pierwszej tury rekolekcji, więc nie cichnie gwar radosnych rozmów i śmiechów. To chyba mocno franciszkańska cecha. Tym bardziej wśród nas obecna, że dla wielu z nich to okazja do spotkania się, częstokroć po latach.

Ale nie ukrywam, że czekam już z utęsknieniem na powrót do domu. Może to wyjątkowo ponura aura, która panuje za oknem, a może po prostu zmęczenie, sprawiają, że nabieram wielkiej ochoty na kubek dobrej kawy, zawinięcie się w koc na moim foteliku i czas na lekturę. A nie ukrywam, że dorwałem kolejna dobrą książkę – „Droga do wyzwolenia – scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”.

I choć kolejny tydzień wcale się „luźno i swobodnie” nie zapowiada, to jednak ufam, że choć odrobinę czasu dla siebie zyskam.

Wczoraj przeżyliśmy w Niepokalanowie pogrzeb kolejnego naszego współbrata, o. Kajetana, który, jak to się tu powszechnie mówi – odszedł do niebieskiego Niepokalanowa. Kiedy zaglądam na nasz klasztorny cmentarz, to patrząc na groby, które pojawiły się od czasu mojego wstąpienia do zakonu, widzę, że jest ich grubo ponad sto. I to tylko w tym miejscu. Całkowita liczba niepokalanowskich nagrobków pewnie niemal dobiega czterystu. To trochę smuci, a trochę motywuje… My jeszcze po tej stronie… Tyle do zrobienia. Mam swojego ulubionego brata, którego nawiedzam – br. Pachomiusz. W zakonie był tylko 18 miesięcy, zmarł na gruźlicę jako postulant w 1949 roku. Lubię się u niego modlić i ufam, że ta jego pierwotna gorliwość i miłość do zakonu nadal trwa. Jemu sporo swoich spraw polecam…

A dziś myślę sobie o godzinie nawiedzenia… Dobrym obrazem jest dziś Matatiasz z pierwszego czytania. Kiedy naciski ze strony władzy, aby zdradził wiarę stają się zbyt poważne, on sam i jego synowie podejmują decyzję o podjęciu walki o święte prawa. Zapominają o sobie, a wszystko oddają dla obrony tego, co najświętsze. Ma to poważne konsekwencje – stają się wyrzutkami ściganymi przez prawo. Ale nawet gdyby mieli ponieść śmierć, to przynajmniej wiedzą za co. Ich życie dzięki temu nabiera dodatkowego blasku, pogłębia się jego sens.

Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba… Wszyscy znamy te słynne już słowa… Zachować się jak trzeba. Niby proste… A jednak zdecydować i obronić swoją decyzję nawet za cenę życia… Trzeba być Człowiekiem przez duże „C”.

poniedziałek, 18 listopada 2019

o ślepocie...


covered eyes of man wearing white and brown suit

Photo by novia wu on Unsplash
(Łk 18,35-43)
Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Odpowiedział: „Panie, żebym przejrzał”. Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.


Mili Moi…
Wczoraj zakończyliśmy weekend z małżeństwami poświęcony ludzkim potrzebom. To, co mnie zachwyca to fakt, że zawsze mamy na tych weekendach nadkomplet. Jest wciąż sporo ludzi, którzy szukają pogłębienia swojej więzi małżeńskiej. I to daje ogromnie dużo nadziei. A dla mnie to znów wiele dobrych rozmów, wysłuchanych głębokich spowiedzi i pięknych spotkań z tymi, których już wcześniej miałem okazję poznać podczas Spotkań Małżeńskich. Poza tym ekipa prowadząca (bo to zawsze kilka małżeństw) posługiwała na takim poziomie profesjonalizmu, że wzbudziło to mój podziw i masę przyjemnych uczuć.

Na odpoczynek jednak nie ma czasu. Dziś ruszam na kolejne rekolekcje głoszone dla braci w Niepokalanowie. Tym razem ma być to bardzo duża grupa. Czeka mnie więc w najbliższych dniach sporo wysiłku, ale również niemało radości. Czas już również powoli zabierać się za rekolekcje adwentowe i styczniowe rekolekcje dla sióstr. Wszystko już istnieje w zarysie w mojej głowie, ale przelanie tego na papier jest najtrudniejszym etapem działania.

A dzisiejsze Słowo, myślę sobie, nie bez przyczyny rozpoczyna nasz zakonny, rekolekcyjny czas. Ślepota grozi każdemu. A w ślad za nią najczęściej przychodzi bierność. I to nie ta zewnętrzna – można bowiem pięknie działać na zewnątrz, ale wewnątrz być zupełnie biernym, bezradnym, statycznym. Co więcej – bywa, że ślepocie towarzyszy lęk. Wszak nie widząc, nie sposób właściwie zareagować na zagrożenie, a człek bywa zaskakiwany ze strony, z której najmniej się tego spodziewał.

Przyznam szczerze, że ta Ewangelia bardzo mocno mnie dziś dotyka również z racji tego, że bardzo niejasno widzę swoją przyszłość, co jest dla mnie czymś zupełnie nowym. Ba, niejasno… Ja jej w ogóle nie jestem w stanie dojrzeć. Nie wiem ku czemu prowadzi mnie Pan, ale sam czuję się mocno bezradny w temacie „gdzie pracować i co robić, jak służyć moim kapłaństwem”? I rzecz nie w tym, że pracować mi się nie chce i szukam jakiejś bezpiecznej przystani. Wręcz przeciwnie – chce mi się zdecydowanie za dużo, a pogodzić tych wszystkich pragnień się nie da. Trzeba dokonać jakiegoś wyboru… Nie pozostaje mi nic innego, jak wołać – Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną…

piątek, 15 listopada 2019

na chwilę...


white bicycle analog wall clock
Photo by Djim Loic on Unsplash
(Łk 17,26-37)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”. Pytali Go: „Gdzie, Panie?” On im odpowiedział: „Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy”.


Mili Moi…
Szalony tydzień właśnie się kończy… W Niepokalanowie nagraliśmy kilka kolejnych audycji, wygłosiłem dwa dni skupienia dla sióstr, odbyłem całodzienne spotkanie przygotowawcze z małżeństwami, z którymi już dziś rozpoczynamy weekend adresowany również do małżeństw, a poświęcony ludzkim potrzebom. Wszystko to ciekawe, absorbujące, a co za tym idzie, również wyczerpujące. Rzeczywiście czuję się mocno zmęczony, a najbliższy weekend nie należy do wypoczynkowych. Od poniedziałku zaś rozpoczynam kolejną turę tygodniowych rekolekcji dla braci w Niepokalanowie.

Generalnie, myślę sobie, że to musi być jakiś szczególny wyraz Bożej łaski, ta moja mobilność, a nade wszystko to, że ogarniam czasem mocno od siebie odległe tematy, że daję rade stworzyć jakiekolwiek słowo, w którym jest trochę sensu. Kiedy się tak nad tym zatrzymuję, mam przekonanie, że o własnych siłach byłoby to już niemożliwe. Wciąż zdecydowana większość (zwłaszcza starszych ode mnie) ludzi uznaje mnie za „młodego”. Ale ja sam wyraźnie czuję, że to, co się dzieje w moim życiu „tu i teraz” wykracza już poza naturalne siły młodości. Mam na to wiele przykładów, którymi nie będę Was tu zanudzał. Jedno dla mnie jest pewne – Bóg nie szczędzi łaski i tylko dlatego mogę działać w ten sposób. Za to jestem Mu niezwykle wdzięczny.

Dziś znów na scenę wkracza kryterium, którym nie posługujemy się w codzienności zbyt często – tracenie życia. Pomyślałem dziś na medytacji, że pracowałem już wielu różnych miejscach. W którym z nich najbardziej traciłem życie? I stanęły mi przed oczami dwie ścieżki – moja osobista wygoda, zadowolenie, troska o siebie, oraz moje talenty, dary, umiejętności, które musiałem zawiesić nie mogąc się nimi posługiwać w pełni. Powstała mi ciekawa mapa, a zaznaczone na niej miejsca zwykle dotyczyły jednej ze wspomnianych dziedzin. Właściwie chyba nigdy obu naraz. Moje „dziś” widzę w podobnym kluczu – doświadczam ogromnego dyskomfortu osobistego, ale robię to, co naprawdę lubię i chyba trochę potrafię. Czy tego właśnie chce Pan? Czy ta „utrata” jest Mu miła? Czy może za jakiś czas pojawi się inny pomysł? Nasze zakonne życie jest ściśle związane z frazą „na chwilę”… Chwilę jesteśmy tu, chwilę tam… Nasze życie jest chwilą. Jeśli ją tracić, to tylko dla Tego, który mi ją dał…

sobota, 9 listopada 2019

święty dom Pana...


Photo by Aaron Burden on Unsplash
(J 2,13-22)
Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”. W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?”. Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”. On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.


Mili Moi…
Wybaczcie, że nie zaglądałem tu znów długo, ale miniony tydzień spędziłem w Niepokalanowie głosząc rekolekcje dla moich współbraci. To dla mnie coś zupełnie nowego i nie ukrywam, choć rzadko odczuwam stres na ambonie, tym razem go zanotowałem. Mówić do swoich (a zakonne plemię jest nader krytyczne), to nie prosta sprawa. Ale musze przyznać, że sporo pozytywnych recenzji do mnie dotarło. Oczywiście zakładam, że równie wiele mogło być mniej pozytywnych, które nie dotarły do mnie bezpośrednio. Ale i tak się cieszę, że nowe doświadczenie zdobyte. No i tydzień u Mamy w Niepokalanowie. Możliwość codziennej adoracji w Kaplicy Pokoju… To prawdziwe łaski…

Te rekolekcje nie były aż tak absorbujące, ale niestety w międzyczasie musiałem tworzyć już kolejne, które prowadzę wraz z małżeństwami w następny weekend, a które musiałem dobrze przemyśleć, bo są poświęcone potrzebom. Nie jest to więc temat, który wysuwa się z rękawa. Ale niemal wszystkie z dziewięciu wystąpień udało mi się przygotować. To ważne, bo dziś już rozpoczynam głoszenie kazań przedodpustowych w sąsiedniej parafii św. Marcina, a we wtorek znów wracam do Niepokalanowa na nagrania w radio i ich treść wciąż nie jest przygotowana. Środa i czwartek to dni skupienia dla sióstr. Dyscypliny mi trzeba. Ale na szczęście z nią jakoś sobie radzę. Dziś pobudka o trzeciej rano… I trochę rzeczy nadrobiłem…

Ostatnie dwa tygodnie to również zmaganie się z tajemniczymi bólami żołądka. Tak bardzo mnie zaniepokoiły, że wczoraj udałem się na badania do Warszawy. Okazało się, że odezwała się mieszkająca tam bakteria, więc od dziś zaczynamy walkę antybiotykową. Widać czemuś to wszystko ma służyć…

A rozgniewany Jezus w dzisiejszej Ewangelii przypomniał mi, że istnieją pewne granice, których przekraczać nie wolno. Nie tylko dlatego, że są one święte, ale że ich przekroczenie może wprowadzić człowieka w bardzo nieszlachetne mechanizmy działania, które nie mają nic wspólnego z szacunkiem wobec Boga. Czy handlarze w świątyni mieli jakiekolwiek wątpliwości wobec swojej działalności? Żadną miarą… Przestali zauważać, że dawno przekroczone granice straciły dla nich jakiekolwiek znaczenie. Mawiają, że najtrudniej wyważyć pierwsze drzwi, potem już człowiek nabiera wprawy. I mam wewnętrzną pewność, że ta „wprawa” mnie zupełnie nie interesuje. Dostrzegam, że Pan przywraca mi świadomość prostych znaków i gestów, które dawno wyszły z użycia, a które zwracają uwagę na szacunek wobec Niego, na jego obecność. Jakiś czas temu choćby zawiesiłem w swoim pokoju kropielnicę i zacząłem bardzo często żegnać się wodą święconą przy wejściu i wyjściu. Przypominam sobie do Kogo należę… A spontaniczne przesuwanie granic jest dla mnie coraz mniej atrakcyjne… Może to definitywne pożegnanie młodości…

piątek, 1 listopada 2019

błogosławieni...


Photo by Echo Grid on Unsplash
(Mt 5,1-12a)
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie".


Mili Moi…
Tydzień upłynął niezauważalnie… Zajmowałem się głównie spowiadaniem. Wszak przed dzisiejszą uroczystością wiele dusz chciało się oczyścić… W poniedziałek współprowadziłem też jeden z Wieczorów dla Zakochanych, których jesienna seria odbywa się u OO. Karmelitów. To jak zawsze budujące doświadczenie…

Ale nie tylko takie mi towarzyszą… Dwa dni temu kolejny raz zostałem poszarpany za ulicy przez młodego człowieka „pod wpływem”. Zignorowałem jego pytanie, więc postanowił odpowiedź wymusić na mnie siłą. Towarzyszył mi później do klasztoru obrzucając obelgami. Nabieram coraz silniejszego przekonania, że nie chce mieszkać w tym kraju. Ubolewam nad tym, ale naprawdę nie czuję się jak w domu i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Głęboko zastanawiam się nad przyszłością…

Dziś cmentarze… Odwiedziłem dwa… Tysiące ludzi… Pana Jezusa pozdrowiło pięć osób… Niby nie powinienem się już niczemu dziwić. A jednak wciąż jakoś nie umiem się z tym oswoić. To dla mnie trudne. Obojętność, która maluje się na większości twarzy. Staram się łapać kontakt wzrokowy, uśmiechać… Bez szans.

Ale może w myśl dzisiejszej Ewangelii trzeba raczej z nadzieją popatrzeć na braki, na pragnienia, tęsknoty… One prowadzą wprost do Pana, który jako jedyny może je zaspokoić. Błogosławieństwa są tak niezwykłym pomysłem, że wyróżniają chrześcijaństwo spośród innych idei tego świata, podobnie jak miłość nieprzyjaciół. Tego człowiek by nie wymyślił. To mógł nam zadać tylko Bóg. A skoro zadał, to z pewnością jest to możliwe. A gdyby zacząć według nich żyć i w ten sposób zmieniać oblicze świata? Ale przecież wówczas… Aż strach pomyśleć… Moja wyobraźnia boi się iść aż tak daleko… Jedno co dziś umiem, to wołać o łaskę. Bez niej Błogosławieństwa są absolutnie poza moim zasięgiem…