zdj:flickr/Takeshi/Lic CC
(Łk 9,46-50)
Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy. Lecz Jezus, znając
myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: Kto
przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje
Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten
jest wielki. Wtedy przemówił Jan: Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię Twoje
wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami. Lecz Jezus mu
odpowiedział: Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z
wami.
Mili Moi…
Przeżyliśmy
wyjątkowo intensywny weekend, choć pewnie nie tak intensywny, jak ten, który
przed nami… W sobotę odbył się pierwszy po wakacjach dzień skupienia dla całej
parafii. Frekwencja słaba, ale zawsze można to zrzucić na fakt, że „pierwszy po
wakacjach”. W niedzielę zaś po południu mieliśmy okazję uczestniczyć w
Międzynarodowym Festiwalu Folklorystycznym organizowanym przez nasz, miejscowy
zespół taneczny. Wiele miłych wrażeń… Ale te i inne zajęcia sprawiły, że
fizycznie padłem wczoraj na pyszczek wczesnym wieczorem. A dziś kolejne
wyzwania. Wieczorna Msza Święta pod przewodnictwem księdza Boshobory ściągnie
pewnie sporo ludzi. A jutro biskup zaprasza na dwudniowe skupienie dla
proboszczów w malowniczym domu rekolekcyjnym na wyspie Enders. A przy tym
wszystkim przygotowania do odpustu… W żadnym razie się nie nudzimy…
A dziś przyszło
też pierwsze zaproszenie na rekolekcje adwentowe do Chicago… Mam nadzieję, że
uda mi się tam wybrać, żeby znów głosić Słowo wśród tamtejszej Polonii…
Dzisiejszy
fragment Ewangelii skupia mnie na motywacjach. One nieustannie muszą być
oczyszczane w miłości Pana. Tak łatwo nawet ewangelizacje uczynić źródłem
swojej własnej chwały. Tak łatwo nawet głoszenie Słowa wtłoczyć w ramy jakiejś
rywalizacji. Ambony to nie sceny konkursowe. Zawsze staram się sobie samemu o
tym przypominać. Nie interesuje mnie gwiazdorstwo. Chciałbym służyć. Widzę jak
bardzo potrzebuję trzeźwić samego siebie, zwłaszcza wówczas, kiedy spadają na
mnie pochwały, na które w istocie nie zasługuję. Moje głoszenie jest tylko i wyłącznie
efektem łaski Bożej. Gdybym kiedyś zaczął myśleć inaczej, to moje życie stałoby
się czymś niesłychanie smutnym. Wiązałbym ludzi ze sobą, nie mogąc im nic dać.
Bo to nie ja zbawiam. Nie moja inteligencja i nie moje słowo, choćby było
chwytające za serce. Zbawia tylko Pan i przede wszystkim ja muszę o tym
pamiętać. Niczym dziecko, o którym dziś mówi Jezus, mam na ambonie wskazywać na
Tatę, który jest Mądry i Dobry i może wszystkiemu zaradzić. To moje jedyne pragnienie…
Pokazać Tatę. Mojego… Naszego…
Poniżej załączam
kolejną odsłonę Forum Charyzmatycznego z Chicago… I dwugłos kaznodziejski z
ostatniej niedzieli…