niedziela, 29 kwietnia 2018

one way ticket...


zdj:flickr/Jayt74/Lic CC
(J 15, 1-8)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która nie przynosi we Mnie owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeżeli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami".


Mili Moi…
Znów jakaś dłuższa przerwa w zaglądaniu tutaj przeze mnie… Wiele się dzieje, ale przyznam Wam szczerze, że nie jestem w najlepszej kondycji, stąd też ani sił, ani weny, żeby się dzielić swoim życiem. Zresztą zawsze starałem się unikać tu jego ponurych obrazów. A na chwile obecną trochę mi brakuje pozytywnej nuty… Ale jednak dziś piszę, ponieważ…

To właśnie dziś ogłosiłem moim parafianom, że wkrótce się z nimi pożegnam. Mam więc takie przekonanie, że również moja „internetowa parafia” powinna dziś się o tym dowiedzieć. Moja misja w Bridgeport dobiega końca. Najprawdopodobniej 1 sierpnia zjadę na stałe do Polski, aby podjąć pracę w nowym miejscu. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, bo mam uczucie jakbym wysiadł z pociągu pędzącego… donikąd. Ale z drugiej jest mi trudno, bo ogromnie dużo serca włożyłem w to miejsce i oddałem moim parafianom całego siebie. Są więc dobre relacje, są miłe wspomnienia. Dziś usłyszałem, że „pewnie z babą odchodzi”. No cóż – ani z babą, ani z chłopem. Moje odejście ma dużo mniej sensacyjny wymiar, niż niektórzy chcieliby mu nadać. Po prostu wracam do kraju bo odkrywam wewnętrznie, że to już czas. Doszedłem do swoich granic, których na tę chwilę nijak przekroczyć nie chcę i nie mogę. Chcę służyć Bogu i pracować z Jego ludem… Naprawdę pracować…

No ale mówiłem, że smuceniem się to skończy. A tego nie chcemy. Za kilka dni przybywam do Polski ostatecznie rozprawić się z tą naukową zagadką mojego życia, którą jest doktorat. Cieszę się z tego. No i w Polsce głęboka wiosna, bo u nas jej symptomy pojawiają się bardzo nieśmiało.

No i słucham Słowa… I nabieram takiego wielkiego pragnienia, żeby jak najszerzej pootwierać te przepływy pomiędzy krzewem winnym, a latoroślą, którą jestem. Proszę dziś Jezusa, żeby zalał mnie życiem, żeby mnie odnowił. Proszę Go o taki rok wewnętrznej odnowy (niezależnej od pełnionych obowiązków) – żebym mógł na nowo zachwycić się moim powołaniem, odetchnąć pełną piersią kapłańskich posług i przede wszystkim, żeby dokonał głębokiego oczyszczenia tych gałązek mojego życia, które mają trudności z owocowaniem. Czekam z niecierpliwością na rekolekcje, które w Polsce są coroczną zakonną oczywistością. Czekam na wiosnę nie tylko tę związaną z przyrodą, ale nade wszystko z moim własnym duchem. Dziękuję Mu, że chce mi się nadal tęsknić, pragnąć, marzyć, że nie straciłem tak zupełnie zapału do życia… I uświadamiam sobie ponownie, że to, co trzyma mnie w najtrudniejszych momentach, to Słowo… Ono jest życiodajne… Każdemu polecam…

sobota, 14 kwietnia 2018

natychmiast przy brzegu...


zdj:flickr/Mark Power/Lic CC
(J 6, 16-21)
Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi, zaczęli się przeprawiać przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wichru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: "To Ja jestem, nie bójcie się". Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.


Mili Moi…
Znów długo mnie tu nie było, ale sprawa ma swoje uzasadnienie. Byłem w Polsce. Wprawdzie tylko kilka dni, ale z internetem było krucho. A poza tym moc różnych zajęć związanych z finalizowaniem przewodu doktorskiego. Mój serdeczny przyjaciel, Maciej, pilotował wszystkie moje dotychczasowe sprawy, ale nie miałem już śmiałości składać na niego drukowania mojej pracy, roznoszenia w różne miejsca, wysyłania recenzentom. Zresztą to takie czynności, które „smakują”, a w związku z tym, że zasadniczo przeżywa się je tylko raz w życiu, to postanowiłem zrobić to samemu.

Oczywiście nie obyło się bez drobnych komplikacji. A w perspektywie bardzo napiętego kalendarza powodowało to niemały stres. Wystarczy powiedzieć, że ostatecznie miałem dostarczyć pracę do dziekanatu w piątek do 14.00, a znalazłem się tam w tym dniu mocno po 13.00. Najważniejsze jednak, że misja zrealizowana. Praca dostarczona również recenzentom. Pozostaje oczekiwać na tezy do tak zwanego egzaminu wewnętrznego, który poprzedza obronę publiczną, dostarczone przez nich i przez promotora. Potem już tylko się nauczyć, obronić i… No i właśnie nie wiem co… Czy się cieszę? Na razie nie. Na razie odczuwam tylko ulgę…

Wróciłem w poniedziałek późno w nocy. Znów przypomniałem sobie dlaczego nie latać LOTem… Wszystko koszmarnie poopóźniane. A tu mnóstwo zajęć… W ostatnich dniach wysyp pogrzebów. Zawsze zdumiewa mnie amerykańska tradycja przemówień na zakończenie Mszy. Nie walczę z nią, bo mocno zakorzeniona. Służy wyrażeniu uczuć przez wygłaszającego, ale i przybliżeniu postaci zmarłego słuchaczom… W tym tygodniu dowiedziałem się więc, że żegnany właśnie człek kochał jeździć do kasyna, grał codziennie w totolotka, jego ulubiony numer to 79, był namiętnym tancerzem, a szczególnie kochał polki, pizze zawsze zamawiał w… i była to peperoni na cienkim cieście, zawsze wybierał fioletowe kapcie, z alkoholi to najbardziej lubił… No i weź tu człowieku słuchaj tego wszystkiego ze spokojem. Ale publika bawi się świetnie… Publika piszę, bo zasadniczo niestety jedyną osoba realnie uczestnicząca w liturgii, poza księdzem, jest organista. Reszta to przeważnie aktorzy w pewnego rodzaju interaktywnej sztuce… Smutno i straszno…

A dziś wyjątkowa uroczystość. Dziesiątą rocznicę istnienia przeżywa nasza parafialna Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym „Ain Karim”. Za chwile więc zaczynamy świętowanie. Sporo gości przybędzie z różnych stron. Wspólna Eucharystia, obiad, wspomnienia… To będzie piękny wieczór…

A w Słowie uderza mnie dziś fakt tej nadzwyczajnej „teleportacji” Jezusa i uczniów w łodzi, która dokonuje się na jeziorze. Po co takie rzeczy? Nie mogli chłopaki dowiosłować do brzegu? Czy to nie swoista „pokazówka”? Takie bezcelowy cud… Czy rzeczywiście? Przywykliśmy chyba do cudów, które mają jakiś wymierny charakter. Przywrócić zdrowie, rozmnożyć chleby, powstrzymać burze – to Panu Jezusowi wolno, bo na tym korzystają konkretni ludzie. Ale tak po prostu objawiać władzę? No po co to komu?

Wydaje się jednak, że sens tego znaku jest dużo głębszy. Rozpoznany i przyjęty Jezus po pierwsze przywraca poczucie bezpieczeństwa. Woda nie jest naturalnym środowiskiem człowieka. Nawet jeśli jest spokojna, nie daje stabilnego oparcia, którego potrzebujemy. Jezus natychmiast swoich uczniów przenosi na „stały grunt”, pozwala im pewnie stanąć na nogach. Co więcej – z Nim, w Jego obecności pewne procesy, które domagają się dużego wysiłku, przyspieszają i dokonują się w zupełnie niewyobrażalnym tempie. Ileż to razy dane mi było obserwować „rozkwitanie” dusz, które zupełnie niedawno poznały Jezusa… To dzieje się niespodziewanie szybko… Czasem aż budzi swoistą „zazdrość”. A to po prostu hojność Jego miłości, która zamiast zazdrości winna raczej wzbudzać wdzięczność. Bóg jest dobry… Cieszę się, że takim Go poznałem…

niedziela, 1 kwietnia 2018

nadzieja...


zdj:flickr/Tasha Chawner/Lic CC
Cóż się to stało, Izraelu, że jesteś w kraju nieprzyjaciół, wynędzniały w ziemi obcej, uważany za nieczystego na równi z umarłymi, zaliczony do tych, co schodzą do Otchłani? Opuściłeś źródło mądrości. Gdybyś chodził po drodze Bożej, mieszkałbyś w pokoju na wieki. Naucz się, gdzie jest mądrość, gdzie jest siła i rozum, a poznasz równocześnie, gdzie jest długie i szczęśliwe życie, gdzie jest światłość dla oczu i pokój. Lecz któż znalazł jej miejsce lub kto wszedł do jej skarbców? (Ba)

Mili Moi…
Powoli odbiega końca Triduum Paschalne… Szykujemy się do Wigilii, słońce coraz niżej… Ja siedzę z gotową homilią na dziś wieczór i z garścią myśli na jutrzejszą pierwszą Mszę o poranku… Zaraz jeszcze pewnie szybki prysznic i do dzieła…

Zamieściłem powyżej fragment jednego z dzisiejszych czytań… On mnie chyba najbardziej dotyka w tegorocznej nocnej gamie czytań biblijnych… Opuściłeś źródło mądrości… Zastanawiam się jak daleko od tego źródła jesteśmy żyjąc w sytych społecznościach Zachodu… Tematem przewodnim tych dni uczyniłem wspólnotę i to na jej kanwie przyglądam się z moimi parafianami Słowu…

Źródło mądrości… Za chwilę mamy zostać rozesłani… Mamy iść głosić prawdę o Zmartwychwstałym… Tylko tak myślę – z kim i jak? Z tymi, którzy dzwonili w czwartek i pytali czy droga krzyżowa ulicami miasta została odwołana? Pytam ich ja – dlaczego miałaby być odwołana? No bo przecież zapowiadają deszcz… Czy z tymi, którzy dziś dzwonili (a było takich telefonów niemal 40) pytając… właściwie nie do końca wiedzieli jak postawić to pytanie… wychodziło więc czasem wesoło – kiedy u was poświęcenie żywności… albo kiedy poświęcenie posiłków?

I wcale nie chodzi o drwinę… Chodzi o to, że stoję pod krzyżem i pytam – Panie, gdzie jest ten słaby punkt? Jak to możliwe, że pierwsi chrześcijanie śpiewali hymny, gdy dzikie zwierzęta skakały im do gardeł, a współcześni chrześcijanie zapomnieli do czego służy parasol…? Z kim i jak napełnić ten świat Ewangelią…? Trzeba nią najpierw napełnić nasze kościoły…

Jedne z dziwniejszych świąt w moim życiu… mam jakoś wyjątkowo dużo czasu na adorację i modlitwę, za co jestem Bogu wdzięczny. I siedzę przed Nim i pytam Go – co dalej? Czuję wyraźnie bliskość przejścia (Paschy)… Czuję, że już nie tu, ale jeszcze absolutnie nie wiem gdzie… Nic nie widzę, nie słyszę… Czekam… I nawet już nie złoszczą mnie smsy, w których od Wielkiego Czwartku ludzie piszą pomiędzy pieczeniem pasztetu i kręceniem mazurka - ON ŻYJE!!! Nie, jeszcze nie… Jest Wielka Sobota… Wciąż czekam…