Bóg posłał anioła Gabriela
do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem
Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i
rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między
niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to
pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem
łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie
On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego
praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie
będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie
znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc
Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane
Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna
i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem
nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech
Mi się stanie według twego słowa!” Wtedy odszedł od Niej anioł.
Mili Moi…
Miniony tydzień to
rekolekcje na Wiczlinie (dzielnica Gdyni). Dzięki temu, komfortowe spanie we
własnym łóżku, bo tylko dwadzieścia minut autem do domu. To dla mnie wielka
ulga, bo jestem przyzwyczajony do dźwigania walizek, a zatem, kiedy nie muszę
tego robić, przyjmuje to z entuzjazmem. W tym samym czasie odbywały się
rekolekcje w naszej, franciszkańskiej parafii, które prowadził Maciej, mój
serdeczny kolega, werbista, więc mieliśmy okazję przez kilka dni wspólnie
eksplorować Gdynię. Razem też, po
zakończeniu rekolekcji udaliśmy się do Niepokalanowa, aby nagrać kolejną garść
audycji dla naszego Radia. Tam też spotkałem się z o. Mateuszem i nagraliśmy
ostatnie sześć brakujących odcinków naszych internetowych rekolekcji. Wróciłem
wczoraj, a dziś jestem już w podradomskim Jedlińsku, gdzie od jutra zaczynam
kolejne rekolekcje. Tym razem nieco krótsze, bo tylko do wtorku, ale za to
bardzo intensywne. A niestety dopadło mnie jakieś przeziębienie i ledwo gadam,
więc polecam się Waszemu życzliwemu westchnieniu modlitewnemu – niech Pan pozwoli
mi coś opowiedzieć, ze względu na tych, którzy przyjdą słuchać. We wtorkową noc
musze się przemieścić do domu, bo już od wtorku trwa w naszym klasztorze
wizytacja prowincjalska, podczas której, z założenia, wszyscy powinni być w
domu. Prowincjał z każdym indywidualnie rozmawia, a potem podejmuje próbę oceny
naszego wspólnego życia. Sam mam do niego kilka ważnych pytać, więc czekam na to
spotkanie…
A dziś myślałem o
zwyczajnym życiu Maryi. O Jej pragnieniach, marzeniach, w które wkroczył Pan i
może Jej ich nie odebrał, ale z pewnością poszerzył i nieco przeorientował.
Dziś wizja życia promowana w mediach, przez różnego rodzaju gadające głowy, to
wizja ustawicznego strumienia wrażeń. Jeśli nie ma częstych zmian, nieustannych
nowości, wielkich emocji, to życie jest mizerne, nudne i nie warte przeżywania.
A im więcej tych ekscytujących zjawisk, tym więcej… nieszczęśliwych ludzi. Tym
gorzej, jeśli ludzie uwierzą w te wszystkie bzdury niosąc już na sobie pewne
zobowiązania – wówczas zostawiają za sobą zgliszcza. Tych historii ostatnio
spotykam mnóstwo – płaczące żony wobec egoistów i drani, którzy mówią im wprost
– zmarnowałaś mi życie, chcę jeszcze być szczęśliwy… A w tle gromadka dzieci, które
pojawiły się przy, powiedzmy to, dość aktywnym współudziale „pana męża”. To
twój problem – mówi „pan mąż” – czemu się nie zabezpieczałaś? On zaś, nieco
inaczej niż w bajkach, na których książęta przybywają na białym koniu, wybywa
na swoim motorze w kierunku świetlanego, wolnego od zobowiązań życia. Z pewnością
jednak niespecjalnie szczęśliwego, bo trudno zbudować własne szczęście na cudzych
łzach. Zaciskają mi się pięści, kiedy słucham tych historii – pewnie również dlatego,
że sam, w dzieciństwie. stałem się ofiarą podobnej.
Tym bardziej obraz Maryi,
tej, która decyduje się prowadzić proste i wierne życie ma dla mnie tak ogromne
znaczenie. Bo i ja noszę w sobie jakieś marzenia (do dziś) i wiele z nich nigdy
nie zostanie zrealizowanych. I chcę się uczyć żyć z niezrealizowanymi
marzeniami, bo jestem głęboko przekonany, że są w tym świecie (i w moim życiu) znacznie
ważniejsze kwestie, niż moje marzenia. Im prostsze życie, tym często bogatsze w
te najważniejsze doświadczenia, które dzieją się w wokół. Nie trzeba po nie
daleko wędrować, nie trzeba za nie słono płacić, nie trzeba o nie walczyć z
innymi. Wystarczy otworzyć oczy i chłonąć je całym sobą. Bo proste życie ma
sens…