sobota, 3 października 2015

śledzić żaby...

zdj:flickr/Tambako The Jaguar/Lic CC
(Mt 18,1-5.10)
W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim? On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.

Mili Moi…
Piękny i pracowity dzień za mną… Choć za oknem deszcz i ziąb, a i w domu jakoś chłodno się zrobiło, to udało mi się dziś naprawdę popracować. Przede wszystkim rano zawiozłem Pana Jezusa moim chorym. Oni się zawsze z tych wizyt cieszą. A ja z nimi… Po powrocie zasiadłem do czytania. I czytałem, czytałem, czytałem… Jestem na etapie zgłębiania archiwalnych numerów Rycerza Niepokalanej i znajduję tam czasem bardzo ciekawe rzeczy. A malejąca sterta gazet „do przeczytania” napawa nadzieją, że wkrótce znów usiądę i zacznę coś pisać... Po południu zrodziło się też niedzielne kazanie, ponieważ jutro czeka mnie dawno planowany wyjazd do Lancaster na sztukę „Józef” realizowaną przez tamtejszy teatr. A przy okazji odwiedzimy Amiszów. Dwa autokary – poważna wycieczka z naszej parafii.

Myślę dziś kawał dnia o dziecięcym zaufaniu… Ta cecha dziecka staje mi mocno przed oczami. To taka naturalna ufność, którą tak łatwo zranić. Dorosły mówi prawdę. Dorosły jest dobry. Dlatego krzywda wobec dzieci jest tak okrutna, bo one nie potrafią się jeszcze bronić. I to właśnie dziecko Jezus dziś stawia za wzór. To rewolucyjne dla żydowskich słuchaczy, ponieważ dla nich dziecko jest bytem niedokończonym, a jako nie podlegające Prawu i nie zachowujące go, z cała pewnością nie może być wzorem do naśladowania. Tymczasem Jezus mówi jasno – bądźcie jak one…

Może mówi w ten sposób również o tym, że Bóg jest dobrym „dorosłym”, który nie chce nas oszukać, który jest zawsze prawdomówny i któremu można ufać. Tymczasem my, zamiast dziecięctwa szukać, staramy się być jak najbardziej dorośli przed Panem Bogiem, co sprawia, że wielu rzeczy nam nie wypada, nie przystoi, nie uchodzi… Inne nas nie interesują, bo mamy już je za sobą (przynajmniej tak nam się wydaje). A ostatecznie jesteśmy smutni… i nie widzimy aniołów…

Jeśli nie jesteśmy przed Nim dorośli, to bywamy kapryśnymi nastolatkami, którzy wszystko wiedzą najlepiej, którzy kwestionują każdy głos autorytetu, i którzy zawsze są gotowi do długich, gwałtownych dyskusji, przekonani, że tylko oni mają rację. Tym bardziej nie widzimy aniołów…

Ale być dzieckiem??? Zachwycić się liszką na liściu? Brodzić w kałuży przez pół dnia??? Śledzić żaby w ich mozolnych podróżach??? Nie mamy czasu… To nie poważne… To nie dla nas… Ale tylko wówczas można zobaczyć działanie Boga w tym, co nieuchwytne na pierwszy rzut oka… Tylko wówczas cień anioła stróża pojawia się tu i ówdzie… Tylko wówczas rozumie się to, co niewyrażalne… A bliskość z Bogiem staje się czymś cenniejszym ponad życie… Bo Jemu można zaufać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz