czwartek, 8 października 2015

utonąć...

zdj:flickr/lachicaphoto/Lic CC
(Łk 11,1-4)
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów. A On rzekł do nich: Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawinił; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie.

Mili Moi…
Taki zwykły dzień… Pracowity, choć nie zrobiłem tego, co zamierzałem. Ale nic to… Inne rzeczy zyskały… Przy czym zmartwiłem się nieco, bo wczoraj nadeszły wieści z seminarium naukowego na naszym kierunku… Wieści zatrważające… Otóż jestem na szarym końcu jeśli chodzi o pisanie pracy doktorskiej… Nie dziwi mnie to szczególnie, biorąc pod uwagę, że obowiązki parafialne wciągają niczym ruchome piaski, ale to jednak dość przykro usłyszeć… Pokora… Niech ona się rozgości w moim życiu…

Wieczorem spotkanie Odnowy. I kolejna miła niespodzianka. Lekcja, których Pan mi już w życiu wielu udzielił. Ilekroć się nieco wycofuję, tylekroć ludzie się uaktywniają i wszystko nabiera dynamizmu. Dziś też spotkanie nowe, świeże, dynamiczne. Bo ja go nie prowadziłem. Ani lider Paweł. Mogłem się spokojnie oddać modlitwie, nie myśląc o tym, co za chwilę. Pięknie było. A w „drugim rzędzie” jest cudownie…

Abba, Tatuś, Tatulek… Najcudowniejsze imię jakie Jezus objawił… Imię Boga… Bliskie, pełne łagodności, delikatności, czułości… Imię, które mnie zachwyca. Imię, które we mnie rodzi najgłębsze tęsknoty. Imię, które na moich ustach w życiu za często nie gościło… Także wobec Boga. Wszak nasze wyobrażenia o Jego ojcostwie budujemy na obrazach naszych własnych ojców. Mój był wielkim nieobecnym. Więc i z Bogiem Ojcem nie było mi szczególnie po drodze. Choć kiedy odkryłem, że On jest Ojcem zupełnie inaczej, niż jakikolwiek ziemski mógłby być, zacząłem za Nim tęsknić i dziś zbliżam się do Niego z wielkim zaufaniem…

To, co mnie szczególnie uderza, to Jego miłosierdzie, które wiąże się wręcz z poruszeniem wnętrzności (rzecz jasna jest to jakaś metafora). Ale myślę sobie patrząc dziś na misję Jonasza, która zakończyła się Bożym przebaczeniem i lekcją miłości dla proroka, że to jest właśnie zasadnicza różnica między Bogiem Ojcem, a człowiekiem. Tam, gdzie my odczuwamy gniew, agresję, złość, czy wręcz nienawiść, Bóg odczuwa współczucie… Największe chyba wobec ludzkiej głupoty, która czasem z uporem odmawia Mu nawet prawa do istnienia… Jak bardzo Tata musi być blisko wszelkiej maści ateistów i racjonalistów… Jak On musi im współczuć…

Pełnia miłości objawiona w imieniu… Dziś siebie i Was w Nim zanurzam… W Ojcu, Tacie, Tatusiu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz