(J 7,1-2.10.25-30)
Jezus obchodził Galileję. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo żydzi mieli
zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie święto Namiotów. Kiedy zaś bracia
Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz
skrycie. Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: Czyż to nie jest Ten,
którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby
zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy,
skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział,
skąd jest. A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: I Mnie znacie, i
wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy
jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego
jestem i On Mnie posłał. Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł
na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.
Mili Moi…
Czas płynie powoli… Być może
dlatego, że w USA nauczyłem się być sam ze sobą, a być może dlatego, że
naprawdę potrzebowałem odpoczynku, wcale nie mam z tym problemu. Głównie
czytam. Kolejne książki pochłaniam. I to mnie cieszy. Ale oczywiście pełnimy
również naszą posługę. Wszystkie Msze odprawiamy normalnie, a ja dodatkowo
jestem pod telefonem, gotów do służenia spowiedzią tym, którzy tego potrzebują.
Mój numer wisi na konfesjonale z zachętą do skorzystania.
Dwa tygodnie poszukiwań… Odwiedzam
różne katolickie strony i szukam „głosu w sprawie”. Rzecz jasna w sprawie
epidemii. Ale zastanawiam się, czy to ja źle szukam, czy wiodący komentatorzy
katoliccy nabrali przysłowiowej wody w usta. Żadnej pogłębionej refleksji,
żadnej interpretacji… Za to kilkakrotnie dowiedziałem się, czego absolutnie nie
wolno… Nie wolno mówić o „karze Boskiej” i w ogóle nie wolno wiązać Pana Boga z
tą epidemią. Tak się po prostu stało. Wypadek. Przypadek. Zbieg okoliczności. A
ośmielający się twierdzić, że to jakiś znak, są niczym więcej, jak religijnymi
fundamentalistami. Dowiedziałem się, że chodzenie do kościoła w tym czasie to
wystawianie Pana Boga na próbę. Oczywiście pojawiają się głosy (zdaje się, że
również w komentarzach na tym blogu), że wierzący teraz potrzebują wsparcia, co
w domyśle oznacza, że nie należy ich dodatkowo stresować i denerwować żadnymi
niepokojącymi wymogami wiary.
Pomijam właściwie milczeniem
świeckie portale. Bo o ile wczoraj dało się słyszeć glosy, że Włochy powoli zginają
kolana, to w Polsce dominuje szyderstwo i pogarda do wszystkiego, co religijne
i z wiarą związane. Tak bardzo brakuje mi głosu pasterzy. Może jakiś list, których
tak wiele otrzymujemy w ciągu całego roku. Może ktoś wskazałby nam kierunki
interpretacyjne. Może poradziłby jak to wszystko poskładać. Czyżby naprawdę nikt
nie wiedział? Czy wystarczy powiedzieć – zachowajmy spokój, dostosujmy się do
zaleceń i czekajmy na zakończenie tego przykrego epizodu. Kiedy wszystko wróci
do normy, wówczas… Ale czy wróci? Czy naprawdę wszystko wróci do normy? A nawet
jeśli, to trzeba będzie patrzeć na siebie w lustro. Również na sklejone,
zasznurowane, nieme usta…
Skoro nie wolno mówić, że
to kara Boża, to nie mówmy… Może więc chociaż wezwanie Boże? Przypomnienie o
innym świecie? Wezwanie do pokuty? (swoją drogą ciekaw jestem ilu czytelników
krzywi się w tej chwili z niesmakiem). Czasu mam sporo, a jako że szerokie
grono „wszystkozawszewiedzących” komentatorów zamilkło, muszę sobie radzić sam…
Szukam więc odpowiedzi… W Lourdes i Fatimie… Od wielu dni chodzą za mną obrazy
zatroskanej i smutnej Maryi, która 23 lutego 1858 roku woła do Bernadetty
Soubirous – Pokuty, pokuty, pokuty… Patrzę z niepokojem, ale i pełną wiary
fascynacją na wizję Łucji z Fatimy - zobaczyliśmy po lewej stronie naszej
Pani nieco wyżej Anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się,
wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w
zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki Naszej Pani w jego
kierunku. Anioł wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: Pokuty,
Pokuty, Pokuty!
Czy trzeba czekać do
zakończenia epidemii, żeby stwierdzić, że oba te wezwania niespecjalnie zostały
podjęte? Czy trzeba przywoływać konkretne grzechy panujące w świecie, czy
możemy się zgodzić, że nie jest dobrze? A jeśli tak, to czy Bóg nie ma prawa sięgnąć
po język, który tak doskonale rozumiemy? Język cierpienia… Czy tylko dlatego,
że my nie dajemy Mu takiego upoważnienia, On nie może zrobić tego, co uważa za
słuszne dla powstrzymania swoich dzieci od całkowitego i ostatecznego
pogrążenia się w otchłani grzechu?
Maryja pyta dzieci w
Fatimie - Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia,
które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany i
jako prośbę o nawrócenie grzeszników? Będziecie musieli wiele cierpieć, ale
łaska Boża będzie waszą siłą. Ta sama Maryja powiada - Wojna zbliża się ku końcowi,
ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikat Piusa XI
rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane
światło, wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, iż zbliża się kara na świat
za liczne jego zbrodnie. Będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca
Świętego.
Maryja, nasza Matka wzywa
do pokuty, a my zastanawiamy się, czy Bóg może nas karać, czy też nie. Szukamy obejścia…
Jak to ładniej powiedzieć… Dziś w Brewiarzu modliliśmy się Psalmem 78
Jednakże nadal grzeszyli *
i nie wierzyli Jego cudom.
Szybko ich dni zakończył *
i lata ich nagłą zagładą.
Gdy ich zabijał, wtedy Go
szukali, *
nawróceni garnęli się do
Boga.
Przypominali sobie, że Bóg
jest ich opoką, *
że Bóg Najwyższy jest ich
Zbawicielem.
Lecz oszukiwali Go swymi
ustami *
i kłamali Mu swoim
językiem.
Ich serce nie było Mu
wierne, *
w przymierzu z Nim nie
byli stali.
On jednak w swym
miłosierdziu *
odpuszczał im winę i nie
zatracał.
Gniew swój często
powściągał *
i powstrzymywał swoje
oburzenie.
Ale nie wolno… Nie wolno mówić
o karze Boskiej… Nie mówię więc… Ale nie waham się w drugiej połowie Wielkiego
Postu zawołać najpierw do siebie, a potem do Was – NAWRACAJMY SIĘ! Do
powstrzymania epidemii koronawirusa nie wystarczy posłuszne pozostanie w domu i
zamknięcie drzwi i okien, choć w żadnym wypadku tych rozwiązań nie kwestionuję.
Potrzeba skruchy i gotowości do przemiany życia. I tego sobie i wszystkim z
całego serca życzę…
Wybaczcie, że nie ma „głasków”
i ciepłego wspierania w dobie kwarantanny. Tego znajdziecie sporo w internecie.
Ale nie tu… Wszystkim z serca błogosławię +