(Mt 7,21-29)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!,
wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca,
który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie
prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego
imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im:
Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się
nieprawości! Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można
porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł
deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie
runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a
nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój
zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły
się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki . Gdy Jezus dokończył tych
mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma
władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.
Mili Moi…
Jestem w Kazimierzu
Dolnym, w miejscu, którym wielu się zachwyca. Moim skromnym zdaniem – owszem,
ładnie… Ale bez przesady. Pogoda nas tu również nie rozpieszcza. Właściwie
niemal nieustannie pada deszcz, jest duszno i ponuro. Ale to chyba lepiej
pozwala mi wejść w dzisiejsze Słowo…
To właśnie w takich
chwilach, kiedy poziom rzek rośnie, kiedy rwące potoki podmywają drogi i
wdzierają się do ludzkich domostw, jakoś szczególnie widać potrzebę dbałości o
to jak się buduje. Od fundamentów. To tam bowiem mieści się „prawda budynku”. Nie
w urokliwej fasadzie, nie w zdobieniach na dachu, ale właśnie w tym, co ukryte
w ziemi. Do fundamentów się gości nie zaprasza. Tam się też raczej nie mieszka.
Ale warto tam bywać. Bo, zwłaszcza w perspektywie duchowej, do fundamentów
naszego życia mamy dostęp tylko my sami. I jeśli my sami nie zauważymy, że coś
jest nie w porządku, to pierwsza burza z podtopieniami zweryfikuje prawdę o
naszej budowli. I może się okazać, że trzeba będzie budowę rozpoczynać od nowa.
Określa się to mianem „stracić dobytek całego życia”.
Sióstr słuchających
rekolekcji jest niemal trzydzieści. Są dużo młodsze niż to ostatnio bywało, a
co za tym idzie, również bardziej chętne do rozmów i zasięgania rady. Na brak zajęć
więc nie narzekam. Niektórym z nich towarzyszyłem u początków ich życia
zakonnego, kiedy studiowałem w Lublinie. Są więc „moimi dziećmi” i czuję się za
nie odpowiedzialny. A i one mają w sobie taką wielką otwartość. Cieszy mnie,
kiedy słyszę – czekałam na te rekolekcje, bo tylko z ojcem mogę o tym pogadać,
wiem że ojciec zrozumie…
A co do „moich dzieci”, to
dał mi Pan Bóg wczoraj prezent w postaci Ani i Marcina, którzy dwa tygodnie
temu się pobrali i są właśnie w podróży poślubnej. Przybyli do Kazimierza nie
wiedząc, że mnie tu spotkają. Bardzo dużo radości z nich mam. Piękni ludzie. I
wczoraj udało nam się spędzić wspólny wieczór.