czwartek, 25 czerwca 2020

mój dom...



(Mt 7,21-29)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości! Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki . Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.


Mili Moi…
Jestem w Kazimierzu Dolnym, w miejscu, którym wielu się zachwyca. Moim skromnym zdaniem – owszem, ładnie… Ale bez przesady. Pogoda nas tu również nie rozpieszcza. Właściwie niemal nieustannie pada deszcz, jest duszno i ponuro. Ale to chyba lepiej pozwala mi wejść w dzisiejsze Słowo…

To właśnie w takich chwilach, kiedy poziom rzek rośnie, kiedy rwące potoki podmywają drogi i wdzierają się do ludzkich domostw, jakoś szczególnie widać potrzebę dbałości o to jak się buduje. Od fundamentów. To tam bowiem mieści się „prawda budynku”. Nie w urokliwej fasadzie, nie w zdobieniach na dachu, ale właśnie w tym, co ukryte w ziemi. Do fundamentów się gości nie zaprasza. Tam się też raczej nie mieszka. Ale warto tam bywać. Bo, zwłaszcza w perspektywie duchowej, do fundamentów naszego życia mamy dostęp tylko my sami. I jeśli my sami nie zauważymy, że coś jest nie w porządku, to pierwsza burza z podtopieniami zweryfikuje prawdę o naszej budowli. I może się okazać, że trzeba będzie budowę rozpoczynać od nowa. Określa się to mianem „stracić dobytek całego życia”.

Sióstr słuchających rekolekcji jest niemal trzydzieści. Są dużo młodsze niż to ostatnio bywało, a co za tym idzie, również bardziej chętne do rozmów i zasięgania rady. Na brak zajęć więc nie narzekam. Niektórym z nich towarzyszyłem u początków ich życia zakonnego, kiedy studiowałem w Lublinie. Są więc „moimi dziećmi” i czuję się za nie odpowiedzialny. A i one mają w sobie taką wielką otwartość. Cieszy mnie, kiedy słyszę – czekałam na te rekolekcje, bo tylko z ojcem mogę o tym pogadać, wiem że ojciec zrozumie…

A co do „moich dzieci”, to dał mi Pan Bóg wczoraj prezent w postaci Ani i Marcina, którzy dwa tygodnie temu się pobrali i są właśnie w podróży poślubnej. Przybyli do Kazimierza nie wiedząc, że mnie tu spotkają. Bardzo dużo radości z nich mam. Piękni ludzie. I wczoraj udało nam się spędzić wspólny wieczór.


niedziela, 21 czerwca 2020

szukając... znajdując...



(Mt 10,26-33)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.


Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z rekolekcji u sióstr serafitek. Zakończyliśmy je piękną uroczystością jubileuszu zakonnego. Dwie siostry świętowały pięćdziesięciolecie, a sześć dwudziestopięciolecie ślubów. Bez gości, bez wielu księży przy ołtarzu. Inaczej niż zwykle, ale również pięknie.

Ale mało tego. Dał mi Pan Bóg wczoraj doświadczyć jeszcze jednego cudu. Otóż mogłem wysłuchać spowiedzi człowieka po… czterdziestu dwóch latach. Oczywiście „przypadkiem”… Człek przyszedł zamówić Mszę do sióstr, jakaś tam rozmowa z furtianką i wyznanie, że już chyba czas. A furtianka nie myśląc wiele przybiegła do mnie. A ja? Cóż, wziąłem sieci na grubą rybę i… I święto w niebie i na ziemi. Kiedy się na takie cuda patrzy, nie sposób nie wierzyć…

Jutro zaś ruszam do Kazimierza Dolnego, na rekolekcje dla sióstr betanek. Moje całe wakacje tak właśnie będą wyglądały. I odkrywam w tym siebie ciągle na nowo. Doświadczam zmęczenia. Zwłaszcza w perspektywie cierpliwości. Rekolekcje bowiem to nie tylko mówienie, ale również słuchanie. Często o rzeczach bolesnych i trudnych. Czasem mam pokusę zamknięcia się w swoim pokoju i nie reagowania na pukanie. Ale wiem, ze za tymi drzwiami stoi człowiek, który być może długo się zbierał, żeby przyjść. Czy wolno mi zasłonić się zmęczeniem. Okazuje się, że heroizm czasem jest dużo prostszy niż mogłoby się wydawać…

A dziś myślę sobie o tym kawałku Mowy Misyjnej Jezusa, którego słuchaliśmy podczas liturgii. Jak łatwo powiedzieć – to nie do mnie i nie o mnie (mnie, jako księdzu, oczywiście nie jest łatwo tak powiedzieć). Ale przecież cała Ewangelia jest dla każdego człowieka. Nie jej fragmenty. Słowo Boga nie jest „branżowe”. Ten fragment dla biskupów, ten dla hydraulików, ten dla matek, a ten dla filatelistów.

Kluczem zdaje się być jasna i mocna zapowiedź Pana – kto się do mnie przyzna, do tego i ja przyznam się przed Ojcem. Bardzo trudno to „spłaszczyć”, „oszlifować”, po prostu złagodzić. A z tym przyznawaniem się chyba nie jest najlepiej. Pomyślałem dziś, że Jezus w innym miejscu mówi – ja jestem Prawdą. Dziś wystarczy trwać przy ewangelicznej prawdzie o człowieku i świecie, a samo to przysparza nam wrogów. Wystarczy mówić o tym, co właściwe, słuszne, normalne w odniesieniu do Bożej Prawdy, a prawie pewne, że skończy się to falą hejtu.

Prawda nigdy nie jest przeciwko komukolwiek. Prawda jest zawsze dla człowieka. Ale prawda ma to do siebie, że jest niesprzeczna. Dwa sprzeczne ze sobą poglądy nie mogą być równocześnie prawdziwe. Nie mogą być tak samo dobre. To zawsze konfrontuje z koniecznością oceny i wyboru. A znalazłszy prawdę mamy przy niej trwać, bronić jej i głosić ja innym. Nawet jeśli ona boli i jest niewygodna. Nawet jeśli sami to odcierpimy. Nie bójcie się – mówi nasz Pan. Nie bójcie się!

poniedziałek, 15 czerwca 2020

dawaj...



(Mt 5, 38-42)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb!” A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie".


Mili Moi…
Od soboty głoszę rekolekcje siostrom serafitkom w Oświęcimiu. Ich dom macierzysty, spoczywają tu doczesne szczątki bł. Małgorzaty Łucji Szewczyk, ich założycielki. Przecudne miejsce. Niby w centrum miasta, ale z ogromnym i przecudnie zadbanym ogrodem, z małym kościółkiem, w którym trwa całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Czy można chcieć czegoś więcej? Uczestniczek około pięćdziesięciu, ale większość znów w wieku dojrzałym. Mam tylko szczerą nadzieję, że to, co do nich mówię, ma jeszcze w ich wieku jakiekolwiek znaczenie. Mówię o ślubach zakonnych, które same w sobie są rzecz jasna znaczące do końca naszego życia. Ale czy problemy, o których mówię dotyczą jeszcze tych uroczych seniorek??? Nie wiem…

Zanim tu jednak dotarłem, w piątek uczestniczyłem w pogrzebie Józefa… To skądinąd ważny dla mnie człowiek – brat mojego ojca. Miał w sobie wiele wrażliwości, również wobec mnie, kiedy jako dzieciak byłem dla niego absolutnie nikim… nieślubnym synem jego brata. Tymczasem doświadczyłem od niego więcej życzliwości niż od mojego ojca. Znacznie, znacznie więcej… W moich wspomnieniach ma więc ważne miejsce i cieszyłem się, że Pan Bóg dał mi szanse pożegnać go osobiście podczas pogrzebu…

Po południu zaś „przejąłem urząd”. Innymi słowy, w sposób oficjalny zostały mi przekazane nowe obowiązki wraz z pisemną nominacją. Otwierają mi się oczy na ilość tych nowych zajęć. Paradoksalnie nie ma we mnie lęku, wręcz przeciwnie, jest radosne podniecenie, że będę mógł dać z siebie więcej, że będę mógł jeszcze na jednym „poletku” służyć. Ale zupełnie realistycznie rzecz ujmując – to chyba ostatnie poletko, na które mogę sobie pozwolić. Wprawdzie nasz profesor o. Celestyn Napiórkowski mawiał zawsze, że w zakonie jest tak, że ten, który ciągnie sześć wagoników, nawet nie poczuje, gdy mu podepną siódmy. Ten zaś, który ciągnie jeden, ubolewa nieustannie nad tym, jak bardzo jest obciążony… Ja jednak czuję, że moce przerobowe silników mojej lokomotywy są już rzeczywiście w najwyższym stopniu zaangażowane…

A Jezus dziś też mówi – daj z siebie więcej… W innym wprawdzie sensie, ale nie mniej realnym… Daj z siebie coś, czego wcale nie masz ochoty dać. Daj komuś, kto nie jest wcale twoim przyjacielem. Jak łatwo dawać Panu Bogu, bo kocha, bo jest nam życzliwy… Ale bijącym nas z pogardą w twarz, procesującym się z nami o nasze dobra??? Nie, nie, nie!!! Z nimi trzeba walczyć. Nie można im odpuścić. To byłoby niewychowawcze. To tylko rozzuchwala.

Ale czy można ogień zgasić ogniem? Czy powstrzymamy powódź polewając ją wodą? Czy zniszczymy zło, odpowiadając złem? Nie ma szans… Jedynym sposobem zatrzymywania zła, jest zatrzymać je na sobie. A to kosztuje… Cholernie dużo kosztuje… Jedyna pociecha w tym, że nie daję ze swego. Ponieważ wszystko, co mam, od Boga pochodzi. Gdybym dawał ze swego, mogłoby mi zabraknąć. A tak? Mogę być hojny… Bo mój Bóg jest nieskończenie bogaty…

poniedziałek, 8 czerwca 2020

ono tam jest...



(Mt 5, 1-12)
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył usta i nauczał ich tymi słowami: "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami".


Mili Moi…
Udało mi się szczęśliwie zakończyć rekolekcje dla sióstr boromeuszek w Trzebnicy. To były jedne z „łatwiejszych” rekolekcji. W tym sensie, że słuchaczki były dojrzałe wiekiem. A jako takie, mają mniejszą skłonność do roztrząsania swoich wewnętrznych trudności, a dodatkowo – po prostu nie nabrały nigdy takiego zwyczaju. Nie są przyzwyczajone do wizyt u rekolekcjonisty i omawiania z nim swoich „dziejów duszy”. Dawniej tak nie bywało… Cóż, do tego się ludzi nie zmusza, a ja dzięki temu zakończyłem męczącą, pięciusetstronicową biografię Jezusa autorstwa Seewalda. Musze przyznać, że niewiele książek w ostatnich latach tak mnie zmęczyło, jak ta pozycja. Co więcej, mam wrażenie, że niewiele ona wniosła w moje postrzeganie naszego Pana. No ale to pewne ryzyko, które ponosi się zaczynając książkę. A uczciwość wobec niej, wymaga, aby ją skończyć… Więc skończyłem… Nie mam bowiem zwyczaju odkładać książek w połowie…

A dziś już pierwsze spowiedzi tuz po powrocie, a przed chwilą zakończyliśmy ostatni Wieczór dla Zakochanych prowadzony w ramach wiosennej sesji on line. Nowe doświadczenie – gadać do ekranu. Ale jak dla mnie – każda forma gadania jest dobra. Z przyjemnością spotkałem się z młodymi, choć ogrom obowiązków nie pozwalał mi za często wśród nich bywać. A szkoda. Bo więzi, które się czasem wytwarzają potrafią trwać i cieszyć… W najbliższą sobotę ślubuje sobie kolejna para z jednej z poprzednich sesji wieczorów, której od tamtego czasu służę spowiedzią i kierownictwem duchowym. Piękni ludzie…

A jutro ruszam do Niepokalanowa, nagrywać kolejne audycje. W czwartek cały dzień spowiadania, bo to jeden z nielicznych dni mojej obecności w Poznaniu, więc moje dzieci mają mnie dla siebie. A w piątek wyjazd do Gdańska na tak zwane „przejęcie urzędu”, czyli przekazanie mi moich nowych obowiązków przez poprzednika w obecności Prowincjała. W sobotę zaś ruszam do Oświęcimia. Tym razem rekolekcje dla tamtejszych serafitek…

Błogosławieni… Nie kiedyś, ale dziś… Błogosławieni, czyli szczęśliwi. Ci, którzy uwierzą, że jedynym i ostatecznym źródłem szczęścia jest sam Bóg, a nie ich własne wysiłki. Jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą, którzy go wznoszą. Jeżeli miasta Pan nie strzeże, daremnie czuwają straże. Daremne jest wasze wstawanie przed świtem i przesiadywanie do późna w nocy. Chleb spożywacie zapracowany ciężko, a Pan i we śnie darzy swych umiłowanych. (Psalm 127). Usiąść więc i czekać??? Nie… Ale uwierzyć, że nawet jeśli na niebie są chmury, to za nimi zawsze świeci słońce. Właśnie dla mnie i dla ciebie…

środa, 3 czerwca 2020

14



(Mk 12, 18-27)
Przyszli do Jezusa saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i pytali Go w ten sposób: "Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat pojmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę, a umierając, nie zostawił potomstwa. Drugi ją pojął za żonę i też zmarł bez potomstwa; tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła także kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę". Jezus im rzekł: "Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co się zaś tyczy umarłych, że zmartwychwstaną, to czy nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa o krzewie, jak Bóg powiedział do niego: „Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba”? Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie".


Mili Moi…
Dokładnie czternaście lat temu, ówczesny biskup koszaliński Kazimierz Nycz, nałożył na mnie ręce, włączając mnie do grona franciszkańskiego prezbiterium. Rozpoczął się w moim życiu wyjątkowy czas, który trwa do dziś. Zdumiewa mnie to nieodmiennie, zachwyca i fascynuje. Trudno mi dziś przywoływać cokolwiek innego poza wdzięcznością za ten dar i w takim kluczu starałem się przeżyć ten dzień…

Jestem w Trzebnicy. To urokliwe miejsce. Klasztor sióstr jest ogromny. Na zdjęciu u dołu macie korytarz, na którym mieści się mój pokój. Słuchaczki raczej dojrzałe wiekiem. Układ rekolekcji dość wygodny, pozwala zająć się również innymi sprawami. A zajmować się muszę, bo w przyszłym tygodniu współprowadzę Wieczór dla Zakochanych, nagrywam kolejne audycje w radio i prowadzę dzień skupienia dla sióstr dominikanek. A samo się to wszystko niestety nie zrobi…

Wczoraj osobliwe zdarzenie… Rodzona siostra jednej z sióstr zakonnych przebywała w ZOLu prowadzonym przez siostry w budynku klasztornym. Jej stan był agonalny. Przełożona domu poprosiła mnie o sakramenty dla niej. Wybraliśmy się pod wieczór i… okazało się, że spóźniliśmy się kilkanaście minut. Odeszła niewiele wcześniej. Pożegnaliśmy ją modlitwą i błogosławieństwem na drogę. Obcowanie ze śmiercią ma w sobie coś podniosłego, wyjątkowego. To egzamin, przed którym każdy z nas stanie. Zawsze, kiedy staję przy łóżku odchodzącego, myślę o swojej ostatniej godzinie. Co będzie mi towarzyszyło? Tęsknota? Niepokój? Radość? Tak bardzo chciałbym być przygotowanym…

A dziś saduceusze wymyślają karkołomną zagadkę i przedstawiają ją Jezusowi. Cel? Zdemaskować „fałszywą teorię zmartwychwstania”. Pięcioksiąg jednak uznawali… I nie zauważyli? Czy nie chcieli zauważyć, że Bóg sam siebie określa Bogiem żyjących… A może zrobili coś, co dziś należy do klasycznych manewrów okołoreligijnych – nie ogarniam, więc nie wierzę. Nie potrafię zrozumieć, więc odrzucam. Mam inne zdanie, więc nie zgłębiam prawdy. Nie szukam. Bo przecież już ją znalazłem. I nikt nie powie mi, że jest inaczej. Jam jest alfa i omega… Jaka to bieda, żyć bez nadziei zmartwychwstania. Jak to przejmująca bieda… Tę panoszącą się po świecie trzeba pokonać, przed każdą inną.