Jezus powiedział do swoich uczniów: ”Jak było za dni Noego, tak będzie z
przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili,
żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli
się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem
Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi
zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona.
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to
rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść,
na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy
bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy
przyjdzie”.
Mili Moi…
W czwartek wróciłem na
Ojczyzny łono… Leciałem z Eindhoven w Holandii. Bardzo sympatyczne lotnisko i
nad wyraz miła obsługa w samolocie. Pan Grzegorz, steward, na powitanie
powiedział „Szczęść Boże”, co już było niezwykle miłe, a potem mieliśmy okazje
chwilę pogawędzić. Lądowanie w zimnym Krakowie i spanko u gościnnych Werbistów
w Bytomiu. Potem pół dnia jazdy i Gdynia. Na chwilę. Tyle tylko, żeby przepakować
walizkę, nanieść małe poprawki na treści rekolekcyjne, przespać się i… W
sobotni poranek kurs do Ostródy. I tu najpierw dzień skupienia dla miejscowej
wspólnoty klasztornej, a wieczorem rozpoczęcie rekolekcji adwentowych – maryjnych,
z okazją do zawierzenia się Niepokalanej.
Przyznam szczerze, że z niedowierzaniem
sięgałem do kąta, gdzie w moim pokoju stoi gitara. Używam jej właściwie tylko w
Adwencie i Wielkim Poście, podczas rekolekcji parafialnych. Poza tym na niej
nie gram, bo po prostu nie mam na to czasu. Ona też zatem jest swoistym
zegarem, który odmierza „sezony” w moim życiu. A zatem kolejny Adwent. Chyba trochę
tęskniłem za tym mocnym okresem. Potrzebowałem jakiegoś bodźca do zdyscyplinowania
samego siebie. Czy mi się uda? Nie wiem… Ale kiedy myślałem o jakimś sensownym
postanowieniu, które mogłoby ze mną zostać również po zakończeniu Adwentu, to właśnie
dyscyplina przyszła mi do głowy jako pierwsza. W wielu dziedzinach życia jest
ona dla mnie niesłychanie trudna do zachowania. Głównie z racji tempa i mobilności,
która mi towarzyszy. Czasem mam wręcz wrażenie utraty kontroli nad tym rozpędzonym
pociągiem mojego życia. Każda więc okazja, żeby trochę wyhamować, popatrzeć na
siebie z dystansem, a jednocześnie przykręcić sobie przysłowiową śrubę tam,
gdzie trzeba, jest dobra.
Dziś w Słowie odnajduję przestrogę
dla samego siebie. Łatwo bowiem w pędzie codzienności utracić wrażliwość na
znaki Boże. Mieliśmy dziś w porze poobiedniej kawy interesującą dyskusję z braćmi
na temat Bożego działania, na które nieco zamykamy oczy. Świat jest pełen
znaków, tylko nasza wrażliwość mocno stępiona. Przyczyn pewnie całe mnóstwo.
Środek zaradczy jeden – spokojny namysł nad rzeczywistością i zwolnienie tempa,
tudzież wspomniana dyscyplina, która właściwie ustawi priorytety. Myślę tu
przede wszystkim o czasie spędzanym z Bogiem. To On zdejmuje bielmo z moich
oczu, to On pozwala widzieć wyraźniej, to On przywraca wrażliwość sercu.
Kiedy myślę o mojej Arce,
w której znajduje schronienie, nieodmiennie przychodzi mi do głowy Adoracja
Najświętszego Sakramentu. „Budowę” tej Arki również w ostatnim czasie zaniedbałem.
A tam czuję się bezpiecznie. Tam mam pewność ocalenia. A tak trudno mi te
wszystkie cudowne i wartościowe rzeczy zmieścić w ramach jednego dnia. Słabość „brata
osła” (tak święty Franciszek nazywał nasze, ludzkie ciało) sprawia, że padam na
pyszczek wieczorem i ostatnia myślą jest „może jutro się uda…” Przekuwanie
tęsknoty w fakty na drodze dyscypliny – oto moje małe zadanie na Adwent. Życzę
Wam z serca realizacji Waszych małych i większych adwentowych zadań. Niech narodzi
się coś nowego w nas. I niech to będzie zapowiedź narodzin Najwyższego.