środa, 30 czerwca 2021

nowy kurs...


(Mt 8, 28-34)
Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wyszli Mu naprzeciw z grobowców dwaj opętani, tak bardzo niebezpieczni, że nikt nie mógł przejść tamtą drogą. Zaczęli krzyczeć: "Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?" A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy zaczęły Go prosić: "Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń". Rzekł do nich: "Idźcie!" Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w wodach. Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta, rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby opuścił ich granice.

 

Mili Moi…
No i jestem w Gdyni… Obiecywałem sobie, że pierwszego dnia będę spacerował nad morzem. A tu już trzeci dzień się zaczął, a ja morza jeszcze nie widziałem. Martwiłem się nieco jak zmieszczę się w jednym pokoju z moimi rzeczami, ale poszło mi nadspodziewanie dobrze. Fakt, jest ciasno, ale ja zacząłem to już widzieć inaczej – jest przytulnie. Małe zakupy czekają mnie dziś. Jakieś szuflady, jakaś szafka do łazienki. Ale to drobiazgi. W każdym razie już mieszkam, jestem rozpakowany i mogę spokojnie wyjeżdżać na akcje, bo jest gdzie wracać i nie przywita mnie widok kartonów.

Wczoraj też zaszczepiłem się druga dawką. W Łasinie (podobnie jak za pierwszym razem). Miałem więc wycieczkę, której akurat nie byłem nadmiernie spragniony. Najważniejsze jednak, że to, co należało i można było – zrobiłem.

Jutro sympatyczna uroczystość – ślub mojej kuzynki Laury. To zjawisko tak rzadkie w naszej rodzinie, że nie odmówię sobie przyjemności bycia na tej uroczystości. Zwłaszcza, że blisko, bo w Pucku. Nie jestem szczególnie „weselny”, ale taka okazja…

A już w piątek ruszam do Lasek, gdzie rozpoczynamy rekolekcje z Siostrami św. Rodziny z Bordeaux. Nowe miejsce, choć dobrze znane mi siostry. Cieszę się na to spotkanie i na kolejne głoszenie. Tam tydzień, a bezpośrednio stamtąd do Zduńskiej Woli na kolejną odsłonę rekolekcji dla Sióstr Orionistek.

A nad Słowem dziś zastanowiła mnie ta prośba mieszkańców, aby Jezus odszedł… Spróbowałem postawić się w ich sytuacji… Przychodzi obcy i ingeruje w ustalony porządek. Niewygodny i koślawy, ale jednak znany. Każdy wie, gdzie jego miejsce. Opętany w grobach, świnie na pastwiskach, uczciwi obywatele przy swoich zajęciach. A tymczasem opętany groby opuszcza i przestaje być opętany, świnie tracą życie, ludzie tracą czas i majątek. Kto tu zyskuje? Wyłącznie opętany. To za mały zysk wobec poniesionych strat.

Czy to nie klasyczne? Ludzie nam nie przeszkadzają, nawet im dobrze życzymy, potrafimy nawet współczuć, ba, bywa, że i pomóc – dopóki nas to zbyt wiele nie kosztuje. A kiedy kosztować zaczyna, zaczynamy wołać o dotychczasowy i utracony układ. Nie było wszystkim dobrze, ale nam było nieźle. Więc wróćmy do tego… Kochamy ludzi, ale niekoniecznie jesteśmy gotowi dla nich tracić. A już z pewnością nie dla obcych, dla tych, którzy nam się nie odwdzięczą, a może nawet nie docenia. Tymczasem Jezus pokazuje, że w Jego oczach człowiek ma taką wartość, że należy dla niego poświęcić wszystko, jeśli trzeba.

Ktoś powie – no cóż, nieźle się dysponuje cudzym majątkiem (świnie nie należały do Jezusa). Przyjdzie jednak czas, kiedy położy na szali rzecz najcenniejszą – życie. I to nie cudze, ale swoje własne. Tyle jesteśmy warci. Aż tyle…

PS. A szczególną radością jest dla mnie kaplica w naszym zakonnym domu. Tego w Poznaniu byliśmy pozbawieni. Korzystaliśmy z kaplicy w kościele, a to nieco utrudniało spokojną modlitwę. Tu zaś… O każdej porze dnia i nocy… I jest to absolutnie cudowne.

środa, 23 czerwca 2021

autorytety...


(Mt 7,15-20)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach”.

 

Mili Moi…
We wtorek pożegnałem siostry dominikanki, dziś franciszkanki… Jakie te pożegnania są sympatyczne… Postanowiłem sobie, że teraz będę się żegnał regularnie – co roku. Oczywiście „na próbę”, żeby nikt nie wyszedł z wprawy… Ileż to człek dobrych rzeczy się na swój temat nasłucha. I piosenkę mu zaśpiewają. I kolacje smaczną przyrządzą. Kochane siostry – pełen szacun. Bardzo lubię im posługiwać…

Ostatnimi dniami, mimo zajęcia związanego z pakowaniem mojego „ubóstwa” (jak mówimy w naszym zakonnym żargonie), chadzam na kijaszki… I to, bagatela, po dwadzieścia kilometrów. Moja ulubiona trasa to, a jakże, trasa na lotnisko… Kawal drogi… W pełnym słońcu i w pobliżu ruchliwej trasy. Nie przeszkadza mi to w żadnym wypadku. Ale dziś poczułem się jak na pielgrzymce… Asfaltówa w całej okazałości (uczulenie wywołane parującym asfaltem). A na pielgrzymce już tak dawno nie byłem – takie małe wspomnienie…

Kartonów przybywa… Ja z pewnością nie należę do kategorii „śmieciarz – kolekcjoner”, ale jednak tych rzeczy wciąż za dużo… Teraz zmieniam dwa pokoje na jeden. Ciekawe jak to wszystko się pomieści… A zwłaszcza książki… Ale dziś pewna szlachetna niewiasta przyjęła pod swój dach (żeby nie powiedzieć zaadoptowała) pokaźne grono moich książek, które w chwili zaćmienia umysłowego próbowałem sprzedać… Tymczasem książek się nie sprzedaje. Można je tylko podarować. I tak stało się tym razem… I po raz kolejny słowo Pana okazało się prawdziwe – więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu…

A słuchając dziś Ewangelii pomyślałem sobie o współczesnych „źródłach Objawienia”. Kiedyś jednym z nich bywali prorocy. Dziś taką misję dla wielu spełnia… You Tube. Tam ludzie uczą się teologii, medycyny… życia. Po obejrzeniu trzech filmów, zwykle są ekspertami… Dodajmy – często anonimowych filmów, o autorach których nie można powiedzieć absolutnie nic. Nic o ich kompetencjach. A już z całą pewnością nie można ich zweryfikować poprzez owoce ich życia. Często wystarczy, że mówią inaczej niż wszyscy… No i jeszcze te napisy – koniecznie na żółtym tle, alarmujące…

Naiwność? Potrzeba odróżnienia się od innych? Znalezienia się w awangardzie? Pojęcia nie mam… Pytam raczej samego siebie o swoje własne autorytety. O moich proroków. I dziękuję Bogu, że jeszcze je mam. Są ci, którym ufam i za którymi idę. Ale ich na You Tubie raczej się nie spotyka…

PS. Dziękuję wszystkim, którzy w dniu ojca pomyśleli o mnie ciepło i podesłali kilka dobrych słów… Błogosławię Wam +

niedziela, 20 czerwca 2021

przed burzą...


(Mk 4, 35-41)
Owego dnia, gdy zapadł wieczór, Jezus rzekł do swoich uczniów: "Przeprawmy się na drugą stronę". Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. A nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: "Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: "Milcz, ucisz się!" Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!" Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: "Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?"

 

Mili Moi…
Wszystko ostatnio dzieje się niewyobrażalnie szybko… Żegnam się powoli z Poznaniem, co oznacza, że robię marsze po 25 kilometrów dziennie. Jest kilka miejsc, które lubię i kilka tras, za którymi będę tęsknił. Powoli żegnam się również z ludźmi – te pożegnania są zawsze trudniejsze, bo pojawia się taka wyraźna świadomość, że coś się kończy, że jakiś etap życia znów za mną, że te serdeczne deklaracje – będziemy w kontakcie i przecież się nie żegnamy ostatecznie – są tylko deklaracjami i nigdy nie okazują się prawdziwe, choćby człek nie wiem jak w nie wierzył. No ale… Kartony gotowe. W najbliższym tygodniu zaczynamy je zapełniać…

Spróbowałem pozbyć się nieco dobytku w postaci książek… Jest ich ciągle za dużo, więc pomyślałem, że może choć część zainwestowanych w nie pieniędzy uda się odzyskać. Myślę tu zwłaszcza o reportażach, czy książkach historycznych, które bardzo lubię czytać, ale do których przecież się nie wraca. Zaprosiłem panów z pewnego wiodącego internetowego antykwariatu internetowego. Przygotowałem około stu tytułów. Panowie pocmokali, stwierdzili, że wezmą około 70. I zaoferowali zawrotną sumę… 150 złotych. Czyli po dwa złote za sztukę. Cóż, podziękowałem im za fatygę, a książki pewnie zostaną w Poznaniu, bo mój pokój zmienia status na „pokój gościnny”. Może więc goście zechcą zajrzeć w wolnej chwili do książki, która na półce pozostanie…

Muszę Wam przyznać, że ostatnimi dniami mocno rozważałem zamknięcie tego internetowego miejsca. Mam trochę wrażenie, jakby jego formuła się przeżyła. Zakładałem bloga w czasach, kiedy nie miałem zbyt wiele okazji do głoszenia, a wiele przemyśleń kłębiło mi się w głowie. Chciałem się z kimś nimi podzielić. Dziś sytuacja jest zgoła odwrotna. Okazji do głoszenia mam aż nadto, co częstokroć sprawia, że nie mam sił, ani ochoty siadać jeszcze przed ekranem i dzielić się. Co więcej – po tak intensywnych głoszeniach mam zwykle chwilową „pustkę w głowie”. Pisząc zaś rzadko, w konsekwencji notuje bardzo małą ilość wejść (zwykle około 50). No bo po co ktoś ma tu regularnie zaglądać, jeśli regularnych wpisów nie ma? Koło się zamyka, bo istnienie bloga ma sens, kiedy są Czytelnicy. Ale w minionych dniach dwie czy trzy osoby, z którymi nie łączą mnie jakieś zażyłe relacje, przyszły podziękować za posługę w Poznaniu, powiedziały dobre słowo i dodały, że zaglądają na mojego bloga. Pomyślałem wówczas sobie – a może jednak warto. Może komuś to jednak do czegoś przydać się może. Niech więc na razie ta decyzja „zawiśnie”.

Może to po prostu kolejna sytuacja przełomu, która motywuje do jakichś zmian. Wczoraj otrzymałem kalendarz na rok 2022, który sobie zamówiłem, ale który obejmuje również połowę roku 2021. To znacznie ułatwia planowanie. Kalendarz ów, bardzo ładny zresztą, rozpoczyna się od daty 28 czerwca, czyli od dnia, w którym zaplanowałem przeprowadzkę do Gdyni. Nowe miejsce, nowy kalendarz, nowe życie?

Tak czy owak, burz w nim nie zabraknie. One się zwykle nie zapowiadają, trochę jak nad jeziorem Galilejskim – przychodzą nagle i bywają gwałtowne. Ale to właśnie w takich sytuacjach najgłośniej wybrzmiewa pytanie o wiarę, o zaufanie Dobremu Ojcu. Sen Jezusa z dzisiejszej Ewangelii jest jego najlepszym dowodem. On jest zanurzony w Ojcu, podczas gdy uczniowie są zanurzeni w lęku. Przychodzą do Niego z pretensją, reprezentując klasycznie żydowski sposób myślenia – czy dobro, czy zło, wszystko pochodzi od Boga. On jest ostatecznym winnym. Dziś jakby mówili Mu – pretendujesz do roli Mesjasza, a nasz los nie ma dla Ciebie znaczenia? Przecież za chwile wszyscy zginiemy i nic nie wyjdzie z Twoich planów – a zapowiadałeś, że będziemy rybakami ludzi…

Żeby przekonać się co tak naprawdę jest w człowieku, wystarczy raz zrobić coś inaczej, niż on tego chce. Dzisiejsza sytuacja pokazuje wyraźnie, że uczniowie „tkwią” raczej w sobie niż w Nim. Nie mają wystarczającej świadomości kim On jest, żeby w Nim uznać Boga. A jeśli nie jest Bogiem, to marny nasz los. Ale zaraz, może jednak jest… Któż inny mógłby rozkazywać żywiołom? Kimże więc On jest… I to jest chyba pytanie na dzisiejszą niedzielę… Niech nasze działania (fakty) staną się dla nas najlepszą odpowiedzią… Nawet gdyby była zawstydzająca.

niedziela, 6 czerwca 2021

jak Go widzisz?


(Mk 3, 20-35)
Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: "Odszedł od zmysłów". A uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: "Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy". Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: "Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc Szatan powstał przeciw sobie i jest z sobą skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i dopiero wtedy dom jego ograbi. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego". Mówili bowiem: "Ma ducha nieczystego". Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: "Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie". Odpowiedział im: "Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?" I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: "Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką".

 

Mili Moi…
Wczoraj przeżyliśmy piękny Regionalny Dzień Skupienia Rycerstwa Niepokalanej w Lęborku. Zjawiło się niemal sześćdziesiąt osób, co jest, uważam, znakomitym wynikiem jak na pierwsze spotkanie po tak długiej przerwie. Widać, że w narodzie lęk odrobinę maleje, a i pragnienie bycia razem, wspólnej modlitwy i formacji powoli się przedziera. Organizacyjnie wszystko przygotowane perfekcyjnie przez braci z Leborka i miejscową wspólnotę MI. Wszystkim należą się podziękowania.

Pięć godzin po wyjeździe z Lęborka, znalazłem się w Zalesiu Górnym, gdzie Apelem Jasnogórskim rozpoczęliśmy rekolekcje dla sióstr orionistek. Dziś rzeczywiście mogę powiedzieć, że to cudowne miejsce. Kiedy byłem tu ostatnio, wszystko było przysypane grubą warstwą śniegu, a my, oprócz rekolekcji dla sióstr, nagrywaliśmy wówczas również wielkopostne rekolekcje internetowe. Dziś wszystko tu zanurzone jest w głębokiej zieleni. Pięknie śpiewają ptaki. Dookoła las. Jedyny problem to… komary. Zjedzą nas tu pewnie żywcem. Ale nie one są ważne. Dwanaście sióstr odprawia święte rekolekcje i ośmielam się powierzyć je Waszej modlitwie.

Dziś o poranku, czytając różne komentarze do Słowa, natknąłem się również na pewną banalną historyjkę, która opisywała lekcję religii, podczas której pani katechetka zadała ośmiolatkom pytanie – co powiedziałby do nich Pan Jezus, gdyby teraz wszedł do klasy? Dzieci zaczęły snuć przypuszczenia – Jurek: żebym przykładał się do nauki, Zosia: żebym nie biła się z siostrą, Krysia: żebym był grzeczniejsza wobec babci… Pani zaś odpowiedziała – a ja myślę, że byłoby zupełnie inaczej – Jurkowi Pan Jezus by powiedział: tak bardzo się cieszę, że się starasz; Zosi: bardzo kocham i ciebie i twoją siostrę; Krysi: zrobię wszystko, żeby ci dodać uprzejmości dla babci. Bezduszne wymagania czy serdeczna pomoc? Co i jak by powiedział?

Ot, prosta historyjka, ale pomyślałem sobie, że ona bardzo mocno pokazuje jak wiele zależy od obrazu Boga, który w sobie nosimy. Zdałem sobie sprawę, że moja codzienna medytacja wiąże się z korektą. Tego w Słowie szukam – pouczenia z mocą i swoistego ociosywania dłutem Boskiego Rzeźbiarza. Ekstremalnie rzadko słyszę w swoich medytacjach pochwałę ze strony Boga. Dziś pomyślałem sobie – czy On jest dla mnie „miłującą obecnością”, czy raczej „planem szkoleniowym”? Jakoś nie wydaje mi się, żeby Jezus nie miał dla mnie dobrego słowa i każdego dnia biczował mnie Ewangelią…

A ta myśl w kontekście uczonych, którzy deformują obraz Jezusa. Tak skrajnie, że już bardziej nie można. Bolesne kłamstwo, potwarz, obelga, które mają na celu wyłącznie zdyskredytować Jezusa. Jak to jest możliwe w sercach i ustach ludzi, którzy są sługami prawa? Jak to możliwe w działaniu tych, którzy samych siebie uznawali za najpobożniejszych? Jaki obraz Boga w sobie nosili, że stać ich było na tak niskie zagrania? Przyznam, że nawet boję się o tym pomyśleć…

Obraz Boga w nas to coś, co nieustannie „pracuje”. Albo jest coraz piękniej kształtowany, albo jest deformowany, a wówczas biada tym, na których oddziałujemy i za których jesteśmy odpowiedzialni…

środa, 2 czerwca 2021

chleba...


(Mk 14, 12-16. 22-26)
W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: "Gdzie chcesz, żebyśmy przygotowali Ci spożywanie Paschy?" I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: "Idźcie do miasta, a spotka was człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: Gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas". Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, a tam znaleźli wszystko, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę. A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im, mówiąc: "Bierzcie, to jest Ciało moje". Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: "To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym". Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej.

 

Mili Moi…
Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że odpoczywam. Nigdy za bardzo nie umiałem oddawać się temu zadaniu. I tym razem traktuje to nieco bardziej jak obowiązek, niż przyjemność. Wiem po prostu, że odpocząć trzeba. Wszystko polega głownie na tym, żeby nie robić dokładnie tego, co robi się na co dzień. I to mi się udaje. Mimo planów, nie tknąłem żadnej konferencji z tych, które winienem już pisać. Nie wiem czy się to na mnie nie zemści. Ale staram się nie wybiegać w przyszłość. Za to dużo chodzę… Dziś zrobiłem dwadzieścia pięć tysięcy kroków. Szybkim marszem. Wolnym marszem. Różańcowym spacerem.

Odbyłem też w tych dniach dobre spotkanie z panią z Działu Edukacji na Zamku w Malborku. Zabieramy się za organizację kolejnego, XXI już Biegu Małych Rycerzy Niepokalanej, który odbywa się właśnie tam, na Zamku. W ubiegłym roku, z przyczyn oczywistych musiałem go odwołać, ale w tym roku, wierzymy, będzie już inaczej… Roboty przy tym co nie miara, ale na szczęście również sporo dobrych, gotowych do pomocy ludzi.

Jestem też po pierwszej dawce szczepionki. Odwołali mi termin w ubiegłym tygodniu, ale udało się złapać następny wczoraj, w dość orientalnym miejscu, którym było podgrudziądzkie miasteczko Łasin. Zniosłem to nieźle, choć dziś rzeczywiście nieco bolała mnie głowa i ręka. Nic to wielkiego jednak i ufam, że z końcem miesiąca uda mi się otrzymać drugą, zaplanowaną dawkę.

Zamieściłem jutrzejszą Ewangelię u początku, choć zwykle tego nie robię. Ale mam powód. Jutro bowiem mija dokładnie piętnaście lat, od dnia, kiedy po raz pierwszy powiedziałem w imię Jezusa słowo BIERZCIE. Dzisiejszego wieczoru mam niesłychanie mocne poczucie bycia obdarowanym. Moje kapłaństwo, które trwa już długo, a które ani przez moment mi się nie znudziło. Wręcz przeciwnie – z każdym niemal dniem odnajduję w nim nowe warstwy, smaki, barwy. A kiedy unoszę Ciało Pana… Wydaje mi się, że rozumiem co miał na myśli święty Franciszek, kiedy mówił, że nie widzimy z Niego na ziemi nic poza tym właśnie Ciałem, które kapłani podnoszą i nam je podają. Kiedy ktoś „miota” Jezusem odczuwam wręcz fizyczny ból i zawsze Go za to w sercu przepraszam. Jakiej czci jest godzien… Przede wszystkim my, kapłani – ja, właśnie ja, jestem odpowiedzialny za to, żeby ze czcią Go podnosić i ukazywać tym, którzy w Niego wierzą…

Zaburzam dynamikę Eucharystii??? Nie szkodzi… Wierzący z pewnością to „zniosą z wdzięcznością”. Ci trochę mniej może się zastanowią. Niewierzący się zezłoszczą nerwowo spoglądając na zegarek i być może przypomną sobie, że czas jest nieubłagany i wiele go w ich życiu już upłynęło. Być może każdy odrobinę skorzysta. Im dłużej jestem księdzem, tym mniej odczuwam konieczność pośpiechu przy Eucharystii i tym banalniej brzmią dla mnie argumenty – ludzie nie mają czasu, bo (na przykład) spieszą się do pracy… Bierzcie i jedzcie… Ale na to potrzeba chwili zatrzymania. Bez tego ani rusz…