wtorek, 6 października 2015

miłosne plany...

zdj:flickr/Keoni Cabral/Lic CC
(Łk 10,25-37)

Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim? Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!



Mili Moi…
Pięknie się tydzień zaczął… Od wspomnienia św. Faustyny… To jedna z moich ulubionych świętych. Pewnie dlatego, że ten Jezus, który z nią obcuje jest taki żywy i taki pełen troski o każdego… A ona taka pokorna. Uosabia wiele moich tęsknot… Chciałbym ją naśladować, zwłaszcza w chwilach próby, cierpienia, jakiegoś ludzkiego buntu…

Ale nie udało mi się dziś sięgnąć do Dzienniczka, który leży przy łóżku. I pewnie się już nie uda, zważywszy na późną porę. Ale dzień wypełniła mi inna lektura. Przygotowuję skupienie dla sióstr, które ma się oprzeć o temat naśladowania Chrystusa, więc zbieram myśli, szukam inspiracji, przygotowuję się… A październikowe dni mają to do siebie, że każdy rozpoczynamy i kończymy Eucharystią, co u nas jest dość wyjątkowe (nie mamy codziennie Mszy wieczornej). Piękne klamry, ale dość wymagające, również czasowo, jeśli wziąć pod uwagę brak zakrystianina. Otwieranie, przygotowywanie, zamykanie kościoła. Wszystko samemu…

A wieczorem jeszcze przełomowa chwila… Odbyło się pierwsze spotkanie grupy rozeznającej naszej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. To „ciało”, które ma przejąć odpowiedzialność za nasłuch, ku czemu Pan Bóg tę naszą wspólnotę chce prowadzić. Po roku wspólnego kroczenia drogami Ducha zdecydowałem, że już czas… Na razie wybrańcy nieco spłoszeni i niepewni, ale wcale nie wycofani. A przede wszystkim gotowi do służby i uczciwi w swoich niepokojach… Takimi Pan Bóg może się swobodniej posługiwać… Wierzę, że to się uda…

A Słowo mi dziś znów przypomniało o moich problemach z miłością… Jezus wszystko stawia na głowie… Przecież ten pogański styl jest lepszy, bo łatwiejszy… On powie w innym miejscu – jeśli kochacie tylko tych, którzy was kochają, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? No dobrze… Ostatecznie moglibyśmy rozszerzyć jeszcze tę miłość na innych… To już wiele… Kochać obcych, dalekich… No niech będzie… Ale wrogów??? To już przesada… Jakiś heroizm… Nie każdy jest powołany do heroizmu… A jednak – w chrześcijaństwie każdy…

Kochać wrogów, to chcieć dla nich dobra i rozumieć, że są częstokroć tak pobici, że nie mają siły kochać. Co więcej, bywa, że zachowują się jak zranione zwierzę – rozdzielając ciosy na prawo i na lewo. Kochać, to rozumieć. Kochać to łagodzić ich ból oliwą i winem. Kochać to zatroszczyć się o nich, nawet jeśli nie bardzo chcą. Kochać to wreszcie dać coś z siebie, ponieść ofiarę, przyjąć koszt…

Ale kochać wrogów nie da się ludzkimi siłami… Trzeba wejść w Boży plan miłości. Trzeba skorzystać z Jego pomocy. Trzeba się na to zdecydować. A nie uciekać jak Jonasz z pierwszej lekcji. On nie chce kochać wrogów, mimo że Pan go do tego zaprasza i obiecuje pomoc. Mówi mu – Jonaszu, ja kocham Niniwitów tak samo jak ciebie. Ich tez chcę zbawić, uratować. Nie chcę ich niszczyć – idź, powiedz im… A Jonasz wolałby głosić zemstę, dlatego nie chce wejść w plan miłości… Ale kiedy już wchodzi – dzieją się cuda… Bo miłość jest życiodajna… I ocala…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz