poniedziałek, 10 lipca 2023

przebudzenie...


(Mt 9,18-26)
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.

 

Mili Moi…
Dziś w nocy wróciłem do domu i… uczę się mówić… Ostatni tydzień czerwca spędziłem w Zduńskiej Woli, głosząc rekolekcje dla Księży Orionistów. Byłem tam już tyle razy, że czuję się prawie jak w domu. I jak zawsze, spotkałem tam wiele życzliwych osób… Bezpośrednio stamtąd zaś pognałem do Krakowa, gdzie tydzień temu, w sobotę, rozpocząłem rekolekcje Lectio Divina z królem Salomonem. Bardzo lubię te spotkania ze Słowem, choć są one niesłychanie wymagające. Cały dzień, poza dwudziestoma minutami rozmowy z kierownikiem duchowym, upływa w ciszy. Do tego stopnia, że ludzie nie pozdrawiają się nawet o poranku. A jednak odczuwa się niesamowitą więź w tej stuosobowej wspólnocie i na koniec nie brakuje wzajemnych podziękowań – za spojrzenie, za uśmiech, za wytrwałą obecność, za świadectwo modlitwy. Imponuje mi zawsze liczba osób świeckich – było ich pewnie około pięćdziesięciu. To ważny znak, że ludzie szukają Słowa i wiedzą gdzie znaleźć dobre źródło. Bo rzeczywiście Księżą Salwatorianie w Krakowie, to czyste źródło, z którego można zaczerpnąć.

Salomon to mądry król, który niestety pod wpływem żądzy tę mądrość utracił, w konsekwencji czego, odwrócił się od niego Pan… Dla mnie to był cudowny czas – bo niemal każdego dnia, Pan poprzez Słowo ukazywał mi jakiś obszar mojego życia – jego piękno i to, co domaga się w nim zmian i poprawek. Czasem było to nader zaskakujące… Pamiętam, jednego wieczoru, podano nam fragmenty Słowa na dzień następny. Były one bardzo obszerne, co mnie nawet nieco zezłościło, bo mam zwyczaj od lat, przepisywania Słowa, które będę medytował. Usiadłem już więc wieczorem i zacząłem pisać, bo wiedziałem, że rano nie zdążę tego zrobić. Tekst mówił o świątyni budowanej przez Salomona i podawał wiele szczegółów – a to miało ileś tam łokci długości, a tamto ileś łokci szerokości i tak dalej… Strasznie męczące na pierwszy rzut oka. Kiedy więc kładłem się spać, byłem raczej zawiedziony i trochę podminowany, co nie pozwalało mi zasnąć. Ale Słowo zaczęło pracować niemal natychmiast – przypomniało mi się, że kolumny przed świątynią były zwieńczone misternymi siatkami, na których przymocowano czterysta odlanych jabłek granatu… I natychmiast przyszła myśl – jak nudne musi być odlewanie czterystu takich samych elementów. A w ślad za tym myśl o tym, że w moim życiu są również obszary nudy i jaką one mają wartość wobec całości życia, jak sobie z nimi radzę, jaki mają sens? Mało tego – drzwi do świątyni były osadzone na złotych zawiasach. Taki drobiazg, który składa się na piękno całości – no więc drobiazgi i moje ich traktowanie… Po chwili nie mogłem zasnąć, ale już z radosnego podniecenia, że kolejny dzień to będzie następna ciekawa wycieczka w głąb siebie w towarzystwie mojego Budowniczego i Konstruktora – Boga samego.

W każdym razie, wczorajsze Słowo o odpoczynku przy Panu, po raz kolejny mi przypomniało, że nie ważne gdzie i w jaki sposób, ale ważne z kim się wypoczywa. Z Jezusem można odpocząć nawet w pracy. Choć ja dostałem w prezencie kilka dni wyciszenia i duchowego odpoczynku.

Wróciłem do domu na tradycyjną zmianę walizki i już w czwartek ruszam do Moraska na trzecią serię rekolekcji dla Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla. To też miejsce trochę jak dom – znam już tamtejsze kąty. No i blisko do Poznania, więc może będzie mi dane choć przez chwile połazić starymi ścieżkami. A stamtąd już wprost do Radia, nagrywać kolejną garść audycji. Kumulują nam się te radiowe spotkania w najbliższym czasie, ale to z tej przyczyny, że ruszam w sierpniu do USA na kilka tygodni i potrzebujemy zapasu nagrań.

A dziś? Ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała… Moc życia Bożego. Rozczula mnie ta scena, bo Jezus rzeczywiście jest niesłychanie delikatny wobec tego dziecka, wobec jego cierpiących rodziców, nawet wobec zgiełkliwego tłumu, który przecież wiedział swoje i wiedział najlepiej. Życie dojrzewa w delikatności i często przychodzi na świat w ukryciu. Ta dziewczynka rodzi się niejako na nowo – życie wstępuje w nią z ręki Boga – łaska czyni ją żywym człowiekiem, choć przed chwilą była w ludzkim rozumieniu już tylko martwym ciałem. Duch uleciał, ale na słowo Jezusa powraca, bo On w sposób wolny przekracza wszelkie granice – począwszy od łona swojej Matki, której dziewictwa nie naruszył, poprzez drzwi Wieczernika, które nie stanowiły dla Niego przeszkody, aż po granicę śmierci, która i nad Nim zdawała się panować. Co jest prawdziwe, a co tylko obrazem, cieniem, złudzeniem? Co jest zapowiedzią, a co wypełnieniem? Skąd życie i gdzie triumf śmierci? Dziś widać jak na dłoni… Warto dziękować Temu, który i nas dziś obudził. Do życia…