Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: "Pójdę za
Tobą, dokądkolwiek się udasz". Jezus mu odpowiedział: "Lisy mają nory
i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę
mógł położyć". Do innego rzekł: "Pójdź za Mną". Ten zaś
odpowiedział: "Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego
ojca". Odparł mu: "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i
głoś królestwo Boże". Jeszcze inny rzekł: "Panie, chcę pójść za Tobą,
ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu". Jezus mu
odpowiedział: "Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda,
nie nadaje się do królestwa Bożego".
Mili Moi…
Nareszcie udało mi się sfinalizować
wysyłkę listów do wspólnot Rycerstwa Niepokalanej ze słowem przywitania i
zaproszeniem na nasz pierwszy zjazd. Wydaje się to błahostką, ale dla mnie było
nie lada wyczynem. Moje obcowanie z komputerem jest naprawdę ograniczone. Wielu
rzeczy nie umiem i nie zawsze jest kogo zapytać. A uczyć się jakoś nie bardzo
mam ochotę, bo zawsze jest coś ważniejszego na horyzoncie. Tak czy owak,
wczoraj wszystko zostało wysłane.
Wczoraj też był jeden z
tych najmilszych dni w roku, kiedy człowiek bez wyrzutów sumienia może posłuchać
wielu dobrych słów kierowanych do niego przez ludzi życzliwych. I tak właśnie było…
Wiele telefonów, smsów, serdecznych życzeń. Imieniny są „bardziej strawne”, bo,
inaczej niż urodziny, nie przypominają tak brutalnie o upływającym czasie. W
każdym razie to był naprawdę miły dzień.
Za to najbliższe dni będą
już bezpośrednim przygotowaniem do urlopu. Muszę przyznać, że niezależnie od
warunków pogodowych, które powoli zaczynają być typowo jesienne, zdecydowanie
czekam już na tych kilka dni, w których bezkarnie będę mógł polegać pod
kocykiem i czytać, chadzać na spacery, rozmyślać o życiu zajmując się choć przez
chwilę własnymi problemami, w odróżnieniu od codziennego zajmowania się raczej
problemami innych. Wielkich planów nie robię, ale mam nadzieję, na prawdziwy
odpoczynek.
Dziś pomyślałem sobie nad
Słowem o dwóch rzeczach związanych z moim powołaniem. Po pierwsze o zdolności
do decyzji, która w „moich czasach” była jednak zdecydowanie większa niż obecnie.
Kiedy czasem rozmawiam z osobami, które wykazują zdecydowane „symptomy
powołania” i w zasadzie trudno, żeby Pan Bóg mógł je zawołać jeszcze głośniej,
to przekonuję się, że najtrudniej rzeczywiście zostawić za sobą to, co dziś, a
wejść w „jutro”. Paraliż decyzyjny wśród ludzi, i to wcale nie najmłodszych, trochę
mnie zdumiewa, a bardziej chyba niepokoi.
Ale my, którzy podjęliśmy
decyzję… Czy jesteśmy jej wierni? Czy nie obwarowaliśmy jej zastrzeżeniami,
których niegdyś, wydawało nam się, nie było? Mam czasem wrażenie jakiejś „ukrytej
pretensji” wobec Jezusa, który z całą szczerością, w prawdzie, przedstawia nam
nasz przyszły los, nasze bycie z Nim. My, którzy przecież nie różniliśmy się od
innych, mieliśmy swoje pragnienia, marzenia, oczekiwania, ale uznaliśmy je „za
śmieci” jak pisze Paweł, porzuciliśmy je i poszliśmy za Nim. Czy po jakimś
czasie nie wróciliśmy do „śmietników” kontemplując to, „czego zostaliśmy pozbawieni”?
Czy nie niesiemy w sobie żalu, że sprawy jednak nie poszły tak, jak się
spodziewaliśmy? Albo nie idą dziś według naszych, najlepszych przecież we
wszechświecie, planów i wyobrażeń? Czyżby owe „dawne plany” były tak
atrakcyjne, czy to może Jezus na „atrakcyjności” w naszych oczach stracił?
Może już czas usłyszeć na
nowo i wziąć to sobie do serca – lisy maja nory, a ptaki niebieskie gniazda,
lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca… A ja z Nim. Bez domu, bez pola, bez żony,
bez dzieci… Bez zachcianek, bez kaprysów, bez wielu przyjemności i rozkoszy
życia… Bez własnej woli, bez własnych planów, bez jasnej przyszłości… Ale
przecież z Nim. Czy to nie wystarczy?