wtorek, 31 grudnia 2019

wjeżdża nowe...



(J 1,1-18)
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości. Była Światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: „Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył.


Mili Moi…
Dziś 4673 dzień mojego kapłaństwa, a jednocześnie ostatni dzień roku. Musze przyznać, że to był trudny rok. Głównie dlatego, że musiałem się na nowo nauczyć mojej Ojczyzny, a to okazało się trudniejsze niż myślałem. Moje życie towarzyskie umarło, ale za to przeczytałem w tym roku 54 książki, co jest moim osobistym rekordem. Wygłosiłem w tym roku 34 różne formy rekolekcyjne, co pozwala mi ten rok nazwać naprawdę pracowitym. Pod wieloma względami był to więc również cudowny rok. Przekonuje się, że głoszenie Słowa to jednak moje życie i dopóki sił mi wystarczy, chciałbym rzeczywiście się temu oddawać. Zobaczymy co Pan Bóg na to…

Dziś wróciłem z wyjazdu, który, nawet jak na moje spontaniczne szaleństwo, okazał się mocno wyczerpujący. Piątek i sobota to skupienie dla juniorystek franciszkańskich w Warszawie. Młodość… To, co najbardziej mnie zafascynowało w te dni, to gotowość sióstr do…. śpiewania. Każda okazja była dobra, żeby zanucić kolędę. Nigdzie chyba się ich tak nie naśpiewałem jak właśnie wśród sióstr. Za instrument służyło wszystko, co było pod ręką, ale nie zabrakło gitary, skrzypiec… Poza tym młodość ma to do siebie, że się jej jeszcze chce… A zatem wieczorem przedstawienie o św. Janie od Krzyża, a w sobotę rekreacja poświęcona różnym krajom świata… Niestety nie mogłem w niej już wziąć udziału, bo po południu wyruszyłem do Wrocławia…

Tam zostałem zaproszony do wygłoszenia kazań o Świętej Rodzinie ze szczególnym uwzględnieniem służby rodzinom, zwłaszcza w ramach Spotkań Małżeńskich. Cudowna, żywa parafia… Piękny kościół, piękna szopka, piękni ludzie… Bardzo miłe przyjęcie i… jak to już niemal należy do tradycji, zaproszenie z rekolekcjami na przyszłoroczny Adwent. Parafia Miłosierdzia Bożego, w której gościłem, przyjmowała również ponad 170 gości w ramach Europejskiego Spotkania Młodych w duchu Taize. Musiałem sobie przypomnieć w związku z tym jak się głosi kazania po angielsku bo i w tym języku miałem okazje przemówić…

A z Wrocławia w poniedziałek rano do Niepokalanowa i tam dwa dni wytężonej pracy nad naszymi audycjami. Ale to też dobre spotkania, dużo śmiechu i reset psychiczny. Choć nie ukrywam, że mam jedno marzenie – zapaść się w sen w swoim własnym łóżeczku. Ale wiem dobrze, że dziś nie będzie to takie proste. Za dwie godziny rozpęta się wokół prawdziwy Armagedon. Mieszkamy wszak w samym centrum Poznania.

A dziś na dworcu przemiłe spotkanie… Wyobraźcie sobie, że zdarza mi się spotkać członków… naszej internetowej parafii, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Dziś minęły mnie dwie kobiety, pozdrowiły Pana Jezusa, ale za kilku minut wróciły na peron… jedna z nich mówi – ja ojca czytam od dawna i koniecznie chciałam się przywitać. I czytam i słucham i zdjęcie bym chciała sobie z ojcem zrobić… No byłem w ciężkim szoku. Ale to było arcymiłe spotkanie…

A co do dzisiejszego Słowa, to już od Świąt Bożego Narodzenia chodzi za mną to Słowo i coś, co nazwałem sobie „fenomenem nieprzyjęcia”. Jak to się stało, że Izraelici, których Pan wyprowadził z Egiptu i zaskakiwał ich niemal każdego dnia, w kwestii przychodzącego Mesjasza nie dali się zaskoczyć i oczekiwali, że wszystko musi być tak, jak oni sami sobie to wyobrazili i zaplanowali? Jak to możliwe, że z taką łatwością odrzucili tak poważne przesłanki świadczące o Boskim pochodzeniu Jezusa? Jak to się dzieje, że dziś ten fenomen tak wyraźnie się powtarza, choć może jest w nim nawet więcej pogardy i wulgarności? Przyszło do swojej własności, a  swoi Go nie przyjęli… Dziś mam takie wielkie pragnienie, żeby Jezusa za to przeprosić…

A swoją drogą – zakończyłem dziś 33 dniowe rekolekcje przygotowujące do zawierzenia się Niepokalanemu Sercu Matki Bożej… Rzecz jasna nie pierwszy raz, ale gorąco pragnąłem to moje oddanie się Jej ponowić i jutro zamierzam tego dokonać… Zaczynam nowy rok z Maryją… Czego i Wam wszystkim z serca życzę…

środa, 25 grudnia 2019

pasterkowo...


Jakżeż ci Izraelici czekali na Mesjasza… Przecież dookoła ten świat zwariował. Wolności nie było, bo kraj po okupacją rzymską – poganie chodzący po świętym mieście niczym panowie – to było prawdziwe upokorzenie. Kolaboranci na każdym kroku – celnicy, którzy ściągali haracze niczym współcześni mafiosi, a nie poborcy podatkowi. Ruch oporu słabo zorganizowany – występowały poszczególne grupy powstańcze, ale przecież były natychmiast rozbijane w pył. Rzymianie to znakomici żołnierze. A zeloci, czy sikaryjczycy nie byli w stanie zadać im prawdziwych strat.

Religia to również wielkie podziały – różne stronnictwa rywalizujące o wpływy – intrygi, w których ludzie są tylko kartą przetargową. Szkoły rabinackie w samej Jerozolimie, w których nie było zgody co do interpretacji podstawowych praw, a im bardziej się różniły, tym wydawały się bardziej z tego dumne.

Mesjasz musiał przyjść – przecież Daniel wyraźnie Go widział, zostawił po sobie proroctwo –
13 Patrzałem w nocnych widzeniach:
a oto na obłokach nieba przybywa
jakby Syn Człowieczy6.
Podchodzi do Przedwiecznego
i wprowadzają Go przed Niego.
14 Powierzono Mu panowanie,
chwałę i władzę królewską,
a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki.
Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem,
które nie przeminie,
a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie. Dn 7, 13-14.

A kiedy On przyjdzie, zrobi porządek – z Jego mocą i potęgą nikt nie będzie mógł dyskutować i wszyscy przekonają się, że Izrael jest wybranym Pana – wrogowie zostaną pokonani, religia oczyszczona i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

Kiedy sobie nad tym myślałem, to stwierdziłem, że tak wiele się znowu nie zmieniło. Żyjemy współcześnie w kraju o największej liczbie ekspertów na świecie – wszyscy wiemy jak należy rządzić, wszyscy wiemy jak należy sądzić, wiemy jak trzeba leczyć. Ale kiedy spotkamy się w gronie innych ekspertów, to okazuje się, że jednak wiemy to tylko my – ci pozostali mają tak abstrakcyjne pojęcie o tych rzeczach, że nie daj Bóg, żeby te pomysły zrealizowali.

Jeśli chodzi o wiarę, to też właściwie szkoła rabinacka w każdym domu. Papieża nie ma co słuchać, bo on z Ameryki Południowej, to co on tam wie, biskupi podzieleni i zajmują się właściwie nie tym, co trzeba, o księżach to już nawet szkoda gadać – no może jeszcze ci z internetu, ci mają coś do powiedzenia – a właściwie do powiedzenia ma coś tylko ten, którego ja zdecydowałem się słuchać, bo inni to też nie za bardzo.

Czasy trudne jak nigdy i Boga potrzebujemy jak nigdy – silnego, potężnego, takiego który pokaże im wszystkim, który rozpędzi naszych przeciwników, który objawi wreszcie swoją chwałę i moc, który wsłucha się trochę w te nasze eksperckie plany i zacznie je wreszcie realizować, bo przecież ten świat wokół nas oszalał…

A tu znów trochę przerażająca wiadomość – Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony… Znowu? Się rodzi? Czy nasz Bóg kiedyś dojrzeje, żeby się zająć tymi wszystkimi problemami, które widzimy z taką wyrazistością? Czy my rzeczywiście możemy na Niego liczyć? Bo kimże jest niemowlę – co ono tak naprawdę może?

A i owszem, dojrzeje – w skrócie będzie to wyglądało tak… O pierwszych trzydziestu latach nie usłyszymy zbyt wiele, ale kiedy tylko zacznie swoją działalność przyjdzie do Niego pewien ekspert i powie – zmień ten świat w sposób cudowny – pokaż im kto tu rządzi, a będą musieli w Ciebie uwierzyć…

Potem powoła grono dwunastu uczniów, którzy również okażą się ekspertami. Jeden będzie go zapewniał, że do więzienia i na śmierć z Nim pójdzie, ale jednocześnie będzie Go przekonywał, że nigdy nie umrze, że Bóg na to nie pozwoli. Dwaj inni przyjdą z gotowym projektem królestwa, w którym oni zgłaszają się na stanowiska ministerialne, byle mogli siedzieć po prawej i po lewej Jego stronie. Będzie wśród nich nawet i taki, któremu będzie się wydawało, że potrzeba prowokacji i dokonując zdrady być może będzie myślał, że właśnie prowadzi do wyzwolenia Izraela.

Będą przychodzić do Niego wycieczki uczonych w Piśmie, będą tworzyć zagadki nie do rozwiązania, będą Go oskarżać, że działa w imię demona, będą z Niego szydzić, a kiedy Go już zawieszą na drzewie, kiedy pozbędą się fałszywego ich zdaniem mesjasza, kiedy Go już oplują, zelżą i odrzucą… wówczas zaczną się ich prawdziwe problemy…

Bo On to wszystko zniesie, a w międzyczasie z dwunastu ekspertów zrobi dwunastu prawdziwych uczniów, którzy w dwunastu wstrząsną ówcześnie znanym światem – zdobędą ten świat dla Chrystusa – przemienią Go z Nim.

Ale nie zrobią tego siłą własnych mięśni, ani ludzka przebiegłością, czy sprytem, nie zrobią tego za pomocą szerokich kontaktów i ludzkich sojuszów, nie w oparciu o ludzki plan, o logiczne rozwiązania, o przewidywania i sondaże.

Zrobią to swoją wiarą zrodzoną z uczestnictwa w Jego życiu, śmierci i zmartwychwstaniu; zrobią to w ścisłym zjednoczeniu z Nim; zrobią to traktując Go poważnie – jak należy traktować Boga, zrobią to wreszcie – swoim własnym kosztem, ponosząc przy tym niemałą ofiarę – zrobią to jako uczniowie Pana, a nie jako wszystkowiedzący eksperci.

Nie ma wątpliwości – świat wokół nas ogarnia szaleństwo. Demon dwoi się i troi, bo metoda „dziel i rządź” okazuje się nader skuteczna… Więcej sporów, krzyczcie głośniej, jak nie słuchają, to użyjcie pięści. Nie szczędźcie słów obelżywych, wulgarnych, nie strońcie od podstępu – pokażcie światu, że macie coś do powiedzenia, prawdy trzeba bronić rozdając ciosy na prawo i lewo, prawdy trzeba dowodzić niszcząc kłamców – świat trzeba zdobyć nie zważając na metody – wszak czynicie to wszystko dla Boga, a cel uświęca środki…

W tym samym czasie Bóg mówi do anioła – idź i przyprowadź do mojego nowonarodzonego Syna ludzi o mentalności pasterzy, przyprowadź ludzi prostych, zapomnianych, którzy jeszcze potrafią się czymś zdziwić, zachwycić, a przede wszystkim usłyszeć kogokolwiek innego, niż samych siebie. Z nich spróbujemy uczynić uczniów – bo tylko uczniowie zdobędą dla mnie ten świat. Wszystkowiedzący eksperci się do tego nie nadadzą…

Czy więc hufców anielskich i krwawej rozprawy z wrogami potrzeba dla przemiany tego świata? Dla zrobienia porządku w tej rzeczywistości, która nas otacza? Czy trzeba wyciąć w pień grzeszników? Czy trzeba ciągłej walki z kimś i przeciwko komuś?

A może po prostu potrzeba uczniów, którzy w ciszy pochylą się nad tym żłobem i uwierzą, że to Niemowlę, to wszechmocny Bóg, który nie przyszedł po to, aby świat potępić, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony.

Może potrzeba gorliwców po tej i po tamtej stronie ołtarza, którzy pójdą do tego świata jak owce między wilki, w pozornej słabości, jak nasz Pan i Zbawiciel – pozyskiwać, a nie porządkować – w pokoju, bo przecież przemocą jeszcze nikt nigdy nikogo nie nawrócił.

Choćby Kościół Katolicki składał się z siedmiu księży, dwóch braci zakonnych i stu pięćdziesięciu ludzi, to i tak moglibyśmy potrząsnąć tym światem, skoro Dwunastu się to udało. Potrząsnąć miłością, którą przynosi dziś na ten świat Jezus

Może zmiany potrzeba w nas – w naszych przekonaniach, w naszym podejściu do drugiego człowieka, w naszym rozumieniu misji, którą wobec tego świata zleca nam Jezus.

Może po prostu potrzeba tych, którzy uwierzą, że... 



poniedziałek, 23 grudnia 2019

odpocznę...



(Łk 1,57-66)
Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”. Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. Pytali się więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim.


Mili Moi…
I znów dłuższa przerwa… Przepraszam… Minęły rekolekcje w Legnicy. Piękne doświadczenie. Przede wszystkim byłem zbudowany atmosferą na plebanii. Bardzo dużo parafii odwiedzam w swoich rekolekcyjnych podróżach i wiem, że to wcale nie łatwe stworzyć miejsce, w którym na plebanii wszyscy czują się dobrze, jak w domu. W Legnicy tak właśnie jest. Poza tym, urzekł mnie stosunek młodszych księży do seniorów, którzy regularnie przyjeżdżają pomagać w duszpasterstwie. Szacunek i wielka życzliwość, czyli tak, jak powinno być. Odwiedziliśmy nawet dom księdza emeryta spędzając miłe chwile w gronie spracowanych, a często na starość schorowanych kapłanów.

Niestety jedna rzecz w czasie tych rekolekcji nie była fajna… Lodowaty kościół. Nie byłem chyba najlepiej na taki wariant przygotowany, co zaowocowało w minionych dniach. Gorączka, osłabienie i raczej bliższy kontakt z łazienkowym „wielkim uchem”. Święta więc pewnie będą siłą rzeczy bardziej wypoczynkowe.

Może to i dobrze, bo tuż po nich głoszę dwudniowe skupienie siostrom franciszkankom w Warszawie, w sobotę wieczorem udaję się do Wrocławia, gdzie mam w niedzielę kazania Świętorodzinne, a w poniedziałek i wtorek nagrywam w Niepokalanowie. No więc znów poszalejemy wraz z PKP. Może w sylwestrowe popołudnie będą jakieś dodatkowe atrakcje dla pasażerów. Siedzę więc o próbuje obmyślać zadane mi treści… Taki na przykład temacik – „Aniołowie – wysłannicy Boga, narzędziami w utrwalaniu wiary”. Nie pytajcie co powiem, bo na dziś jeszcze nie wiem…

Za to dziś rozważam od rana konsekwencję i zdecydowanie rodziców Jana. Skoro anioł powiedział, że ma mieć na imię Jan, to choćby wszystkim wydawało się to dziwne, niewłaściwe, to oni tak właśnie swoje dziecko zamierzają nazwać. Piękny obraz na czasy, w których tak bardzo potrzeba radykalizmu i zdecydowanych postaw, ale nie przeciwko komuś, jeno dla podkreślenia swoich przekonań i poglądów. Fakt ich posiadania nie obraża innych. Ba, żeby szanować poglądy cudze, trzeba mieć z pewnością najpierw własne. A ich jasne wyrażanie, zwłaszcza jeśli dotyczą kwestii najważniejszych wydaje się być dziś naprawdę ważne.

sobota, 14 grudnia 2019

agresja...



(Mt 17,10-13)
Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: „Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” On odparł: „Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.


Mili Moi…
Mam chyba jakąś umiejętność przyciągania kłopotów, albo znajdowania się w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu. Dziś wybrałem się oczywiście w drogę do Legnicy, gdzie głoszę rekolekcje. Do Wrocławia dojechałem bezkolizyjnie. Stamtąd szynobus wyruszył już z lekkim opóźnieniem, oczywiście niemożliwie zapchany pasażerami. No i w pewnej chwili dobrze mi znane pokrzykiwania jakiegoś kolesia około trzydziestki, który zaczął miotać przekleństwa przeciwko grupie młodziaków ewidentnie wracających ze szkoły. Znane mi, bo w „moich” sytuacjach kryzysowych, o których wspominałem jakiś czas temu, wszystko zaczynało się tak samo…

Ale tym razem nie skończyło się dobrze… Zaczęła się potężna szarpanina – krzyki, piski, przepychanki, hamulce ręczne, telefony na policje. A agresor rozjuszony jak młody byk – aż siny ze złości i targającej nim nienawiści. Kiedy zerwał młotek ze ściany i zaczął z nim szarżować, wówczas trzech facetów rzuciło się na niego, obezwładniło i wyrzuciło z pociągu na najbliższej stacji. Straszne doświadczenie. Przerażająca agresja, wulgarność, pogarda… Gdybym miał opisać demona, to dziś go widziałem w działaniu. Siedział z pewnością na plecach tego człowieka…

Coraz częściej zastanawiam się jak reagować… Czy się bronić? Czy uciekać? Czy poddać się tej przemocy z nadzieją, że Bóg nie pozwoli na nic, co nie mieści się w Jego planie? Jeśli dziś Jezus mówi o Synu Człowieczym, który będzie cierpiał z ręki ludzi, to czy godzi się, żeby Jego naśladowca używał pięści wobec tych, którzy nadal to cierpienie chcą zadawać? Kumulacja tych zjawisk rodzi we mnie coraz więcej pytań i choć dzisiejsze zdarzenia nie dotyczyły mnie bezpośrednio, to zastanawiałem się co by było gdyby… Agresor stał obok mnie przez pierwsze dziesięć minut podróży… A gdyby skierował swoją złość na mnie? Naprawdę nie znam odpowiedzi na te pytania… A może znam, tylko się jej obawiam… Może jeszcze raz muszę przeczytać dzisiejszą Ewangelię…

czwartek, 12 grudnia 2019

Jan Pustynny...



(Mt 11,11-15)
Jezus powiedział do tłumów: „Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha”.


Mili Moi…
I znów minął tydzień. Nie wiem czy Wam też… Tak, tak… Wiem – Wam też tak szybko czas mija… Nie powiem, że mija mi na bezczynności, bo roboty jest tak dużo, że nawet proste wyjście na zakupy domaga się zaplanowania jednego dnia, w którym nic nie stanie na przeszkodzie. Kiedy nie jeżdżę, to realizuje zadania lokalne. Poniedziałek to na przykład skupienie dla sióstr dominikanek, wtorek to homilia podczas wieczornej Eucharystii u naszych braci franciszkanów brązowych z okazji święta Matki Bożej Loretańskiej. A przygotowania zajmują czas. Dziś cały dzień znów w konfesjonale, więc jedyne co wyszło, to pisanie kartek świątecznych w tak zwanym międzyczasie. Ale ten rok jest inny… Skończyłem z wypisywaniem i wysyłaniem sześćdziesięciu kartek. W odpowiedzi otrzymywałem dwanaście. Postanowiłem w tym względzie nieco utwardzić moje serce.

A dziś na scenę adwentową wkroczył Jan Chrzciciel. Człowiek, który wszystko postawił na „jedną kartę” – na Jezusa. On nie bał się, że dla Niego straci. Co więcej, wydaje się, że głównym elementem jego powołania było tracić dla Jezusa. Najpierw oddał dla Niego cały nimb swojej tajemniczości – kiedy tak wielu spodziewało się, że to Jan jest Mesjaszem, on stanowczo temu zaprzecza. Później przyszedł czas na uczniów, których sam Jan odsyła do Jezusa. Wreszcie przychodzi chwila oddania swojego życia. Po ludzku człowiek przegrany, a w oczach Bożych – nie ma większego spośród narodzonego z niewiast.

Modlę się z całą mocą, żebym był gotów podobnie jak Jan – postawić wszystko na Jezusa. Absolutnie wszystko. Nie dbać o opinię świata, nie szukać jego aplauzu i akceptacji, nie dbać o światowe rozrywki i atrakcje. Stać się przejrzystym… Czytam właśnie ostatnią książkę kard. Saraha, w której pisze, że ludzie mają tylko jedno oczekiwanie wobec księdza – pokaż nam Jezusa. I oby o nic innego mi w życiu nie chodziło.

piątek, 6 grudnia 2019

Jego dary...


Photo by Suzy Hazelwood from Pexels
(Mt 9,27-31)
Gdy Jezus przechodził, szli za Nim dwaj niewidomi, którzy głośno wołali: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida”. Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: „Wierzycie, że mogę to uczynić”? Oni odpowiedzieli Mu: „Tak, Panie”. Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: „Według wiary waszej niech się wam stanie”. I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: „Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie”. Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.


Mili Moi…
Zakończyliśmy rekolekcje w Szczecinku. Wiele przyjemnych uczuć w związku z tym mi towarzyszy. Ale chyba największy prezent otrzymałem od Pana Jezusa we środę po porannej Eucharystii. Muszę wyznać, że podczas porannej medytacji przeżywałem godzinę zwątpienia. Mówiłem – Panie Jezu, to moje słowo takie mizerne, jak ono może działać w ludzkich sercach; w jaki sposób to moje głoszenie może przysłużyć się do czyjegoś zbawienia? Nawet nie prosiłem o znak, a po Mszy… Podszedł do mnie roztrzęsiony człowiek i bardzo przejęty zaczął swoją historię… Ojcze, siedem lat nie byłem u spowiedzi… Po pierwszych naukach nie mogłem spać dwie noce… Poczułem, że muszę zmienić swoje życie, ale zastanawiałem się jak ja podejdę do konfesjonału po tak długim czasie. Dziś się udało – jestem ojcu bardzo wdzięczny. Przytuliłem człeka do serca i pomyślałem sobie – żebyś ty wiedział, jak wdzięczny jestem ja tobie… Pan jest hojny i odpowiada natychmiast. To była dla mnie chyba największa nagroda za ten mój rekolekcyjny wysiłek…

A dziś od Mikołaja dostałem cały dzień w konfesjonale. Więc padam na pyszczek, bo przypomnę, że dziś I Piątek Miesiąca, co w naszym sanktuarium oznacza słuchanie bez wytchnienia skruszonych grzeszników. Uwielbiam tę posługę i choć umknął mi dzień na załatwianie kilku ważnych spraw w mieście, to jednak cieszę się, że tak wielu ludzi mogłem dziś rozgrzeszyć…

A jutro o poranku Eucharystia dla Akademii Królowej Jadwigi, czyli szkoły dam, w której dziewczęta uczą się jak odkrywać geniusz i piękno kobiecości. A po południu spotkanie formacyjne z Animatorami Spotkań Małżeńskich. Nie ma nudy…

Dziś natomiast nad Słowem pomyślałem sobie, że ślepota może mieć nieco inny wymiar niż ten fizyczny. Myślę o takim skupieniu wzroku na swoich sprawach, że poza nimi już człek niczego innego nie widzi. Tymczasem Jezus dziś w tej scenie z dwoma niewidomymi pokazuje jaka jest wartość „wpatrzenia się” w Niego. Ich świat przestał kręcić się wokół ich niepełnosprawności, ale zaczął kręcić się wokół Jezusa. I to był ich akt wiary, według której stało się im. Wróciło to, za czym tak tęsknili, a co było całkowicie poza ich zasięgiem. Ale nie poza zasięgiem Jezusa. ON jest hojnym dawcą wobec tych, którzy są gotowi wziąć…

wtorek, 3 grudnia 2019

spokój...



green leaved tree near calm body of water


Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”. Łk 10, 21-24


Mili Moi…
Powoli podchodzimy do lądowania z rekolekcjami w Szczecinku. Czas głoszenia zawsze mija naprawdę szybko. A szkoda. Bo głosi się przednio. Kościół spory, nagłośnienie dobre, frekwencja wysoka. Ale nade wszystko, i to dla mnie, starego rekolekcjonisty, jest dużym zaskoczeniem – niesłychana gościnność braci redemptorystów. Naprawdę jestem przyjmowany przez nich niezwykle serdecznie i czuję się wśród nich znakomicie. To jednak wielka rzecz trafić do wspólnoty zakonnej. A jeśli jeszcze ta wspólnota się lubi i lubi być ze sobą, to już w ogóle maksimum radości. Czas więc jak najbardziej udany.

A wczoraj odezwał się do mnie „Człowiek Kamera”, czyli Mateusz – twórca naszych ubiegłorocznych wielkopostnych rekolekcji internetowych z pytaniem czy robimy coś w tym roku? Ekipa fantastyczna, więc bez zastanowienia odpowiedziałem – robimy! Nie wiem wprawdzie kiedy i jak nam się to uda, bo aż strach zaglądać w kalendarz, ale może z łaską Boża jakoś to poukładamy. Więc jeśli komuś podobały się nasze „chodzone” rekolekcje w minionym Wielkim Poście, to będzie miał prawdopodobnie szansę posłuchać czegoś znowu.

A dziś mówiąc ludowi Bożemu o przyjaźni z Jezusem, uświadomiłem sobie znów nad słowem jak wielkim szczęściarzem jestem. Przede wszystkim mogąc należeć do Jego rodziny, patrząc i słuchając o cudach Jego miłości, doświadczając ich na sobie i dostrzegając je nieustannie wokół mnie. Ale, co więcej, mam tę łaskę, że mogę o tym opowiadać innym. Mogę głosić i wciąż są tacy, którzy chcą słuchać! Ja sam zresztą również jestem spragniony słuchania, więc podczas tego Adwentu postanowiłem odprawić trzydziestotrzydniowe rekolekcje przygotowujące do oddania samego siebie Maryi. Oczywiście niejeden raz już Jej się oddawałem. Ale ten czas postanowiłem naprawdę z Nią związać i dać się Jej poprowadzić przez te dni. Mam nadzieję, że Wasz Adwent także będzie owocny. Błogosławię Wam z serca +