sobota, 22 października 2022

o figowcach z sensem...


(Łk 13, 1-9)
W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: "Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie". I opowiedział im następującą przypowieść: "Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”.

 

Mili Moi…
Niemal od tygodnia jestem w Ołdrzychowicach Kłodzkich… I zgodnie z przewidywaniami – umieram tu. To maleńka wioseczka na końcu świata. Strasznie się męczę w takich miejscach. No tak jestem skonstruowany. Odliczam więc godziny do wyjazdu, który ma nastąpić jutro przed południem. Przejadę znów cała Polskę. A już w poniedziałek rano, jeśli Pan pozwoli, wsiądę w samolot, żeby po południu zanurzyć się w gwar Nowego Jorku. To dla mnie chyba najbardziej fascynujące w lataniu i podróżowaniu w ogóle – że w krótkim czasie można znaleźć się zupełnie gdzie indziej, w innym klimacie, „pod innym niebem”. Czekam na tę podróż jak na największe święto w roku. Mam nadzieje, że wszystko odbędzie się bez większych trudności.

Rekolekcje idą nam dobrze. Słucha mnie tu czternaście sióstr. Wszystkie, powiedziałbym, w dojrzałym wieku. Innymi słowy – nie jedno już w życiu słyszały. A dzielą się w prywatnych rozmowach, że te treści, które dla nich przygotowałem, są dla nich odkrywcze. To mnie bardzo cieszy, bo temu też służy rekolekcyjny czas. Re – czyli ponownie; collectio – czyli zbierać – takie jest znaczenie słowa rekolekcje. A zatem na nowo przyjrzeć się temu, co już przecież wiemy, ale zdarza nam się o tym zapominać. Człowieczeństwo w całym jego bogactwie, o którym tutaj mówię, jest fundamentalnym wymiarem naszego życia i jako taki chyba jest traktowane w sposób zbyt oczywisty. Tymczasem to fascynująca tajemnica, warta zgłębiania. A im człowiek starszy, tym chyba bardziej potrzebuje zrozumienia. Samego siebie.

Dziś Słowo o owocowaniu. Przyszła mi na medytacji do głowy ta znana sentencja, że człowiek może przeżyć bez wody trzy dni, bez jedzenia trzy tygodnie, a bez sensu – całe życie. To zadziwiające, ale czy niespotykane? Tak jak nieowocujący figowiec. To budziło zdziwienie i zainteresowanie słuchaczy. To drzewo owocowało zwykle dwa razy w roku – w czerwcu i sierpniu. Można było z jednego zbioru uzyskać nawet sto kilogramów owoców. Owszem, bywały słabsze lata, ale w zasadzie nie zdarzało się, żeby to drzewo nie miało nic do zaoferowania poza liśćmi. A ten, wspominany przez Jezusa, nie owocuje już od trzech lat. Czy można więc było mieć nadzieję na jego przebudzenie? Na jakiej podstawie spodziewać się owocu po czymś, co konsekwentnie niczego wartościowego nie rodzi?

A jednak Ogrodnik nie traci nadziei… Im dłużej żyję, tym więcej spotykam osób, które jakoś „zacięły” się w swoim życiu i ich owoc jest mizerny. Nie moja to ocena, bo przecież nie mam dostępu do ich życia w pełni. Ale oni sami o tym mówią – czasem z rozpaczą, czasem pełni goryczy i rozczarowania, czasem ze złością. Wraz z upływającym czasem takie obserwacje niepokoją coraz bardziej – bo człek jest świadom, że ma coraz mniej czasu. Dlatego, przyznam szczerze, że kiedy słyszę słowa „inwestujmy w młodych, bo młodzi nadzieją Kościoła”, to jakoś wewnętrznie się nie zgadzam. Człowiek jest nadzieją Kościoła. Człowiek, który przynosi owoc. Niezależnie od wieku. Podkreśla to papież Franciszek w Evangelii gaudium pisząc o doświadczeniu, które niesie ze sobą wiek dojrzały.  Czasem sobie myślę, że większym zadaniem jest pomóc owocować dojrzałym, bo na tym skorzystają również młodzi. Pomóc zwłaszcza tym, którzy owocować przestali, a znów chcą zacząć. Czy nie po to posłał mnie Chrystus? Aby wzbudzać nadzieję, samemu jej nie tracąc? Aby „okładać te drzewa nawozem”, dołożyć wszelkich starań, żeby zaczęły rodzić smaczne owoce. Modlę się tylko o to, żeby i mną ktoś w taki sposób się zajął. Bo i ja nawożenia i przypominania o potencjach we mnie złożonych potrzebuję… Niech zatem owoc w nas będzie obfity. I niech trwa, według woli Chrystusa. Pomagajmy sobie wzajemnie. Wszyscy jesteśmy posłani…

sobota, 15 października 2022

... albo giń...


(Łk 12, 8-12)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych. Każdemu, kto powie jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie odpuszczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone. Kiedy was ciągać będą po synagogach, urzędach i władzach, nie martwcie się, w jaki sposób albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty pouczy was w tej właśnie godzinie, co należy powiedzieć".

 

Mili Moi…
Kilka godzin temu wróciłem do domu z rekolekcji, które odprawiałem w Krynicy Morskiej. Muszę przyznać, że bardzo trudny był to dla mnie czas. Prawdopodobnie etap, na którym znajduję się właśnie w moim życiu, bardzo utrudnił mi usłyszenie Boga w treściach, które były głoszone. Te rekolekcje były niesłychanie „ludzkie”. O człowieczeństwie i relacjach, o potrzebach i uczuciach. Dużo prowokacji, dużo psychologii – cel jeden – żeby zobaczyć siebie w relacji do Boga, żeby „odzyskać siebie” (bo żeby coś ofiarować, trzeba to najpierw posiadać), żeby siebie poznawać. Moje duchowe radary chyba były nastawione na coś innego i odkrywałem w sobie potrzebę zupełnie innych treści. Starałem się wyłowić, co się dało, ale zmęczyłem się okrutnie. Nawet urokliwe krajobrazy i piękna pogoda nie zmniejszyły napięcia, które odczuwałem.

Przepakowuje się, doprowadzam do porządku i jutro znów ruszam. Tym razem Ołdrzychowice Kłodzkie i rekolekcje dla Sióstr Boromeuszek. To też nie będzie łatwe doświadczenie… To przysłowiowy „koniec świata” niewielka wioska, a dobrze wiecie jak na mnie działają takie miejsca. Odpoczywam w miastach. W takich maleńkich miejscach usycham. No ale dobra, nie marudzę… Za tydzień, jeśli Pan pozwoli, zanurzę się znów w Wielkim Jabłku – w gwarze, kolorach, zapachach… Po prostu Nowy Jork… Zabawne, że w domu Księży Werbistów w Krynicy, każdy pokój nosi nazwę jakiegoś miasta. Ja oczywiście zupełnym przypadkiem otrzymałem pokój nazwany jak? Oczywiście – Nowy Jork…

Dziś nad Słowem natomiast odprawiłem „studium słabości”. Natknąłem się na historię Krzysztofa Ferreiry, jezuity, który wysłany do Japonii dla wzmocnienia prześladowanego Kościoła, czyni to, ale w wyniku schwytania i tortur zapiera się wiary, a wręcz staje się współpracownikiem systemu opresji i staje po stronie prześladowców. Wstrząsnęła mną ta historia nie dlatego, żebym chciał bawić się w sędziego Ferreiry, ile raczej w kontekście ludzkiej słabości. Nikt z nas nie wie do czego jest zdolny, zanim nie stanie w sytuacji zagrożenia. Im jestem starszy, tym rzadziej wyobrażam sobie siebie samego w sytuacji konfrontacji z drogą męczeństwa. Zadziwia mnie moja własna słabość, bo jak się okazuje, nie potrzebuję wcale realnego zagrożenia – wystarczy choćby napór trudnych uczuć, które ciężko mi dźwigać, czy jakaś porażka, z którą niełatwo mi się uporać, a ja jęczę przed Panem i wołam o pomoc. Pewnie – każdy z nas ma inną wytrzymałość, wrażliwość, próg bólu. Ale mimo wszystko – czuję się głęboko zawstydzony, zwłaszcza kiedy czytam o wspomnianym Kościele japońskim i jego anonimowych bohaterach, których poddawano choćby testowi „fumie”. Fumie był to drewniany lub żeliwny „obrazek do deptania” z wizerunkiem Jezusa lub Maryi, który nakazywano podeptać testowanemu. Jeśli tego nie uczynił, zdradzał się jako katolik i ginął. Test ten stosowano od 1629 roku. Test „podeptaj albo giń”… To takie proste i tak boleśnie obnażające słabość. I lęk…

I ustawiczne wołanie Jezusa – nie bójcie się ich… Nie bójcie się, bo jesteście ważniejsi niż wiele wróbli… Nie bójcie się o to, co macie mówić… Nie bójcie się… 

wtorek, 11 października 2022

co zrobić z darem?


(Łk 11, 37-41)
Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to Pan rzekł do niego: "Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste".

 

Mili Moi…
No i rzeczywiście próbuje odprawiać rekolekcje w Krynicy Morskiej, choć nie jest to proste. Wczoraj rozpoczęliśmy, ale jako organizator, właściwie do późnego wieczora zajmowałem się jakimiś sprawami do rozwiązania (choćby ekspresem do kawy, który się zepsuł, a nie chcecie sobie wyobrazić pięćdziesięciu mężczyzn pozbawionych dostępu do tego wyjątkowego napoju). Dziś już lepiej, bo spokojnie wchodzę w rekolekcyjny rytm. Prowadzący zachęca dziś cały dzień do smakowania życia, do fascynacji nim, do przejścia ze sfery intelektualnej w kierunku doświadczenia. To skądinąd intuicje naszego świętego Franciszka ubrane we współczesną szatę…

Niestety jutro czeka mnie przerwa, ale dyktowana miłością chrześcijańską. Do domu Ojca odeszła babcia mojego współbrata i przyjaciela, Krzysztofa. Szlachetna kobieta, z która przegadaliśmy niejedną godzinę podczas moich wakacyjnych pobytów w domu rodzinnym u Krzyśka. Podobne przeżycia towarzyszyły naszemu Ojcu Prowincjałowi, więc mam również za zadanie przeczytać list kondolencyjny od niego. Im dłużej żyję, tym tych pożegnań coraz więcej. W jakimś wymiarze smutne, ale przecież przeniknięte pokojem Bożej obecności. Babcia Jadwiga żyła swoim parafialnym kościołem – wiele sił i serca weń włożyła. Nasz Najukochańszy Bóg z pewnością uśmiecha się już do niej mówiąc – dziękuję, bo troszczyłaś się zawsze o moją chwałę, dziś Ja zatroszczę się o ciebie…

Kiedy w minioną niedzielę stałem na ambonie w kościele świętego Maksymiliana w Gdyni, po raz kolejny przebiegła mi przez głowę myśl, jak bardzo jestem obdarowany. Nie tylko w tym sensie, że mam jakiś talent od Boga, ale raczej w tym, że mogę go dzielić z innymi. Nurtuje mnie tylko pytanie – gdzie powinienem go zanieść? Czy tu, w Polsce być z tymi, którzy mają taką obfitość Słowa i czasem cierpią wręcz na przesyt kaznodziejów? Czy może raczej zawieźć to należy gdzieś, gdzie są poważne braki, gdzie ludzie oduczyli się słuchać, bo nikt im niczego poważnego dawno nie powiedział, bo i kaznodzieje jakby nieco przysnęli? Pytam Pana już piąty rok – czego On ode mnie oczekuje? Co wolno mi zrobić z darem? I na razie nie umiem tego rozpoznać. Tak, czy owak, w niedzielę przyjąłem pierwsze rekolekcje na 2024 rok. Właśnie w parafii świętego Maksymiliana w Gdyni.

Dzisiejszą Ewangelię mógłbym chyba uczynić słowem przewodnim dla mojego bloga, którego próbuję malować słowem od trzynastu lat. Od samego początku zależało mi na tym, żeby pokazywać piękne oblicze Kościoła, ale w zupełnie ludzkim wydaniu. Bez ubarwiania, a przeciwnie – z uwzględnieniem własnej nieporadności, słabości, biedy. Staram się nimi nie epatować, ale jednocześnie one nieustannie pobrzmiewają w tle. Bardzo mi zależy (wzorem mojego świętego Ojca – Franciszka), żebym nie był uważany za lepszego, niż jestem w rzeczywistości. I tu też nie musze zmyślać i ubarwiać – wystarczy, że napiszę prawdę. I tego staram się trzymać.

Nieodmiennie fascynuje mnie, że Bóg posługuje się biedaczkami, którzy nie mają w sobie poczucia mocy i własnej sprawiedliwości; którzy wiedzą, że wszystko jest łaską; którzy we wszystkim widzą szansę na spotkanie z Nim, na Jego objawienie. Od zawsze marzę, żeby być właśnie kimś takim. Żeby dać na jałmużnę całego siebie. Żeby być dla… Wnętrzem także…

czwartek, 6 października 2022

rozeznaj, wybierz, zdecyduj...


(Łk 11, 5-13)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: „Przyjacielu, pożycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać”. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci są ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie”. Powiadam wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu zostanie otworzone. Jeżeli któregoś z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą".

 

Mili Moi…
Dni płyną i wierzyć mi się wprost nie chce, że jest już październik. Czas odliczam nie godzinami, nawet nie dniami, ale tygodniami. Miniony weekend spędziłem w Poznaniu prowadząc krótkie skupienie dla młodzieży. Zajmowaliśmy się Księgą Jozuego, a właściwie głównie jej tytułowym bohaterem. Człowiek niezwykłej wiary, trochę mało znany, a szkoda.

Za chwilę ruszam do Radia, gdzie nagramy kolejne sześć audycji, a przy okazji mam nadzieje na mały oddech w Warszawie. W sobotę nasze doroczne Święto Prowincji, więc cały dzień spędzimy w Elblągu, a w niedzielę głoszę kazanie odpustowe w parafii świętego Maksymiliana w Gdyni. Od poniedziałku natomiast oddech wielki – rekolekcje własne, których będę słuchał w Krynicy Morskiej. Od lat ten rekolekcyjny czas planujemy w gościnnym domu księży Werbistów. Okoliczności przyrody i czas „po sezonie” sprzyjają temu, żeby się skupić. I mam na to szczerą nadzieję. Potem jeszcze tylko tydzień z siostrami Boromeuszkami w Ołdrzychowicach Kłodzkich i dwa tygodnie w USA. Na to już w ogóle doczekać się nie mogę. Będzie dość pracowicie, bo to nie urlop. Ale miejsce – moje ulubione.

Dziś temat natręctwa w modlitwie… Ale żeby być natrętnym, trzeba najpierw wiedzieć czego się chce, czego się potrzebuje (przynajmniej według własnej oceny). To chyba nie zawsze jest takie oczywiste… Musze przyznać, że etap, na którym się właśnie znajduję (od niemal pięciu lat) jest raczej czasem modlitwy o to, żebym wiedział czego ja sam chcę. To nigdy nie było trudne pytanie – zwykle wiedziałem dobrze jakie są moje pragnienia i oczekiwania. A jeśli Pan raczył na nie odpowiadać, to uznawałem to za mały cud. Dziś jest z tym znacznie gorzej. Pojawia się znana i zgrana tendencja zwana – mieć ciastko i zjeść ciastko. A tak się przecież nie da… W dwóch miejscach również nie da się być. Oddawać się skrajnie różnym zadaniom także nie… Jak dobrze rozumiem dylematy świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, która chciała być wszędzie i robić wszystko. Ona ostatecznie doznała ukojenia. I ja na nie liczę. I może o to trzeba mi się modlić. O jasne widzenie i umiejętność precyzowania pragnień…

A może to rzeczywiście kryzys wieku średniego… Jedyna nadzieja, że minie, bo jestem tym ekstremalnie zmęczony :)