środa, 21 października 2015

spotkanie miłości...

zdj:flickr/Matthias Ripp/Lic CC
(Łk 12,35-38)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.

Mili Moi…
Wahania pogodowe u nas trudne do zniesienia. Dziś rano 3 stopnie, a po południu 20. Pobudka o 3.00 z takim bólem głowy, jakiego dawno nie notowano. Myślę, że to efekt tych jesiennych szaleństw z aurą w roli głównej. Przy okazji oczywiście jakaś totalna niemoc w działaniach. Jedyną sensowną rzeczą było chyba dziś spotkanie naszego wikariatu, na którym pojawiły się duchowe tematy – na przykład utworzenie w naszym mieście kaplicy z całodobową adoracją w intencji powołań. A że Amerykanie w takich organizacyjnych sprawach nie mają sobie równych, więc pewnie wkrótce będziemy się nią cieszyć. Ale to akurat znakomity pomysł. Dyskutowano tylko przy którym kościele, a kryterium było ciekawe – częstotliwość strzelanin nocnych… Ameryka…

No jeszcze spacer zaliczam do udanych punktów dnia. Zwłaszcza, że poznałem Billa, który pracuje w pobliżu i który zaprosił mnie na kawkę, ot tak, po prostu, życząc mi przy tym miłego popołudnia. A potem spotkałem Alana, niepraktykującego Żyda w średni wieku, którego nie stać na wykupienie leków na astmę, a który swoje stresy i frustracje rozładowuje co wieczór jako „standuper” czyli opowiadacz dowcipów. Nie chciał ode mnie pieniędzy, tylko modlitwy, żeby znalazł pracę… Habit na ulicach, jak wszędzie, tak i tu, otwiera serca i raczej zbliża, niż oddala od ludzi…

A w Słowie dziś słyszę znów pytanie o miejsce Pana w moim życiu. Wszak jeśli Go kocham, do czego jestem przekonany, to winienem myśleć o Nim często. A jeśli myślę często, owocuje to wspominanym dziś w Ewangelii czuwaniem, które nie jest niczym innym, jak ekscytującym i pełnym gorliwych przygotowań oczekiwaniem na spotkanie z Nim twarzą w twarz…

Czy rzeczywiście na to czekam? Czy moja miłość do Niego jest przeniknięta tęsknotą, żeby spotkać się z Nim jak najszybciej? A jeśli jest w tym oczekiwaniu jakiś lęk, niepokój, swoista rezygnacja, kapitulacja woli (no, skoro nie może być inaczej i musimy się spotkać)? Czy to oznacza, że tak naprawdę marna to miłość?

Nie wiem… Wiem, że szukam dróg ku dojrzałości. Wiem, że chciałbym kochać bardziej, głębiej, pełniej. A wciąż jestem u początku drogi. A do spotkania coraz bliżej. Modlę się, żeby to była największa i ostatnia radość tego mojego ziemskiego życia – spotkanie z Tym, który mnie wymyślił, ulepił i tchnął we mnie oddech…

A Was proszę o modlitwę za J., młodą kobietę, której świat się ostatnio zawalił na głowę, a nad którą dziś się modliłem. Wierzę, że wesprzecie mnie… Jak zawsze.

2 komentarze:

  1. Szczęść Boże!
    Czytając dziś Twojego bloga zdałem sobie sprawę z tego ile radości mi sprawiasz Swoim dzieleniem się życiem. Bardzo podbudowujesz mnie tym a innych pewnie też.
    Niech Jezus Ci błogosławi. Tomek
    Pokój i dobro

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje za modlitwę J.

    OdpowiedzUsuń