sobota, 29 lutego 2020

sprawiedliwi grzesznicy...



(Łk 5, 27-32)
Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Potem Lewi wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: "Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?" Lecz Jezus im odpowiedział: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników".


Mili Moi…
Rekolekcje u werbistów w Bytomiu trwają… Bardzo ciekawe doświadczenie… Cała parafia liczy niecałe… 200 osób. Wczoraj więc na porannej Mszy rekolekcyjnej, było… siedmioro słuchaczy. Wieczorem audytorium wypełniła zawrotna liczba czterdziestu uczestników liturgii. Można więc chyba powiedzieć, że rekolekcje są kameralne. Ale to paradoksalnie większe wyzwanie, bo trzeba włożyć pewien wysiłek, żeby tak samo zaangażować się dla mniejszej grupy, jak dla znaczącego grona słuchaczy. Ale to też swoisty sprawdzian gorliwości dla mnie… I choć pojawiają się głosy – eee, rano nie musi się ojciec aż tak starać… to myślę sobie – właściwie dlaczego? Czy fakt, że kilka osób wybrało właśnie tę godzinę, pozwala mi potraktować ich inaczej? Z mniejszym zaangażowaniem z mojej strony? Czy oni nie zasługują? Sam sobie muszę wciąż powtarzać – czy jeden słuchacz, czy dziesięć tysięcy słuchaczy – moje głoszenie winno wyglądać zawsze tak samo, łączyć się z takim samym zaangażowaniem.

A między naukami odpoczywam… Aż mi trochę wstyd. Bo goszczony jestem przez Macieja, mojego przyjaciela. Dba więc o mnie nawet bardziej niż trzeba. A taki stan rzeczy zawsze nieco zniechęca do zajmowania się tym, co powinienem robić. Dalsze rozważania internetowych rekolekcji, kolejne audycje, które mamy nagrywać już we wtorek… A wszystko leży… Ale dziś obiecałem sobie coś poczynić i tak stać się musi.

A Pan dziś zapewnia o woli powoływania grzeszników, a nie sprawiedliwych. Może dlatego, że grzesznicy już wiedzą, że nimi są, a sprawiedliwym ciągle tej wiedzy brakuje… Uderzył mnie dziś komentarz o. Jacka Salija, dominikanina, który pozwolę sobie zacytować: Spróbujmy zauważyć, że to fałszywe poczucie własnej sprawiedliwości, kiedy człowiek jest obciążony naprawdę ciężkimi grzechami, jest zjawiskiem praktycznie powszechnym. Wyciągnęła dziewczyna męża drugiej kobiecie i czuje się niewinna. Bo przecież tamta była złą żoną, a poza tym ona naprawdę tego człowieka pokochała, a miłość to chyba nic złego. Ktoś inny wyrzucił z pracy kobietę w ciąży i uważa, że wszystko jest w porządku, bo on przecież prowadzi działalność gospodarczą, a nie charytatywną. Jeszcze ktoś inny zaniedbuje wychowanie moralne i religijne swoich dzieci — nie zauważa, że jego dzieci zaczynają sięgać po narkotyki, że dały się wciągnąć w zainteresowania pornograficzne, że przestały chodzić do kościoła — i jednocześnie człowiek ten ma poczucie, że jest dobrym ojcem czy matką, no bo przecież ciężko pracuje na to, żeby dzieci miały co jeść i w co się ubrać. Tak, świat jest pełen ludzi sprawiedliwych, tylko nie wiadomo, skąd się bierze tyle zła na naszej ziemi.


środa, 26 lutego 2020

ukryj...




(Mt 6, 1-6. 16-18)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".


Mili Moi…
Dobrnęliśmy do kolejnego Wielkiego Postu w naszym życiu. Być może macie sporo duchowego entuzjazmu u jego początku. To fantastycznie! I nie dajcie go sobie odebrać, nie straćcie go.. Pamiętajcie, że demon przychodzi często pod koniec, kiedy jesteśmy już bardzo zmęczeni, kiedy wydaje nam się, że już dłużej nie damy rady. Nawet bowiem małe i drobne wyrzeczenia mogą nieść ze sobą sporą uciążliwość… Odwagi! Niech moc początków, pozostanie z Wami do samego końca.

Moje minione dni wypełnia medytowanie nad wielkopostnym Słowem i ciągłe tworzenie internetowych rekolekcji wielkopostnych. Wszystkim, którym wydaje się, że to płynie „z rękawa” wyjaśniam, że tak to się jednak nie dzieje… Trzeba przede wszystkim czasu i… umiejętności wyboru. Zwięzła forma internetowa jest trudna właśnie dlatego, że musi być zwięzła. Jak to zrobić, żeby w kilku zdaniach przekazać możliwie dużo treści? To dla mnie zawsze największa zagadka… Zaczęliśmy oczywiście nagrania. Pierwszą odsłonę macie powyżej. Dziś kolejny dłuuuuugi wieczór przed kamerą, ale wcześniej cały dzień dyżuru w konfesjonale. Niech łaska Pana mnie wspomoże… Tym bardziej, że jutro o 6 rano wyruszam na pierwsze w wielkopostnym sezonie rekolekcje – do Bytomia.

Urzeka mnie to ukrycie, do którego dziś Jezus zaprasza… Wiele razy, kiedy mi się coś uda, mam ochotę o tym komuś opowiedzieć. Mówię sobie – to przecież po to, żeby dzielić radość. Ale w głębi serca czuje, że niejednokrotnie towarzyszy temu chęć wzbudzenia podziwu. I co z tym zrobić?

Wielki Post jest znakomitym czasem, żeby z takich rzeczy składać ofiarę… Mniej mówić, więcej milczeć – zwycięstwami cieszyć się z Ojcem, który zamieszkuje w ukryciu. Przypominam sobie chwilę, kiedy „wywaliłem się” ze wszystkich portali społecznościowych i komunikatorów. I nagle zapadła w mojej codzienności głęboka cisza. Telefon „odkleił mi się” od ręki, a ja zdałem sobie sprawę na nowo, że mam serce, które za ciszą tęskniło i całkiem dobrze się z nią ma. Może warto spróbować…

sobota, 22 lutego 2020

i na tej skale...


Photo by Marius Venter from Pexels
(Mt 16, 13-19)
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.


Mili Moi…
Minione dni spędziłem w sztumskim domu załatwiając sprawy administracyjne. Biegania po urzędach chyba nikt nie lubi, ale musze przyznać, że udało się wszystko zrealizować wyjątkowo sprawnie i nawet całkiem miło. Choć naszym, polskim urzędom, do standardów światowych ciągle jeszcze bardzo, ale to bardzo daleko. Najważniejsze jednak, że bez nerwów i skutecznie…

W czwartek dostałem prezent… Jeden z pierwszych związanych z upływającym czasem i moimi, zbliżającymi się wielkimi krokami urodzinami. Moja przyjaciółka Kasia zaprosiła mnie do Teatru Muzycznego w Gdyni na przedstawienie „Gorączka sobotniej nocy”.  Dawno nie byłem w teatrze, a lubię baaaardzo… To był cudowny wieczór. Kilka chwil spędzonych w zupełnie innym świecie.

A od wczoraj prowadzę weekend lectio divina dla dziewcząt u sióstr franciszkanek w Poznaniu. Dolna granica wieku poszła nieco do góry. Przyjechało więc kilkanaście dziewcząt powyżej osiemnastego roku życia i są to naprawdę fajne, ogarnięte dziewczyny. Spotkanie odbywa się w całkowitym milczeniu – to absolutnie podstawowy warunek zgłębiania Słowa.

Dziś, na porannej medytacji, uzmysłowiłem sobie, że Kościoła Jezusa nie można zniszczyć. Nikt nie ma takiej władzy. Ani „zły papież”, ani „źli księża”, ani „obojętny, czy wrogi lud”. Niby oczywiste, że bramy piekielne nie zdołają nim zachwiać, ale poczułem się dzięki temu zapewnieniu bardzo bezpiecznie w tym domu, któremu można zaszkodzić, który można okaleczyć, zranić, ale którego nie można unicestwić.

Druga myśl, to treść moich rozmów… Czy Jezus nią jest? Czy jest treścią mojego życia? I ciągle myślę, że zbyt rzadko, że nie zawsze, że zdarza mi się zapomnieć. Tyle zmarnowanych okazji… I nawet nie chodzi o „głoszenie Jezusa”, ile raczej o dobre rozmowy o Jezusie, o sycenie się Jego obecnością w dzielonych z innymi słowach, o czerpanie sił z cudzej wiary, często tak głębokiej… A w wielu miejscach Jezus to temat tabu… Czasem sobie myślę, że i w klasztorach, gdzie tematy „praktyczne” pojawiają się znacznie częściej niż teologiczne… Czym my żyjemy? A czym będziemy żyli, kiedy przyjdzie się z Nim spotkać i żaden „praktyczny” temat nie będzie miał już znaczenia?

piątek, 14 lutego 2020

musi poczekać...



(Łk 10, 1-9)
Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: "Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: „Pokój temu domowi!” Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę.Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: „Przybliżyło się do was królestwo Boże”.


Mili Moi…
Delektuję się chwilami spędzonymi we własnym domu. Jak to smakuje wiedzą tylko ci, którzy są ciągle w drodze… Nie powiem, żebym odpoczywał, bo ciągle jest coś do roboty. Ale staram się nadrobić książkowe zaległości. Drugi miesiąc roku, a ja mam tylko jedną na koncie. Ale może to kwestia tego, że zwykle czytam pięć książek naraz, a tym razem skumulowały mi się opasłe tomiszcza, co nieco spowalnia proces ich finalizacji. Nie ma to jednak jak gorąca herbatka, kocyk i pachnący drukiem przedmiot, zanurzający mnie w nieznane mi dotąd światy…

Zaczął się czas życzeń. Doroczna uroczystość żałobna przede mną… W tym roku tym smutniejsza, że według Psalmisty, osiągam właśnie połowę życia (i to przy „dobrych wiatrach” – powiada – miarą naszego życia jest lat siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, gdy jesteśmy mocni). Nigdy nie lubiłem urodzin i chyba nigdy ich nie polubię. Bo choć odczuwam sporą wdzięczność wobec Pana za to, że zechciał mnie mieć na tym świecie i powołał mnie do życia, to jednak myślę sobie, że całkiem sporo tego życia zmarnowałem. Czy zdążę to naprawić? Powtarzam Mu często – daj mi jeszcze trochę czasu… Ale myślę sobie trochę, że przypomina to wołanie ewangelicznego dłużnika – miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam… Gdy tymczasem dług jest niespłacalny. Czy Pan zechce mi go kiedyś podarować. Te wszystkie stracone okazje, zmarnowane szanse, przeoczone możliwości…

Szczególnie staje mi to dziś przed oczami w kontekście Słowa… Przybliżyło się do was Królestwo Boże… Czy ono rzeczywiście ze mną wchodzi tam, gdzie ja jestem? Czy jestem jego głosicielem, budowniczym i pasjonatem? Bo przecież każda okazja jest dobra, żeby je zasiać w sercach ludzi. A przecież nie każdą wykorzystuję. Bo skupiam się na sobie, na swoich potrzebach, na tym co „ja bym wolał w tym czasie”. A Jezus mi dziś przypomina – nie ma czasu… Na zapobiegliwość, na długie przywitania, na poczucie bezpieczeństwa, na siebie. Żniwo wielkie… Nie może się zmarnować. Więc ruszaj… Liczę na ciebie.

No więc siłownia i basen muszą poczekać. I poczekają…

niedziela, 9 lutego 2020

misja trwa...



(Mt 5, 13-16)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie".


Mili Moi…
Ach, jakże ja się już stęskniłem za swoim mieszkankiem… Dwa tygodnie w podróży, to nawet jak dla mnie całkiem sporo… Moje łóżeczko, mój fotel, moje książki… Choć na chwilę… Chwila to rzeczywiście krótka, bo wczoraj wróciłem z Kazimierza Dolnego (i mam jedną smutną refleksję po podróży busem do Warszawy – rodacy, myjcie się; spożywajcie mniej alkoholu; a już na pewno nie zagryzajcie go czosnkiem – w busie było zaledwie kilka osób, ale przypłaciłem to ciężkim bólem głowy), a dziś już pomoc w jednej z podpoznańskich parafii, w Kamionkach…

No, ale niedzielny wieczór… To już będzie czas radości z odzyskanej stabilizacji wewnątrzmieszkaniowej… Może na tę noc… Bo jutro kurs do radia. Powrót we wtorek wieczorem… I nadzieja na kilka dni w Poznaniu. Ale wypoczynku nie będzie… Wszak kiedyś spowiadać trzeba „moich braci grzeszników”. Cudownie, że jest robota… Że ktoś chce mnie słuchać… Że ktoś chce korzystać z mojej posługi…

Dziś Słowo o soli i świetle… Ile granic stawiamy Panu Bogu w codzienności? Mówimy Mu – dotąd, nie dalej, tu już chcę mieć „swoje życie”… A żeby komukolwiek przekazać smak, trzeba najpierw samemu być słonym… Żeby ktoś mógł skorzystać z mojego światła, sam musze najpierw płonąć… Stojąc dziś naprzeciw wielu ludzi, głosząc im na ten temat, myślałem sobie – Boże, jak byłoby cudownie, gdybyśmy wszyscy w tym kościele przejęli się tą Ewangelią… Przecież od jutra choćby ten kawałek podpoznańskiego świata mógłby wyglądać zupełnie inaczej… Patrzyłem na zainteresowane twarze… Na obojętne twarze… Na znudzone twarze… Na twarze bez żadnego wyrazu… A w sercu wołałem do Ducha… Tchnij na martwe kości… Wprowadź życie w tych pobitych przez życie i jego sprawy… Daj im wiarę – że to możliwe, że to sensowne, że to warte ich zachodu, że to zbawienne… Daj im Ewangelię Żywą…

Sól i światło jest w nas – tylko po co??? Po co nam one???

poniedziałek, 3 lutego 2020

do zobaczenia...


śp. Kazimiera Góra (1924-2020)
(Mk 5, 1-20)
Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Gdy wysiadł z łodzi, zaraz wyszedł Mu naprzeciw z grobowców człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobowcach i nikt już nawet łańcuchem nie mógł go związać. Często bowiem nakładano mu pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą w grobowcach i po górach krzyczał i tłukł się kamieniami. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i zawołał wniebogłosy: "Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie!" Powiedział mu bowiem: "Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka". I zapytał go: "Jak ci na imię?" Odpowiedział Mu: "Na imię mi „Legion”, bo nas jest wielu". I zaczął prosić Go usilnie, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosiły Go więc złe duchy: "Poślij nas w świnie, żebyśmy mogli w nie wejść". I pozwolił im. Tak, wyszedłszy, duchy nieczyste weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli o tym w mieście i po osiedlach. A ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie „legion”, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic. Gdy wsiadał do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł przy Nim zostać. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: "Wracaj do domu, do swoich, i opowiedz im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą". Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus mu uczynił, a wszyscy się dziwili.


Mili Moi…
Zakończyły się rekolekcje dla Sióstr św. Rodziny z Bordeaux i miałem w zasadzie w planie od razu jechać do Kazimierza Dolnego, ale mój frendziak Maciej, werbista, mieszka i posługuje przecież zaledwie półtorej godziny od Częstochowy, w Bytomiu. Nie mogłem więc sobie odmówić przyjemności nawiedzenia go. Pospacerowaliśmy, pogawędziliśmy – to był naprawdę dobry wieczór. A w niedzielny poranek wyruszyłem w długą drogę do Kazimierza. Najpierw do Warszawy, a stamtąd łapałem busa „na Kazimierz”. Przy okazji doświadczyłem czegoś bardzo miłego. Pani, która kierowała busem, jako że byłem ostatnim pasażerem, podwiozła mnie pod sam klasztor sióstr, „bo przecież ma ksiądz taką wielka i ciężką walizkę”. Są jeszcze na świecie dobrzy ludzie…

No i od wczoraj przebywam w tej mieścinie, na dźwięk której wielu „wielkomiastowych” nieomal mdleje. Nie wiem co ich tu tak zachwyca. Mnie Kazimierz aż tak strasznie nie ekscytuje. Poza tym ja jestem w „akcji”. Ponad trzydzieści sióstr betanek słucha tego, co mam im do powiedzenia. Trzeba się więc skupić na zadaniach…

Dziś dotarła do mnie smutna wiadomość z USA. Do Domu Ojca odeszła pani Kazia Góra. Niezwykle oddany Kościołowi człowiek, chyba drugiego takiego nie spotkałem. Szalenie życzliwa nam, księżom… Niejeden raz budziła nasze rozbawienie, ponieważ bardzo dbała o naszą reputację i… nie chciała jako kobieta przebywać z nami na osobności, nie mówiąc już o całowaniu w policzek podczas składania życzeń… A miała 95 lat. Dobra, stara szkoła. Wielka kultura i otwarte serce. Taka trochę babcia… Kolejna, którą w moim życiu żegnam. Ale na chwilę przecież…

A dziś patrzę z zachwytem na miłość Jezusa, który z tego biedaka „wyciąga” tysiące demonów… Był w takim stanie, że nie mógł sam sobie pomóc. Nie mógł mu też pomóc nikt z ludzi… Zresztą ci nie byli chyba szczególnie zainteresowani pomocą… Próbowali raczej chronić samych siebie pętając go łańcuchami i sznurami, które bez problemu zrywał… Ostatecznie jego współmieszkańcy nie zamierzali ponosić żadnej ofiary dla uwolnienia tego człowieka. I choć utrata dwóch tysięcy świń z pewnością nie była drobiazgiem, to mieszkańcy Gerazy zdają się mniej cenić wolność i wybawienie, którego doznał ów opętany biedak, niż pieniążek, który mogli zyskać na sprzedaży świń. Aż chciałoby się zapytać kto tam ma bardziej zatwardziałe i zniewolone serce – on, czy rozdrażnieni ludzie wokół? Odejdź – mówią Jezusowi… Nie chcemy już więcej tracić… Niczego nam też od ciebie nie potrzeba… Niech już lepiej jest tak, jak jest…

I Jezus odpłynął… A z Nim ich szansa na nowe życie… Wolne od przyczajonych w wodach demonach, dla których utopienie świń z pewnością nie było zadowalającym zwycięstwem… One tam jeszcze wrócą… Na pewno wrócą…