wtorek, 28 maja 2019

przybądź...


Photo by 广博 郝 on Unsplash
(J 16,5-11) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Teraz idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: "Dokąd idziesz?" Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu, bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś, bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie, bo władca tego świata został osądzony”.


Mili Moi…
Doświadczyłem w ostatnich dniach wielkiej Bożej troskliwości. Wspominałem, że przygotowania majowych rekolekcji są dla mnie bardzo absorbujące i, co tu dużo gadać, dość wyczerpujące. W minionym tygodniu bardzo intensywnie pracowałem nad rekolekcjami „W imię Ojca”, które miałem poprowadzić w Gdańsku. Kiedy byłem mniej więcej w połowie, ale moje zmęczenie sięgało zenitu, zadzwonił dyrektor domu rekolekcyjnego odwołując spotkanie z powodu… bardzo niewielkiej liczby zainteresowanych. Z jednej strony odbieram to jako wyraz Bożego miłosierdzia nade mną, bo rzeczywiście potrzebowałem chwili oddechu. Z drugiej – usłyszałem, że rekolekcje „o Panu Bogu” nie cieszą się zainteresowaniem. Musi być jakiś problem. I to najlepiej kontrowersyjny… Ja się już chyba do tego świata nie nadaję…

Ale poza tym napływają zaproszenia na przyszły rok, głownie od sióstr. Serafitki, klaryski, betanki, obliczanki, siostry św. Rodziny z Bordeaux będą mnie prawdopodobnie słuchać w 2020 roku. Na tę chwile mam 14 tur rekolekcji przyjętych, a większość z nich to tygodniowe, albo i dłuższe eskapady. Dla mnie to jakiś coraz bardziej czytelny znak, że Pan Bóg błogosławi mojemu powrotowi do Polski, a roboty mi nie zabraknie, bo zapotrzebowanie, jak się okazuje, bardzo duże.

Trwa nasza kapituła generalna. Wybrano nowego generała – zupełnie nieznany mi Argentyńczyk. Dobrze mu z oczu patrzy. O. Carlos jest sto dwudziestym następcą świętego Franciszka w przewodzeniu naszej zakonnej rodzinie. Ale, jak to mówią – bliższa koszula ciału… Są i wybory, które dotykają jakoś bardziej mojego serca. Wikariuszem Zakonu, czyli zastępcą Generała, został nasz Prowincjał, o. Jan Maciejowski. Sekretarzem Generalnym zaś, mój rocznikowy współbrat, o. Tomasz Szymczak. Z jednej strony wielka radość, z drugiej – pożegnanie. A te nigdy nie są miłe…

Dziś ważne pożegnanie trwa w Ewangelii. Jezus próbuje podprowadzić swoich uczniów do lepszego zrozumienia sensowności tego, co napełnia smutkiem ich serca. Nie mogą iść z Nim. Ciągle im się chyba wydaje, że to chwilowa rozłąka, która skończy się proklamacją Bożego Królestwa w jakimś szczególnym miejscu, do którego oni jednak ostatecznie wkrótce dotrą. Tymczasem plan Jezusa jest inny. Królestwo już jest… Bardziej wyraźnie nie da się go ogłosić i zainicjować. Ostatecznym aktem proklamacji będzie Jego śmierć i zmartwychwstanie. Mniej więc chodzi o miejsce, a bardziej o następstwa tych wydarzeń. Duch Pocieszyciel – nadchodzi Jego godzina…

Dziś myślę o relacji z Nim… Wielki Nieodkryty. Modlę się, wołam do Niego, ale pojmuje chyba niewiele z Jego działania w moim życiu. Bardzo bym chciał mieć tę wrażliwość, która pozwoliłaby mi odczytywać Jego subtelne znaki i natchnienia. Nie nabywa się jej jednak inaczej, jak przez ciche trwanie w Jego obecności… Ruszam więc na modlitwy poranne, bo dzień się dopiero zaczyna… Niech On zstąpi dziś i na Was. Pocieszy. Umocni. Poprowadzi +

środa, 22 maja 2019

ładowanie...


Photo by Steve Johnson on Unsplash
(J 15,1-8) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony, jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją i wrzuca do ognia i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.


Mili Moi…
U mnie po staremu… Walczę z kolejnymi rekolekcyjnymi treściami… Jakież to rozwijające! Uczę się nowego spojrzenia, choćby na Mojżesza. Dziś przeczytałem arcyciekawy artykuł o Mojżeszu – mężczyźnie bez ojca. Mam nadzieję, że z tych inspiracji zrodzą się całkiem ciekawe rekolekcje. Poza tym oczywiście zwyczajna praca – spowiadanie (dziś cały dzień), celebracja Eucharystii, spowiedzi generalne (wczoraj przefajnej pary przed ich ślubem).

Dziś też doznałem ważnej łaski… W naszej, franciszkańskiej tradycji, mamy takie wydarzenie związane z decyzją Franciszka o wyborze kierunku u początku prowadzenia życia pokuty. Zastanawiał się czego chce od niego Pan – czy ma się udać z Ewangelią do ludzi, czy raczej pędzić swój żywot w pustelni, odizolowany od świata. Franciszek poprosił o pomoc w rozeznaniu – brata Sylwestra (kapłana) i siostrę Klarę. Modlili się oni i po jakimś czasie przekazali Franciszkowi światło, że jednak ma iść do ludzi…

Ja też nosze się od jakiegoś czasu z ważną sprawą, koniecznością ważnej decyzji i w duchu wiary postanowiłem iść tą samą drogą, co święty Franciszek. Ostatnie rekolekcje dla sióstr klarysek wiązały się ze szczerą prośbą, aby pomogły mi rozeznać. A ja w międzyczasie spotkałem się z moim „bratem Sylwestrem”. Dziś zadzwoniła do mnie ksieni (siostra przełożona) po spotkaniu z siostrami, które przekazały mi zgodnie swoje przekonanie, które okazało się zbieżne z pomocnym słowem rady otrzymanym od „Sylwestra”. Jest to dla mnie ważne światło. Ale co więcej, jestem bardzo wzruszony tym, że siostry potraktowały tę sprawę tak solidnie i poważnie i naprawdę się w tym czasie modliły za mnie i w mojej sprawie. Tylu dobrych ludzi wokół…

A nad Słowem dziś myślę, że cudownie byłoby trwać w Jezusie. Wszyscy chyba mamy z tym kłopot. W dobie telefonów komórkowych, których baterie ładuje się w nocy, chyba wydaje nam się, że z Jezusem można podobnie – podłączyć się, podładować i to najlepiej… w nocy. Żeby nie zabierało to nam cennego czasu i nie wymagało ani chwili „nie działania”. Tymczasem „wtyczka” tylko podłączana do Jezusa okazjonalnie nie daje tego życia, które On dla nas ma. Daje pewnie jakąś cząstkę, namiastkę – nie umieramy. Ale czy żyjemy? W pełni?

A któż to może wiedzieć? – powiecie. Ale czy rzeczywiście nie mamy żadnych elementów weryfikacyjnych? A owoc obfity, o którym wspomina dziś Pan? A wypełnienie wszystkich naszych modlitw, o czym nas dziś zapewnia? Czy to nie konkrety? Sprawdzaliście? Badacie czy Wasze modlitwy zostały wysłuchane? Interesuje Was to? Proste elementy wskazujące na poziom trwania w Nim. Nie na poziom „naładowania baterii” po to, żeby za chwile się odłączyć i hulać w swoim świecie po swojemu. Dlatego chyba wierzę klaryskom… Bo one trwają w Nim… Życzę Wam spotkania z takimi ludźmi i stania się jednym z nich…

poniedziałek, 20 maja 2019

rozpocznij...


Photo by chris liu on Unsplash
(J 14,21-26) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”. Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: „Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy w nim przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”.


Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z rekolekcji dla „Przyjaciół Oblubieńca” z Brwinowa. Skupialiśmy się w przepięknym ośrodku rekolekcyjnym Archidiecezji Łódzkiej w Porszewicach. No i znów piękni ludzie… Tak sobie pomyślałem, że jestem naprawdę błogosławiony przez Pana, bo co chwilę pozwala mi się spotkać z gronem osób prawdziwie Jemu oddanych, szukających Go, zainteresowanych Jego Słowem. Mnóstwo dobrych rozmów, wiele chwil wspólnej radości, a do tego piękne otoczenie, pełne zieleni i śpiewających ptaków. Zasłuchani ludzie i historie króla Dawida, które wspólnie zgłębialiśmy. Bardzo dobry czas…

A od dziś zaczynam walkę z następnymi tematami… Tym razem rekolekcje „W imię Ojca…”. Odbędą się za dwa tygodnie w Gdańsku. Ale to tylko pozornie dużo czasu. Kiedy zaglądam w kalendarz i widzę ludzi pozapisywanych na spowiedź, a takich ciągle przybywa, to za głowę się łapię, jak uda mi się z tym wszystkim zdążyć. Tym bardziej, że pół przyszłego tygodnia „urwą” mi nagrania radiowe, do których zresztą też trzeba się przygotować. Nie mówiąc już o „drobiazgach” takich jak kazania nowennowe o świętym Antonim, które głoszę w każdy wtorek, czy dyżury w konfesjonale, które też urywają jakiś solidny kawał czasu… Pozostaje mi tylko prosić Ducha Świętego o Jego szczególne tchnienie, żebym mógł jakoś temu wszystkiemu zaradzić. W czerwcu już będzie odrobinkę luźniej…

Dziś Pan nam Go obiecuje. Przyjdzie, nauczy, przypomni… Aż chciałoby się zawołać – nie zwlekaj! Przyjdź już! Dziś! Teraz! Tylu rzeczy jeszcze nie umiem, tak wielu chciałbym się dowiedzieć… A nade wszystko – tak łatwo zapominam o słowach Jezusa. Czy są wyznacznikiem każdej mojej ważnej decyzji? Czy rzeczywiście kieruję się nimi w codzienności? Czy wystarczająco często je sobie przypominam? Być może Jezus nie wypowiedział się na każdy temat, ale na wiele sytuacji z pewnością przewidziane jest Jego Słowo. A gdyby tak nauczyć się go na pamięć… Przynajmniej jednej Ewangelii… Najkrótszej… Markowej… Może to pomogłoby sobie samemu cytować Słowo, dokonywać z nim swoistego ruminatio – przeżuwania, sycić się nim ciągle na nowo. Smakować…

No to pomarzyliśmy… A teraz do Księgi… Może warto zacząć od regularnego czytania i krótkiej medytacji. Tak, zdecydowanie od tego warto zacząć…

środa, 15 maja 2019

z Nim bezpiecznie...


(J 12,44-50) 
Jezus tak wołał: „Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał. Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział”.


Mili Moi…
Powoli finalizuję rekolekcje na najbliższy weekend. Spędzę go, jeśli Pan pozwoli, w Porszewicach, w tamtejszym domu rekolekcyjnym, ze wspólnotą Przyjaciele Oblubieńca z Brwinowa. Nie lubię, muszę przyznać, kończyć pracy „na ostatnią chwilę”, ale tempo chwilowo jest takie, że inaczej się nie da. Poranne wstawanie, myślenie, pisanie; a w międzyczasie Eucharystia, dyżury spowiednicze, spowiedzi indywidualne, kierownictwa duchowe. Czasem jeszcze trzeba coś jeść… Dni płyną nieubłaganie. Ale ufam, że zdążę ze wszystkim…

Pan troszczy się również o moje wakacje… Oczywiście już o te w 2020 roku, bo o najbliższe zatroszczył się dawno. Dziś znów przyjąłem kolejne dwie tury rekolekcji dla sióstr w przyszłym roku w sezonie wakacyjnym. Wolnych terminów coraz mniej. Dzięki Bogu spragnionych słuchaczy Ewangelii ciągle jest całkiem sporo.

Zacząłem dziś też robić porządki… Na półkach z książkami. Te, które nie zostały otwarte przez lata całe, lądują w bibliotece klasztornej. Nie wiecie nawet jakie to dla mnie dramatyczne chwile. To jak pożegnanie z serdecznymi przyjaciółmi. Bardzo trudno mi się z nimi rozstać. Ale nie ma rady. Półki muszą być gotowe na przyjęcie kolejnych przyjaciół. Od jakiegoś czasu bardzo świadomie ich wybieram. I rzeczywiście kupuję tylko to, o czym wiem, że z pewnością przeczytam… A bilans niemal półroczny nie jest najgorszy. Dwadzieścia przeczytanych pozycji mam już na koncie. Ale wciąż mi mało, i mało, i mało…

A Tydzień Dobrego Pasterza to serdeczne zwierzenia Jezusa… Jakie to dla mnie niezwykłe, że w poniedziałek powiedział mi, że przyszedł na ten świat po to, żebym miał życie i miał je w obfitości. Obfitość – to słowo brzmi takim wielkim poczuciem bezpieczeństwa. On troszczy się o wszystko. Wczoraj powiedział mi znów kim dla Niego jestem. Przyjaciel. To słowo zawsze brzmi dla mnie słodyczą. A dziś, że chce być dla mnie światłością i że daje mi Słowo, abym wierzył… A On nie przyszedł mnie sądzić… Przyszedł kochać. I tego odkrywania Jego miłości nieodmiennie sobie i Wam z całego serca życzę +

sobota, 11 maja 2019

trójkąt...


Photo by Apurv Das on Unsplash
(J 6,55.60-69) 
W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojeni”. Wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli mówiło: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: „To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą”. Jezus bowiem od początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: „Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca”. Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: „Czyż i wy chcecie odejść?” Odpowiedział Mu Szymon Piotr: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”.


Mili Moi…
Dziś wróciłem po rekolekcjach wygłoszonych dla sióstr klarysek. Jak to w klauzurowym klasztorze przystało, w sekcji dla gości internetu nie było, więc nieco odpocząłem od jego nadmiaru, ale tez niestety nic nie pisałem…

Siostry są wdzięcznymi słuchaczkami… Są zwykle złaknione Słowa, więc głosi się do nich pierwszorzędnie. I oczywiście ciekawa ciekawostka… Rekolekcje poprzedzały zawierzenie całej wspólnoty Niepokalanemu Sercu Maryi, które dokonało się dziś. Na dzień przed ich rozpoczęciem większość sióstr zapadła na… grypę. Biedaczki umordowane chorobą, niektóre wstawały z łoża boleści tylko na Eucharystie i konferencję. W kaplicy cieplutko, ale wysiłek z pewnością duży. Ich stan był tak nietęgi, że dziś zdecydowałem o udzieleniu im wszystkim sakramentu namaszczenia chorych.

Klasztor w Pniewach, nad pięknym jeziorem. Miałem więc nieco czasu na zebranie myśli… Wprawdzie zamierzałem je zbierać celowo, przygotowując się do kolejnych rekolekcji, ale… Cóż, nie udało się… Cała praca czeka mnie w nadchodzącym tygodniu. Jeśli oczywiście tym razem ja nie zaliczę spotkania z jakimś wirusem…

A po powrocie umówione spotkanie na spowiedź generalną… Jak za starych, dobrych czasów. Przyszedł człek i mówił przez… trzy i pół godziny. Piękna, dojrzała, męska dusza. Ja wprawdzie nie wiem za bardzo jak się nazywam, ale poczucie dobrze przeżytego popołudnia mi towarzyszy… Tym bardziej, że ta spowiedź także w ramach przygotowania do osobistego zawierzenia się Niepokalanemu Sercu Maryi…

A te piękne obrazy dziś na tle Ewangelii o odchodzących… Na porannej medytacji Pan dał mi obraz Kościoła jako wielkiego trójkąta… Na szczycie jest Chrystus Ukrzyżowany… Podstawa trójkąta to poziom „zero”. Tam jest bardzo wielu chrześcijan… „Zero” oznacza taki punkt, w którym się czerpie… Bóg jest dawcą i czyni życie łatwiejszym… Tam są łaski, cuda, uzdrowienia, rozmnożenie chleba… Im wyżej, im bliżej krzyża, tym mniej ludzi. Ostatecznie w chwili ukrzyżowania jest przy nim bardzo wąskie grono najwierniejszych. Reszta się wykrusza… Co więcej, odchodzą grupami w każdym momencie, w którym On do prawdy o krzyżu sięga, w którym pojawiają się odniesienia do tego, co trudne. Nawet, kiedy dokonuje się to nie wprost; nawet jeśli wymagania nie są wysokie – jak choćby w dzisiejszej Ewangelii – trwać mimo niezrozumienia, być z Nim także wtedy, gdy to przekracza zdolności naszego, ludzkiego rozumu.

Być z Nim wówczas, kiedy nie jest to dla nas łatwe, okazuje się dla wielu wysiłkiem ponad miarę… Co czuje On? Myślę o tym cały dzień. Ile bólu mieści się w sercu Jezusa wobec tych, którzy do dziś mówią Mu – mówisz takie trudne rzeczy, że my „się zmywamy”. I dopóki nie dostosujesz swoich nauk do naszej mentalności, dopóty nas nie zobaczysz…

Wielki trójkąt… O bardzo szerokiej podstawie…

sobota, 4 maja 2019

na przystanku...


(J 6,16-21) 
Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: To Ja jestem, nie bójcie się! Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.


Mili Moi…
Wybaczcie, że długo tu nie zaglądałem, ale dopiero dziś skończyłem tworzyć rekolekcje dla sióstr, które rozpoczynam pojutrze… Wspominałem o nich kilkakrotnie. To była duża robota i wyznam Wam najszczerzej – kiedy kończyłem dzień, myśl o kolejnym pisaniu wzbudzała we mnie już tylko agresję. Nie miałem po prostu siły. Wierzcie, albo nie, ale tworzenie rekolekcji to naprawdę ciężka praca. Zawsze uśmiechałem się do tych, którzy mówili – ojcu to tak „z rękawa”. Niestety nie do końca… Samo głoszenie jest już oczywiście „wisienką na torcie” – pod warunkiem, że wszystko jest wcześniej przemyślane i przygotowane. Maryjne rekolekcje stworzone. Piętnaście nauk leży wydrukowanych obok mnie i czeka na wygłoszenie. Dla mnie to wielka rzecz i intelektualnie czuję się zmęczony.

W związku z tymi pracami mój ostatni czas był dość nudny. Udawało mi się wyskoczyć na jakiś spacer i to chyba w zasadzie wszystko. No z atrakcji to może tylko atak pewnej szacownej w latach damy, która reprezentuje pewne specyficzne środowisko duchowe skupione wokół pewnego kapłana z południa, który od dawna jest zawieszony w sprawowaniu funkcji kapłańskich. Dama owa poczuła się w obowiązku nawrzeszczeć na mnie, bo model posłuszeństwa Kościołowi, który raczyłem zaprezentować w jednym z kazań, okazał się całkowicie sprzeczny z wyznawanym przez owo środowisko. Pani więc podeszła do konfesjonału i wydzierała się na mnie przez dobre piętnaście minut… Cóż było robić? Oswojony z demonicznymi manifestacjami rozpocząłem głośną modlitwę o uwolnienie. Po dłuższym czasie dama zaczęła tracić wątek, rozpoczynała zdanie i go nie kończyła – wyraźnie było widać, że ten, który nią kieruje stracił zainteresowanie całą sprawą. Skłon głową i wycofanie się szybkim krokiem – tak zakończyła się ta bardzo niemiła scenka… A właściwie nie do końca… Musielibyście widzieć przerażenie młodego człowieka, który w tym czasie oczekiwał na spowiedź… Biedak, kiedy do niej przystąpił, nie wiedział za bardzo jak zacząć… Czego ja byłem świadkiem, ojcze? – zapytał… A to taka kapłańska codzienność – odpowiedziałem.

A dzisiejsze Słowo nieco mną wstrząsnęło, właściwie już przy pierwszej lekturze. Poczułem, że ono jest bardzo o mnie… Ciemności spowijające Apostołów, fale miotające łodzią – tak, z całą pewnością to jest o mnie po dziewięciu miesiącach mojego pobytu w Polsce. Przyznam szczerze, że to nagłe pojawienie się Jezusa i łódź, która natychmiast znalazła się przy brzegu przyniosły mi jakąś wielką nadzieję, że Pan przyjdzie i wyjaśni mi wszystko… A zwłaszcza to, dlaczego od dziewięciu miesięcy czuję się w tym kraju jak na przystanku autobusowym, ale z całą pewnością nie jak w domu… Mój kraj, a jakby nie mój… Apostołowie znali jezioro, a ono ich ciągle zaskakiwało… Aż do lęku, do przerażenia… Ale nadszedł Jezus… Więc o nic więcej nie wołam, tylko – przyjdź Panie Jezu…