Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria
Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała
przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała
dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w
miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: "Niewiasto,
czemu płaczesz?". Odpowiedziała im: "Zabrano Pana mego i nie wiem,
gdzie Go położono". Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego
Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: "Niewiasto,
czemu płaczesz? Kogo szukasz?". Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik,
powiedziała do Niego: "Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie
Go położyłeś, a ja Go wezmę". Jezus rzekł do niej: "Mario!". A
ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to
znaczy: "Nauczycielu". Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie;
jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i
powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga
waszego”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: "Widziałam Pana i to
mi powiedział".
Mili Moi…
Aktywnej codzienności ciąg
dalszy… Po kilku dniach pobytu w Gdyni (tak, zdążyłem już pospacerować nad
morzem), we wtorek pognałem do Niepokalanowa. Nasze nagrania… Ach, ile one nam
dają radości… Głosić Słowo na każdy sposób. Oto marzenie, które Pan pozwala mi
realizować… W drodze do Grodu Maryi nawiedziłem pewne ubożuchne siostry. Mała
wioska, mały domek, a w nim seniorka, która krzyknęła na mój widok – ach, Pan
wysłuchał moich jęków, od kilku tygodni błagam Go o spowiednika, bo mnie samej
trudno gdziekolwiek dotrzeć. Posługa czai się za rogiem… Ważne, żeby okazać
wrażliwość na natchnienia Ducha. Wizyta trwała może 40 minut. Dla mnie dobra
kawka, dla siostry M pojednanie z Bogiem…
Wczoraj wieczorem
wróciłem. Dziś oczywiście gonitwa w sprawach codziennych. Miałem na przykład umówiony
przegląd auta, który zajął mi pół dnia i niemal mnie zrujnował. Potem jeszcze
fryzjer. No i pierwsze spowiedzi na telefon (rzecz jasna umawiane na telefon), które
zwykle nie trwają krótko. Padam więc na pyszczek, a jutro pobudka 4.30, bo
przede mną kolejna apostolska podróż. Tym razem do Krakowa, na rekolekcje dla
Sióstr Dominikanek. A od nich za kilka dni… do Poznania (tak, też sobie
powtarzam – nie po to stamtąd wyjechałeś, żeby tam tak od razu wracać) na dawno
już zaplanowane krótkie rekolekcje dla dziewcząt dotyczące powołania. Na razie
nie mam w głowie ani jednego słowa – tylko tytuł – „A zwróciłeś uwagę na sługę
mego Hioba?”. Rekolekcje będą o tym, z czym trzeba się zmierzyć, kiedy zaprasza
Bóg… I zasadniczo nie będą łatwe… Ale wszystko jeszcze będziemy z Duchem
Świętym w najbliższych dniach obmyślać…
A dziś kobieta i pełne
czułości, wypowiedziane przez Jezusa wobec niej słowo – Mario. Niby tylko imię.
Niby nic wielkiego. Ale przecież to jej tożsamość. Przecież On jej właśnie przypomniał,
że ona Mu nie jest obojętna, że On ją zna, że się do niej przyznaje, że ją
rozpoznaje. Dziś to imię w moich uszach zabrzmiało jak szelest liści połączony
z odległym pomrukiem burzy. Niesłychana potęga Boga ukryta w jasnym i ciepłym
głosie Jezusa…
Kiedy odczytałem to Słowo
na Eucharystii, a potem podnosiłem Jezusa w górę, myślałem właśnie o tym – o potędze
ukrytej w małym kawałku chleba. Po Mszy podeszła kolejna, z niezliczonej już
rzeczy osób, która powiedziała mi – dziękuję ci, że tak traktujesz Jezusa, że
Nim nie miotasz, że z takim szacunkiem Go ukazujesz i odkładasz na patenę. Jak mógłbym
inaczej? To mój Pan, który w tej ciszy zapadającej podczas chwili ukazania
szepcze do zebranych ich imiona – mówi do najgłębszych głębin ich serca. Moja
nonszalancja mogłaby jedynie rozproszyć ich wzrok i słuch, które winny być skupione
na Nim. Mario… Rabbuni… I nie trzeba więcej. Usłyszcie Go i wy. Bo mam głębokie
przekonanie, że On szepcze dziś do każdego jego własne imię. Znane Bogu.
Rozpoznawane…