Gdy upłynęły dni Ich
oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do
Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim:
„Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również
złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem
Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek
prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim.
Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego.
Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili
Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w
objęcia, błogosławił Boga i mówił: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś
przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu
Twego, Izraela”. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono.
Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony
jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać
się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc
wielu”.
Mili Moi…
Dostałem zupełnie
nieoczekiwany prezent… Taka mała – wielka rzecz. Wspominałem w lipcu, że
wprowadziłem się do jedynego, dostępnego pokoju w naszym klasztorze, a był to
pokoik maleńki niczym dziupla. Ale jakoś szybko przywykłem – zresztą kwestie
mieszkaniowe nie stanowiły dla mnie nigdy większego problemu. W żadnym wypadku
nie wyglądałem jakiejkolwiek zmiany. Gdy tymczasem… Wczoraj naszą wspólnotę opuścił
o. Tadeusz, który został skierowany do pracy w Asyżu. Właściwie mój „sąsiad” – mieszkaliśmy
na jednym korytarzu. Kiedy wszedłem do opuszczonego przez niego pokoju (który
jest również maleńki, ale znacznie ładniejszy i możliwy do zagospodarowania
przy jednoczesnym zachowaniu kawałka przestrzeni życiowej) wiedziałem, że to
dar… Za zgodą naszego przełożonego, trzy i pół godziny później byłem całkowicie
przeprowadzony do nowego pokoju (jestem z siebie bardzo dumny, bo to oznacza,
że nie obrosłem zanadto w dobra – nie użyłem w tej przeprowadzce żadnego
kartonu – wszystko przeniosłem we własnych rękach). I tak siedzę teraz przy
nowym biurku, oddycham nową perspektywą i spoglądam na wielki portret Czcigodnej
Służebnicy Bożej Antonietty Meo, dla której wreszcie znalazła się godna ściana…
Bóg jest dobry.
Poza tym nieco pracuję…
Prowadzę krótkie, trzydniowe rekolekcje dla sióstr urszulanek w Gdyni Orłowie. To
tylko dziesięć minut jazdy autem od nas, co pozwala mi wracać na noc do domu.
Siostry chyba zadowolone, bo przełożona przyszła dziś spytać, czy może moje
namiary przekazać wyższym przełożonym, które są w nieustannym procesie szukania
rekolekcjonistów. Podejrzewam więc, że jeszcze długo roboty mi nie zabraknie…
Za cztery dni mam ruszyć
do USA… Jeszcze tego zupełnie „nie czuję” i pewnie zanim nie znajdę się na
lotnisku, nie poczuję. Uwierzę zaś pewnie dopiero, kiedy wyjdę w Nowym Jorku z
lotniska. Wszystko wydaje mi się takie nierzeczywiste i nierealne. A
jednocześnie ekscytujące. Czuję się jakbym tam jechał po raz pierwszy…
Symeon wskazał mi
natomiast dziś źródło mądrości. Nie był to po prostu jego wiek. Tak zwykliśmy uważać
– że ludzie sędziwi są mądrzy, bo stoi za nimi doświadczenie lat. I czasem tak
bywa. Ale powtarzające się odniesienia do Ducha Świętego sugerują coś zupełnie
innego i nade wszystko przywracają nadzieję nieco młodszym – że i dla nich
osiągnięcie mądrości jest możliwe. Duch Święty kształtował pragnienia Symeona,
Duch wskazał mu sposób ich realizacji, Duch posłał go w miejsce, gdzie czekał
na niego dowód… Trudny dowód – bo trzeba wielkiej wiary, żeby w niemowlęciu
dostrzec Zbawiciela świata. Ale Duch sprawił, że przygasłe, starcze oczy Symeona
były niezwykle sprawne. Zobaczył nimi Zbawienie.
Symeon, który żył dewizą –
zobaczyć Zbawiciela i umrzeć… Bo cóż jeszcze piękniejszego w tym życiu mogłoby
mu się przydarzyć. Mądry i wolny człowiek. Chodzący w Duchu Świętym…