wtorek, 27 października 2015

szukając cudu...

zdj:flickr/Neil Moralee/Lic CC
(Łk 13,10-17)
Jezus nauczał w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu! Pan mu odpowiedział: Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu? Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.

Mili Moi…
Całkiem udany dzień… Przede wszystkim przygotowałem sobotni dzień skupienia dla parafii, a to już dużo. A ponadto zaczytany jestem… Czuję się trochę jak licealista. Pani profesor zadała nam lekturę… I właściwie to tak właśnie jest. Wkrótce rusza nasz Literacki Klub Dyskusyjny (czy jakkolwiek będzie się on nazywał), który ma się stać środowiskiem dla obcowania z niebanalną literaturą oraz przestrzenią wymiany myśli. Pierwszy wątek, to stosunek sacrum wobec profanum na podstawie powieści „Kamień na kamieniu” Myśliwskiego. Inicjatorka przedsięwzięcia, nasza lokalna Pani Profesor zadała, więc posłusznie czytam. Jak już skończę, to musze jeszcze odsłuchać dwóch audycji w tym temacie i tak wyposażony będę mógł się już udać na pierwsze spotkanie… To, mam nadzieję, będzie prawdziwa uczta.

A dzisiejsza, ewangeliczna scena, za każdym razem gdy ją czytam, na nowo mnie zaskakuje. Przełożony synagogi zdaje się znać moc Boga. Potrafi sobie wyobrazić sceny uzdrowienia. A może już je widział. Ale według niego Bóg musi się stosować do zasad. Bo co to za Bóg, który robiłby sobie co chciał. Są pewne zasady i On musi ich przestrzegać, a nie tak jakoś poza protokołem…

I zamiast się człek ucieszyć, wykorzystać tę sytuację do wygłoszenia pochwały na cześć Boga, zbliżyć do Niego wszystkich obecnych, to on się napina, bo nie tylko zakłuło go złamanie przepisu Prawa, ale może jeszcze bardziej fakt, że nie umie uczynić z tego faktu zarzutu wobec Jezusa. Nie stać go na taką odwagę. Napomina więc lud – sześć dni macie na leczenie… 

Jaki banał… Ten, który nie waha się naruszyć spoczynku szabatu tylko po to, żeby mu wół nie padł z pragnienia i żeby nie stracił przez to finansowo, nie potrafi dostrzec, że właśnie został przywrócony do życia człowiek. Tak bowiem można określić cud, który dokonał się z nadmiaru Bożej miłości, cud, o który nikt nie prosił, cud, którego się nikt nie spodziewał. Bożek Prawa znowu okazał się silniejszy...

Bóg, który objawia swoją chwałę wobec różnych ludzi – wierzących, niewierzących, trochę wierzących. Ale najrzadziej wobec bardzo wierzących – w swoje bożki, które skutecznie ich od Niego oddzielają. Wobec takich nie może uczynić nic. I może to jest główna przyczyna tego, że cuda i znaki Jego miłości nie dzieją się wokół nas… Za dużo tam bożków, które są dla nas znacznie ważniejsze od Niego. A On z nimi nie będzie konkurował. Choć z pewnością nadejdzie dzień, że wyraźnie pokaże nam ich wartość… Nadejdzie kiedyś szabat naszego życia, szabat spotkania z Bogiem Prawdziwym…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz