czwartek, 25 kwietnia 2019

beczka miodu i łyżka octu...


Photo by Anthony DELANOIX on Unsplash
(Łk 24, 35-48) 
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: "Pokój wam!" Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: "Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam". Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: "Macie tu coś do jedzenia?" Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich. Potem rzekł do nich: "To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach». Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: "Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego".


Mili Moi…
Muszę przyznać, że święta minęły mi nader spokojnie. Oczywiście pracowicie, ale spokojnie. Bez cienia napięć w klasztorze, a jednocześnie przy liturgii przeżywanej na najwyższym poziomie. Dużo radości i satysfakcji…

Zasadniczo najwięcej czasu pochłania mi ostatnio praca nad rekolekcjami. Obliczyłem, że w maju musze stworzyć „od zera” dwadzieścia siedem nauk. To sporo… Siedzę więc, obmyślam, piszę… Jutro rozpoczynamy weekend powołaniowy u sióstr franciszkanek, a potem jeszcze tydzień na pracę, której przede mną naprawdę dużo.

Wczoraj i dziś nagrania w Niepokalanowie… Strasznie dużo frajdy w związku z tymi działaniami… Raz, że dobre spotkania i dobre rozmowy. Poza tym, wieczorne spacery po Warszawie… Jak ja je lubię… Kocham duże miasta… Nawet dziś, po powrocie do domu, musiałem jeszcze wyjść na mały spacer, zobaczyć „czy wszystko jest na swoim miejscu”.

Wy jesteście świadkami tego… Coraz więcej świadków potrzeba… Świadectwo coraz trudniejsze… W Niedzielę Wielkanocną poszedłem na spacer do największego chyba poznańskiego parku… Piękna pogoda, mnóstwo ludzi… Zmęczyłem się wcale nie chodzeniem, ale zadawanymi konspiracyjnym szeptem przez dzieci pytaniami – mamo, a ten pan, to kto? Pomyślałem sobie – Jezu, my tu dziś radosne Alleluja światu ogłaszamy, a coraz więcej rodzin, w których dzieci nigdy nie widziały księdza… To tylko zwiastun tego, co nadciąga. Za chwilę może się okazać, że najbardziej fundamentalne prawdy nie są już zrozumiałe dla większości. Być może krąg kultury europejskiej, tej, która wyrosła z chrześcijaństwa lada moment zawęzi się do niewyobrażalnych dziś rozmiarów… Kościół nie zniknie, bo Pan nam to obiecał, ale… Smutno mi się robi, kiedy pomyślę, że za chwilę będzie trudno odnosić się do oczywistych i ciągle wspólnych wartości. Smutno mi się robi, kiedy coraz częściej wobec aksjomatów słyszę pytania – a dlaczego? A kto tak powiedział? Smutno mi, kiedy ludzie coraz częściej ubóstwiają swoje subiektywne przekonania, albo w ogóle nie decydują się używać rozumu…

Jedynie prawda o zmartwychwstaniu może przełamać ten smutek… Ona daje nadzieję… Skoro Pan pokonał śmierć, trwogę, lęk uczniów, ich zatwardziałość i otępienie umysłów, to w Nim możemy spodziewać się wszystkiego, co najlepsze… On żyje! A zatem z cierpliwością, wobec wszystkich dzieci, które tego nie wiedzą (a może i dorosłych, którzy tej dziecięcej niewiedzy nie pokonali) – jestem księdzem, zakonnikiem, franciszkaninem… W razie innych pytań – śmiało…

sobota, 20 kwietnia 2019

czekając...


Photo by Anaya Katlego on Unsplash
(Łk 24,1-12) 
W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie". Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary. Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.


Mili Moi…
Triduum Paschalne… Centrum roku liturgicznego… A ja przypominam sobie jak się je celebruje w Polsce. Minione lata to czas, w którym miałem świadomość pełnej odpowiedzialności – było tak, jak ja przygotowałem. Pomoc w przygotowaniu liturgii była bardzo ograniczona, co było niesłychanie obciążające. Tu przypomniałem sobie wartość wspólnoty. Wielu braci, wiele funkcji, podzielona odpowiedzialność. A dzięki pasjonatom świeckim wszystko przygotowane na najwyższym poziomie.

Bardzo spokojnie przeżywam ten czas… Dzielę go między dyżury w konfesjonale, święcenie pokarmów na stół wielkanocny, osobistą adorację i modlitwę oraz tworzenie nauk rekolekcyjnych. Bardzo konsekwentnie realizuje plan wykreowania przynajmniej jednej dziennie. I jak na razie trzymam się tego. Dziś powstała więc piąta… Z piętnastu… A to nie jedyne zadanie kaznodziejskie… Następny weekend to spotkanie powołaniowe u sióstr franciszkanek z tematem miłosierdzia, a wcześniej, we wtorek, pierwsze kazanie nowennowe dziewięciu wtorków przed uroczystością świętego Antoniego. To znaczy pierwsze moje, bo chronologicznie będzie to już drugi wtorek (w miniony trwały u nas rekolekcje wielkopostne). W tym roku bracia zlecili mi tę misję kaznodziejska, co pewnie przyczyni się do zawarcia bliższej przyjaźni z Cudotwórcą z Padwy.

A dziś jakoś szczególnie uderza mnie zwrot „czcza gadanina”. Myślę sobie jak wielu wokół mnie ludzi, dla których Ewangelia nie jest niczym więcej… Wczoraj, tuż przed celebracją Liturgii Męki Pańskiej, przez otwarte okna dobiegały mnie radosne dźwięki świętującego świata (przypomnę, że nasz klasztor jest przy samym poznańskim Rynku). Co świętował? Bynajmniej nie mękę Pana… Mam w sobie w związku z tym sporo żalu… Ale nie do tych rozbawionych ludzie, nie. Właściwie trudno mi go konkretnie zaadresować. Może do siebie samego… Może do ludzi Kościoła… Może…

Nie ma sensu obwiniać, oskarżać, dociekać… Prawdą jest, że całe rzesze wczoraj, w ciepły wieczór Wielkiego Piątku balowały na zewnątrz, nic nie robiąc sobie z cierpiącego Jezusa. Czy można spocząć? Czy można zająć się sobą, swoim życiem, swoimi sprawami, kiedy tylu ludzi nie zna Chrystusa? Bo przecież to wszystko z nieznajomości… Cóż z tego, że nazywają się katolikami? Cóż z tego, że większość dziś pobiegła z koszykiem do kościoła? Cóż z tego, że może niektórzy odwiedzili dziś wiele świątyń oglądając z zainteresowaniem Groby Pańskie?

Dziś, na chwilę przed celebracją Jego cudownego zmartwychwstania, przepraszam Jezusa za swoja bezradność, opieszałość, zmarnowane przeze mnie szanse na ewangelizację. I błagam Go, żeby objawił się światu… Jeśli my, ludzie Kościoła nie potrafimy, to niech kamienie zawołają o Jego miłości… Niech rozlegnie się głośne świadectwo pustego grobu. Niech świat zrozumie i powróci do Pana…

środa, 17 kwietnia 2019

niespodzianka?



(Mt 26,14-25) 
Jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam. A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia? On odrzekł: Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu . A gdy jedli, rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: Chyba nie ja, Panie? On zaś odpowiedział: Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: Czy nie ja, Rabbi? Odpowiedział mu: Tak jest, ty.


Mili Moi…
I tak właśnie zrobiła nam się Wielka Środa… Zupełnie nieoczekiwanie… Spowiadamy na cztery ręce i nogi, co oznacza, że zmieniamy się co godzinę słuchając w trzech, czterech konfesjonałach. Rzecz jasna wczoraj i dziś nawiedziłem jeszcze spowiedniczo moje siostry, które jak zawsze niezawodne… Nie w grzeszeniu rzecz jasna, bo tu wszyscy jesteśmy ekspertami, ale w wałówkach świątecznych. Ciasta, inne słodycze, wszystko pięknie popakowane, ozdobione… Tego poziomu kultury mogę im tylko zazdrościć…

Wśród tych wszystkich zadań udało mi się dziś napisać pierwszą konferencję maryjną na rekolekcje u sióstr klarysek. Pierwszą z piętnastu… przeraża mnie ta liczba. Ale Duch Święty pracuje… Gdyby jeszcze doba miała kilka dodatkowych godzin – jest tyle do zrobienia… Dziś po Mszy podszedł do mnie elegancki młody człowiek z zapytaniem… Jestem tu dziś wyjątkowo – powiada – i po odprawionej przez ojca Mszy chcę wyrazić mała prośbę… Reprezentuję oazę rodzin, mamy krąg, ale ksiądz nam poważnie zachorował… Nie chciałby ojciec nam pomóc, to tylko raz w miesiącu..

Uśmiechnąłem się szeroko… I powiedziałem – zgodnie z prawdą – że bardzo bym chciał… Ale naprawdę już nie jestem w stanie… I Pan Bóg mi świadkiem, że to było najtrudniejsze wydarzenie tego dnia – odmówić temu sympatycznemu człowiekowi. Mam nadzieję, że siedem lat czyśćca będę miał darowane – odmawianie jest dla mnie najtrudniejszą czynnością. Zwłaszcza jeśli dotyczy posługi… Ale wyraźnie czuję, że jeśli cokolwiek jeszcze na siebie wezmę, to albo zejdę na zawał, albo cos mnie przerośnie… Robota szuka człowieka…A  robotników mało…

A jeszcze niektórym przydarzają się tak poważne wpadki jak bohaterowi dzisiejszej Ewangelii. Gdyby wziąć pod uwagę ostatnie dni Jezusa, to Jego Apostołowie nie bardzo mają się czym pochwalić. Dominują wzniosłe słowa i całkiem nieliche przekonanie o własnych możliwościach. Ich serca jakby schłodzone – dużo wolniej odczytują Jego stany emocjonalne. Ale o ile u większości nieco chłodniej, o tyle u Judasza prawdziwe zlodowacenie. Kalkulacje, coraz więcej zniecierpliwienia i wreszcie decyzja, dzięki której stał się już na zawsze symbolem zakłamanej nieprawości…

Żal mi Judasza. Żal mi pozostałych. Żal mi siebie. Wszak tak niewiele mnie od nich różni… Życie nam przecieka przez palce. Ocieramy się o Najważniejszego. Nie potrafimy docenić Prawdy. Nie potrafimy wyjść ze skupienia na sobie. Nie potrafimy… A tu znów Wielka Środa… Niespodzianka?

piątek, 12 kwietnia 2019

słuchając...


Photo by karthick raja on Unsplash
J 10,31-42) 
Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować? Odpowiedzieli Mu żydzi: Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga. Odpowiedział im Jezus: Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeżeli /Pismo/ nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a Pisma nie można odrzucić to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: Bluźnisz, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu. I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.


Mili Moi…
Ostatnie rekolekcje tego wielkopostnego sezonu za nami… Niepokalanów. Bazylika. Kiedy byłem w seminarium marzyłem, żeby tam przemówić. Nie jest łatwo zapełnić ten kościół. Ale słuchaczy nie brakowało. Mam nadzieję, że skorzystali… Ja zmęczony, ale szczęśliwy, wróciłem wczoraj do domu…

… po to, aby zakończyć również Wieczory dla Zakochanych. Sprawowaliśmy Eucharystię, a potem już sporo radości z przebywania razem. Kolejna młoda ekipa posłana w świat z zadaniem budowania pięknego przymierza małżeńskiego. O tych jakoś jestem spokojny. Ułożeni ludzie. Wierzący. Niech im dialog w codzienności pomaga.

Jutro ruszam na całodzienna spowiedź do Tarnowa Podgórnego. W niedzielę kolejne spotkanie przygotowawcze przed czerwcowymi rekolekcjami dla małżeństw w Szwecji, no i pół Wielkiego Tygodnia naprawdę intensywnej spowiedzi u nas. W powielkanocnym tygodniu nagrania audycji w Niepokalanowie i weekend powołaniowy u sióstr franciszkanek… Odpoczniemy w… grobie (w niebie)…

Dziś stanęła mi przed oczami cnota powściągliwości… Często mam ja przed oczami medytując Słowo. Kamienie w rękach Żydów nie mogą oznaczać niczego dobrego. A tak szybko po nie chwytali. Tak łatwo szafowali wyrokami śmierci. A wszystko przecież dla większego dobra, dla czystości religii, dla wyplenienia nieprawości… Idei jednak nie da się zabić – prawdy nie da się uciszyć. Naiwne to złudzenia, że wystarczy wyeliminować głos, żeby zamilkło Słowo… Ale prawdziwa ekwilibrystyka filozoficzna jest niezbędna dla uzasadnienia prymitywnych rozwiązań.

A Jezus w tym wszystkim spokojny i pełen godności. On panuje nad sytuacją. On wie, że Jego godzina jeszcze nie nadeszła. On z uporem powtarza – nie znacie Ojca, nie znacie mnie, nie widzieliście, nie słyszeliście, nie rozumiecie… Od wielu dni to samo… Ale kto jest gotów słyszeć tak trudne słowo? Dużo łatwiejszych mówców mamy na You Tubie… Pochwalą, docenią, podziękują, połechcą, poklepią po ramieniu… A słuchacz z poczuciem sytości położy się spać. I nawet do głowy mu nie przyjdzie szukać jakichkolwiek kamieni. Przecież my jesteśmy cywilizowanym ludem. My szanujemy prelegentów. Mówca miodopłynny też może spać spokojnie. A w tym czasie Jezus będzie powoli zmierzał ku krzyżowi. Kto Go tam zawiedzie? Nie wiem… Jacyś bliżej nieokreśleni „oni”… Bo przecież nie my…

sobota, 6 kwietnia 2019

z Nim...


Photo by Chris Buckwald on Unsplash
(J 7,40-53) 
Wśród słuchających Go tłumów odezwały się głosy: Ten prawdziwie jest prorokiem. Inni mówili: To jest Mesjasz. Ale - mówili drudzy - czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem? I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: Czemuście Go nie pojmali? Strażnicy odpowiedzieli: Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia. Odpowiedzieli im faryzeusze: Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty. Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni? Odpowiedzieli mu: Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei. I rozeszli się - każdy do swego domu.


Mili Moi…
Mojego cygańskiego życia kolejna odsłona… Za chwilę ruszam do Niepokalanowa, aby wygłosić ostatnie w tym Wielkim Poście rekolekcje parafialne. Duża robota. Ale nie powiem, żebym czuł się jakoś fizycznie przemęczony. Chyba jednak musi w tym wszystkim być jakaś łaska stanu, która sprawia, że mimo tych obciążeń związanych z ciągłą zmiana miejsc, innego jedzenia, otoczenia, jakoś daję radę… Choć przyznam szczerze, że z wielką radością i tęsknotą wracam do swojego domku. W takich chwilach cenię bardziej tę swoją intymną przestrzeń.

Wczoraj, przy pięknej pogodzie, zakończyliśmy nagrania naszych rekolekcji internetowych. Powiem Wam szczerze, że smutno mi się zrobiło. Ta praca przynosiła mi wiele radości, a co więcej, zaczęliśmy się zżywać z ekipą. Chłopaki fantastyczne. W głowach poukładane. Znakomicie się rozmawiało. Stoimy na stanowisku, że koniecznie wkrótce musimy podjąć jakiś nowy projekt.

A nad Słowem myślę dziś o narastającej, coraz bardziej ślepej i bezmyślnej furii adwersarzy Jezusa. Coraz mniej argumentów, a coraz więcej emocji. Jezus zaś coraz bardziej samotny, opuszczony, niezrozumiany. Myślę sobie w tym kontekście o tych ostatnich dwóch tygodniach Postu. Jakie to ważne, żeby ci, którzy „łapią” coś więcej z Jego tajemnicy, byli blisko Niego. Wczoraj łaziłem dużo po mieście i patrzyłem na całe rzesze katolików (bo jednak przypuszczam, że nominalnie większość z nich tak się nadal określa), którzy zajadali się mięsiwem, aż im tłuszcz po brodzie kapał. Drobiażdżek? Chyba jednak nie… Brak świadomości? Lekceważenie? Brak motywacji? Zrozumienia? To przecież mała ofiara, a jak trudno ją podjąć. Jak trudno zrozumieć, że Pan cierpi, a my jesteśmy zaproszeni do bycia z Nim – tego dnia szczególnie… Czy zjednoczone z Ukrzyżowanym serce „machnie ręką” na jakąkolwiek ofiarę, którą można dla Niego i z Nim ponieść? Czy nie skorzysta raczej z każdej, drobnej okazji, żeby współodczuwać z Nim, żeby czuwać przy Nim w Jego samotności…

Wołam do siebie i do Was… Bądźmy z Jezusem w te dni… Czuwajmy. A każdy drobiazg niech nas raczej do Niego zbliża, niż oddala. Dwa tygodnie walki z egoizmem – czas start…

wtorek, 2 kwietnia 2019

sam...


Photo by Jonathan Rados on Unsplash
(J 5, 1-16)
Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. Człowiek ów odszedł i doniósł żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.

Mili Moi…
Trwam na rekolekcjach w Miedzichowie. Zakładałem, że to niewielka parafia, ale rzeczywistość nieco przekroczyła oczekiwania. Dziewięćset dusz… Tyle liczy sobie parafia. Ale jeśli na niedzielnych Mszach było 200 osób, to chyba max. Przyznam szczerze, że od początku kapłaństwa mam taką zasadę, że nie „wybieram” parafii. Jeśli przychodzi zaproszenie, a ja mam termin, to po prostu przyjmuję, nigdy nie pytając o wielkość i inne szczegóły. Postanowiłem sobie dawno temu, że jedynym kryterium, które mnie interesuje jest głoszenie Słowa, a nie choćby kwestie „opłacalności”. Jestem temu postanowieniu wierny. Ale przyznam szczerze, że to mi bardzo dobrze robi na pokorę. Kiedy tu przyjechałem, powziąłem takie postanowienie, że właśnie dlatego, że parafia maleńka, zrobię wszystko najpiękniej jak potrafię. I wierzcie mi, że jest to trudne… Kiedy wychodzę głosić na porannej Mszy, a w kościele… piętnaście osób, z czego większość w takim wieku, że zastanawiam się, czy w ogóle mnie słyszą. Ale przypominam sobie wówczas, że człowiek jest drogą Kościoła. Każdy człowiek. Poszczególny człowiek. Choćby jeden… Człowiek.

Z drugiej strony przeżyłem miłe zaskoczenie świadomością, że jest coraz więcej ludzi, którym zależy na duchowym kierownictwie, na spowiedzi. Zgłosiła się do mnie kilka dni temu pewna Boża dusza prosząca o pomoc w tej sprawie. No cóż, ja na wyjeździe. Ale, mówię, jeśli masz samochód i ochotę na wycieczkę, to możesz mnie tu odwiedzić – pogadamy, ustalimy szczegóły. Okazało się, że samochód, czas i ochota jest, więc dziś miałem gościa, który dołączył do gromadki korzystających z mojej posługi. Nie udało mi się jej nawet zniechęcić opowieściami, że czasem spowiadam o szóstej rano, jeśli nie ma już innego wyjścia… Witaj więc A na pokładzie… Niech Pan nas prowadzi.

Jutro wracam do domu, a w czwartek przedostatnie Wieczory dla Zakochanych. Kiedy to wszystko minęło? W piątek prawdopodobnie nagrywanie kilku pozostałych odcinków naszych rekolekcji internetowych. Współpraca z chłopakami to prawdziwa przyjemność, a reżyser deklaruje kolejny pomysł medialny po krótkim odpoczynku. Wyspowiadam jeszcze po drodze dwa klasztory sióstr i będę mógł spokojnie wyruszyć w sobotę na ostatnie w tym Wielkim Poście rekolekcje do Niepokalanowa. W niedzielę osiem nauk. Chyba padnę na pyszczek…

Dzisiejsza Ewangelia zaś wpisuje się w moje ostatnie rozmyślania o samotności. Od miesięcy doświadczam jej w sposób znacznie głębszy, niż dotychczas i cały czas pytam Boga o jej sens, bo on z pewnością istnieje. Ale ta moja pewnie nijak się ma do samotności miejscowego proboszcza, który w maleńkiej wiosce, bez prawa jazdy i samochodu, zasiada w kuchni w fotelu i słucha radia… A dziś w Ewangelii chromy człowiek, który mówi – nie mam człowieka… I znów odpowiedzią okazuje się sam Jezus. Choćby człek nie wiem jak dojmującej samotności doświadczał, zawsze może schronić się w Jego towarzystwie. On jest tym, który podaje rękę i potrafi zmienić rzeczywistość w mgnieniu oka. Wierzyć i trwać przy Nim to chyba jedyny sposób, żeby nie traktować samotności jak przekleństwa, ale żeby zobaczyć w niej mimo wszystko przestrzeń spotkania. Jeśli nie z człowiekiem, to z pewnością z Bogiem…