Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do
Jeruzalem, i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do
pewnego miasteczka samarytańskiego, by przygotować Mu pobyt. Nie przyjęto Go
jednak, ponieważ zmierzał do Jeruzalem. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan
rzekli: "Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba
i pochłonie ich?" Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich. I udali się do
innego miasteczka.
Mili Moi…
Bogaty w wydarzenia
weekend za mną… W piątek pomknąłem do Lichenia, gdzie wygłosiłem naukę dla
ponad sześciuset młodych osób konsekrowanych. Byłem pod wielkim wrażeniem ich
obecności, liczebności, ale również organizacji całego spotkania. Zdałem sobie sprawę,
jakie to jest ważne, żeby oni się wzajemne zobaczyli, poznali, pogadali,
umocnili świadomością, że nie jest ich wcale tak mało. To, co mówiłem, nie było
łatwe, ale zdaje się, że zostało dobrze przyjęte. A ja sam? Muszę przyznać, że
bardzo rzadko towarzyszy mi jakakolwiek forma tremy na ambonie, ale w piątek, w
Licheniu, coś na kształt takiego doświadczenia mi się przydarzyło. Sześćset par
oczu osadzonych w wymagających głowach i połączonych jakoś z wymagającymi sercami
motywuje do całkowitej mobilizacji.
W sobotę rano zakończyłem
rekolekcje dla naszych braci, które w minionym tygodniu odbywały się w ośrodku
rekolekcyjnym w Białogórze. Przywitałem ich w poniedziałek, pożegnałem w sobotę.
Niby krótka wizyta, ale solidny kawałek dnia mi zabrała. A w porze obiadowej
wyruszyłem już do Bydgoszczy, gdzie w parafii świętego Maksymiliana głosiłem
kazania przez całą niedziele i przyjmowałem do Rycerstwa Niepokalanej. Matka
Boża mnie tym razem „przetrzymała”. Nigdy nie sposób przewidzieć jakie będzie
zainteresowanie słuchaczy i czy zdecydują się oddać swoje życie Maryi. Kiedy
więc w sobotni wieczór nie zdecydował się nikt, nie miałem większych problemów
z przyjęciem tego, bo tak już wcześniej, w różnych miejscach bywało. Ale kiedy
o poranku w niedzielę podeszły dwie osoby, a na drugiej Mszy zaledwie jedenaście,
to pomyślałem sobie – a dobrze ci tak, Matka Boża utrze ci trochę nosa, żebyś nie
czuł się tak pewny siebie. I kiedy już zaczynałem powoli godzić się z tym
faktem, to na każdej z kolejnych Mszy decydowało się oddać swoje życie Maryi
około stu osób. Niedzielę zakończyliśmy liczba ponad trzystu zawierzonych Maryi
serc. Jej cześć, a Bogu Najwyższemu chwała. Moja zaś – wielka radość…
Dziś zaś, kolejny dar od
Pana… On wie, jak ja lubię latać i zwiedzać lotniska. Jakiś czas temu, jeden z
prezesów naszych wspólnot rycerskich, będąc w Danii, wręczył jednemu z księży namiary na
mnie, sugerując, że mógłbym może MI zaszczepić na duńskim gruncie. Dziś ksiądz
zadzwonił i w marcu głoszę rekolekcje w Danii. Oczywiście zamierzam wzywać do zawierzenia
się Maryi…
Dziś zaś w Słowie zwrócił
moja uwagę ten wątek Jezusa udającego się do Jeruzalem. On wie po co idzie. Nie
wiedzą tego z pewnością Samarytanie. A i Apostołowie nie do końca zdają sobie z
tego sprawę. Może gdyby było to dla wszystkich zupełnie jasne, nie ośmielaliby się w
żaden sposób przeszkadzać Mu w tej drodze, a wręcz przeciwnie, pomagali by, ile
tylko się da. Stają się tymczasem nie tylko przeszkodą, ale źródłem dodatkowych
niewygód czy cierpień, które właściwie poprzedzają mękę Pana, która w Świętym
Mieście ma się dokonać. A Jezus nie bacząc na to, idzie dalej. Nie skupia się na
tych doraźnych przeszkodach, nie pozwala tracić czasu uczniom na, skądinąd,
nieproporcjonalnie gwałtowne reakcje, nie zajmuje się swoją dumą, brakiem
szacunku Mu okazanym. Te wszystkie sprawy są jakby poza Nim. Jest tylko motyw –
odkupienie człowieka. Za wszelką cenę i bez liczenia się z kosztami. W całkowitym
zapomnieniu o sobie samym…
Bardzo chciałbym tak
umieć. Bardzo chciałbym wśród tych wszystkich zaangażowań nie myśleć o sobie. Składać
z siebie ofiarę. A tego wątku wciąż za mało. Wciąż chyba więcej nadąsania
apostolskiego, zwłaszcza w chwilach, kiedy coś idzie nie po mojej myśli. A tak
łatwo wyobrażać sobie, że moje myśli są dokładnie takie same, jak myśli Jezusa.
Tymczasem chyba jednak niekoniecznie…