czwartek, 24 września 2015

kogo mam posłać, kto by nam poszedł?

zdj:flickr/thierry ehrmann/Lic CC
(Łk 9,1-6)
Jezus zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim! Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.

Mili Moi… 
Niezwykłe dni za nami. Wczoraj wieczorem spędziliśmy klika godzin w towarzystwie ojca Johna Boshobory, ale nade wszystko w towarzystwie Jezusa, którego kapłan ten głosił i w imię którego występował. Kościół pełen wiernych. Wiele przeżyć i duchowych wzruszeń. To, co uderza, to pokora ojca. On naprawdę się chowa za Jezusem. Wszelką chwałę oddaje Jemu i na Nim skupia uwagę uczestników. To prawdziwa duchowa przyjemność obcować z wierzącym kapłanem. Spotkałem się z ojcem jakiś czas przed Mszą, aby wspólnie modlić się za przyjaciół -  Jacka, który wciąż czeka na nerkę i za Ewelinę, która cierpi na bardzo złośliwy nowotwór trzustki. Modliliśmy się razem nad ich zdjęciami, z wielką wiarą, że Pan zechce objawić swoją chwałę w ich życiu. Niech wola Boża się we wszystkim wypełni…

Spałem mało, bo skończyło się wszystko późną nocą. A po czwartej pobudka, jak zwykle. Msza poranna, a wkrótce po niej pogrzeb pani Cecylii, kobiety, która będę pamiętał pod hasłem „kochany ojcze” – nigdy nie zaczynała zdania od innych słów… Właściwie każde zdanie tak rozpoczynała. Urocza osoba. Przed chwilą odprawiłem trzecią dziś Eucharystię i jestem gotów paść noskiem w klawiaturę po tych wszystkich duchowych atrakcjach. Zmęczony, ale szczęśliwy. Dobrze, że dziś odwołaliśmy spotkanie Odnowy, bo chyba bym na nim zasnął…

Z tym większym podziwem patrzę na o. Boshoborę, który każdego dnia pośród tłumów głosi Jezusa, zarywa niejedną noc i walczy o duszę. Towarzyszy mu pewnie niezwykła łaska, bo tak czysto po ludzku byłoby to niemożliwe. Z równym podziwem zawsze patrzyłem na patrona dnia dzisiejszego – o. Pio. Ten z kolei nie przemieszczał się prawie wcale i kawał życia spędził w jednym miejscu, co wcale nie przeszkadzało mu również prawdziwie, wręcz fizycznie trudzić się nad zbawieniem dusz…

I te dwa obrazy wprowadziły mnie mocno w dzisiejsze Słowo. Niezależnie bowiem od tego gdzie i jak, wszyscy jesteśmy wezwani do apostołowania. Każdy z nas ma jakieś tu i teraz, każdy ma wokół ludzi i uczestniczy w rozlicznych zdarzeniach z ich udziałem. Nie zdołamy się wykpić od dzisiejszych wskazań Jezusa. Nie da się w żaden sposób dowieść, że mnie to nie dotyczy. Każdy z nas jest odpowiedzialny za Słowo mu powierzone. Albo obumrze i wyda plon, albo zostanie samo…

Gdyby udało się zdobyć choć jedną duszę dla Chrystusa… 
To jest warte każdego wysiłku…







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz