zdj:flickr/thierry ehrmann/Lic CC
(Łk 9,1-6)
Jezus zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i
władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali
chorych. Mówił do nich: Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby
podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie! Gdy do
jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli
was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg
waszych na świadectwo przeciwko nim! Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc
Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.
Mili Moi…
Niezwykłe dni za nami. Wczoraj wieczorem spędziliśmy klika godzin w
towarzystwie ojca Johna Boshobory, ale nade wszystko w towarzystwie Jezusa, którego
kapłan ten głosił i w imię którego występował. Kościół pełen wiernych. Wiele
przeżyć i duchowych wzruszeń. To, co uderza, to pokora ojca. On naprawdę się
chowa za Jezusem. Wszelką chwałę oddaje Jemu i na Nim skupia uwagę uczestników.
To prawdziwa duchowa przyjemność obcować z wierzącym kapłanem. Spotkałem się z
ojcem jakiś czas przed Mszą, aby wspólnie modlić się za przyjaciół - Jacka, który wciąż czeka na nerkę i za
Ewelinę, która cierpi na bardzo złośliwy nowotwór trzustki. Modliliśmy się
razem nad ich zdjęciami, z wielką wiarą, że Pan zechce objawić swoją chwałę w
ich życiu. Niech wola Boża się we wszystkim wypełni…
Spałem mało, bo skończyło się wszystko późną nocą. A po czwartej pobudka, jak
zwykle. Msza poranna, a wkrótce po niej pogrzeb pani Cecylii, kobiety, która
będę pamiętał pod hasłem „kochany ojcze” – nigdy nie zaczynała zdania od innych
słów… Właściwie każde zdanie tak rozpoczynała. Urocza osoba. Przed chwilą
odprawiłem trzecią dziś Eucharystię i jestem gotów paść noskiem w klawiaturę po
tych wszystkich duchowych atrakcjach. Zmęczony, ale szczęśliwy. Dobrze, że dziś
odwołaliśmy spotkanie Odnowy, bo chyba bym na nim zasnął…
Z tym większym podziwem patrzę na o. Boshoborę, który każdego dnia pośród
tłumów głosi Jezusa, zarywa niejedną noc i walczy o duszę. Towarzyszy mu pewnie
niezwykła łaska, bo tak czysto po ludzku byłoby to niemożliwe. Z równym
podziwem zawsze patrzyłem na patrona dnia dzisiejszego – o. Pio. Ten z kolei
nie przemieszczał się prawie wcale i kawał życia spędził w jednym miejscu, co
wcale nie przeszkadzało mu również prawdziwie, wręcz fizycznie trudzić się nad
zbawieniem dusz…
I te dwa obrazy wprowadziły mnie mocno w dzisiejsze Słowo. Niezależnie bowiem
od tego gdzie i jak, wszyscy jesteśmy wezwani do apostołowania. Każdy z nas ma
jakieś tu i teraz, każdy ma wokół ludzi i uczestniczy w rozlicznych zdarzeniach
z ich udziałem. Nie zdołamy się wykpić od dzisiejszych wskazań Jezusa. Nie da
się w żaden sposób dowieść, że mnie to nie dotyczy. Każdy z nas jest
odpowiedzialny za Słowo mu powierzone. Albo obumrze i wyda plon, albo zostanie
samo…
Gdyby udało się zdobyć choć jedną duszę dla Chrystusa…
To jest warte każdego wysiłku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz