poniedziałek, 28 września 2015

chodząc razem...


(Mk 9,38-43.45.47-48)
Wtedy Jan powiedział do Jezusa: Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami. Lecz Jezus odrzekł: Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie.

Mili Moi…
No chyba dwa najtrudniejsze dni tego tygodnia za nami. Możemy powiedzieć, że już po odpuście. Wczoraj wielkie przygotowania. I choć tak naprawdę do nas należało bardzo niewiele, bo większość zrobili nasi dobrzy parafianie, to jednak nieustannie musieliśmy stawiać przysłowiową kropkę nad „i”. Do tego, właśnie wczoraj wróciliśmy po wakacjach do naszych comiesięcznych dni skupienia. A zatem większość popołudnia upłynęła mi na głoszeniu Słowa, co samo w sobie jest przewspaniałe, ale jednocześnie odrobinę męczące. Pięknie jednak było również dlatego, że mimo wielkich przygotowań przedodpustowych, na dzień skupienia przyszło około 50 osób, co było bardzo miłym zaskoczeniem.

A dziś od rana przygotowań ciąg dalszy. A ich zwieńczeniem była suma odpustowa, podczas której słuchaliśmy o. Mariusza Kocha, naszego gościa z Nowego Jorku. Ludzi dużo. Piękna liturgia. Cała Msza trwała dwie godziny. Przyjęliśmy grupę wiernych do Bractwa Świętego Michała Archanioła, nakładając im na szyje szkaplerze. Głosiliśmy Jezusa sąsiadom w procesji, którą okrążyliśmy nasz kościół. Było pięknie…

A potem już radosne bycie razem… Wspaniałe występy zespołów ludowych, znakomita kuchnia, loteria z nagrodami, tort imieninowy, marszobieg w intencji zmarłych i żyjących… Tak wiele się działo… Ale nade wszystko – nasi ludzie oddani i zaangażowani. Goście zadowoleni. Święty Michał uczczony… A wszyscy dzisiejszego wieczoru z pewnością mocno zmęczeni…

Myślę sobie dziś od rana o jednym… Jezus zdaje się nieco inaczej spoglądać na ludzi, którzy działają w Jego imię. Nawet jeśli nie mają z Nim pełnej jedności, nie są od razu odrzuceni, ale stara się On z nich wydobyć to, co najlepsze i dostrzec wartość w ich działaniu. To my chyba mamy większy problem, kiedy chcielibyśmy ten świat widzieć mocno kwadratowo. Są ramy, są granice i nie wolno poza nie wychodzić. Bo jeśli się ktoś nie mieści, to już z pewnością nie działa w mocy Jezusa, ani w Jego imię… Trudne to… Ale może warto powalczyć… O jakąś formę otwartości??? Tej chyba Ameryka uczy bardzo...

Dziś przy kościele pojawiła się czarnoskóra para. Wyglądali dość orientalnie, ponieważ oboje byli ubrani na żółto. Okazało się, że to pani pastor, baptystka, ze swoim mężem. Przejeżdżali obok nas i postanowili zajrzeć. Niesłychanie mili ludzie… Taki znak… Nie chodzą z nami, ale grzeją się w świetle tej samej Prawdy. Może siedzą nieco dalej. Może nie wszystko widzimy tak samo. Ale… Przecież i oni szukają Jezusa. I oni próbują za Nim iść… Może ten dzisiejszy, króciutki kawałek drogi przebyliśmy wspólnie… I może jeszcze kiedyś się spotkamy…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz