środa, 8 kwietnia 2015

szara obojętność...



(J 20,11-18)
Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy /tak/ płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: Niewiasto, czemu płaczesz? Odpowiedziała im: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę. Jezus rzekł do niej: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu. Rzekł do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: Widziałam Pana i to mi powiedział.

Mili Moi...
Dziś o poranku prowadziłem po raz pierwszy pogrzeb amerykańskiego weterana. Musze przyznać, że szczególne wrażenie robi obrzęd składania flagi i przekazywania jej rodzinie. Jest to jakoś poruszające, pewnie tym bardziej, jeśli widzi się to po raz pierwszy. Potrafię sobie wyobrazić jak bardzo musi to wzruszać na pogrzebie bardzo młodego żołnierza. Nasz dzisiejszy bohater miał 92 lata. Jutro zaś pogrzeb w tym samym stylu, również weteran, choć zaledwie 54 letni. Dzień więc skutecznie wypełniają tzw. wake, czyli czuwania przy zmarłym, na których ksiądz musi się pojawić, no i tworzenie kazań, bo nie lubię mówić ciągle tego samego...

Za to wieczorem czekało mnie arcymiłe spotkanie, którego cel uwidoczniłem na zdjęciu. Jako że nigdy dotąd nie byłem u nikogo na "kolędzie" w kwietniu, to sceneria tulipanowo - jajeczna była dla mnie wyjątkowo urzekająca. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pobłogosławić mieszkanie i rodzinę o każdej porze roku, więc pobłogosławiłem... A przy okazji dużo dobrych rozmów i mile spędzony czas...

A Maria Magdalena trochę dziś zadziwia... Wszak tłoczno przy tym grobie - dwaj mężczyźni siedzą w środku, jeden kręci się na zewnątrz, a ona... jakby odcięta od tej rzeczywistości, jakby nie widziała w tym nic dziwnego... Jedno pytanie, które kołacze się jej w głowie, to gdzie jest Pan? Wstrząs, którego doznała w związku z Jego śmiercią, wprowadza ją w jakieś odrętwienie, mechaniczne postępowanie, brak trzeźwego łączenia faktów. To chyba dość częste w przypadkach szczególnie bolesnych doświadczeń...

Ale pomyślałem sobie, że przecież nie tylko wówczas... Czasem szara codzienność, koleiny dnia, schematy myślenia, powtarzalność zjawisk, wciąż te same obowiązki mogą doprowadzić do podobnych skutków. Człowiek wchodzi w pewien mechanizm działania i w żaden głębszy sposób nie zastanawia się nad sensem tego, co czyni, nad celowości, nad głębią. Obojętność na wszystko może wkraść się bardzo łatwo do serca. I wówczas kwestia "zmartwychwstał, czy nie zmartwychwstał" przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. I wówczas rzeczywiście liczy się, żeby być w kościółku, odhaczyć swoją obecność, odmówić pacierz (a może paciorek) i nie zapomnieć, że w piątek jemy pierogi z kapustą i grzybami... Wówczas sprawy wiary są tyleż proste, co nudne i nie ma żadnego powodu, żeby zajmować się nimi dłużej, niż to konieczne...

Czego potrzeba? Co daje szansę na zmianę? Duch Święty, na którego Kościół czeka i o którego woła przez najbliższe dni... Tylko On jest w stanie wprowadzić prawdę o Zmartwychwstałym do serca. Tylko On jest w stanie nas nawrócić. Tylko On może nas wytrącić z kolein nudy i rutyny ukazując świat wiary jako fascynującą przygodę z Żyjącym...

A zatem... Duchu Święty przyjdź... Do Kościoła... Do naszej parafii... Do mojego serca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz