środa, 22 kwietnia 2015

budzimy się...


zdj:flickr/Cristian Malevic/Lic CC
(J 6,30-35)
W Kafarnaum lud powiedział do Jezusa: Jakiego dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba. Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Rzekli więc do Niego: Panie, dawaj nam zawsze tego chleba! Odpowiedział im Jezus: Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.

Mili Moi...
No i dziś nabrałem jakiegoś wiatru w żagle. I jestem już na 11 stronie :) Nie jest to wynik imponujący, ale zdałem sobie sprawę, że gdyby tak pisać po trzy strony dziennie, to w trzy miesiące byłoby już całkiem dużo napisane :) Gdyby to się jednak tak wszystko precyzyjnie dało zaplanować. Wciąż to klejenie myśli sprawia mi trudność, ale ufam, że jak juz się dobrze rozpędzę, to będzie szło lepiej. Na razie cieszę się z tego, że w ogóle drgnęło... Ale jedna rzecz sprzyja pisaniu z całą pewnością... Wyłączenie wszystkich komunikatorów internetowych i odsunięcie telefonu jak najdalej... Przekonałem sie o tym dziś i tak to chyba trzeba robić...

Pogoda nam się znów zrobiła wiosenna, więc spiłem dziś kawkę w znakomitym towarzystwie... pod murem. A właściwie pod muralem, który jest coraz piękniejszy i który mamy w najbliższą niedzielę poświęcić. Urzekają historie ludzi, którzy już przychodzą się w to miejsce modlić. Papież na mojej ulicy? - powtarza z niedowierzaniem nasz sąsiad, Ekwadorczyk i wspomina jak to kiedyś raz mógł go zobaczyć na żywo... Tyle prostej radości... Nie ma właściwie samochodu, który by się choć na chwilę nie zatrzymał. Wiele dobrych słów... Odtrutka na malkontentów...

Przychodzić i wierzyć... Dwa warunki... Czego? Właściwego interpretowania rzeczywistości. Tylko Pan jest w stanie nam ją właściwie tłumaczyć. Ukazać nam prawdę, która nie zawsze jest wygodna, ale która zawsze wyzwala. I tak sobie myślę, że może to jest powód, dla którego w naszych kościołach mamy tak lichy procent praktykujących. Wszak miejsce to niebezpieczne. Bo nie daj Boże prawda przedostałaby się przez opary absurdu do serca... A wówczas trzeba byłoby zmienić wiele... Może wszystko... Więc lepiej nie słyszeć, nie bywać, nie narażać się...

Nie przychodząc, znacznie trudniej uwierzyć. Nie jest to całkiem niemożliwe, ale traci się tyle czasu... Ileż razy słyszałem te słowa - tyle lat ojcze... Dlaczego mi nikt nie powiedział o tym wcześniej? Mówili... Ale nie chciałeś, albo nie mogłeś usłyszeć... Ogłuszony hukiem światowych atrakcji, które uderzają w ciebie z całą gwałtownością... Jezus ich nie przekrzyczy... Bo to, co ma do powiedzenia domaga się wyciszenia i skupienia. A co to takiego? To taki stan, który rzadko udaje sie osiągnąć nawet w kościele... Jeśli wchodzisz do niego w ostatniej chwili, ba, powiedzmy sobie szczerze - najczęściej spóźniony, zanim znajdziesz miejsce, zanim się zorientujesz jaki to moment Mszy, zanim poskromisz galopujące myśli, to zwykle następuje już błogosławieństwo końcowe... I znów nie usłyszałeś... I kolejna szansa przeszła obok... Tydzień za tygodniem; miesiąc za miesiącem; rok za rokiem...

Pobudkaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz