piątek, 10 kwietnia 2015

Bóg kochający...


zdj:flickr/@Doug88888/Lic CC
(Łk 24,35-48)
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego.

Mili Moi...
A u nas rozpoczęła się trzecia z kolei wizytacja. Tym razem wizytacja kustosza z Kanady, który po prowincjale i delegacie generalnym zapragnął nawiedzić nasz klasztor i sprawdzić na ile żyjemy życiem franciszkańskim... Wnioski przedstawi nam dopiero jutro, ale dziś sobie szczerze pogadaliśmy, więc mam nadzieję, że owoce tej wizytacji będą dla nas wszystkich zjadliwe :)

Poza tym wydarzeniem udało mi się jeszcze spreparować kazanie na niedzielę, a że po angielsku, to zawsze zajmuje to nieco więcej czasu. Ale tematem Miłosierdzie, więc pisało się z wielką przyjemnością. Mam nadzieję, że i wygłoszę z nie mniejszą...

Ale z pewnością najważniejszym wydarzeniem dnia było nabożeństwo uzdrowienia, które przeżyliśmy w ramach naszych rekolekcji ewangelizacyjnych. Zawsze czekam na nie z niecierpliwością, bo to jest tak wielki zastrzyk Bożej miłości dla nas wszystkich, którzy jej potrzebujemy. Dla mnie też, bo kiedy mogę posługiwać i wołać do mojego Pana poprzez przyczynę mojego kapłaństwa, wówczas jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Bo robię to, do czego On mnie stworzył i powołał. I choć ja nie mam żadnej mocy (poza tym, że mogę płakać z płaczącymi), to On może uczynić wszystko. Zmienić życie. Uzdrowić. Przekonać o swojej miłości. Mam nadzieję i wielką ufność w Nim, że dziś wobec naszych parafian to uczynił. Piękny czas. Piękne nabożeństwo. I choć jestem padnięty maksymalnie, to podśpiewuję sobie właśnie z radości...

Wtedy oświecił ich umysły... Dziś się we mnie taka wielka tęsknota za tym oświeceniem pojawiła. Żebym rozumiał Pisma, żebym mógł głosić jeszcze jaśniej, prościej, skuteczniej, z mocą. Tak bardzo Mu zależało, żeby przekonać uczniów o swojej realności, że nawet zjadł coś na ich oczach. Po co? No jeśli mieli być Jego świadkami, to oni z pewnością nie mogą mieć żadnych wątpliwości co do realności tych spotkań. Ta pewność pozwoli im być stanowczymi świadkami wobec katechezy świata. Ta pewność nie pozwoli im się  cofnąć wobec prześladowców. Ta pewność sprawi, że będą gotowi oddać życie. Za Prawdę...

Dziś po raz pierwszy w życiu pomyślałem z radością o śmierci. Ona musi być niesamowitym doświadczeniem. Kiedy widzimy Go na własne oczy, kiedy mamy poczucie pełnej zależności, kiedy już nie możemy uczynić nic... Fascynująca przygoda. Wejście w nowe życie. Życie, z którego już nikt nie chce wrócić tu... Życie w Miłości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz