piątek, 5 czerwca 2015

słyszysz???

zdj:flickr/hobvias sudoneighm/Lic CC
(Mk 12,35-37)
Jezus nauczając w świątyni, zapytał: "Jak mogą twierdzić uczeni w Piśmie, że Mesjasz jest Synem Dawida? Wszak sam Dawid mówi w Duchu Świętym: Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół Twoich pod stopy Twoje. Sam Dawid nazywa Go Panem, skądże więc jest [tylko] jego synem?" A wielki tłum chętnie Go słuchał.

Mili Moi...
No i udało mi się jakoś na Ojczyzny łono dotrzeć. Podróż bez większych niespodzianek... No może poza nieustannie płaczącymi w samolocie dziećmi, co sprawiło, że prawie oka nie zmrużyłem... Choć muszę wspomnieć, że znów doświadczyłem serdeczności na lotnisku. W New Yorku obsługujący mnie ciemnoskóry młodzieniec nie miał dla mnie miejsca, o które prosiłem, ale obiecał, że coś spróbuje załatwić. Poszedł do kogoś wyżej, poszeptali, pokazał na mnie i miejsce się znalazło... Nie, nie... Żaden luksus. Po prostu miejsce przy przejściu, którego akurat nie mógł mi przydzielić. Podobnie w Berlinie. Człek o arabskim typie urody ze znacznie ciemniejszą, niż europejska karnacją skóry, zapytał gdzie lecę. Ja na to, że do Gdańska. A on... najczystszą polszczyzną udzielił mi informacji gdzie mam iść. Takie cuda... Z zaskoczenia zapomniałem go zapytać skąd ma tę umiejętność. Ale najważniejsze, że już na ziemi i w gościnnych progach. I choć trochę senność mnie męczy, to powoli zaczynam odpoczynek. Wiąże się on z... odmawianiem. Dziś kolejny raz... Tym razem udania się na pielgrzymkę autokarową w roli opiekuna duchowego. Tak prawdę mówiąc, gdybym się nie bronił, to cały urlop spędziłbym na duchowych posługach. I choć niektórzy wciąż mi powtarzają, że moje kapłaństwo to trwające całe życie wakacje i nie mam pojęcia o tym, co oznacza pracować, to ja postanowiłem wziąć wakacje od tych wakacji, bo jak mówi powiedzenie - "z próżnego to i Salomon nie naleje". Odpoczywam więc dla złapania równowagi duchowej, psychicznej, fizycznej również. I od jutra zaczynam osobiste pielgrzymowanie. Począwszy od Gdyni, przez Lublin, Częstochowę, aż po Łódź. W domu pewnie będę za tydzień... A tak z pierwszych obserwacji... Dziś byłem na zakupach i zdziwiłem się... bo wszyscy wokół mówili po polsku. Natomiast ostatnią obcą osobą, którą się do mnie uśmiechnęła tak po prostu za nic i kiwnęła głową na powitanie była pani z obsługi na niemieckim lotnisku. Potem jest nieprzekraczalna granica. I sam wychodzę na durnia przepraszając grzecznie, kiedy zahaczam kogoś w sklepie łokciem...

A Słowo... Dziś długo siedziałem nad nim bez szczególnych poruszeń myśli. Zdarza się to czasami. Próbowałem się w nie wsłuchiwać, pytać Jezusa o czym do mnie mówi. I ostatecznie to, co usłyszałem niekoniecznie ma ścisły związek z treścią, choć poniekąd... Poczułem w sercu takie zaproszenie, żebym sobie nie robił urlopu od Słowa... To ostatnie zdanie - tłum chętnie Go słuchał, jest dla mnie niesłychanie motywujące. Być może wielu z tych ludzi miało takie doświadczenie jak ja dziś, że niewiele rozumieli z tego, co On mówił. Ale Jego głos przyciągał uwagę, Jego słowo miało moc nie tylko wynikającą z treści, ale z autorytetu... Dlatego następnego dnia szukali Go znowu i znowu... Niezależnie od poziomu przyswajalności... Słowo jest codzienne... Ono syci także wówczas, gdy nie potrafię zrozumieć...

A od jutra wracam do Biblii Jerozolimskiej... Nie zabrałem jej ze sobą do USA i zatęskniłem bardzo. Dziś przejąłem ją z kartonów elbląskich... Moja Biblia Jerozolimska... Może i ona zatęskniła, żeby być znów otwartą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz