wtorek, 9 czerwca 2015

z Nim, w Nim i dla Niego...


zdj:flickr/Charis Tsevis/Lic CC
(Mt 5,13-16)
Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

Mili Moi...
Lublin to jednak miejsce na świecie, do którego już chyba zawsze będę wracał z radością... Lubię tu być... A zajęć sporo... Wczoraj pół dnia biegałem po sklepach... Od księgarń katolickich po markety budowlane. Dziwne? Nie, nic nie buduję... Nawet nie remontuję. Ale w workach na gruz znakomicie się wysyła książki do Ameryki, a kolejny pakiet na tę wysyłkę czeka...

Poza tym dziś dzień nauki. Rzeczywiście siedziałem nad książką, żeby wstydu się nie najeść. Ale mój profesor to człowiek z ogromną klasą i kulturą, więc egzamin był bardzo miły. Pierwszy raz też widziałem go tak zaskoczonego, kiedy wręczyłem mu napisany fragment pracy. Naprawdę się nie spodziewał... Przy okazji udało mi się też zainicjować proces wydawania drukiem mojego artykułu, niezbędnego do otwarcia przewodu doktorskiego. Okazało się, że tekst podobno się broni... Więc może to wszystko nabierze tempa... Oczywiście dzięki wielu dobrym ludziom...

Poza tym wiele dobrych spotkań i rozmów... A jutro jeszcze dobre siostry w Kazimierzu i powoli będzie można zmierzać do kolejnego punktu tej wyprawy, którym ma być Częstochowa... To miejsce, do którego zawsze jadę z ogromną tęsknotą...

A dzisiejsze Słowo przypomina mi jak ważne jest to życie wiarą na co dzień...  Ale tylko tak, żeby wzrok innych kierować na Ojca w niebie, a nie na siebie samego. Mam głębokie przekonanie, że jeśli jestem temu światu do czegokolwiek potrzebny, to tylko jako chrześcijanin, a jeszcze bardziej jako kapłan. Od jakiegoś czasu nie mogę się uwolnić od pytania - co jeszcze? W jaki jeszcze sposób mógłbym żyć w pełni oddany Jezusowi? Jak to zrobić, żeby moje życie nie w 93, nie w 98, ale w 100 procentach należało do Niego i było świadczeniem o Nim.... Ja nie mam absolutnie nic poza Nim... I czuję się dzięki temu niesłychanie bogaty... Ale wciąż mam poczucie, że mógłbym być jeszcze bardziej słony, że mógłbym świecić jaśniej... Moja sangwiniczna natura nie pozwala mi spocząć, uznać że to już, że to wystarczy... Nie wystarczy... Im dłużej się przyglądam światu, tym bardziej widzę, że potrzeba tu Boga. Tak na poważnie... Tak absolutnie poważnie...

... a objawiają Go tylko ci, którzy żyją Nim nie na 93, nie na 98, ale na 100 procent...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz