wtorek, 2 czerwca 2015

dziel i... mnóż...


zdj:flickr/Emran Kassim/Lic CC
(Mk 12,1-12)
I zaczął im mówić w przypowieściach: Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. W odpowiedniej porze posłał do rolników sługę, by odebrał od nich część należną z plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i odesłali z niczym. Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali. Miał jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do nich, bo sobie mówił: Uszanują mojego syna. Lecz owi rolnicy mówili nawzajem do siebie: to jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym. Nie czytaliście tych słów w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w oczach naszych. I starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że przeciw nim powiedział tę przypowieść. Zostawili więc Go i odeszli.

Mili Moi...
No i zaczął się etap "zabijania czasu"... Bo tak naprawdę ciężko zajmować się już sprawami ważnymi. Myśli raczej zajęte tym co i jak w walizce zmieścić. Mam szczerą nadzieję, że jakoś uda się to ogarnąć. Dziś jeszcze małe zakupy... Rano książkowe w Clifton, po południu odzieżowe w... pobliżu :) Wybrałem się z moim proboszczem... Co to jest za człowiek... Chodził ze mną pomiędzy wieszakami, szperał i mówił - weź jeszcze to... w tym ci będzie dobrze... popatrz jakie to ładne... A na koniec przy kasie stwierdził, że on jednak zapłaci za wszystko... Tak sobie dziś pomyślałem, że posłał mnie Pan Bóg do tej Ameryki również i po to, żebym doświadczył co znaczy mieć ojca... Bo tu go rzeczywiście w jakiejś mierze odnalazłem...

A nad Słowem dziś refleksja, że nie ma miejsca na miłosierdzie w sercach... chciwych. Miłosierdzie bowiem jest zawsze darem, który mnie angażuje i kosztuje. Niezależnie od tego, czy mowa o dobrach materialnych, czy duchowych - miłosierdzie domaga się, żebym coś z siebie dał. Dlatego jest niemożliwe dla chciwców...

Kiedy ta chciwość włączyła się dzierżawcom winnicy. Przecież ci ludzie wiedzieli, że ona nie należy do nich. Przecież znali warunki. Przecież musieli rozumieć, że ich postępowanie nie tylko nie wzbudzi sympatii właściciela, ale jeszcze z całą pewnością go rozgniewa... A jednak brną w tę ślepą ulicę i nie cofają się przed żadnymi zbrodniami. Po co? Dla zatrzymania plonu? Dla przejęcia dochodowego biznesu? Dla udowodnienia sobie lub komuś, że udało im się to zrobić? Jeden Pan Bóg wie...

Ich chciwość jednak odebrała radość wszystkim... Bo nawet o nich trudno powiedzieć, że są ludźmi szczęśliwymi, mimo że wydaje się - postawili na swoim. Z tyłu głowy wciąż pobrzmiewają słowa Jezusa - więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. Ale żeby o tym się przekonać, trzeba zaryzykować... Trzeba spróbować... Trzeba wejść w postawę miłosierdzia...

1 komentarz:

  1. "Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu" - Potwierdzam te słowa na podstawie własnego doświadczenia. Otóż niejednokrotnie miałem takie doświadczenie, że kiedy coś komuś dałem, to otrzymywałem coś innego w zamian za to. Muszę tu podkreślić to, iż tego nauczył mnie sam Pan Bóg. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego że to On sam tak ustawia pewne sytuacje abym pomagał innym po to abym sam w zamian za to coś otrzymał. Z tego co się zorientowałem kiedy człowiek coś daje innym ludziom, Kościołowi albo Bogu, Bóg obsypuje go łaskami. I tak np. Ojciec poradzi jakiejś pani aby poszła do lekarza, a w zamian za to inna pani poradzi Ojcu jak załatwić jakąś sprawę w urzędzie - tak to mniej więcej działa.
    Ale tak jak we wszystkim taki i w pomaganiu powinna być roztropność. Nie chodzi o to aby się zatracać, ale chodzi o roztropną postawę miłosierdzia.

    OdpowiedzUsuń