niedziela, 27 grudnia 2015

świadectwo krwi...

zdj:flickr/Josh/Lic CC
(Mt 10,17-22)
Jezus powiedział do swoich Apostołów: Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.

Mili Moi…
Świętowania dzień drugi… Od rana wizyty… Najpierw u Mary, która jest korektorką moich anglojęzycznych kazań… Przedobra kobieta. Uruchomiła długopis, żebym tak do końca nie zbłaźnił się na ambonie. Potem siłownia… A tam tłumy. Wszak poświąteczne ćwiczenia są mile widziane. A kiedy już wróciłem do domu, zabrałem się za… wypisywanie kartek świątecznych. Oczywiście to odpowiedzi na „drugą turę”, czyli na te kartki, które przyszły podczas mojej nieobecności. Całkiem to było zajmujące…

A potem Msza po angielsku i dzień skupienia… Bałem się, że dziś naprawdę będzie garstka ludzi, a może wręcz przyjdzie mi głosić do pustych ławek. Ale okazało się, że przyszło niemal pięćdziesiąt osób. Poza tym, że pomodliliśmy się solidnie (choć mamy awarię pieca i w kościele jest naprawdę zimno), to jeszcze po skupieniu spędziliśmy wspólnie uroczy wieczór budując wspólnotę i śpiewając kolędy, czego próbkę zamieszczam poniżej… Cudownie jest być razem w takim dniu. Razem z Jezusem i razem z braćmi i siostrami…

A patron dzisiejszy, św. Szczepan, zawsze mnie urzeka swoją wiarą. Nie „nabył się chrześcijaninem”. To zresztą była rzeczywistość tamtych czasów. Niektórzy z wierzących przyjmowali nawet tak zwany „chrzest krwi”. To znaczy nie zdążyli przygotować się do chrztu z wody, kiedy nadeszły prześladowania i decydowali się oddać swoje życie za wiarę, której nawet jeszcze formalnie nie wyznali. To dla mnie coś zupełnie niepojętego. Jak bardzo musieli przejąć się słowami Jezusa, jak bardzo musieli Go kochać, że decydowali się na śmierć raczej, niż na życie pozorne w tym świecie i według jego zasad.

Imponuje mi to bardzo i zawsze zastanawiam się czy ja sam, który znam Jezusa od tak wielu lat, byłbym skłonny tak odważnie rozstać się z tym światem w sytuacji zagrożenia. Czy byłbym w stanie wyznać wiarę do końca? Czy udźwignąłbym takie wyzwanie? Modlę się dziś do Pana, żeby pozwolił mi dojrzewać. I osiągnąć kiedyś pewność w tej sprawie. Chcę Mu odpowiedzieć „tak”, nawet na tak trudne i wymagające zaproszenie… Święty Szczepanie… Módl się za mną… A może jeszcze bardziej za chrześcijanami, którzy dziś stanęli właśnie wobec takiego zaproszenia… Albo wkrótce staną… Wyproś im siłę i odwagę… Amen.






1 komentarz:

  1. Miło jest Ciebie ojcze Michale zobaczyć w akcji. Czy można prosić o więcej.
    Pozdrawiam "Pokój i dobro"

    OdpowiedzUsuń