sobota, 5 grudnia 2015

misja...


(Mt 9,35-10,1.6-8)
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!

Mili Moi…
Musze przyznać, że każdego dnia wieczorem siadam przed komputerem i kapituluję… Zmęczenie bierze górę i odkładam pisanie na następny dzień… Tyle się dzieje… Wspominałem, że w czwartek objechaliśmy kilka domów opieki, gdzie nasi parafianie… I tu właśnie zastanawiam się co napisać… Żyją? Czekają na śmierć? Wegetują? To taki przykry widok… Nie nowy dla mnie, ale jednak zawsze poruszający… Stanley, który w zabrudzonej koszuli nocnej czeka aż ktoś go przebierze…. Helen, która kieruje do nas tylko jedno pytanie – kiedy zabierzecie mnie do nieba? Teraz każdego miesiąca będę się z nimi, czy może nad nimi raczej modlił. Większość z nich niestety nie ma już świadomości tego, co się dzieje… Ale należeli do naszej parafii… Chcemy być z nimi do końca.

Piątek to rzecz jasna kolejne odwiedziny chorych i bieganie wokół wielu różnych spraw… Święta idą, bo wszędzie jakieś szalone kolejki… Szał kupowania się rozpoczął… Wieczorem natomiast obejrzałem dokument poświęcony naszym braciom Michałowi i Zbyszkowi, którzy dziś zostaną beatyfikowani… Ależ to dziwnie brzmi… Pisać o tym jak o najzwyczajniejszym fakcie pod słońcem… A przecież to absolutnie nadzwyczajne wydarzenie. Nasi współbracia, franciszkanie, pierwsi polscy misjonarze męczennicy. Wczoraj, dzięki temu dokumentowi, poznałem ich odrobinę lepiej… Ta ich bezradność wobec duchowej biedy ich parafian… Stawiane pytania – po co ja tu jestem? I odpowiedzi – przecież Ty Panie umarłeś i dla nich… Ty wiesz po co tu jestem…

To stało się we mnie znów źródłem przemyśleń dotyczących najgłębszego sensu mojego życia… Kiedy patrzę na ich pracę, ich zaangażowanie, ubóstwo, gorliwość, na potrzeby, którym starali się sprostać… Myślę sobie o swoim życiu, które dziś wiąże się z wypełnianiem różnych kwitów, chodzeniem na różne spotkania, bieganiem wokół spraw banalnych… Oczywiście taki jest moment mojego życia… Tu tez postawił mnie Pan. Jestem tego pewien… Ale rozmawiam od wczoraj z Nim na poważnie… A gdybyś Panie Boże zechciał czego innego??? Czegoś, co mi się dziś w głowie wcale nie mieści? Tak na przykład – jedź na koniec świata, żyj bez prądu, bez samochodu, bez bieżącej wody, bez przyjaciół, bez… Jestem gotów? Dla Ewangelii? Dla mojego Jezusa??? To też przypomina mi o upływającym czasie… Życie mija. I na ile ono jest owocne, twórcze? A przede wszystkim na ile służy Boże sprawie? Bo tylko w tym jest jego sens…

Szczególnie dziś to słyszę, kiedy Słowo bardzo jasno wspomina o misji… A ja należę do zakonu misyjnego… Wszak Franciszek jeden cały rozdział Reguły misjom i misjonarzom poświęcił. Czy wystarczy powiedzieć – tu i teraz, dziś jest moja misja? A może trzeba wejść jeszcze w głębiej w słuchanie… Może trzeba podjąć jeszcze jakieś większe ryzyko… Może trzeba się okazać szalonym… Nawet we własnych oczach… Czekam. Ufam, że On przemówi…

A dziś od rana trwamy na warsztatach dla małżonków i rodzin, które zorganizowaliśmy w naszej parafii. Ponad 20 par, które w serdecznej atmosferze zdobywają wiedze i doświadczenie. „Dlaczego moje dziecko mnie nie słucha?” To temat… Mam nadzieję, że owocnie spędzimy ten dzień…

1 komentarz:

  1. Błogosławieni Ojcowie - Zbigniew i Michał, są mi szczególnie bliscy, ponieważ mój proboszcz studiował z o. Jarosławem - przełożonym Wspólnoty w Peru, a sam o. Jarosław głosił u nas rekolekcje. Historia życia Ojców towarzyszyła mi więc od lat i stopniowo zmieniał sie mój sposób jej odbioru. Jako dziecko bałam się i nie rozumiałam dlaczego giną ludzie, którzy kochają Pana Boga i czynią dobro. Teraz, jako człowiek dorosły i powiedzmy, mający tyle lat, co Ojcowie, gdy zginęli, zastanawiam się, co ja bym po sobie zostawiła, gdyby przyszło mi odejść. Stawiam też sobie pytania o sens życia i tak naprawdę modlę się o jedno - żebym mogła być dobrym człowiekiem...

    OdpowiedzUsuń