(Mt 9,35-10,1.6-8)
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach,
głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A
widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce
nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale
robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo.
Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad
duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie
słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: Nie
idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie
raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już
jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych,
oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo
dawajcie!
Mili Moi…
Musze przyznać, że każdego dnia wieczorem siadam przed komputerem i kapituluję…
Zmęczenie bierze górę i odkładam pisanie na następny dzień… Tyle się dzieje…
Wspominałem, że w czwartek objechaliśmy kilka domów opieki, gdzie nasi
parafianie… I tu właśnie zastanawiam się co napisać… Żyją? Czekają na śmierć?
Wegetują? To taki przykry widok… Nie nowy dla mnie, ale jednak zawsze
poruszający… Stanley, który w zabrudzonej koszuli nocnej czeka aż ktoś go
przebierze…. Helen, która kieruje do nas tylko jedno pytanie – kiedy
zabierzecie mnie do nieba? Teraz każdego miesiąca będę się z nimi, czy może nad
nimi raczej modlił. Większość z nich niestety nie ma już świadomości tego, co
się dzieje… Ale należeli do naszej parafii… Chcemy być z nimi do końca.
Piątek to rzecz jasna kolejne odwiedziny chorych i bieganie wokół wielu różnych
spraw… Święta idą, bo wszędzie jakieś szalone kolejki… Szał kupowania się
rozpoczął… Wieczorem natomiast obejrzałem dokument poświęcony naszym braciom
Michałowi i Zbyszkowi, którzy dziś zostaną beatyfikowani… Ależ to dziwnie
brzmi… Pisać o tym jak o najzwyczajniejszym fakcie pod słońcem… A przecież to
absolutnie nadzwyczajne wydarzenie. Nasi współbracia, franciszkanie, pierwsi
polscy misjonarze męczennicy. Wczoraj, dzięki temu dokumentowi, poznałem ich
odrobinę lepiej… Ta ich bezradność wobec duchowej biedy ich parafian… Stawiane
pytania – po co ja tu jestem? I odpowiedzi – przecież Ty Panie umarłeś i dla
nich… Ty wiesz po co tu jestem…
To stało się we mnie znów źródłem przemyśleń dotyczących najgłębszego sensu
mojego życia… Kiedy patrzę na ich pracę, ich zaangażowanie, ubóstwo, gorliwość,
na potrzeby, którym starali się sprostać… Myślę sobie o swoim życiu, które dziś
wiąże się z wypełnianiem różnych kwitów, chodzeniem na różne spotkania, bieganiem
wokół spraw banalnych… Oczywiście taki jest moment mojego życia… Tu tez
postawił mnie Pan. Jestem tego pewien… Ale rozmawiam od wczoraj z Nim na
poważnie… A gdybyś Panie Boże zechciał czego innego??? Czegoś, co mi się dziś w
głowie wcale nie mieści? Tak na przykład – jedź na koniec świata, żyj bez
prądu, bez samochodu, bez bieżącej wody, bez przyjaciół, bez… Jestem gotów? Dla
Ewangelii? Dla mojego Jezusa??? To też przypomina mi o upływającym czasie…
Życie mija. I na ile ono jest owocne, twórcze? A przede wszystkim na ile służy
Boże sprawie? Bo tylko w tym jest jego sens…
Szczególnie dziś to słyszę, kiedy Słowo bardzo jasno wspomina o misji… A ja
należę do zakonu misyjnego… Wszak Franciszek jeden cały rozdział Reguły misjom
i misjonarzom poświęcił. Czy wystarczy powiedzieć – tu i teraz, dziś jest moja
misja? A może trzeba wejść jeszcze w głębiej w słuchanie… Może trzeba podjąć
jeszcze jakieś większe ryzyko… Może trzeba się okazać szalonym… Nawet we
własnych oczach… Czekam. Ufam, że On przemówi…
A dziś od rana trwamy na warsztatach dla małżonków i rodzin, które
zorganizowaliśmy w naszej parafii. Ponad 20 par, które w serdecznej atmosferze
zdobywają wiedze i doświadczenie. „Dlaczego moje dziecko mnie nie słucha?” To
temat… Mam nadzieję, że owocnie spędzimy ten dzień…
Błogosławieni Ojcowie - Zbigniew i Michał, są mi szczególnie bliscy, ponieważ mój proboszcz studiował z o. Jarosławem - przełożonym Wspólnoty w Peru, a sam o. Jarosław głosił u nas rekolekcje. Historia życia Ojców towarzyszyła mi więc od lat i stopniowo zmieniał sie mój sposób jej odbioru. Jako dziecko bałam się i nie rozumiałam dlaczego giną ludzie, którzy kochają Pana Boga i czynią dobro. Teraz, jako człowiek dorosły i powiedzmy, mający tyle lat, co Ojcowie, gdy zginęli, zastanawiam się, co ja bym po sobie zostawiła, gdyby przyszło mi odejść. Stawiam też sobie pytania o sens życia i tak naprawdę modlę się o jedno - żebym mogła być dobrym człowiekiem...
OdpowiedzUsuń