zdj:flickr/Flickred!/Lic CC
(Mt 11,28-30)
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy
i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje
jest słodkie, a moje brzemię lekkie.
Mili Moi…
Jakoś tak w ostatnich dwóch wpisach umknęła mi ważna rocznica… Czwartego
grudnia stuknęło mi jedenaście lat ślubów wieczystych… Nie do wiary…. Każdy rok
przybliża mnie do wieczystego przebywania z Bogiem. A zaczyna się ono już tu…
Mam należeć do Niego całkowicie… Do nikogo i niczego innego… Mam nadzieję, że
idę w dobrym kierunku…
A wczoraj kolejne muzyczne marzenie zrealizowane… Wieczorny koncert w
Ridgefield. Na scenie Kenny G (na zdjęciu). A właściwie i na scenie i na widowni… Taki show…
Ale co ten człowiek wyprawia z saksofonem… Prawdziwy wirtuoz. Niesamowicie dużo
dobrej, muzycznej energii. Dobre towarzystwo. Sporo starych przebojów.
Oczywiście nie obyło się bez ciekawostki. Poczułem się wczoraj jak
chrześcijanin pierwszych wieków. Byłem oczywiście w habicie. Podszedł do mnie
pan z obsługi. Czarny garnitur, pełen profesjonalizm. Konspiracyjnym szeptem poprosił
mnie, żebym pobłogosławił mu różaniec, który równie konspiracyjnym ruchem
wsunął mi w rękę. Powiedział, że pracuje i zgłosi się po niego za chwilę. Gdy
podszedł kolejnym razem, odebrał różaniec i poprosił, żebym i jemu
pobłogosławił, bo od niedawna dopiero się modli na różańcu i jest tym bardzo
przejęty… Jak dobrze być księdzem…
A dziś rano przybyła do mnie pani redaktor z lokalnej katolickiej gazety, aby
przeprowadzić ze mną wywiad… Maglowała mnie dziewięćdziesiąt minut. A jaki jest
twój ulubiony obraz Chrystusa? A kto miał największy wpływ na twoją wiarę? A co
najbardziej cenisz w życiu zakonnym? A którego świętego zaprosiłbyś na lunch? I
wiele innych pytań… Na ile zrozumiała, co do niej mówiłem, okaże się, kiedy
przeczytam gazetę.
A potem wybrałem się zakupić gitarę. Od roku gram na pożyczonej, która
zaszwankowała ostatnio poważnie, więc postanowiłem wreszcie zainwestować w
sprzęt. Zabrałem eksperta i pojechaliśmy… Pewnie szybciej kupiłbym dom.
Spędziliśmy w sklepie trzy godziny. Ale wyszedłem z pięknym, nowym
instrumentem. Będę mógł wrócić do niedzielnych „homilii gitarowych”.
Wracając do pierwszej myśli, o przynależności do Pana, o której przypominają mi
złożone jedenaście lat temu śluby, muszę dodać jeszcze słowo o pełnej
zależności. Dzisiejsze Słowo przekonuje mnie, że w życiu chrześcijanina „im
gorzej, tym lepiej”. Dlaczego? Bo wówczas wszystkiego możemy spodziewać się od
Boga. I to dosłownie wszystkiego. Zwłaszcza tego, czego sami sobie nie możemy
dać, ani czego sami nie możemy stworzyć. A On przecież nie pozwoli nam zginąć,
ale udzieli nam tego wszystkiego, czego rzeczywiście potrzebujemy. I zwykle
właśnie w takich sytuacjach, kiedy jest nam gorzej, doskonale widzimy czego tak
naprawdę nam potrzeba. Okazuje się, że to w istocie niewiele… Pokrzepienie,
którego źródłem jest Pan, może zastąpić wszystkie sztucznie rozdmuchane
pragnienia, których zrealizowanie nadal pozostawia pustkę w sercu… On jest… A
Jego jarzmo lekkie...
"W życiu chrześcijanina im gorzej, tym lepiej" - doświadczyłam tego ! Z perspektywy czasu widzę, że trudne doświadczenia były łaską i ukazały mi, co jest najważniejsze
OdpowiedzUsuń