zdj:flickr/Mike Schmid/Lic CC
(Łk 3,10-18)
Pytały go tłumy: Cóż więc mamy czynić? On im odpowiadał: Kto ma dwie suknie,
niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni.
Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: Nauczycielu, co
mamy czynić? On im odpowiadał: Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam
wyznaczono. Pytali go też i żołnierze: A my, co mamy czynić? On im odpowiadał:
Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na
swoim żołdzie. Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w
sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: Ja
was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien
rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma
On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do
spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym. Wiele też innych napomnień
dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.
Mili Moi…
Piękna niedziela. Również dlatego, że mogłem słuchać. To dobrze robi mojej
wierze. A zaczęliśmy dziś rekolekcje, więc czas słuchania w pełni. Sprawowałem
poranną Mszę, po której natychmiast wsiadłem w
samochód i pojechałem do Westa Haven, na uniwersytet, gdzie w niedzielne
poranki pan Kazimierz prowadzi polską rozgłośnię radiową. W zacnym gronie
rozprawialiśmy dziś o najcenniejszych prezentach bożonarodzeniowych. Rzecz
jasna moja obecność miała podkreślać duchowy wymiar świąt. Mam nadzieję, że on
wybrzmiał…
Po powrocie kolejna Msza Święta, a po niej nieco odpoczynku. No i popołudniowe
ćwiczenia… Bo w zdrowym ciele, zdrowe ciele. :) To taki nowy świat, który, jak już
wspominałem, odkrywam. Na razie sprawia mi sporo przyjemności, choć niestety
zabiera również sporo czasu. Ale zdrowy rozsądek podpowiada, że to czas
właściwie zainwestowany. A dzisiejszy wieczór? Chyba spędzimy go z „Księgami
Jakubowymi” pani Tokarczuk. Lektura zadana w naszym klubie książki. Choć jej
grubość sprawia, że chyba tylko najwytrwalsi czytelnicy po nią sięgną. Może
będę jednym z nich…
Tymczasem Słowo, zwłaszcza w wydaniu Jana, jest bardzo zdecydowane i konkretne.
Nasz rekolekcjonista, który jest dla nas takim Janem Chrzcicielem na te dni,
ukazał je dziś w całej prostocie i oczywistości. Jeśli Jan mówi – oddaj drugiemu
suknię, jeśli masz dwie, to mówi ni mniej ni więcej, tylko daj połowę tego, co
posiadasz… Skok na kasę? Nie… Dowód wiary w Boga, który się troszczy… Nasz
Adwent ma być również czasem pytania siebie samych o naszą wiarę. Jaka ona
jest? Czy w ogóle jest? Bo jeśli tak, to czy stać mnie na to, żeby zaufać tak
mojemu Bogu, żeby zainwestować połowę tego, co mam w najuboższych, którzy nie
mają? To jest konkret. Tu kończą się wszelkie rozważania teoretyczne i
deklaracje. Słowa nic nie znaczą, jeśli nie są poparte czynami…. Na nic zda się
również łagodzenie radykalizmu tej Janowej rady. Ona brzmi tak, jak brzmi. Daj połowę… No i mamy
problem. Bo to nie tak, że nie wierzymy w Boga, ale wcale nie mamy ochoty
oddawać połowy. Ja mogę dać 3%, albo nawet 5%, ale 50%? Nikt mi nie będzie
drenował kieszeni. Nawet Bóg.
A On tam siedzi w niebiesiech i uśmiecha się do tych naszych rozterek. Bo
myślę, że Jego ulubionym zajęciem jest zaglądanie wraz z katolikami do ich
kieszeni, kiedy stają przed Nim po śmierci. One są zawsze i nieodmiennie puste.
A oni są zawsze tak samo zaskoczeni. A Pan Bóg? Pozwala im pewnie zajrzeć do
swojej kieszeni, do której za życia
nigdy nie zaglądali. I dziwią się jeszcze bardziej… Bo nasz Bóg jest
bogaty i uwielbia się dzielić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz