wtorek, 8 grudnia 2015

czekam na niebo...

zdj:flickr/Tommy Clark/Lic CC
(Łk 5,17-26)
Pewnego dnia, gdy Jezus nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób go przynieść, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę rzekł: Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy. Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić. Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga? Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy powiedzieć: Wstań i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do sparaliżowanego: Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu! I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga. Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj.

Mili Moi…
Od dziś dyscyplina… Zmieniłem godzinę wstawania… Z 4.30 na 4.00. :) Stwierdziłem, że poranki to jedyna pora dnia, w której jest szansa, na zrobienie czegokolwiek, na jakiekolwiek pisanie… Prawdopodobnie spać będę chodził po Dobranocce, :) ale co tam… Bylebym na własnych kazaniach nie zasypiał, to może jakoś damy radę..

Wczoraj po południu wizyta proboszczowska na „Mikołaju” organizowanym przez klub Biały Orzeł. To takie polskie miejsce w naszym mieście. Nie było to jednak wydarzenie szczególnie radosne z powodu bardzo małej frekwencji. Ale za to radość dzieciaków z otrzymanych prezentów – jak zawsze bezcenna. A wieczorem jeszcze konsultacje prawne w kwestiach umów o pracę… No bo teraz jestem pracodawcą… Co to się porobiło… Umowy, płace, urlopy… A ja w tym wszystkim niczym dziecko we mgle…

A dziś wycieczka z proboszczem seniorem do Clifton. Spożyliśmy lunch urodzinowy z jedną z tamtejszych sióstr i naszymi braćmi tam pracującymi. Dużo dobrych rozmów, serdecznych chwil… Potrzebujemy tego. Ja jakoś szczególnie w ostatnich dniach, bo świat ludzi ostatnio znów mnie zdziwił… Może taki mój los – po prostu się dziwić. I nie rozumieć… 

Ale lekarstwem na moje smutki jest dzisiejsza Ewangelia… I tych czterech ludzi, którzy przypominają mi o przyjaciołach niosących mnie w codzienności. Nie ma ich wielu (tych też było tylko czterech), ale są za to cierpliwymi tragarzami i mają w sercu wiele miłości… Do dwojga z nich wczoraj zadzwoniłem, bo jakoś bardzo potrzebowałem CZŁOWIEKA. I chłonąłem ich świat. Świat, w którym zawsze jest dla mnie miejsce. To mnie urzeka. Bo właśnie za nimi widzę Jezusa, który się do mnie zbliża i patrząc na ICH miłość i dobroć, dotyka mojego paraliżu… Sama świadomość, że oni tam gdzieś są i że poniosą mnie zawsze, daje mi dużo adwentowej nadziei… Czekam na niebo. Oni są jego zwiastunami…

1 komentarz:

  1. Przypomniała mi się pewna praktyka modlitwy, której dobrodziejstwa doświadczyłam. Polega ona na tym, że 4 osoby przez 9 dni modlą się Koronką do Bożego Miłosierdzia w określonej intencji. Ach, wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń