sobota, 8 lutego 2014

płyniemy, czy tyko dryfujemy???


zdj:flickr/neilalderney123/Lic CC
Mili Moi...
No i jak się wczoraj zaczęło, tak dziś się skończyło... Mówię o zapale do pracy. Dziś ani jednej stroniczki nie przeczytałem. A zaczęło sie od rana. Bo pospałem do siódmej. Za długo... Cały plan dnia wówczas się przesuwa, a dodatkowo ja takie długie spanie zawsze przypłacam bólem głowy. Musze prochy łykać... A jak wstaję o piątej, to jak skowronek... Co za dziwadło :) I tak jakoś się ten dzień przekulał, sam nie wiem jak...

 Ale to mi znakomicie rozszerza poranną medytację. Bo podobnie jak zapał do pracy, tak inne kwestie przetaczają się w moim życiu falami. I pewnie nie jestem tak całkiem niezwykłym przypadkiem w tej kwestii. Dziś Apostołowie wracają z wyprawy misyjnej, opowiadają Jezusowi co się działo, On ich wysyła na odpoczynek, ale kiedy tylko się nieco oddalają, tłum natychmiast podąża w tę samą stronę i nawet już na nich czeka. Podejrzewam, że ich mina musiała być nie całkiem wyraźna, kiedy wysiedli z łodzi i zobaczyli tłum ludzi wpatrzonych w nich z nadzieją. Zastanawiałem się dziś, czy widzieli to samo, co Jezus. Czy widzieli ludzi, którzy są złaknieni Słowa i łaski? Czy zobaczyli zagubionych, szukających mocnych i stabilnych punktów odniesienia dla swojego życia? Czy może raczej intruzów, natrętów, interesantów???

 Czy na tej fali radosnej służby byli gotowi płynąć dalej, czy naprawdę oczekiwali chwili odpoczynku i wcale nie byli zadowoleni z tej "popularności", którą napotykali? Może pragnęli przez chwilę podryfować... Myślę sobie, że to wzruszenie, którego doznał Jezus, a które zmuszało Go do natychmiastowego zaspokojenia potrzeb tych tłumów, było jakąś wielką lekcją dla uczniów. Nawet jeśli planujemy odpoczynek, to... czasem musimy zmodyfikować nasze plany.

Falowanie jest pewnie rzeczą ludzką. Trudno trwać nieustannie na jednym poziomie zaangażowania i trudno, żeby był to nieustannie poziom wysoki. Widzę po sobie, że są takie okresy w moim życiu, kiedy nie mogłem się doczekać podjęcia jakiejś konkretnej i wyczerpującej pracy. Tak było choćby w Irlandii, kiedy zakres moich obowiązków był tak maleńki, że myślałem sobie - no umrę z nudów... Nie pomagało szukanie sobie zajęć dodatkowych. Wciąż było mi mało. Kiedy wróciłem z Irlandii, wszedłem w działalność powołaniową. Nieustannie w drodze, z poduszką w samochodzie, czasem śpiąc na parkingach... Jak ja czasem tęskniłem za tą moją Irlandią :) (oczywiście nie tylko dla jej walorów wypoczynkowych). A teraz jestem studentem... I aż piszczę za posługa duszpasterską. Rozmarzyłem się dziś... Te tłumy... Gdyby tylko czekały na mnie każdego dnia - jestem gotów :) Ale na razie nie czekają... Choć od dłuższego już czasu słyszę w sercu głos Jezusa - dość już odpoczywałeś... Wierzę, że ten głos skonkretyzuj się w postaci jakichś Jego propozycji...

 Niemniej falowanie falowaniem... Najważniejsze, że płyniemy wciąż do przodu kierując się latarnią morską, która wysyła na zmianę dwa sygnały - "Jezus" i "człowiek". Tych znaków nie chcę tracić z oczu. Czy w szalonym zapale, czy podczas odpoczynku... Płyniemy... Nie czas na dryfowanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz