zdj:flickr/Cath in Dorset/Lic CC
(Łk 4,24-30)
Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.
Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo
pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód
panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do
owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka
Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te
słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili
Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane,
aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Mili Moi…
Dziś przełomowy
dzień w moim remoncie… Łóżko wylądowało w nowym pokoju… Pierwsza noc na nowym
miejscu nadchodzi… Ale nie byłoby to możliwe bez dobrych ludzi, przyjaciół,
którzy pojechali ze mną po meble, pomogli wybrać, poskręcali, poustawiali (dzięki
M i M)… Nie byłoby tam tak przyjemnie, gdyby nie dwie urocze niewiasty (dzięki
E i A), które wpadły dziś niczym powiew świeżego powietrza w nasz męski,
klasztorny świat i dokonały prawdziwych cudów jeśli chodzi o porządki. Staramy
się, ale jak to chłopy… Połowy rzeczy nie widzimy. A tak czysto jak dziś, to
już dawno u nas nie było… Ludzie są niezwykli… Tacy dobrzy dla nas… Porusza
mnie to zawsze na nowo… I rodzi ogromną wdzięczność.
Poza tym mnóstwo zajęć
związanych z administrowaniem… Papiery, spotkania, plany, kwestionariusze. A w
tym tygodniu jeszcze… cztery kolędy. To nasze, amerykańskie tempo… Ale żadnych
przeszkód nie ma, żeby dom poświęcić o każdej porze roku. W sobotę zaś mamy
niezwykłą uroczystość w parafii. Siedemdziesiąta rocznica ślubu. Czujecie to?
Przepiękne świadectwo wspólnej drogi… Dziś miałem spotkanie z jubilatami. Piękni
ludzie. Poprosili, żebym odprawił im mszę w ornacie, który ufundowali na swoją
pięćdziesiątą rocznicę… Takie jedno małe marzenie, a poza tym żadnych oczekiwań…
A nad Słowem dziś
myślę o granicach… Tych, które stawiamy Panu Bogu. Bo On przecież nie może
wykraczać poza konwencję. Mamy tak pięknie uporządkowany świat. Bóg kocha tylko
katolików, tylko pośród nich może się objawiać i to tylko w sposób, do którego
są przyzwyczajeni. Jeśli Pan Bóg zdecydowałby się zrobić coś niezwyczajnego,
albo (aż strach pomyśleć) pozwoliłby sobie na wizytę u protestantów… Albo, co
gorsza, pomyliłby się, i u katolików zadziałałby „po protestancku”… Ojoj…
Trzeba by Go chyba upomnieć… Ale, że nie wypada, to najlepiej pozłościć się na
tych, którzy byli tego świadkami. A może lepiej – pominąć milczeniem, nie wspominać,
jako pewien wstydliwy fakt, który przecież nie miał żadnego znaczenia…
Czy nie tak
zachowali się dzisiejsi słuchacze Jezusa? Wszak wszyscy znali historię Eliasza
i Elizeusza. Wszak wszyscy wiedzieli, że Bóg w ich osobach zachował się mocno
niekonwencjonalnie. Wszak czuli wyraźnie, że był to wyłom w ich ściśle
ułożonym, logicznym, ograniczonym świecie. Ale woleli nie pamiętać. Woleli
przemilczeć. A Jezus ośmielił się im przypomnieć… Że nie mają monopolu na Boga.
Że On jest wolny. I może zburzyć ustalony porządek. W tak banalny sposób –
objawiając się poganom. Kochając ich tak samo mocno. Zbawiając ich (o, to
musiało zabrzmieć dramatycznie w uszach pobożnego Izraelity).
Myślę, że wielu
katolików doświadcza dziś podobnego dramatu. Bo Bóg wymyka się znanym
schematom, przekracza granice, burzy porządek. Objawia się niepobożnym, kocha
protestantów, uzdrawia niewierzących, działa po swojemu… Co za „straszny”,
nieprzewidywalny Bóg… Nasz Bóg…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz