wtorek, 1 marca 2016

nieprzewidywalny...

zdj:flickr/Cath in Dorset/Lic CC
(Łk 4,24-30)
Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.


Mili Moi…
Dziś przełomowy dzień w moim remoncie… Łóżko wylądowało w nowym pokoju… Pierwsza noc na nowym miejscu nadchodzi… Ale nie byłoby to możliwe bez dobrych ludzi, przyjaciół, którzy pojechali ze mną po meble, pomogli wybrać, poskręcali, poustawiali (dzięki M i M)… Nie byłoby tam tak przyjemnie, gdyby nie dwie urocze niewiasty (dzięki E i A), które wpadły dziś niczym powiew świeżego powietrza w nasz męski, klasztorny świat i dokonały prawdziwych cudów jeśli chodzi o porządki. Staramy się, ale jak to chłopy… Połowy rzeczy nie widzimy. A tak czysto jak dziś, to już dawno u nas nie było… Ludzie są niezwykli… Tacy dobrzy dla nas… Porusza mnie to zawsze na nowo… I rodzi ogromną wdzięczność.

Poza tym mnóstwo zajęć związanych z administrowaniem… Papiery, spotkania, plany, kwestionariusze. A w tym tygodniu jeszcze… cztery kolędy. To nasze, amerykańskie tempo… Ale żadnych przeszkód nie ma, żeby dom poświęcić o każdej porze roku. W sobotę zaś mamy niezwykłą uroczystość w parafii. Siedemdziesiąta rocznica ślubu. Czujecie to? Przepiękne świadectwo wspólnej drogi… Dziś miałem spotkanie z jubilatami. Piękni ludzie. Poprosili, żebym odprawił im mszę w ornacie, który ufundowali na swoją pięćdziesiątą rocznicę… Takie jedno małe marzenie, a poza tym żadnych oczekiwań…

A nad Słowem dziś myślę o granicach… Tych, które stawiamy Panu Bogu. Bo On przecież nie może wykraczać poza konwencję. Mamy tak pięknie uporządkowany świat. Bóg kocha tylko katolików, tylko pośród nich może się objawiać i to tylko w sposób, do którego są przyzwyczajeni. Jeśli Pan Bóg zdecydowałby się zrobić coś niezwyczajnego, albo (aż strach pomyśleć) pozwoliłby sobie na wizytę u protestantów… Albo, co gorsza, pomyliłby się, i u katolików zadziałałby „po protestancku”… Ojoj… Trzeba by Go chyba upomnieć… Ale, że nie wypada, to najlepiej pozłościć się na tych, którzy byli tego świadkami. A może lepiej – pominąć milczeniem, nie wspominać, jako pewien wstydliwy fakt, który przecież nie miał żadnego znaczenia…

Czy nie tak zachowali się dzisiejsi słuchacze Jezusa? Wszak wszyscy znali historię Eliasza i Elizeusza. Wszak wszyscy wiedzieli, że Bóg w ich osobach zachował się mocno niekonwencjonalnie. Wszak czuli wyraźnie, że był to wyłom w ich ściśle ułożonym, logicznym, ograniczonym świecie. Ale woleli nie pamiętać. Woleli przemilczeć. A Jezus ośmielił się im przypomnieć… Że nie mają monopolu na Boga. Że On jest wolny. I może zburzyć ustalony porządek. W tak banalny sposób – objawiając się poganom. Kochając ich tak samo mocno. Zbawiając ich (o, to musiało zabrzmieć dramatycznie w uszach pobożnego Izraelity).

Myślę, że wielu katolików doświadcza dziś podobnego dramatu. Bo Bóg wymyka się znanym schematom, przekracza granice, burzy porządek. Objawia się niepobożnym, kocha protestantów, uzdrawia niewierzących, działa po swojemu… Co za „straszny”, nieprzewidywalny Bóg… Nasz Bóg…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz